Alicja Trup. Ani chybi… Krew. Kropla po kropli pomieszana z wodą spływała po ostrzu noża skierowanym już teraz w dół. Nie chciała patrzeć na żołdaka, ani nie miała ochoty słuchać jego przedśmiertnych jęków. I nie zastanawiała się długo. Dwoje następnych jeźdźców to byłoby zdecydowanie o dwoje za dużo.
Chwyciła upuszczoną broń przeciwnika. Tak. I to szybko, sądząc po okrzykach, napastnik miał jakieś imię.
Chłopak! Jak się gówniarz zacznie drzeć, to po nas! Nakazała mu gestem milczenie i drzewa, za którymi znikał wiedźmak. Może koń odwróci ich uwagę. Pobiegła za chłopcem modląc się w duchu, by dogasające w deszczu płomienie w wiosce nie dawały już rozpoznać sylwetek w mroku. |