Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2018, 12:13   #37
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
&&&

Waleria zaczęła poruszać maszynką mając nadzieję że mechanizm się uruchomi. Była podekscytowana jak dziecko które dostało nową zabawkę. Po dłuższej chwili uznała jednak że lepiej będzie jeśli ponosi Irlandczyk o pomoc.
- Jak to uruchomić? Myślisz że to zadziała w moich rękach?
- Złożyłem to więc… powinno zadziałać... teoretycznie. - zadumał się Patrick włączając przełącznik. I wiatraczek zaczął powolutku się kręcić, czasami szybciej czasami wolniej. I diodka świeciła.
- Za dużo magów, za dużo krochmalu w ich kołnierzykach, to wynik jest nierówny. - zamyślił się Patrick z żartobliwym uśmiechem na twarzy.

Waleria pokiwała w milczeniu głową tłumacząc sobie, że malutka maszyna jest głodnym stworzonkiem które jednocześnie widzi wiele źródeł pokarmu.
- Osiołkowi w żłobie dano - mruknęła po polsku, po czym kontynuowała już po angielsku - Myślę że Mervi może mieć rację… wyświetlacz ułatwiłby interpretację wyników… ale to tylko drobny update bardziej dla komfortu użytkowania niż prawdziwej potrzeby… jeszcze raz gratuluję pomysłu. Jak myślisz ile zajmą pracę nad prototypem?
- To zależy od tego jak dokładne wyniki mają być i na jakim terenie. Im więcej tym lepiej. Pewnie w postaci zwykłej siatki triangulacyjnej. Znaczy takiej z trójkątów. - wyjaśnił Patrick i podrapał się po głowie.- To trochę zależy od Mervi. Ja umiem zbudować czujniki, ale połączenie ich w sieć i skonfigurowanie z jakimś komputerem, napisanie do tego programu… to trochę nie moja działka. Ale skoro mamy wirtualną adeptkę… a wkrótce nawet dwójkę, to nie powinno być z tym problemu. Sam czujnik i jego dopracowanie to nie problem. Choć sam w moich urządzeniach nie używam elektroniki. Nie da się jej złożyć bez lutownicy, a to… bywa czasochłonne i wymaga precyzji. Na to nie ma czasu na polu walki.

&&&

Technomantka spojrzała oceniająco na wózek Jonathana.
- Oglądał Mistrz kiedyś program "Pimp My Ride"?
- Nie oglądam telewizji
- przyznał szczerze - Prawdę mówiąc więcej korzystam z Internetu. Wiem, może być to szok.
- Nie tak ogromny.
- dało się wyczuć jakąś małą nutkę dumy w powietrzu, gdy wypowiadała te słowa - Ja też nie oglądam telewizji... mam to samo w Internecie, a nawet lepsze. Youtube jest bogatą platformą. - uśmiechnęła się - Ale chodzi mi tylko o powiązanie. Tam jakieś odrzuty z exów były zmuszane do zrobienia cud maszyny, a przynajmniej tak wyglądającej, z jakiegoś złomiastego samochodu. To w sumie dało mi mały pomysł. - poklepała rant zagłówka wózka - Eterytów mamy, zrobią mainframe. Do tego dorzucę elektronikę... synchronizując wózek choćby z platformą komunikacyjną. Jest dużo możliwości. Oczywiście sam "telefon" także będzie, ale wbudowane oprogramowanie to wielki bonus. - spojrzała w stronę eterytow - Będą się cieszyć jak dzieci.
Mistrz zaśmiał się serdecznie.
- Może o tym pomyślimy. Do tej pory nie było mi potrzebne, a wręcz utrudniałoby poruszanie. Bywałem częstym gościem w dziedzinach dość alergicznie reagujących na technologię. Ale nie planuję teraz podróży od kiedy zmieniłem zakres obowiązków na tą fundację.
- Przecież to nie musi być jedyny posiadany wózek. Na takie prymitywne domeny eterycka brać też może coś skręcić.
- pokiwała głową - Teraz... powróćmy do mojego pytania, dobrze? Chcę posłuchać o Firesonie... tylko w trakcie będę się również zajmowała... zwierzaczkiem. Musi być mu smutno. - westchnęła, po czym wyciągnęła swoje Tamagotchi - Nie ma problemu?
- Jak już mówiłem… - hermetyk zatrzymał głos - ...chyba nie muszę powtarzać.

- Słyszałeś? - zwróciła się do Tamagotchi, naciskając jego trzy guziki w zrozumiałym sobie wzorze - Jednak pozostajemy sami z komputerami i wariującym Glitchem. - zerknęła na hermetyka - A już myślałam, że jestem podrywana.
- Mistrzem podrywu jest tutaj Tomas
- hermetyk odparł lekko.
- Nie mam danych, więc nie ocenię zdolności. - najwyraźniej adeptce nie przeszkadzało, iż mowa w tym momencie o eutanatosie - Pozwól mi popłakać w moje Tamagotchi, Mistrzu. - uśmiechnęła się mało radośnie - Za złamaną nadzieją. Dziękuję. - niespiesznie odsunęła się od Jonathana, zajmując się dalej zabawką.

&&&

- A czy wy egzarcho macie do mnie jakieś prośby? Sugestie? - delikatnie pochylił głowę, jak przystało na prezbitera. Choć w czasie narady Iwan powiedział wprost, że Inkwizytor może już na równych prawach tytułować również siebie egzarchą, to jednak do końca do Gerarda nie docierały te fakty. Może zawsze myślał, że gdy dostąpi tego zaszczytu to kogoś to obejdzie?
- Bardzo zaintrygowała mnie sprawa tej istoty o oczach burzy - delikatnie pociągnął temat.

