Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2018, 02:36   #36
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Ludzie zaczęli wstawać od stołu. Mały gwar połączony z zamieszaniem wystarczył aby Tomas niczym karykatura upiora przybrana w ludzkie szaty znalazł się tuż nad Walerią. Verbena nie mogła wiedzieć jak komicznie wygląda chuda, ponura postać wysokiego jegomościa, a na jej tle jej własna osoba jakże mikrych rozmiarów. Eutanatos nachylił się nad nią, lekko strasząc. I chyba zmieszał się, gdyż tego nie planował.
- Musimy porozmawiać.
Waleria skinęła głową w milczeniu, słuchała.
- Na zewnątrz. Jeśli masz tutaj jeszcze jakieś sprawy, poczekam.
Eutanatos odszedł w kierunku drzwi czekając na Verbenę. Waleria poszła za Tomasem nie oglądając się na nikogo.

&&&

Mistrz Einar zaczął powoli dreptać w stronę wirtualnej adeptki. Mervi już wcześniej zaczęła oczekiwać dość niecierpliwie końca, więc gdy tylko Einar ruszył z miejsca, wirtualna adeptka szybko schowała swój sprzęt do torby. Nie czekała aż hermetyk dodrepcze w jej pobliże. Ona po prostu wyprzedziła go w zamiarze podejścia... choć z jej milczenia wynikało, że nie wie co teraz.
- Mervi… zatem… - Einar zaczerpnął powietrza, spojrzał w sufit - dalej mamy nasze małe memento?
Technomantka poczuła się w tej chwili bardzo spięta. Zupełnie nie wiedziała co naprawdę się dzieje...
- Skąd... my... dlaczego... - wycisnęła z siebie w końcu nieskładnie.
- Wyjdźmy na zewnątrz - stanowczo, spokojnie zaproponował Einar i nie czekając na dokładniejszą odpowiedź, po prostu, w ojcowskim objęciu pod rękę, wyprowadził wirtualną adeptkę na teren zielony podlegający parafii. Tam pozwolił jej trochę ochłonąć.

&&&

Jonathan rozmawiał o czymś z Hannah kiedy zbliżył się do nich Iwan. Chyba wymieniali uprzejmości. Patrick zaś ruszył za Iwanem, czekając grzecznie na okazję by wtrącić kilka słów od siebie.
- Chciałbym tylko rzec… - rzekł z ciepłym uśmiechem do mnicha, gdy zauważył okazję, do słów pocieszenia..- … że jest mi przykro z powodu tych konfliktów przy stole, ale zanim machina zacznie sprawnie pracować to tryby muszą się dotrzeć.
Klaus podążył za Patrickiem. Skinął głową Iwanowi kiedy zwrócił na nich uwagę.
- Przykro mi, że musiałem wziąć hausty jako zakładniki, ale musiałem tez zadbać o dobro mojej tradycji.
- Sądzę, że gdyby Synom Eteru faktycznie zależało na tego typu możliwościach, wiedziałbym o tym w Edynburgu - oschle odpowiedział Iwan.
- Jestem z Belfastu… nie mam żadnych więzi ze Szkotami. Prawie żadnych... - odparł żartobliwie Healy.
- A ja z Rosji… i obecnie cerkiew mienia nie lubit - w trochę łagodniejszym tonie odpowiedział zakonnik.
- Chyba wszyscy tutaj są na swój sposób… niechciani we własnej okolicy - Jonathan przelotnie spojrzał na Patricka, acz na tyle długo aby ten zauważył.

&&&

Zatrzymali się tuż przed drzwiami. Tomas niedbale oparł się o ścianę.
- Walerio. Mogłabyś na przyszłość konsultować ze mną swe kontakty ze spokrewnionymi? Może nie dość precyzyjnie wyraziłem się przy naszym pierwszym spotkaniu, ale posiadam pewną, sądzę, iż większą, wiedzę o ich społeczeństwie. Nie zwykłem o tym mówić nazbyt powszechnie bo są to informacje z natury niebezpieczne - wyjaśnił chłodno. Chwilę jeszcze lustrował twarz przebudzonej zimnym spojrzeniem jakby czegoś szukał.
- Dodatkowo… Dlaczego tak późno raczyłaś poinformować resztą o sojuszu z Sabatem? Proszę, nie opowiadaj mi o przysługach. Dzięki wsparciu Inkwizytora utrzymałem więź z jednym z nieumarłych na tyle długo, iż wiem co oni konkretnie o tym myślą. A myślą, że jesteśmy w dupie.
- Tomasie myślę że widziałeś na własne oczy, że sytuacja była dynamiczna i trudna do okiełznania. Prawda, nie mam wiedzy o wampirach, jeśli ty zaś posiadasz taką wiedzę wina jest i twoja. Nie wsparłeś mnie wówczas swoją mądrością, nie dałeś mi żadnej porady, nie udałeś się ze mną do Dzika. Być może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. Zrobiłam to co wydawało mi się w tamtej chwili najlepszym rozwiązaniem dla zachowania nas przy życiu. Jeśli chodzi o resztę, ja zgodziłam się tylko na pakt o nieagresji, nie odpowiadam za co obiecują sobie po tym wampiry. Odpowiadam za swe słowa nie zaś za nadawane im przez innych interpretacje. Mówisz że wampiry myślą, że jesteśmy w dupie… cóż poczekamy zobaczymy. Myślę że nas nie doceniają.

Tomas przysłuchiwał się wypowiedzi przebudzonej z mieszaniną upiornej ciekawości, uwagi oraz jakby pewnego zniesmaczenia. Dwa razy kiwnął głową, chyba bardziej aby ukryć zdziwienie niż faktycznie potakując.
- Sądzę, że nie ma potrzeby abyś się akurat mnie tłumaczyła. Widziałem co widziałem, słyszałem co słyszałem, wnioski mam własne. Proszę tylko, postaraj się więcej nie wywoływać podobnych problemów. - Eutanatos odsunął się od ściany i wracając do budynku, skłonił się lekko Walerii. - Dziękuję.

