| Elena była bardzo zaciekawiona tym, co usłyszała przed misją.
Jej ludzcy mocodawcy sami nie wiedzieli, z czym mają do czynienia i ich dane nie były aż tak pomocne, jakby sobie tego życzyła. Owszem, na ogródkach działkowych działo się coś – nie była naiwna i nie wierzyła w przypadki – ale co dokładnie, to już znacznie trudniejsze do określenia.
Jedynym śladem, który cokolwiek mówił, były dziwne i niewątpliwie nadnaturalne okoliczności śmierci jej dziadka. Już samo to wymagało dokładniejszego pochylenia się nad sprawą. Nie, żeby jej dziadek cokolwiek dla niej znaczył, ale jako naukowiec i śledczy czuła zew nierozwiązanej zagadki, który ją przywoływał do siebie.
Jako, że CBŚ mało wiedziało o niebezpieczeństwach, Elena udała się do Ordo Dracul. Jak to zwykle bywa, jej druga praca przyniosła jej więcej szczegółów. Dzięki niej kobieta dowiedziała się, że w ogródkach przebywa co najmniej jedna wampirzyca, jeden wilkołak, nieokreślona liczba zgulowanych zwierząt – osobiście wolała je nazywać „chowańcami” - i licho wie co jeszcze. Ah, i ta cała zgraja broniła jakiegoś źródła mocy. To ostatnie było najciekawsze i godne zbadania. Nawet, jeśli groziło jej potencjalne niebezpieczeństwo.
Nie, żeby była damą w opałach, jedną z tych inteligentnych kobiet, które być może zdobyły w życiu jakiś prestiż i odniosły sukces, ale w razie niebezpieczeństwa zwracały się o pomoc do potencjalnie obecnych mężczyzn lub padały łatwym łupem. Oj nie, co to to nie.
Choć, oczywiście, nie miała nic naprzeciwko, by wrogowie których sobie mogła narobić tak o niej myśleli. Jako Smoczyca lubiła element zaskoczenia przeradzający się w niemy krzyk.
Gdy Elena przybyła na miejsce, od razu rzuciło się jej w oczy parę szczegółów. Np: koty nakarmione wampirzą krwią. Po prawdzie odetchnęła z ulgą, gdy je zobaczyła. Cholerstw było wiele, to fakt, ale to tylko koty. Spodziewała się, hm… wilczurów na sterydach, a otrzymała stado wyleniałych kocurów. Nie miała zamiaru ich ignorować, była świadoma, że mogą mieć swój potencjał – i być może ignorowanie ich byłoby jedną z jego części – ale jako biolog była świadoma tego, że nie stanowiły one najlepszego wyboru na ghule.
Bardziej frapujące było nadpalone miejsce, w którym roślinność była bardziej bujna niż gdziekolwiek indziej. Czyżby ktoś próbował to miejsce ukryć, a spalone rośliny zastąpił przekopanymi z innego miejsca? Była ciekawa tej tajemnicy, ale nie sądziła, by była ona obecnie najważniejsza – lub choćby na pierwszej stronie listy. Jeśli zebrane dane sprawią, że ta zagadka stanie się ważna, to wróci tu i się porozgląda, ale póki co nie widziała większej potrzeby.
Gdy zbliżyła się druga wampirzyca, Elena stanęła wyprostowana, patrząc jej prosto w oczy, bez cienia lęku. Była w stanie się bronić i to dodawało jej otuchy, ale miała nadzieję na uniknięcie rozlewu krwi.
Na szczęście, atmosfera szybko się zmieniła. Kobieta z wrogiej stała się przyjazna i pytała o… ducha swojego kota? O Boże, crazy cat lady. O Boże, nie wierzę w Ciebie, zgodnie z logicznym rozumowaniem nie powinieneś istnieć, ale proszę, jeśli gdzieś tam jesteś w Niebie, niech to babsko nie będzie tak szalone jak myślę, że będzie...
Mimo takich myśli nie pozwoliła, by jej mimika dała cokolwiek znać. Uśmiechnęła się miło i kiwała głową, od czasu dol czasu mrucząc „hm” lub „tak”, by dać rozmówczyni odczuć, że jest zaangażowana.
- No cóż, nie wiem, jeśli mam być szczera. Nie znam się na nekromancji i nie wiem jakim rytuałem można by było spętać ducha. Mam trochę książek w moim domu, może mogłabym coś tam poszperać. Myślę, że Krąg Wiedźmy byłby odpowiednim miejscem, by spytać o poradę. To na pewno poza moimi obecnymi zdolnościami – powiedziała.
- A tak ogólnie, to zapomniałam się przedstawić. Nazywam się Elena Konopnicka, miło mi – wyciągnęła dłoń, gotowa uścisnąć rękę Gangrelki. Nad jej ramieniem uśmiechnęła się zachęcająco do Grażyny i kiwnęła jej głową. |