Gerard zaczął od westchnienia, dając sobie czas na przygotowanie odpowiedzi.
- Postanowiłem poznać miasto, dlatego zdecydowałem się na spacer. Dlatego i dlatego, że mam drobny problem z samochodem. W każdym razie w pewnym momencie poczułem wszechogarniającą ciszę. I wtedy zadziałały instynkty. Mój anioł stróż pomógł mi ukryć moją tożsamość. Może to efekt szkolenia, a może Wszechmocny pokierował mym działaniem. W każdym razie ukryłem się bez udziału świadomości. Ta istota wyglądała jak starszy zaniedbany mężczyzna. Przy kości. W jego oczach zobaczyłem burzę. Taką pierwotną. Nie wiem skąd to skojarzenie w mojej głowie, ale odniosłem wrażenie, że ta burza była czymś przedwiecznym. Jakby sztorm z czasów przed potopem. Jego moc była przytłaczająca.
Powoli zbliżali się z powrotem do budynku w którym chwilę temu toczyła się narada.
- Leif, wampir z którym spotkaliśmy się wraz z Walerią, też się z tym zetknął. Jednak w jego wypadku moc przyjęła postać małej dziewczynki. Jeżeli to tylko jedna istota, to może zmieniać kształty. Jeżeli zaś jest ich więcej, to musimy dowiedzieć się ile, oraz czy mają wrogie zamiary.

Zatrzymali się przed drzwiami. Inkwizytor pochylił głowę:
- Walczyłem przeciw klanowi wampirów Cieni, zwą ich Lasombra. Walczyłem przeciw wilkołakom w Norwegii, zwali ich Pomiotami Fenrisa. Walczyłem przeciw niezliczonym magom, duchom czy innym bestiom… a jednak nigdy nie czułem się tak bezsilny w obecności czegokolwiek.
Słysząc ostatnie słowa Gerarda, Iwan zmierzył go przenikliwym, surowym spojrzeniem. Gdyby inkwizytor był uczniakiem, najpewniej skuliłby się od tego wzroku.
- Ja za to czułem się wiele razy bezsilny. I wyobraź sobie Gerardzie, iż bardzo cenię sobie to uczucie. To była dygresja. Rozumiem co chciałeś mi przekazać. Proponowałbym dokładnie zbadać sprawę. Być może opracować nową pieśń na podstawie Twych przeżyć, jeśli to możliwe. Jeśli ta istota jest potężna, a jednocześnie czuła na oświecone ja, pieśń tego typu byłaby przydatna.
Mnich uśmiechnął się lekko. Inkwizytor rozumiał, iż zakonnik raczej nie oczekuje pełnego studium nad rotą, a raczej porównania z istniejącymi metodami maskowania się, bo skoro ta zastosowania mimowolnie przez maga zdała egzamin raz, jest sprawdzona. Takich rzeczy na pewnym etapie nie było potrzeby sobie mówić.
Natomiast lekko przemówiła anielica, awatar Gerarda przez bardzo radosny śmiech. Widać była bardzo rozbawiona zaistniałą sytuacją z niepojętej przyczyny.
Pozostał król Ozjasz trędowaty aż do dnia swej śmierci, i mieszkał w domu odosobnienia, bo wykluczony został ze świątyni Pańskiej, podczas gdy Jotam, jego syn, zarządzał pałacem królewskim i sądził lud.
Skinął głową. W zasadzie rozbawiło go wtrącenie anielicy. Ozjasz, król Judy… Stwierdził, że w wolnej chwili będzie musiał przeczytać jeszcze raz Księgę Królewską, żeby zrozumieć żart swojego awatara.
- To już wszystko. Dziękuję, że zechcieliście ze mną porozmawiać. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze złapać naszą Wirtualną Adeptkę. Mam do niej pewną sprawę.
Otworzył drzwi do pomieszczenia i taktownie przepuścił starszego Chórzystę.

&&&

Waleria pokiwała w milczeniu głową. Po chwili spojrzała na resztę ekipy i zapytała
- Jak myślisz dogadamy się jakoś? Bo prawdę mówiąc czarno widzę sukces naszej misji jeśli jakoś się nie dogadamy między sobą…
- Cóż…
- Irlandczyk również rozejrzał się dookoła. - Z czasem pewnie będzie nam łatwiej. Pochodzimy z różnych miejsc i różnych Fundacji. Ryby wyjęte z różnych akwariów i wrzucone razem do jednego. Wiadomo że zacznie się od wyznaczania granic terytoriów.
- W sumie techniczni, bez urazy, mają przewagę liczebną, co sprawia że czuję się z lekka niekomfortowo
- powiedziała nerwowo przygryzając wargę, po chwili zaś dodała - W dużym akwenie silniejsze ryby jedzą te słabsze. Nasze tradycje nie słyną ze wzajemnej tolerancji i wsparcia. Obawiam się więc, że zamiast współpracy będziemy mieli niekończące się przepychanki, ku uciesze lokalnych wampirów. - Waleria to mówiąc sięgnęła do torebki.
- Lokalne wampiry same przepychają się mocniej niż my. My jeszcze nie rzucamy się sobie do gardeł, zresztą… oś konfliktu widzę gdzie indziej. Nie między technicznymi, a mistycznymi.- podrapał się po głowie Healy. I dodał wesoło.- Zresztą nie ma się co martwić. I tak sądziłem, że narada potoczy znacznie gorzej.

- Cóż. Prawdę powiedziawszy, ja spodziewałam się większej organizacji ale masz rację, zawsze mogło być gorzej.
- powiedziała bawiąc się kluczykami od samochodu i przemieściła się odrobinę w stronę pojazdu. - Mam pytanie, jeśli chciałbym się z skontaktować, w celu obgadania czegoś poza protokołem - mrugnęła okiem - mam dzwonić na numer który dostałam, czy preferujesz jakąś inną formę komunikacji?
- Telefon jest chyba najlepszym wyborem. Niby mam laptopa, ale zwykle jest wyłączony.
- potwierdził z uśmiechem Patrick. - Dzwoń kiedy chcesz. Jestem dostępny prawie całodobowo.
- Dzięki i wzajemnie
- odpowiedziała Wal - będę się niedługo zbierać muszę tylko zamienić dwa słowa z Mervi, masz zabezpieczony dojazd domu czy gdzieś Cię podrzucić?
- Mam swój samochód, prawie skończony… jeśli chodzi o naprawy. Ma jeszcze kilka luźnych części… ale ogólnie dojadę nim do domu. Nie martw się o mnie. To miejsce jest zdecydowanie bezpieczniejsze od Belfastu w którym mieszkałem. - odparł z uśmiechem Patrick.
- W takim razie do zobaczenia. - dodała verbena.