- Postaram się nie dać się porwać w najbliższym czasie - odpowiedziała Waleria, po chwili zaś dodała - jeśli mamy uniknąć kłopotów poproszę o korepetycje o spokrewnionych. Wszak wiedza jest najskuteczniejszą tarczą chroniącą przed problemami.
Tomas wysłuchał słów kobiety bardziej z grzeczności i bez słowa zniknął za drzwiami. Co utwierdziło tylko ją w przekonaniu, że ma do czynienia z dupkiem. Również odeszła kierując się w stronę najsympatyczniejszej osoby na całym zgromadzeniu.

&&&

- Cóż… Lillehammer to raczej nie jest szczyt marzeń maga jakiejkolwiek tradycji. - odparł ze śmiechem Irlandczyk.
- Moim był - uśmiechnął się Jonathan - a i sądzę, że mistrza Iwana nikt tu siłą nie ściągał.
Duchowny tylko uśmiechnął się.
- Ja osobiście… nie mam nic przeciwko miejscu. Takie dziewicze tereny. Jesteśmy nieco jak pionierzy na dzikim zachodzie i… - tu spojrzał na znajdującego się w pobliżu inkwizytora.- … Musimy polegać bardziej na dyplomacji niż sile. Przynajmniej dopóki sami tej siły nie mamy.

- Jak dla mnie ogólne korzystanie z siły jest nie na miejscu. Już wystarczy, że nasza droga hemofilka zaczęła wciągać nas w wampirzą politykę. - bąknął Niemiec - Wchodzenie na wojenny szlak raczej nie jest na miejscu.
- Jest takie powiedzenie - niespodziewanie zaczęła Hannah - mądry przedyskutuje, głupi zacznie bić. Prawdziwy problem zaczyna się, gdy druga strona jest tym głupim.
- Poza tym to wampirza polityka zaczyna wciągać nas. Owszem może i pogadali na końcu, ale nie porywa się kogoś tylko dla samej rozmowy. Gadać zaczęli, gdy im się plan posypał. - ocenił Irlandczyk.
- W tym mieście od kontaktu ze spokrewnionymi nie uciekniemy - ocenił Jonathan. Drugi mistrz w milczeniu mu przytaknął.
- Świetnie… miałem nadzieję, że tak daleko od… czegokolwiek będziemy bezpieczni przed większą różnorodnością supernaturalnych… a tu wampiry, technokracja, wilkołaki, jakieś coś co nawet nie wiem do jakiego wora wrzucić. - Klaus westchnął - Jeżeli zaczniemy z nimi taniec, może na tym ucierpieć lokalna populacja.
- Mimo tego co zaszło podczas podróży, nie obawiałbym się tutaj zbytnio Unii - odpowiedział Jonathan - o wilkołakach natomiast nic…
- Nie czytałem nigdzie, aby występowały w okolicy - dokończył Iwan - natomiast warto sprawdzić, dla pewności. To jednak dość powszechna grupa nadnaturalnych istot. Szczególnie na północy.
- Mimo wszystko… widziałem raz wojnę między tymi dwiema społecznościami wampirów… jak bawią się sami jest brzydko… trudno mi sobie wyobrazić jak to wygląda, kiedy magowie się w to wtrącają… - Klaus pogłaskał się po karku - Słyszałem, że Hermetyci kiedy toczyli otwartą wojnę z jedną grupą wampirów, ale nigdy nie zagłębiałem się bardziej.
- Będą się bawić w wojnę i bez nas… więc brzydko będzie tak i siak. - wzruszył ramionami Patrick wykładając swoją filozofię. - Lepiej być języczkiem u wagi w takiej sytuacji.
- Stare, rzymskie powiedzenie mówi: chcesz pokoju, szykuj się do wojny - powiedział Gerard podchodząc bliżej. - Mistrzu Iwanie, czy znajdziecie chwilę na kilka słów na osobności?
- Ja z chęcią pomogę przy badaniach owego miejsca w którym wyczułeś tą dziwną istotę. Acz muszę od razu zaznaczyć, że żaden ze mnie uczony i liczę się bardziej jako wsparcie w razie kłopotów. I pomoc przy Rękawicy i Umbrze. - zaoferował się Patrick zwracając się do Gerarda.
Inkwizytor skinął głową z delikatnym uśmiechem.
- Każda pomoc jest ważna, a szczera chęć często jest cenniejsza niż umiejętności.
Po tych słowach Gerard znów zerknął wyczekująco na Iwana. I właśnie w tym momencie zauważył stojącego za zakonnikiem posępnego stracha na wróble w postaci Tomasa. Zimne, nieco zamyślone i melancholijne oblicze eutanatosa wyrażało jednocześnie zaciekawienie poprzez zmarszczone brwi. Ciekawe od jak dawna ich słuchał.
- Oczywiście, przepraszam - Iwan skłonił się lekko zgromadzonym i ruszył wraz z Gerardem na spacer.

&&&

Widać było, że gdy nadszedł moment na rozmowę, Mervi ciężko sobie radziła z napięciem spowodowanym sytuacją. Dłuższą chwilę zajęło jej sklejenie pytania, które miałoby jakikolwiek sens.
- Więc... - spojrzała uważniej na Einara - My się znamy...? Znaczy... Skąd? Znaczy... Wcześniej niż... Sprzed kilku dni...
- Po walce trafiłaś pod moją opiekę. Wraz z Mistrzem Urielem… leczyliśmy ciało i umysł. Bardziej umysł.
- ...jakiej walce...? - zapytała skołowana dziewczyna.
- Nie pamiętasz też tego? - Hermetyk zasępił się. - Może… ustalmy na początek ile wiesz.
Technomantka wzięła głębszy oddech, czując jak już zaczyna się spinać w sobie.
- Byłam zaskoczona wtedy... w wieży... Nie pamiętam nic związanego z twoją osobą... ale... Nie tylko to jest problemem. - zaczerpnęła kolejny dłuższy oddech - Od czterech miesięcy staram się... zebrać informacje... o sobie. Bo pamięć... Ona... - spojrzała w ziemię - Nieumiejętnie została sformatowana. Wyczyszczona. Zostały foldery... Przegródki.

