[media]https://pre00.deviantart.net/d5a7/th/pre/i/2009/122/3/a/the_flea___planetary_freighter_by_swithdrawn.jpg[/media]
Arkanianin podszedł do fotela i obejrzał go dokładnie. Słyszał że niektóre, bardziej paranoidalne osoby potrafiły zaminować własny statek na wypadek kradzieży. Gdy nie znalazł niczego niepokojącego usiadł ciężko na miejscu kapitana i wyszukał w kokpicie kontrolę drzwi. Zatrzasnął wszystkie wejścia, uruchomił zamki magnetyczne i znalazł miejsce na kartę startową. Włożył ją w slot i czekał na reakcję statku.
Minęło kilka sekund i podświetlił się jeden z przycisków obok miejsca na kartę. Sol go wcisnął i kokpit ożył. Razem z nim uruchomił się droid.
- JK7 gotowy do służby szefie - odezwał się cienkim, przesterowanym głosem. - Gdzie... O jejku - wyraził szczere zdumienie - Kim pan jest? Czyżbym znów zmienił właściciela?
- Na to wygląda. - odparł arkanianin
- Mówią mi Cisza, twojego poprzedniego właściciela spotkał wypadek, ktoś wrzucił do pomieszczenia w którym był granat. Jest to dla ciebie problemem?
- Cóż, raczej tak! Zanim przyzwyczaję się do pana upodobań moje usługi będą na niższym niż chciałbym poziomie! - droid był naprawdę zasmucony takim obrotem spraw. - W związku z tym chciałbym przeprowadzić pełną diagnostykę systemów, a pana właściciela poproszę o wypełnienie tej ankiety, żeby przyspieszyć wdrożenie obsługi - podsunął mu mały terminal, na którym był formularz do wypełnienia. Wyglądało na to, że miał ponad dwa tysiące stron.
Sol odebrał terminal i odłożył go na bok.
- Niestety nie mamy czasu ani na jedno, ani na drugie. Przeprowadź tylko pobieżną diagnostykę żeby zobaczyć czy to cudo raczy wystartować i lecimy. Jakaś broń na pokładzie? - spytał droida.
- Szkoda... - krótko skomentował niechęć Sola do wypełnienia ankiety. - Jeśli chodzi o broń, to niestety ale bomby kasetowe nie zostały zamontowane. Dopiero na jutro planowana jest... była ta modernizacja.
W międzyczasie silniki się włączyły i zaczęły cicho mruczeć. W jednej sekundzie przykuło to uwagę wszystkich magazynierów.
- W naszym kierunku zmierzają kolejni pasażerowie - uprzejmie zauważył JK7. - Proszę ich poinformować o konieczności zapięcia pasów w trakcie startu.
- Są dorośli, powinni sami to wiedzieć. - odciął się Sol i położył dłonie na drążkach sterowniczych. Powoli zwiększył ciąg silników, póki statek nie oderwał się od ziemi
- Uruchom tarcze. - poinstruował droida.
- Zamknąć śluzę wejścia! - droid nacisnął odpowiedni przycisk. - Ups! Ktoś tam stał. Panie właścicielu - mówił rzeczowym tonem, gdy wylatywali z magazynu, a podmuch silników przewrócił kilku magazynierów - trzeba będzie posprzątać i zamówić nowy czujnik, żeby uniknąć takich nieszczęśliwych wypadków.
- Jasne. Jak tylko spieprzymy z tej planety w jednym kawałku to kupię wszystkie ulepszenia jakie sobie życzysz. I do statku i do twoich obwodów jeśli czegoś potrzebujesz. - obiecał.
- Na planecie jest jeszcze kilku moich znajomych których trzeba zebrać, ale są otoczeni działkami plot. Otworzą na nas ogień, czy statek jest zakodowany jako "swój"? - dopytał droida.
- Nie znam odpowiedzi na to pytanie panie właścicielu - odparł. - Myślę jednak, że będzie problem wylądować gdziekolwiek oprócz wyznaczonych lądowisk. Przepisy zabraniają.
- Sprawdź czy mamy działające działa. - poinstruował droida.
- I nie będziemy lądować, zatrzymamy się z metr nad ziemią. - odparł i obrócił statek w kierunku w którym byli mandosi.
- Jak tylko działa plot wejdą w zasięg masz je rozpieprzyć, jasne?
- Tak jest panie właścicielu - droid nie stawiał żadnych przeszkód.
Wznieśli się na kilkadziesiąt metrów. Od tarcz frachtowca odbijały się bolty z broni ręcznej magazynierów i oddziału najemników nadbiegających od strony bitwy.
Powoli, gdyż manewrowanie w takiej gęstości powietrza było dla statku dużym wyzwaniem, dolecieli nad toczącą się bitwę.
Mandalorianie, choć było ich raptem jedna trzecia początkowego stanu, masakrowali właśnie wpuszczony w pułapkę odział szturmowy najemników Czerwonych. JK7 wykorzystując uzbrojenie frachtowca strzelił do pierwszego z dział przeciwlotniczych. Pierwszy pocisk rozbił tarcze, drugi zniszczył wieżyczkę. Drugie działo okazało się być już zniszczone wcześniej. Mandalorianie nie próżnowali.
- Cześć, ktoś zamawiał taxi? - rzucił przez komunikator do mandosów i zaczął powoli zniżać lot, równocześnie wypatrując innych zagrożeń. Gdy zniżył się wystarczająco by jego towarzysze dosięgnęli wejścia otworzył śluzę
- Ruchy panowie.
Gdy Mandalorianie pakowali się w zaskakującym tempie na pokład Sol starał się przebić wzrokiem gęstą atmosferę Mustafar. Widoczność w tych warunkach sięgała ledwo kilkudziesięciu metrów, nie mógł więc sobie pozwolić na wyluzowanie. Mimo że misja się powiodła i zadali dewastujacy cios Kraytowi, wciąż byli w poważnym niebezpieczeństwie. Starczyło jedno pominięte działo przeciwlotnicze, jeden niezauważony krążownik i nie będzie czego po nich zbierać.
Z drugiej strony… Czy byłoby takie złe? Wreszcie mógłby odpocząć. Nikt nie siedziałby mu nad głową, nie musiałby dymać z jednego krańca galaktyki na drugi, zwyczajnie by przestał istnieć. A co było potem? Nie miało to większego znaczenia, stwierdził potrząsając głową. Zresztą dużo życia mu i tak nie zostało. Codziennie rano budził się i pierwsza rzecz którą robił to szczał krwią. Jego ciało, stworzone dzięki wysiłkowi inżynierii genetycznej się przeterminowało. Jedynym wyjściem była zmiana w pół maszynę, wymiana wszystkiego co mógł na stal i elektronikę. Nie był pewien czy cieszy go ten prospekt.
Arkanianin odgonił niepotrzebne myśli i poprawił chwyt na drążkach sterowniczych swojego statku w oczekiwaniu na informację od dowódcy oddziału naziemnego że mogli lecieć.