&&&

Gdy Guviere wszedł do sali szybko przeszukał pomieszczenia w poszukiwaniu blond adeptki.
Dopiero po drugim rzucie oka dojrzał ją siedzącą na podłodze i podszedł.
- Mervi Laajarianne? - powiedział przekręcając jej nazwisko. W zasadzie miał prawo, w końcu nie przedstawiła się gdy wszyscy to robili, a posiłkował się tylko informacjami jakie otrzymał o innych członkach Fundacji jeszcze przed spotkaniem.
Technomantka uniosła wzrok znad Tamagotchi, na którego ekranie właśnie wyświetlało się serduszko z pikseli obok dziwnego zwierzaka.
- Prawie dobrze. - odparła z poziomu podłogi.

- Mam prośbę. I przypuszczam, że jest… jesteś - wyraźnie zawahał się w kwestii tego jak zwracać się do dziewczyny. - Że jesteś odpowiednią osobą. Chodzi o popracowanie w systemach komputerowych ludzi.
- Mhm...
- mruknęła, na chwilę spoglądając na zabawkę - Mam ci pokazać jak otwierać Worda, czy to coś więcej?
Westchnął. Wiele razy stykał się z takim a nie innym podejściem ze strony tradycji takiej jak Wirtualni, czy Eteryci. Przysiadł obok opierając się o ścianę.
- Moja przykrywka, czyli praca w policji wiąże się z pewnymi obowiązkami. I pewnymi przywilejami. Takimi jak wynajęty samochód. A auta z wypożyczalni mają w sobie nadajniki GPS - spojrzał na dziewczynę a dokładnie na to jak zareaguje na takie słowo z ust Inkwizytora. - No i niekoniecznie dobrze dla mojej przykrywki byłoby gdyby ktoś zwrócił uwagę na to, że wampirzy mag rzucił wynajętym samochodem, a kolejne dni auto stoi w nielegalnej dziupli.
- Och.
- spojrzała poważnie - A więc chodzi o nielegalne sprawki? Chyba nie chcesz prosić mnie o jakieś nieautoryzowane modyfikacje czy, Kibo chroń, hacking?
- Myślałem, że w drugiej kolejności pomówimy o pomocy w uzyskaniu dostępu do miejskiego monitoringu. Ale to byłoby nielegalne
- przechylił głowę.

Mervi uczepiła Tamagotchi przy pasku spodni.
- Niegrzeczny Inkwizytor. - uśmiechnęła się z rozbawieniem - A będzie niebezpiecznie?
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem - odpowiedział szczerze. - Wydaje mi się, że nie powinno być. Ale zawsze lepiej się zabezpieczać. Zwłaszcza w pewnych nie do końca legalnych rzeczach.
- Czyli szansa jest...
- zastanowiła się... a przynajmniej tak mogło wynikać z milczenia - Czemu tak od razu nie mówiłeś? - spojrzała na Gerarda widocznie zadowolona - Kiedy i gdzie idziemy? Co robimy?
- Szczerze, to myślałem, że ty mi powiesz od czego trzeba zacząć. Ja, że tak powiem nie mam doświadczenia.
- Najszybciej będzie jeżeli zaczniemy od początku.
- wyciągnęła znany już tablet - Jak koordynaty miejsca postoju auta.
- Jeżeli podam adres, to wystarczy?
- wyjął telefon komórkowy. O dziwo smartfon i to nie z tych najstarszych - Mam też namiar na wypożyczalnię. To tam mają GPSa. W sensie odbiornik.
Wygrzebał adres dziupli jaki dostał od Adama Klausa i podał dziewczynie.
- Pracują tam wampiry? - zapytała, gdy zaznaczała miejsce na mapie wgranej na tablet - To Sabat, co?
- Wampiry nie pracują. Mają od tego ghuli. Nie zdziwiłbym się, gdyby wampir był właścicielem tego miejsca.
- Gdyby tam pracowały to nie byłaby najdziwniejsza rzecz jaką pojeby z Sabatu zrobiłyby.
- wzruszyła ramionami - Ale spać tam mogą w tej ich grupce. - zamilkła na chwilę - I wydaje ci się, że nie będzie nic niebezpiecznego? - uśmiechnęła się z niedowierzaniem - Zaczynam rozumieć czemu z Walerią łazisz...

- Wątpię, czy Sabat ma wpływy w wypożyczalni samochodów. A to tam chce usunąć ślady po moim małym “wypadku”. W dziupli Sabatu w zasadzie nie musisz nic robić. Jeszcze nie. A gdy przyjdzie czas, to będziesz mogła nawet wysadzić tamto miejsce, jeżeli uważasz, że to konieczne. Sprawa w którą chcę cię zaangażować nie powinna ocierać się o wampiry - powoli wyjaśniał, choć przywołanie imienia Walerii spowodowało, że zmrużył oczy.
- Czemu miałabym wysadzać cokolwiek? Jeżeli już to Patricka angażuj w wysadzanie. On lubi jak rzeczy wybuchają.
- na słowa o "dziupli Sabatu" jakaś niepokorna nuta pojawiła się w oczach wirtualnej - Więc... mam zmienić coś w oprogramowaniu i pamięci urządzenia, tak? Da się na odległość, jasne. O ile oczywiście GPS wciąż jest włączony... - zamyśliła się - Nawet mogłabym teraz spróbować…
- Gdyby ktoś wyłączył GPS to wypożyczalnia już by do mnie dzwoniła. Chodzi o sfałszowanie zapisanych danych. Mają wiele samochodów, wątpię, żeby ktoś obserwował go w tej chwili. Ale gdy go oddam, to mogą się zainteresować odczytami. Wolałbym, żeby myśleli, że stał pod moim mieszkaniem, a nie w zakładzie zajmującym się rozmontowywaniem i sprzedażą kradzionych samochodów.
- mówił spokojnie, po czym wstał.
- Pomyśl o tym jak wpiąć się do miejskiego monitoringu. Czy będę musiał podrzucić do centrali jakieś urządzenie, czy może masz inny pomysł. Pojutrze powinienem znaleźć dojście. Chyba, że masz jakiś pomysł jak inaczej się odwdzięczyć za czyszczenie kwestii nadajnika w moim aucie? - zapytał stojąc nad adeptką.
- A zdołałbyś coś zrobić, abym mogła sama pobawić się w ich serwerowni? Wiesz, jako technik do naprawy czy coś... Nie to, że nie ufam w twoje zdolności... - spojrzała z uśmiechem - ...ale nie ufam. Sama wolę sprawę załatwić. Co do odwdzięczenia się... - wzrok adeptki wyrażał pewne rozbawienie sytuacją - Do monitoringu podłączam się dla Fundacji, więc traktowanie tego jako zapłaty za usługę nie mającą nic wspólnego z nią jest mało opłacalne. W końcu z monitoringiem i tak działać będę... jak i ty powinieneś pomóc. Chyba. - wzruszyła ramionami - Ale co ja tam mogę wiedzieć. Jestem tylko nerdem. - co ciekawe, wirtualna nie wyglądała na urażoną w żaden sposób.