Hermetyk westchnął ciężko. Wzrokiem poszukał ławki na której mógłby się oprzeć. Z trudem usiadł proponując to samo kobiecie. Był smutny i chyba… zawstydzony. Tak, wstydził się czegoś. Jakaś hańba malowała się na obliczu starego maga.
- Przepraszam… tylko tyle mogliśmy. Myślałem… liczyliśmy, że naprawy będą permanentne. Nie podejrzewałem aż takiego stopnia regresji.
Pauza. Mag dał zabrzmieć swoim słowom.
- Odbyłaś bardzo ważny pojedynek w cyfrowej sieci. Niestety, na skutek kontrataku twych przeciwników, uszkodzony został umysł. Do Wieży dostarczono mi Cię przez Dantego. Tak, tego Dantego. On również postarał się o asystę mistrza Uriela. Oczywiście nie osobiście - smutny uśmiech przeszedł przez twarz Einara.
- Moja mała Mervi, gdy cię dostaliśmy, byłaś kompletnym warzywem. Wybacz dosadność, może tego nauczyłem się od ciebie, więcej bezpośredniości. Ale leczyliśmy twoją jaźń. Prawdę mówiąc, bardziej ją odbudowaliśmy. Bardzo pomógł nam w tym Glitch. Masz bardzo silnego i mądrego Avatara dziewczyno. To dzięki jego świadomości, temu co przechowywał, tego co był w stanie oddać, można było bez problemu odbudować twoją świadomość i podświadomość. Problemem były wspomnienia. Wyższe ja, pamiątki przeżyć, emocji, to co nas kształtuje. Mieliśmy tego skutki, twój charakter z najlepszego źródła - samej ciebie. Ale wspomnienia? Przywróciliśmy je wysoką magyą czasu. Porównaj to do tworzenia nowej wersji poprzez porównywania kolejnych przyszłych wersji wzorca umysłu. Sama rozumiesz jak bardzo trudne to było. Liczyłem się z powrotem. Bo widzisz, my bezpośrednio nie budowaliśmy wspomnień, a raczej… same zasady działania umysłu i jego interakcji w sferze czasu robiły to za nas. Tak było uczciwej i pewniej. Czemu wspomnień nie udostępniał nam Glitch? Na początku też mnie to dziwiło. Ale teraz już wiem, że nie ma zwyczaju przejmować się takimi detalami.
Mervi początkowo jedynie patrzyła na Einara w sposób, w jaki patrzy ktoś nie dający wiary w historię. Usiadła (a raczej opadła) na ławkę obok hermetyka i uśmiechając się nerwowo odezwała się zbyt spokojnie, aby ten spokój nie był fałszywy.
- Jaki pojedynek? Z kim? - nerwowo zaciskała palce - Kim jest Mistrz Uriel?

&&&

Tymczasem Jonathan podjął wątek.
- Bardzo mnie cieszy, że nie wiecie więcej, Klaus… mogę tak mówić, prawda? To jedna z mniej chronionych tajemnic Porządku. W zasadzie to pół-tajemnica. Mimo wszystko, tajemnica - mag uśmiechnął się.
- Co oznacza, iż jestem na waszej liście do odstrzału - lekko niezdarnie zażartował Tomas.
Klaus wzruszył ramionami.
- Ta informacja przykuła moją uwagę, ponieważ stała w zaprzeczeniu z standardowymi procedurami co do "Spokrewnionych". Mój mentor tłumaczył, że współistniejemy na zasadzie: "Ty rób swoje, ja robię swoje".
- Strach… - pociągnął Tomas - ...utrudnia badania. Nie tylko nad spokrewnionymi. Nad cyklem, nad śmiercią, nad duchami niespokojnych zmarłych. Tylko, że jest to strach bardzo uzasadniony. To są bardzo niebezpieczne tematy. My płacimy za to cenę pewnego ostracyzmu w Radzie oraz naszego szkolenie. Większość marabutów wymaga mniejszej lub większej formy ascezy. Ogólnie gromadzenie dóbr doczesnych ponad miarę nie jest u nas zachwalane - spokojnie wyjaśnił Tomas.

- Osobiście dla mnie to trochę martwy temat… przepraszam. - delikatnie prychnął Eteryta - Największe zainteresowanie Spokrewnionymi miałem dwa lata temu, kiedy odkryłem, że jest coś Mistycznego w świetle słonecznym. Zwykłe promieniowanie elektromagnetyczne, mimikujące charakterystyki słonecznego, nie ma na nich wpływu. Jednak poszukiwanie… chętnych obiektów do badań okazało się niemożliwe, zatem porzuciłem badania.
Patrick zaś wycofał się rakiem pozostawiając rozmówców samym sobie i ruszył ku Verbenie. Mechanicles mógł nie cierpieć tej tradycji ( jako awatar powiązany z technologią i rozwojem nie lubił natury z zasady) ale Patrick nie podzielał jego poglądów. Wymiana zdań między Klausem a Tommy’m była może ciekawa, ale Irlandczyk wolał ciekawsze tematy. Toteż, gdy przyuważył Walerię ruszył w jej kierunku pozostawiając resztę magów zagłębionych w ich dysputy.

&&&

- Z Technokracją. Dokładnie… nie znam szczegółów. Dante przekazał mi tylko, iż wykradłaś im bardzo ważne dane. Piekielnie ważne. Pościg przerodził się w bitwę. Przepalenie… tak to nazywacie? Przepalenie po walce dosięgło sektory… - staruszek sięgał pamięcią, a i może magyą w głąb siebie - 751, 752, 753, 760, 780 do 821. Ostatecznie wygrałaś. Dante bardzo żałował, że nie może być to wiedza powszechna. Bardzo zadbał, aby ślady po tym zostały zatarte. Inaczej byłabyś wrogiem publicznym numer jeden. Co do Uriela… Jeden z najlepszych mistrzów umysłu oraz czasu jakich znam. Niemal arcymag. Gdy odzyskałaś pełnię świadomości, jeszcze dwa tygodnie spędził z nami w Wieży.