- No cóż, tak właśnie myślałem. No może gdzieś tam miałem nadzieję, że potraktujesz to jak darmową zabawę, no ale jak widać płonna była to nadzieja. Te twoje zabawki mają jakieś baterie, prawda? Ładowałaś je kiedyś kwintesencją? - Patrzył na nią w dół. - Spróbuję cię jakoś wciągnąć do tego monitoringu.
- Woah. Nie rozpędzajmy się tak. - uniosła dłonie w obronnym geście - Minąłeś kilka etapów znajomości ogierze... - spojrzała niepewnie - Chyba że określiłeś zabawkami moje komputery...
Obok rozmawiających przejechał akurat mistrz Jonathan zmierzający w kierunku chcącego opuścić kompleks, ojca Adama. Na moment na twarzy hermetyka pojawiła się dziwna, rozbawiona nuta.
- Tak… właśnie. Mówiłem o komputerach - dodał z uśmiechem Gerard.

- Cóż... - Mervi spojrzała z jakąś podejrzliwością - Nie, nie próbowałam ładować kwintesencją komputerów... Szczerze to nie widzę tego jako bezpieczne rozwiązanie dla sprzętu. - schowała tablet - Nie traktuję tego jako darmową zabawę z pewnych powodów. Muszę jeść, muszę mieć gdzie spać i na czym pracować, a do tego... Mam limitowany czas. Nawet nie wiesz jak wy wiele chcecie od swoich wywyższonych nerdów. - uśmiechnęła się ironicznie - Nie, nie marnuję czasu, bo te "zabawki" nie są dla mnie zabawkami. Nie marnuję nocy na farmieniu golda w jakimś MMO. - westchnęła lekko i dodała łagodniej - Nie chcę byś mi płacił teraz. Nie chcę byś mi pieniądze dawał. To przysługa za przysługę, która teraz mi niepotrzebna. Ale proszę... nie traktuj tego jako zwykłą zabawę dla mnie.
- Racz więc wybaczyć. Ma ignorancja wynika z niewiedzy na temat waszej tradycji. Cieszę się, że będę ją mógł poszerzyć dzięki naszej współpracy. I mam nadzieję, że szybko będzie mi dane zrewanżować się przysługą, bądź przysługami. Teraz zaś pójdę już. Nie chcę zabierać więcej cennego czasu.
- Powiadom mnie, jak załatwisz co trzeba, abym się mogła do centrali dostać. Na razie i tak muszę jeszcze z eterytami pogadać.
- skinęła krótko Inkwizytorowi.

&&&

Patrick odetchnął głęboko wyraźnie zadowolony z przebiegu sytuacji. Obawiał się bowiem, że całe ich zebranie będzie rozpamiętywaniem sprawy wieży jak i nawzajem przerzucanie się winą. A tak… jakoś się nie zagryźli, tym razem. Zauważył piszącą pod ścianę Mervi w notatniku. W PAPIEROWYM notatniku! Co jej się stało? Czyżby zetknięcie z hermetykami na tej sali obrad cofnęło ją mentalnie do średniowiecza? Patrick wiedział że wicemaster J. jest mistrzem czasu, ale nie spodziewał się takiej mocy…
Takie to żartobliwe rozmyślania towarzyszyły każdemu krokowi Healy’ego, gdy zbliżał się do wirtualnej adeptki.
- Nie spodziewałem się u ciebie jakiekolwiek admiracji dla metod bez prądu.- zagadnął przyjaźnie dziewczynę.
Mervi uniosła spojrzenie na stojącego nad nią Patricka, który teraz zobaczył, że zapisywana strona była pokryta nieuporządkowanym stosem obliczeń zakrywającym wcześniejsze "rysunki" stworzone ołówkiem.
- Coś w tym złego? - zapytała beznamiętnie.
- Raczej zaskakującego… nie spodziewałem się zobaczyć ciebie z tradycyjnym rysikiem. To raczej moja działka… - odparł z uśmiechem Irlandczyk zerkając z góry na dziewczynę. Po czym zmienił temat. - Wygląda na to że popracujemy razem… ja zapewnię mechaniczne części czujnika, ty elektroniczne komponenty. Zepniemy je w sieć pod twoją kontrolą.

- Mam nadzieję, że Klaus będzie ci pomagał.
- odparła - Wybacz, ale nie wierzę w trwałość tego, co zbudowano bez choć prostych obliczeń. - dodała poważnym tonem.
- Uszy mnie palą. - zawołał Krugger, kiedy podchodził do dwójki technomantów - Witam ułamek szefa. - kiwnął Patrickowi - Wybacz, że cię wepchnęliśmy w to stanowisko.
- Nie wiem po co w tym wszystkim Klaus…
- wzruszył ramionami Healy i zerknął na drugiego eterytę. -... koncept jest mój, czujnik zadziała… potrzebuję je tylko połączyć w sieć i nadzorować. To twoja działka Mervi. Nie wiem co Klaus miał w tym układzie dobudować.
- Primo: Dwóch eterytów zbuduje coś szybciej niż jeden. Secundo: Chcesz chyba zrobić więcej tych czujników, więc ponownie przyda się pomocna dłoń. Tetro: Zewnętrzne spojrzenie może pokazać nowe możliwości.
- Klaus się uśmiechnął - Aż tak jesteś zły, że nie chcesz mnie dopuścić do tego projektu?
- Ale ty operujesz światłem, ja trybami… to zupełnie inne mechanizmy.
- wzruszył ramionami Healy.- Twój egzotyczny paradygmat gryzie się z moim.-
Spojrzał na Klausa ze złowieszczym uśmiechem.- Natomiast w ramach zemsty wyznaczam ci rolę nauczyciela wszelkich potencjalnych eterytków jakich znajdziemy w tym mieście.
Klaus uniósł brew.
- Wiesz, to że potrafię stworzyć mikrofalówkę przy pomocy latarki, nie znaczy, że nie potrafię też jej skręcić z odpowiednich komponentów. - podrapał się po głowie - Świetnie, lubię uczyć.

- Czujnik nie jest stricte naukowy.- westchnął Healy - Nie wiem czy to taki dobry pomysł.
Ostatecznie wzruszył ramionami. - Tak czy siak… mnie bardziej martwi całe to dążenie do znalezienia węzła. Owszem…. przyda nam się taki. Ale węzły… bywają zawsze jakoś zajęte. A to święte miejsca wilkołaków, a to dom rodzinny wampirków, a to… siedziba konkurencyjnej bandy magów. Opustoszali dysponują takim węzłem. Tego jestem pewien. Kwestia tego, czy zechcą się nim z nami podzielić… jest dyskusyjna.
- Myślałem, że wysyłamy Verbenę do wilkołaków.
- zaczął Klaus - Co do Opustoszałych… dlatego sądzę, że bawienie się z wampirami, duchami, wilkołakami i wszystkim innym co mitologia w nas wypluje powinna iść na bok. Najpierw trzeba będzie się dogadać z edgelordami

- Z wilkołakami pewnie jeszcze ciężej będzie się dogadać niż z wampirami. Oni nie lubią jak ktoś im w te święte miejsca włazi.
- A musimy włazić? -
Mervi odezwała się w końcu - Co do tych urządzeń... Wolałabym, aby ktoś, kto choć trochę zna się na matematyce patrzył czy to się nie rozpadnie. Patrick... czy ty i byś na ślepo chciał most zbudować dla Śpiacych? Wieżowce projektować?
- Umbra nie rządzi się matematyką. A Kwintesencja i Eter powiązane są z Umbrą.. zresztą cała ta kwestia sieci czujnik pełna jest matematyki. Jest co liczyć.
- odparł krótko Patrick.
- Twój paradygmat najwyraźniej musi rekompensować brak wiedzy... - mruknęła.

Klaus ostro wciągnął powietrze.
- Auć. Musisz wziąć pod uwagę Patrick, że twój paradygmat też nie zgadza się z Mervi. Będziesz musiał przemyśleć jak zrobić, aby twój czytnik był "idiotoodporny", że tak to ujmę. Powszechnie dostępny? Aby dało się z nim pracować nie rozumiejąc eteru tak jak ty go rozumiesz.
- Nie musi się zgadzać z paradygmatem Mervi… bo ona nie będzie robiła czujników, tylko połączy je w sieć. Dołączy się swoim paradygmatem do zbierania danych z czujników, a nie do zbierania danych przez czujniki.
- wyjaśnił cierpliwie Healy coś co jemu wydawało się oczywiste.
- A jakie będą to dane Patricku? - uśmiechnął się Klaus - Aby połączyć czujnik w sieć zbierającą dane, która działa, Mervi będzie musiała mieć możliwość wykrycia i zrozumienia tych danych, aby wykluczyć wszelkie błędy.
- No to chyba proste… zamontuje się diodkę i jej natężenie… znaczy siłę z jaką będzie świeciła można przyporządkować liczbom. Najprostsze rozwiązania są najlepsze.
- stwierdził dumnie Irlandczyk.
- A co dokładnie będzie się składało na "siłę świecenia"? Jakie dane będą ważne? co oznacza owa "siła"? Co się na nią składa? - spojrzała mało zachwycona - Nie wystarczy, że zobaczę, iż diodka świeci trochę mocniej lub słabiej. Muszę znać cały proces, jaki spowoduje jej reakcję oraz posiadać wiedzę odnośnie wzoru jaki ją określi.
- Inaczej nasza "sieć" będzie się składała z masy webcamów, które będą dawały znać "świeci/nie świeci".
- dodał Klaus.
- Nie mówcie, że mistrz światła i pełna wiedzy wirtualna adeptka nie znają pojęcia kandeli i jak mierzyć natężenie światła?- zapytał ironicznie Patrick i wzruszył ramionami. - Jak wspomniałem, dioda… lub żaróweczka będzie świecić tak mocno jak mocny będzie przepływ kwintesencji przez czujnik.
- Ja mogę znać, ale pytanie czy ty też.
- parsknęła technomantka - Czy nie masz jakiegoś wariackiego spojrzenia na kwestię światła, która nie będzie się trzymać ogólnie przyjętych norm.
Klaus pokręcił głową.
- Przykro mi to mówić kolego, ale prostota twojego designu, sprawia, że będzie potrzeba nie lada skomplikować sieć i czytniki, aby coś z tego wyciągnąć. Tu co prawda, mógłbym się przydać. Mógłbym skonstruować urządzenie zdolne do odczytania natężenia światła. Jednak będę potrzebował przelicznika. Muszę wiedzieć jaka siła kwintesencji wywołuje energię potrzebną do zapalenia "żarówki".