Uśmiech Mervi poszerzył się.
- To... Nie, to niemożliwe. - postarała się dać siłę głosowi - Nic takiego się nie stało. Walka z Technokracją w liczbie mnogiej, którą jednak wygrałam w pewnym sensie? Przepalone Sektory? Dante? Mądry Glitch? - zadrżała lekko z nerwów - Nie zdarzyło się.
Einar nic nie odpowiedział. Chyba spodziewał się wyparcia. Po prostu w milczeniu spoglądał na gwiazdy.
- Nie mogło się zdarzyć. - Mervi spojrzała na swoje dłonie - Bo to nie jest prawda. Nic takiego nie miało miejsca. Na pewno. Przecież to bez sensu. - uniosła spojrzenie na gwiazdy - Nie ma dowodów.
Einar nie odrywał wzroku od nieboskłonu. Odpowiedział cicho.
- Gdy sobie to przemyślisz, jestem do dyspozycji. Powiedz mi tylko… jak głęboka była regresja? Nic z Wieży nie pamiętasz?
- Nic...
- odruchem położyła dłoń na dłoni Einara szukając ukojenia nerwów.
Hermetyk nakrył dwiema dłońmi jej dłoń. Były zimne jak to u starców mających problemy z krążeniem. Patrzył w niebo.
- Będzie dobrze.

Mervi milczała długo. Uśmiech zniknął jej z twarzy, która zastygła w otępiałym stanie. Spuściła wzrok na kolana, wyraźnie walcząc sama ze sobą i próbując przetrawić wszystko, czego się dowiedziała. Zdawało się, iż całą noc pozostanie tak, ale w końcu nie wytrzymała napięcia.
~ Ty cholero! - wręcz wykrzyczała w myślach - Wiedziałeś. Ukrywałeś. Nigdy cię nic nie obchodzi! Nie chcesz nawet pomóc przywrócić moich wspomnień! - chciała, aby ta litania wściekłości dosięgnęła samego jądra istoty Glitcha. Lekko pociemniało jej w oczach. Bruk falował. Zadarła głowę w górę. Gwiazdy były kwadratowe. Jak piksele słabego wyświetlacza. Na niebie malował się jeden symbol.
Dwie przewrócone ósemki. Jedna pod drugą. Pomiędzy nimi kreska. Dzielenie. Nieskończoność przez nieskończoność. Symbol niezdefiniowany. Kryje się pod nim dowolna wartość. W tej postaci… bezużyteczny.
Symbol możliwości.
~ Oboje czegoś chcemy. - pomyślała wciąż patrząc na symbol na nieboskłonie - Ty chcesz bym odrzuciła narkotyk. Ja chcę odzyskać wspomnienia. - przymrużyła oczy - Oddaj mi wspomnienia, to zwalczę uzależnienie.
Piksele ułożyły się w kolejny wzór. Suma dwóch zbiorów pustych.
- To bez sensu... - odezwała się w końcu na głos - Nie odzyskam siebie. Możliwie i nie jestem tym, kim byłam, taka sama... a nie umiem określić tego. - skuliła się. Gwiazdy przybrały swój zwyczajny kształt. Usłyszała tylko głos przypominający zmontowane sylaby z wielu starych nagrań.

^Jesteś tym który jest. Jestem który jest.
JESTEŚMY TYMI KTÓRZY .%

Mervi uśmiechnęła się kącikiem ust, ale nie był to uśmiech czystej radości. Spojrzała na siedzącego obok Einara.
- Czy... nie zapomnę już nic więcej? Na pewno? - zapytała hermetyka.
- Z dużą dozą pewności mogę powiedzieć, że nie. Jednak trudno dać mi gwarancję - Einar mocno zacisnął usta.
- Kiedy... Jak dawno temu Dante pojawił się ze mną w wieży? I jak dawno was opuściłam?
- Około dwa lata temu. Wieża posiada własny dryf czasowy więc różnice rzędu kilku miesięcy na plus lub na minus są całkiem możliwe.
- Więc ile zajęło postawienie mnie na nogi? - Mervi wyglądała na rozbitą.
- Około tysiąca cykli czasu zero, w tym czasie Wieża wahała się między czasem pierwszego rzędu, a drugiego.

Dziewczyna była szczerze zaskoczona słowami Einara. Nie tyle co faktem ilości czasu, jaki zajęło leczenie, co z powodu użycia nomenklatury, której to użycie sugerowało posiadanie przez rozmówcę koniecznej wiedzy do zrozumienia przekazu. Oczywiście - Mervi rozumiała przekaz doskonale.
- Czyli... wiesz o mnie więcej niż sądziłam. - odparła, nie będąc pewna czy to ją cieszy, czy martwi - Ale odejmując czas leczenia, wciąż pozostawia to grubo ponad rok... całkowitego braku... pamięci. Byłam tyle w wieży?
- Nie aż tyle - staruszek uśmiechnął się delikatnie - ale dość długo. Na tyle, iż daliśmy radę się poznać. Uczniów też znałaś. Nowe dziury w pamięci mogą wynikać ze specyficznego efektu regresji. Za część przeszłości przyszło ci zapłacić fragmentem teraźniejszości. Znany efekt. Nie sądziłem tylko, że będzie taki… jednolity. Mistrz Uriel twierdzi, że raczej przez pewien czas możesz mieć problemy z pamięcią, taką zwyczajną. Tak długa wyrwa po uzdrowieniu… Nie wiem. Możliwe, dość pechowe - hermetyk posmutniał.