Patrick spojrzał na oboje z politowaniem. Wydawali się tak… ograniczeni przez własne paradygmaty. Uwięzieni wręcz w ich niczym w klatkach.
- Jasne… zbuduję jeden prototyp z tobą i będziesz mógł z Mervi eksperymentować, by przygotować przelicznik. Zamiast diodki zawsze możemy też zamontować mechanizm zębatkowy jak w mierniku przepływu wody.
Mervi rzuciła ostre spojrzenie Patrickowi.
- Dobrze, że poszedłeś po rozum do głowy... ale to pokazuje jasno, że nie należysz do osób, których teorie będą bezpieczne dla otoczenia... nie powinno ci się dawać do naprawy nawet pilota do telewizora... w którym trzeba jedynie wymienić baterie.
- No to wstrząsnę twoim światem kochanie. Mam wszystkie papiery potrzebne, żeby wysadzać w powietrze obiekty. Oraz… sam naprawiam swój samochód i telewizor wraz z pilotem.
- odparł Irlandczyk nachylając się ku obliczu Mervi.
- Czyli jesteś w stanie zrobić dokładnie to... - Mervi spojrzała w oczy eterycie - ...co potrafiłoby dokonać wielu Śpiących. Jestem pod wrażeniem.
- Wielu? Raczej nie. Niektórzy tak. Ale to chyba psuje twoją teorię na mój temat, czyż nie?
- odparł z ironicznym uśmiechem Healy.
- Czyli twierdzisz, że wysadzanie rzeczy w powietrze, naprawa pilota oraz naprawa samochodu, to tak zaawansowane czynności, że mało kto na tym świecie tego dokona? - spojrzała rozbawiona - Musisz być dumny z siebie w takim razie. Prawdziwy z ciebie technomanta.

- Bardziej… zadowolony, że zgubiłaś tą chmurną minkę. Z uśmiechem ci do twarzy.
- odparł Patrick sam uśmiechając się szeroko. Wzruszył ramionami dodając.- Co zaś do reszty kwestii… może i wilkołaków możemy sobie odpuścić, ale wampiry nie odpuszczą nam. Skoro są tak zdesperowane by zaczepiać magów w próbach wciągnięcia nas do tej swojej wojny… - westchnął smętnie. - Dobrze jest wybierać sobie pole bitwy i warunki potyczki, ale czasami pole bitwy jest wybierane za nas.
- Przez jednego z nas… -
rzucił Klaus.
- Który najwyraźniej czuje się niewinny władowania całej Fundacji w kłopoty, które mogą skończyć się nawet krwawo. - parsknęła Mervi.
- Wampiry porwały jednego z nas. Trafiło na Walerię, ale jeśli jej by nie było równie dobrze mogłaby to być Mervi… albo ty… najsłabsze ogniwa. Ówcześnie jedyni chyba magowie śpiący poza hotelem hermetyków.- zasugerował Healy.- Pacyfizm i stanie z boku nie zawsze jest możliwe.
- Nie chodzi już o to, co się stało, tylko o to, że ona najwyraźniej nie widzi swojego błędu i tego jaką szkodę wyrządziła. W dodatku... Naprawdę nie mogła kłamać, wywijać się w rozmowie? Próbować zrobić cokolwiek? - skrzywiła się - Albo chociaż, jeżeli naprawdę nie mogła nic zrobić, nie zachowywać się teraz, jakby sama nie rozumiała problemu.
- Do tego… wydaje się nie brać pod uwagę Camarilli. Z jej sprawozdania wynikało, że w pełni wierzy wampirom z Sabatu i wolałaby przystać do nich. Z dwojga złego, wolę krwiopijcę, który nie wyrwie mi płuc, aby dostać swoją dawkę.
- rzucił Klaus.

- Tego się właśnie spodziewałem. Rady Mędrców rzucających oskarżenia i autorytarnym tonem podkreślających, że oni zrobiliby to lepiej. Tyle iż sądziłem, że inni będą gnoić naszą dwójeczkę lub trójeczkę. - odparł sarkastycznie Irlandczyk. - Przykro mi, ale nie zamierzam dołączyć się do tego chórku. Za dobrze wiem, jak łatwo jest oceniać sytuację po fakcie z miękkiego fotela, a jak trudno podejmować takie decyzje w mgnieniu oka nie mając ni planu, ni wszystkich informacji… będąc zmuszonym do balansowania nad przepaścią. Widać niewiele nas dzieli od chórzystów skoro postępujecie dokładnie jak oni. Waleria zrobiła co mogła w ciężkiej sytuacji, w jakiej się znalazła. Może mogła lepiej, może nie… w każdym razie kajać się nie powinna. A my jej zmuszać nie powinniśmy, ani oceniać tak ostro. Bo równie dobrze następnym razem znów możemy znaleźć się na jej miejscu.
- Nie będę się z tobą kłócił na ten temat.
- zaczął Klaus - Powiem tylko jedno. Jeżeli znalazłbym się w jej sytuacji i dokonał wyborów o równie potencjalnie katastrofalnych skutkach, to spodziewałbym się gnojenia i wyliczenia co zrobiłem źle. Ponieważ tak można się upewnić, że taki sam błąd już nie nastanie.
Mervi spojrzała na Patricka z irytacją, która jednak szybko przerodziła się w niewyjaśniony ból.
- Twoja sprawa. - mruknęła - Wybacz, że nie zwykłam polewać syropem klonowym każdej wypowiedzi. Za dużo takiego syropu powoduje problemy ze zdrowiem na dłuższą metę. - wstała z podłogi i przybliżyła się do Patricka - W przeciwieństwie do niej, mnie za mój błąd zżera poczucie winy, ale jak mówiłeś - na wojnie są ofiary. - przybliżyła jeszcze swoją twarz do Patricka, aby móc ściszyć coraz słabszy głos - A te ofiary akurat znałam osobiście, jak i one znały mnie…
- Tak… zmarli towarzysze broni zazwyczaj nie są anonimowi. Znam ten ból. Po prostu nie pozwalam by mnie pochłonął.
- stwierdził krótko Patrick wsadzając dłonie do kieszeni. I spojrzał po obojgu.- Nie oczekuję miziania po główce i pocieszania. To drugie ekstremum. Niemniej jeśli wiecie, że nawaliliście to nie potrzebujecie przemądrzałego członka tradycji wymądrzającego ci się nad głową, by zrozumieć swoje błędy. Zwłaszcza obcej ci tradycji.
- Problem w tym, że ona najwyraźniej nie rozumie, że jakikolwiek błąd popełniła.
- prychnęła technomantka - A ból po stracie... - załamał jej się głos na chwilę - Gdyby nie moje słowa... Oni by żyli. - zamknęła silnie oczy i zacisnęła dłonie.

- Może by żyli, może nie… rzeczywistość to więcej niż decyzja jednego maga. - odparł cicho Irlandczyk próbując ją pocieszyć. - Rzeczywistość to wiele małych kroczków różnych ludzi, małych decyzji, trudno określić która jest naprawdę kluczowa. A co się stało… to już się nie odstanie. Nie ma co zadręczać się.
Westchnął głośno dodając.- A ona tylko, podczas rozmowy z ich szefem, wzięła pod uwagę możliwość współpracy z Sabatem. Jakkolwiek potworni oni są, z pewnością źle znieśliby odmowę. Nie widzę nic złego w tym. To jeszcze nie jest bratanie się z pijawkami, ani sojusz.
Ot… wampir usłyszał to co chciał usłyszeć. I nic więcej.
- Poczekajmy aż pierwszy ci do drzwi zapuka... Życzę powodzenia.
- chyba chciała coś powiedzieć jeszcze, ale zrezygnowała. Nie było sensu wdawać się w dyskusję. - Bawcie się dobrze. - po tych słowach ruszyła w kierunku wyjścia.

- Lepiej gdy puka do drzwi, niż miałby się wbijać z kumplami przez okna. Jednego maga wszak już porwali. Dopóki ci sabatnicy uważają, że mają szansę nas pokojowo wykorzystać, nie będą agresywni.- Irlandczyk wyłożył krótko swój punkt widzenia Klausowi, nie mając jednak nadziei na zrozumienie jego logiki.
- Sęk w tym, co się stanie gdy dostaną to co chcą. Do tego nie wiemy ile im naprawdę powiedziała. - Klaus pokręcił głową i spojrzał za Mervi - Ciekawe co przypomniało jej o poległych… - spojrzał jeszcze na młodszego eterytę - Masz ochotę się napić? Wino mszalne za mało kopie jak dla mnie.
- O ile dostaną to co chcą… Kto powiedział, że mamy być fair wobec pijawek? Wbijmy im kołek w serce, zanim oni nam wbiją nóż w plecy.
- rzekł w odpowiedzi Patrick spoglądając na Klausa.- Jesteśmy magami nie harcerzykami, też możemy knuć za plecami tego… nieumarłego tałatajstwa. Niemniej nawet fałszywy rozejm czy sojusz jest lepszy od prawdziwej otwartej wojny. Zwłaszcza że na nią nie jesteśmy gotowi.
Uśmiechnął się lekko i dodał wesoło.- Sorki kumplu, ale dziś nie piję. Mam… już spotkanie zaplanowane i lepiej być na nim trzeźwym. Zrywam się do domowych pieleszy. Może jutro?

Klaus kiwnął głową po czym pstryknął palcami i sięgnął do kieszeni wyjmując zagumkowany rulon banknotów.
- 400 koron, tak jak prosiłeś. Mam nadzieję, że pomoże ci w projekcie.
- Dzięki ale… o co chodzi z tymi pieniędzmi?
- Healy wyglądał na mocno skonfundowanego tym widokiem i obracał w dłoni zwitek. Po czym szerzej otworzył oczy coś sobie przypominając i zaśmiał się cicho. - Aaaaa taaak… chodzi o SMSa? Wybacz… zaszło nieporozumienie. To co ci wysłałem nie dotyczyło kwestii pożyczki, ot… bałem się że nam ojciec Iwan pospołu z Einarem zrobią z dup jesień średniowiecza. Liczyłem na to, że będziemy… jako Synkowie Eteru trzymać się razem. I ten SMS miał o tym przypomnieć. Nie mam problemów finansowych.
- Och... Wybacz więc. Przyzwyczaiłem się do podejścia uczniaków, którzy zaczynając słodzić i mówiąc słowa o solidarności, oczekiwali pożyczki... lub lepszych ocen.
- zmieszał się Klaus.
- Ja miałem taką sytuację, że byłem jedynym uczniem jedynego mistrza naszej tradycji, więc podejście było bardzo osobistą… pyskówką w obie strony.- odparł żartobliwie Patrick oddając pieniądze.- Twój mentor był pewnie akademickim profesorem, co?
- Tak.
- uśmiechnął się Klaus - To zabawna historia, ale opowiem ci ją kiedyś. Nie będę ci więcej czasu zabierał.
- Może przy następnym piwie poplotkujemy o mentorach skoro mamy tę przewagę, że są tak daleko.
- rzekł na pożegnanie Irlandczyk i postanowił opuścić budynek kierując się ku wozowi.
Klaus westchnął i postanowił ruszyć do domu. Nie ma nic smutniejszego niż samotny niemiec pijący piwo w pubie. Może uda mu się skleić jeden kryształ energetyczny…

&&&

Mervi nie odeszła daleko, jako że postanowiła poczekać aż Irlandczyk będzie już wracał. Usiadła na murku kościelnego ogrodzenia, wpatrując się bez sensu w bruk. W tym momencie wyglądała, jakby straciła siły do ruszenia się z miejsca.
- Hej… coś taka przybita? Nie będziesz miała siły patrzeć na mnie z góry i mówić “A nie mówiłam”, gdy mi się noga podwinie. - zaczepił ją Patrick z wyraźną troską w tonie głosu. Adeptka wyglądała bowiem jak zaniedbany szczeniak porzucony na ulicy.
Technomantka uniosła spojrzenie na Patricka i chwilę jej zajęło nim zdołała wydobyć z siebie cichy głos.
- Nocuj dziś u mnie... Proszę.
- Co? Cholera. Dziś?
- Irlandczyk był raczej zakłopotany jej słowami. Co mogło dziwić, zważywszy że wydawał się cenić towarzystwo płci pięknej i z pewnością w zwykłych okolicznościach byłby zachwycony taką propozycją. Ale okoliczności nie były zwykłe.
- Dlaczego? Co się stało?- zapytał.
- Nie chcę dziś być sama... To... - głos jej się załamał - Za dużo się dowiedziałam dziś…
- A może u mnie. Łóżko mam duże i wygodne. Obiecuję trzymać ręce przy sobie i żadnego podglądania, czy to przez Umbrę czy normalnego.
- próbował negocjować Patrick.
- Mam coraz więcej do roboty... nie mogę zostawić większości sprzętu, gdy chcę coś zrobić jeszcze. - odparła Mervi, która już domyślała się odpowiedzi - Czyli... nie chcesz.