Mervi zamknęła na chwilę oczy. Musiała myśleć trzeźwo, nie poddać się emocjom. Wiedziała, że prawdopodobnie nie będzie to możliwe na dłuższy okres, ale... co jej pozostało?
Ciężko też znosiła myśl o tym, iż znała uczniów... a oni znali ją... Czy wszystko inaczej by się potoczyło, gdyby wtedy pamiętała?
- Jest coś jeszcze... - zaczęła niepewnie, nie patrząc nawet w stronę Einara, tylko skupiając wzrok na swoich dłoniach - Chciałam... Próbowałam sobie poradzić, ale... - poczuła jakby w gardle miała gulę - Nie umiem powiedzieć kiedy... tak dokładniej... zaczęło się to, jednak... - nerwowo poruszała palcami - ...trwa do dziś. Sądzę, że przez to też... z Glitchem jest ciężko dogadać się... Ale tak jestem spokojna. - mówiła nieskładnie.
- Spokojnie, dziecino - Einar cichym, acz silnym głosem jakby delikatnie zaklął rzeczywistość uspokajając kobietę. Magyą bez magyi. Po prostu sobą.
- Nie musisz wszystkiego… od razu. Przemyśl wszystko, zastanów się, a my wrócimy do tej rozmowy potem, może mniej dramaturgicznie, przy ciastku i kawie.
Mervi pokiwała powoli głową. Z jednej strony stres odszedł, gdy tylko odsunęła się od niej rozmowa o uzależnieniu. Z drugiej... miała i tak prędzej czy później nastąpić.
- Czy Dante coś jeszcze mówił po oddaniu mnie...? - zapytała cicho.
Einar pokręcił głową przecząco.
- Ja... - westchnęła i przetarła oczy, jednak nie ze zmęczenia fizycznego - ...przemyślę wszystko... ułożę jakoś sobie... - spojrzała na Einara - Na razie tu posiedzę trochę... i tak na Patricka czekam... Inne sprawy, rozmowy... Załatwię pewnie jutro... Jak się otrząsnę. - w ostatnim zdaniu brakowało "mam nadzieję", które po prostu pozostało nieme.

&&&

Drobna Verbena mogła dość szybko dostrzec zbliżającego się Syna Eteru. Patrick bowiem miał sylwetkę świadczącą o… zamiłowaniu do ćwiczeń fizycznych na siłowni. A choć nie był tak mocarny jak niedźwiedź Adam, to wiele miał z rysia… gibki, muskularny… leniwy i oszczędny w ruchach. Jak to kot. Ale w każdym geście, kryła się uśpiona groźba. Jedynie uśmiech… szeroki i szczery bardziej pasował do dzieciaka niż do drapieżnika.
- Co za narada… nieprawdaż? - rzekł na początek w ramach przełamywania lodów.- Co sama sądzisz o tej całej sytuacji z wampirami? Skoro cię napadli to z pewnością mieli jakiś powód.

- Zapewne masz rację, zgodnie z mą wiedzą spokrewnieni niewiele rzeczy czynią bez powodu. Niestety na razie nie udało mi się ustalić jaki była ich prawdziwa intencja, ale pracuję nad tym
- odpowiedziała spokojnym tonem, przynajmniej on jej nie linczował.. poczuła więc do niego sympatię. - prawdę mówiąc nie wiem o nich zbyt wiele i jestem w trakcie nadrabiania braków w edukacji. Wydaje mi się jednak że oni naprawdę obawiają się przebudzenia przedpotopowca, ale równie dobrze mogłam zostać zwiedzona. Najgorsze w tym jest to, obecni tu specjaliści, których wiedza większą nieporównywalnie większa od mojej ograniczają się do krytyki zamiast szukać rozwiązania problemu… swoją drogą dobry pomysł z wykrywaniem kwintesencji. Można zapytać jak działa twoja maszyna - Waleria zawsze była ciekawska.
- Moja…? Aaaa… to… - rzekł zaskoczony Patrick i sięgnąwszy do kieszeni zaczął od razu skręcać kolejną zabawkę.- Wiesz.. trudno to wytłumaczyć. Nie jestem kujo… ner… naukowcem jak Klaus czy Mervi. Szalony Szkot określał mnie dzikim talentem. Jak mam problem do rozwiązania, to instynktownie składam potencjalnie przydatne narzędzie. O tak… nie bardzo zastanawiam się dlaczego działa.
Gotowy kolejny czujnik dał Walerii.- Ogólnie musi mieć w sobie wszystko co reprezentuje moją więź ze sferami, żeby działało.
Waleria wzięła przedmiot do ręki i zaczęła mu się przyglądać, od różnych stron. Mechanizm w dziwny sposób przypominał jej chłód lodu połączony ze wzorem na korze rosochatego dębu i był piękny i bardzo obcy dla jej paradygmatu. Verbena nie miała jednak najmniejszego pojęcia jak to działa. Delikatnym ruchem spróbowała poruszyć zębatkę…
- Jak to działa? - zapytała autentycznie zaciekawiona.
- Tak samo jak większość wynalazków ludzkości. Na prostackich zasadach.- odparł z uśmiechem. - Wiatr kręci wiatraczkiem, dioda świeci tak mocno jak kręci się wiatraczek. Tyle, że tym wiatrem jest kwintesencja. Jej przepływ. Jej ruch.

&&&

Jonathan spojrzał na Klausa z pewną dozą sympati.
- Ta właściwość nie tyczy tylko wampirów. Ludzie wiedzieli to od dawna. Światło jutrzni rozpędzało mary, upiory i inne potworności. Światło chroniło przed bestiami ciemności rozumianymi jako zło. Zdziwiłbyś się w ilu przypadkach jest to szczera prawda. Nawet jeśli nie rani, to jest po prostu nieprzyjemne. Wiele istot czuje do niego taką awersję jak my do zgnilizny. Mam nadzieję, że mogę mówić za wszystkich.
Hermetyk ukradkiem spojrzał na Tomasa. Po eutanatosie mały przytyk spłynął jak po kaczce. Może to był faktycznie tylko żart?
- Wątpię aby tyczyło się to zmiennokształtnych. - rzucił Eteryta - Poza tym kto określał te bestie jako złe?
- Nie sądzę aby zmiennokształtni z zasady byli źli w naszej moralności. Nie uważam również aby byli dobrzy. Tylko czy zło nie jest właśnie brakiem dobra? Jesteś naukowcem Klausie. Ciemność nie ma własnej substancji, jest tylko brakiem światła. To samo można powiedzieć o dowolnej cnocie. Ich brak rodzi groźne, negatywne konsekwencje
- wyjaśnił hermetyk.
- Mieszasz Naukę z filozofią mistrzu. - zauważył Eteryta - Dobro, zło, moralność jest bardzo skomplikowanym terenem z masywną "szarą strefą". Na przykładzie wampirów. Są to pasożyty, które nie muszą nikogo zabijać, aby przetrwać. Do takiego wniosku dotarłem bez ich badania, ponieważ gdyby każda osoba, na której się pożywią ginęła, lub zmieniała się w jednego z nich, nie byliby w stanie się ukryć. Czy z tego punktu widzenia są złe? Całościowo?
- Porządkowi Hermesa zajęło wieki aby udowodnić jednorodność nauki, etyki, filozofii czy nawet tego, co określa się współczesną fizyką
- z nieukrywaną dumą odpowiedział Jonathan, lecz bez atakującego tonu - jako młodsi bracia moglibyście wiele zaczerpnąć z naszych dawnych badań. Co do zła… zaraz wejdziemy z tematykę teodycei i nas ojciec Adam pogoni - stwierdził zerkając w stronę siedzącego przy stole mnicha. Ten wygląda trochę jakby drzemał.
- Wampiry… - delikatnie pociągnął temat Tomas - ...mają jakby uszkodzoną duszę. Oni nazywają to bestią. To dość daleko idący wniosek, lecz widziałbym w tym coś pokrewnego pierwotnemu, nephandycznemu wypaczeniu awatara, acz raczej słabszemu. Pytanie pozostaje na ile jest dla nich nadzieja. Tego nie wiem.
- Czy szatan może zostać zbawiony?
- Luźno zapytał Jonathan. Raczej nie oczekiwał odpowiedzi, a raczej pokazywał trudność całej sprawy.
- "Współczesna fizyka..." - eteryta wydawał się wymawiać te słowa z drobnym obrzydzeniem - Wybacz mistrzu, ale trendy Technokracji nie trzymają się mnie. - Klaus westchnął - A chce być zbawiony?
- O ile wiem… - hermetyk lekko zamyślił się - to interpretacja kopenhaska jest wielkim zwycięstwem waszej tradycji - uśmiechnął się lekko.
- Nie wiem. I chyba nie chcę wiedzieć - odniósł się do kwestii zbawienia.
- I technole mają ból głowy. - odparł z uśmiechem Klaus - Tak czy inaczej. Światło źle wpływa na wampiry… i upiory? Nie miałem zbytniego kontaktu z istotami Umbry, więc nie mam danych.
- Miałem na myśli raczej popularne znaczenie tych terminów, nie ścisłą nomenklaturę
- wyjaśnił hermetyk. Tomas milczał.

Klaus się przez chwilę zamyślił. - Und wenn du zum Umbra gehst…* - Eteryta pokręcił głową odganiając myśli - Przepraszam, czasem trudno mi kontrolować myśli… albo Avatara.
- Ich vergebe dir** - z uśmiechem odparł hermetyk.
- Skoro o "bestiach ciemności" mowa… - zaczął Klaus - Mistrzu czy udało ci się dokonać jakiś odkryć co do potworka, który mnie zaatakował we śnie? Czy może po prostu muszę przestać jeść ostre rzeczy przed snem?
- Tak… ale porozmawiamy o tym na osobności, w dogodnej chwili.
- Więc jeżeli będziemy mogli się spotkać jutro, to byłbym wdzięczny
- uśmiechnął się Klaus - Przepraszam teraz jeszcze mistrzu, ale chciałem jeszcze porozmawiać z Patrickiem i Mervi… - rozejrzał się - Gdzie jest nasz drogi spec od IT…?

* A gdyby zabrać do Umbry…
** Wybaczam ci


&&&

Inkwizytor z radością przyjął zimne powietrze jakie owiało mu twarz. Wziął kilka głębszych wdechów delektując się nim.
- Zgadzam się, że nie możemy tutaj umieścić naszego stałego miejsca spotkań. To zbyt ryzykowne. Nie dla nas, lecz dla rezydujących tutaj duchownych.
Po tych słowach zaplótł dłonie za plecami, przez co zdawał się poważniejszy i starszy niż był w rzeczywistości. W lewej pole marynarki pobłyskiwał wpięty srebrny krzyż otoczony napisem “Non nobis Domine, non nobis, sed nomini Tuo da gloriam!”. Stare przyzwyczajenie sprzed powołania.

- Dziękuję za wysunięcie propozycji mojej kandydatury. Cieszę się wiedząc, że znajdę w was oparcie. Niemniej jednak dobrze się stało, że nie zgodzili się z tym. Jako inkwizytor będę mieć dość obowiązków. Zwłaszcza - Gerard zawahał się sprawdzając czy Iwan go słucha - zwłaszcza w związku z Walerią. To młode, dzikie serce. Jej tradycja zawsze żyła na pograniczu tego co dopuszczalne, a co już nie. Chciałbym, żebyście wiedzieli, że ją obserwuję. Nie jest to to, co nasi bracia w pieśni nazywają postępowaniem Inkwizycyjnym, o nie. Daleki jestem od tego - powiedział spokojnie, choć wcale nie był tak daleki jak chciał, żeby Iwan myślał.

&&&

Klaus zobaczył Mervi kierującą się ku zgromadzeniu trzech magów. Mógł zastanawiać się jednak czy ona w ogóle zwróciła na nich uwagę, jako że wzrok miała utkwiony w ekranie tabletu, trzymanym przed sobą. Zatrzymała się przy grupie, jednak zdawało się, że była pochłonięta przesuwaniem palców po dotykowym ekranie.
- Angry Birds czy Clash of Clans? - rzucił Eteryta.
Mervi nawet nie zwróciła wzroku na Klausa, ale gdy tylko ten zaczął mówić, położyła wskazujący palec na ustach w geście uciszenia.
- Zaraz.
Odkleiła w końcu wzrok od wyświetlacza, ale nie po to, aby skupić się na Klausie. Stanęła bliżej Jonathana i wcisnęła mu w ręce tablet.
- Na ekranie wyświetlają się tabele przedstawiające możliwe zapotrzebowania finansowe na same urządzenia komunikacyjne dla członków Fundacji. Są one dość orientacyjne i nie przedstawiają ostatecznej sumy jaka ma być spożytkowana na składowe, ale chciałam przynajmniej przybliżyć sprawę nim oszacuję konkrety. Nie dziś, oczywiście. Każda z części tego pakietu fundacyjnego jest opisana jej możliwymi parametrami, do której przypisane są ceny. Poniżej znajdują się wykresy - przesunęła palcem w górę po ekranie - prezentujące możliwe zmiany tej kwoty zależnie od ustalonych zmiennych.
Ton Mervi był nad wyraz spokojny, zupełnie jakby z całych sił był trzymany w ryzach, aby nie wydał niechcianej nuty. Oczy jednak wyrażały nieobecne na spotkaniu wyczerpanie sił.
Klaus zamrugał kilka razy. Dawno nie widział Adepta który nie byłby: "Yolo swag, newb". Nie wiedział czemu, ale zaczął się bać.
- Mervi jak skończysz, chciałem coś obgadać z tobą i Patrickiem.

- Tak. -
technomantka... chyba... odpowiedziała Klausowi - Cena będzie też zapewne różna dla różnych osób. Inne potrzeby. - uniosła wzrok na Jonathana - Tak. Urządzenie dla Mistrza będzie wystarczająco zaawansowane, aby nie działać wstecz. Ani przyszłościowo. Potrzebuję tylko więcej danych o tym problemie. Pytania jakieś już na tym etapie?
Lekko zakłopotany Jonathan obejrzał dane z wyraźnym zaskoczeniem. Trwało kilka chwil nim się w nich pełni połapał.
- Możesz mi to wydrukować? Od razu z propozycją powiedzmy dwóch wariantów, podstawowego i nieco bardziej na wyrost. Jednakże… - hermetyk spojrzał na wirtualną adeptkę z jakąś formą goryczy - nie sądzę aby adept był w stanie przechytrzyć paradoks któremu nie podołał mistrz - uśmiechnął się delikatnie - poza tym nie przeszkadza mi to aż tak bardzo.
- Oczywiście wydrukuję, będzie w kilku wersjach.
- odparła Mervi. Nie wyglądała na urażoną w żaden sposób. Po prostu jakby na to w ogóle nie zwróciła uwagi - Nie myślę o przechytrzaniu. Ostatnio mowa była, że chodzi o problem z prostymi urządzeniami. To nie będzie proste. Warto spróbować... choćby dla dobra ogólnego kontaktu w Fundacji. - zabrała tablet. Przez chwilę milczała jakby zbierając myśli nim zapytała poważnie, patrząc teraz uważnie na Jonathana - Czy moglibyśmy porozmawiać sam na sam?
Jonathan spojrzał na zgromadzonych czy ktoś ma do niego sprawę. Klaus spokojnie kiwnął tylko głową i odsunął się ruszając w stronę Patricka, Tomas ruszył w stronę Hannah. Widząc wolne pole, Jonathan podjechał wózkiem na bok sali.

&&&

Obeszli już połowę placu. Inkwizytor postanowił kontynuować temat Klausa.
- Na naradzie zaproponowałem wciągnięcie Eteryty za zasłonę. Sam nie potrafię tego dokonać, ale wspólnymi siłami nie powinno to stanowić problemu. A chciałbym to przećwiczyć. Gdy rozmawialiśmy z wampirem Leifem to chciał on dostać się po coś za zasłonę. Myślę, że moglibyśmy go tam przeprowadzić, a we dwóch mielibyśmy przewagę, gdyby zaczął coś kombinować. A jego rodzaj zawsze coś kombinuje.
- Postaram się wysłać wam instrukcje, powiedzmy jutro, obejmujące wymagany zakres przygotowań czyniących wyprawę bezpieczniejszą.


&&&

Gdy oboje znaleźli się trochę dalej od innych, Mervi odezwała się troszkę zachwianym początkowo tonem głosu.
- Czy problemy, o których była mowa... wtedy z SMSem... Zdarzyły się kiedyś i... o ile mogę wiedzieć... - poprawiła się - ...na innym polu?
- Owszem - hermetyk uśmiechnął się - i nawet znam ich przyczyny, a tych jest wielu. Ale takimi szczegółami pozwól, iż nie będę się dzielił.
Nagle zmienił temat.
- Ładna narada po naradzie się nam tu zrobiła.
- Chyba tak...
- zerknęła na pozostałych w sali - Może to dobrze... - dodała bez pewności.
- Bardzo dobrze - stwierdził pewnie - mniej tu politykowania po naradach niż jestem przyzwyczajony. Ale to też dobrze.
- A narada była jedynie trochę irytująca.
- odparła powoli.
- Potraktuję to jako komplement.
Mervi nie umiała powstrzymać delikatnego uśmieszku wywołanego tymi słowami.
- Wydaje mi się, że wiele osób teraz zawiesi oko na członkini GreenPeace... Prawda, że sława ją doścignęła? - wykrzywiła usta w niechętnym grymasie.
Hermetyk wzruszył tylko ramionami.

- Dlaczego się tu znalazłam? - bez zapowiedzi i sprecyzowania zapytała hermetyka.
- Podejrzewam, że główną przyczyną jest przyjęcie przez ciebie oferty tworzenia nowej fundacji. Nie wiem jakiej innej odpowiedzi oczekujesz.
- Tak, zaproszenie wysłał mi Fireson i je przyjęłam. Wątpię jednak... bym była jedyną wirtualną dostępną i odpowiednią do tego celu. Proszę, nie mów mi tylko w ślepy traf.
- mruknęła - Nie wierzę w przypadki.
- A ja wiem, że istnieją
- luźno, acz trochę zaczepnie odparł hermetyk. - Poza tym, zauważ jedno. Chcieliśmy solidnie wykształconych magów. Ile takich osób zgodziłoby tutaj przyjechać? I ilu adeptów…. żyje. Trwa wojna wstąpienia, rada ją przegrywa. Jest to rzecz w materii której zgodziłem się całkowicie z mistrzem Iwanem, bierzemy najlepszych magów jakich tylko mamy do dyspozycji, a z problemami natury osobistej, dyscyplinarnej czy innej tego typu poradzimy sobie zarządzając nową fundacją. Dlatego jest tu aż tylu adeptów.
- Z czego najłatwiej było pozyskać technomantów? Nie żebym płakała...
- uśmiechnęła się lekko - ...ale jednak procent konkretny. Skoro więc technomantów jest tylu oraz eteryci dali małą fortunę, czemu nie otrzymali oni żadnego stanowiska w tej Fundacji wcześniej?
- Ponieważ praktycznie nie rozmawiałem z większym przedstawicielstwem Synów Eteru. Gromadzenie ludzi przebiegało bardziej kanałami osobistymi i to przez nie dotykało struktur danych tradycji, niż osobno. Ogólnie, z tymi haustami…
- mag nabrał powietrzą i ciężko westchnął - to było dla mnie spore zaskoczenie. Szczerze mówiąc, spodziewałbym się, że to mógł być sam mistrz Jacek lub mag podobnego kalibru zapewnił swej tradycji asa tutaj pomijając jakąkolwiek organizacje. Tak się czasem robi. Wiem co mówię, jestem z Porządku Hermesa - mrugnął jednym okiem.

Adeptka uśmiechnęła się lekko.
- W to akurat nie można wątpić. - westchnęła po chwili - Tak jak nie mogę wątpić, że pojawienie się statków Technokracji było czystym zbiegiem okoliczności. Nie mogli po prostu trafić na ślepo w odpowiedni moment, aby zaatakować.
- Bardzo cieszy mnie twój brak wątpliwości
- lekko zaironizował. Chyba nie do końca lubił taki sposób prowadzenia dyskusji.
Mervi spojrzała trochę zmieszana.
- Więc to źle, że z góry nie wątpię w sprawę z Technokracją czy z zapewnianiem asa swojej Tradycji? - zapytała lżejszym tonem, nie chcąc nastąpić na hermetyckość Jonathana.
- Nie mnie oceniać. Nie jestem sędzią - hermetyk delikatnie odniósł się do typowej roli pełnionej przez członków jego domu.
- W końcu tu jestem. - odruchowo spróbowała sobie przypomnieć wydarzenia, które sprowadziły na nią wydalenie z Kabały; bez większych sukcesów.
- Czy... - urwała na moment, po którym dopiero kontynuowała - Czy miałby Mistrz czas... chęć... dobrą wolę... do zbadania pewnego zawirowania czasu, które mnie... ogarnęło? Nie pytałam o problemy z czasem tylko ze względu na urządzenia…
- Po to tutaj jestem, aby mieć czas. W pewien sposób mamy tutaj cały czas wszechświata. Tylko niestety, nie ma go za dużo…
- hermetyk zamyślił się. Po chwili wyrwał się z tego stanu.
- Kiedy ci tylko odpowiada.
Mervi zamyśliła się.
- Sądzę, że... Nie, jutro może się nie udać... Pojutrze jest pewniejsze... Musiałabym obliczyć. - westchnęła - Dam znać po prostu. - zerknęła na hermetyka i dodała z lekkim uśmiechem - Ale raczej nie SMSem tym razem.
- Dobrze.

- Z ciekawości muszę zapytać... - Mervi postarała się w tej chwili odsunąć myśli od tego, czego dowiedziała się od Einara - Jak dobrze poznałeś osobę Firesona?
- Cóż, poznałem gdy byłem nastolatkiem, a on szanowanym, lekko siwiejącym magiem i wybitnym matematykiem
- poważnie odparł hermetyk - przez ten czas miałem okazję trochę z nim porozmawiać, wymienić doświadczenia, czy raczej je czerpać oraz trochę się poduczyć.
Mervi patrzyła w milczeniu na hermetyckiego mistrza, choć było widać, że w momencie gdy ten mówił o siwiejącym magu coś jej niekoniecznie było w smak.
- Powiedz, że robisz mnie w konia. - odparła niepocieszona.
Hermetyk spojrzał na nią poważnie. Przekręcił głowę na bok.
- Prrr… - uśmiechnął się serdecznie. - Będąc precyzyjnym, w klacz.
Technomantka nie wyglądała na rozbawioną tym, ale na pewno ulżyło jej trochę... choć po jej odpowiedzi można było wnosić inaczej.
- Faggot…
- Młoda damo, pomyliłaś domy. Ja wywodzę się z domu Quaestor, dom Pederastus został zniszczony w wojnie pomiędzy zakonem, a pewnymi umbralnymi istotami pod koniec wieku XVII.
- Właśnie poznałaś słynne hermetyckie poczucie humoru -
wtrącił wykorzystując chwilowy brak szybkiej riposty - uczą nas tego pierwsze lata terminowania - mrugnął.
- Szkoda, że nie uczą najwyraźniej, czego nie próbować w rozmowie z kobietą. - odparła uszczypliwie.
- Tego każdy hermetyk uczy się sam, na przepustce - Jonathan odpowiedział wesoło.
- To kiedy będzie twoja pierwsza? - zapytała z udawaną ciekawością.
- Rozmowa? Cóż, nie było ich zbyt wiele. Zawsze byłem człowiekiem czynu - Jonathan zrobił minę w stylu “wiesz o czym mówię” w dość komiczny, autoironicznym stylu.
- Na pewno tytanicznym czynem było pokonywanie krętych schodów wieży zanim dotarło się na dół. Na inne czyny na przepustce nie zostawało pewnie czasu. - wredny uśmieszek pojawił się na ustach Mervi.
- Wtedy jeszcze chodziłem - pozornie wesoło odparł hermetyk.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 28-08-2018 o 12:22.
Zell jest offline