- Niech to szlag!- zaklął siarczyście Patrick.- Nie tyle że nie chcę… nie mogę… bo…
Przerwał wypowiedź i zaczął łazić tam i z powrotem. W końcu zatrzymał się i rzekł.
- Dobra… ale ja też mam warunki. Zamierzam dziś przywołać ducha. Jeśli nie u mnie to u ciebie. Może być?- dodał stanowczym głosem.
Waleria była już blisko Mervi gdy usłyszała słowo duch, zatrzymała się w miejscu. Po prawdzie podsłuchiwała, licząc że zostanie niezauważona. Co udało się jej w przypadku Irlandczyka. Mervi natomiast nie miała na tyle ochoty, aby w ogóle szukać zainteresowanego podsłuchaniem ich rozmowy i zwracać uwagę na co innego niż na konwersację.
- Duch...? - zastanowiła się chwilę, po czym pokiwała głową - Dobrze. Będziesz czegoś konkretnie potrzebował od miejsca...?
- Przypuszczam że atmosfera powinna być odpowiednia. Będę potrzebował nieco części z domu, by coś w rodzaju klatki faradaya tylko działającej do wewnątrz. Wiesz latarnię, by przyciągnąć uwagę właściwego gościa.
- wyjaśnił spokojnie Healy.- Duchy to bardzo dobra obrona… konstrukty technoludków kiepsko sobie z nimi radzą, wampiry też mają kłopoty, a i sami Technokraci rzadko kiedy bawią się w tej sferze. Duch to dobry strażnik domu. Leprechaun jeszcze lepszy, zwłaszcza jak mu wmówisz, że jego złoto jest ukryte w pobliżu twojego łóżka, ale… wiesz… tutaj chyba ich nie ma.

Waleria w między czasie powoli zbliżała się do rozmawiających. Gdy Patrick skończył mówić była już prawie za jego plecami i chociaż miała ochotę nie zrobiła “buuu”, ale odezwała się jak gdyby nigdy nic spokojnym cichym głosem.
- Jeśli potrzebujecie dogadać się z duchami mogę wam pomóc, jestem całkiem niezła w te klocki. Masz jakieś preferencje co do rodzaju ducha?
Mervi nie odezwała się, jako że to nie ona wymyśliła sprawę z duchem. Do tego... było jej w tym momencie dość to obojętne.
- Naprawdę nie chcę ci sprawiać kłopotu. Pomoc oczywiście się przyda, ale wiesz… jeśli pojedziesz z nami, to utkniesz z nami na noc.- odparł Patrick drapiąc się po karku. - Z drugiej strony, może to i lepiej. Nie powinnaś przebywać sama.
- Dlaczego uważasz, że nie powinnam przebywać sama
- zapytała trochę z ciekawości a trochę ze skrywanym oburzeniem. Nie była już małą dziewczynką i całkiem nieźle potrafiła radzić sobie sama.
- Z uwagi na wampiry… skoro cię porwały… a jesteś jedyną verbeną, to pewnie do czegoś verbeny potrzebują. - wyjaśnił nieskładnie Irlandczyk i zmienił temat.- A ducha… cóż… chodzi o ducha strażniczego. Nie miałem jakichś konkretnych planów. Każdy chętny się nada.
- Nie wiem czy to najlepszy pomysł...
- odezwała się w końcu Mervi z westchnieniem.

- Podoba mi się pomysł dogadania się z duchem, uważam jednak że należałoby poświęcić odrobinę czasu w celu wybrania właściwego kandydata do roboty - kontynuowała Waleria. Dziwiło ją podejście Irlandczyka. Sabat przecież sam ją wypuścił ze swych rąk nie miała więc się powodu go obawiać przynajmniej przez następnych kilku dni. Za to stanowisko Mervi nie zdziwiło jej wcale, technomaniacy tacy już byli. Zwróciła się więc do norweżki. - Myślisz, że duchy będą tworzyć jakieś zakłócenia dla pracy Twojej aparatury?
- On nie zostanie u niej… chcę go do swojej siedziby. A natura mojego paradygmatu i duchy bardzo się lubią.
- odparł Irlandczyk ignorując natarczywe narzekania Mechaniclesa na naturolubne verbeny. - Co do wymagań to nie mam aż takich wygórowanych. Ot wystarczy by duch był niekłopotliwy i czujny. Nie musi być silny.
- Myślę że takiego nie powinno być trudno znaleźć. -
zgodziła się Waleria.
- Nie znam się na duchach.
- odparła wprost Mervi - Ale wiem, że niektórzy moi lubują się w obcowaniu z takimi bytami... w Pajęczynie przynajmniej. - odezwała się technomantka - Jednak dziś... wolałabym nie gościć nikogo więcej... Nie przygotowałam miejsca na tyle oraz nie wiem jak zareagują moi towarzysze. - dodała.
- Dobra… to… jedziemy do mnie po mój sprzęt? Po drodze wpadniemy na jakiegoś hot doga w ramach przekąski, może pizzę na wynos i do ciebie? Ja zajmę się wywołaniem i negocjacjami z duchem razem z Walerią, ty… pracą… A potem ona pojedzie do domu. Co wy na taki plan?- zapytał Patrick starając się zadowolić wszystkie strony.
- Dla mnie ok. - odpowiedziała wiedźma - A ty Mervi? Nie chcę naruszać twojej strefy komfortu?
Mervi wzruszyła ramionami, nie mając już sił na nic więcej.
- Dobrze. - dodała, gdy zorientowała się, iż oczekują werbalnej odpowiedzi.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline