Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2018, 17:00   #540
Szaine
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Visser przyjrzała się sowie. Po woli miała ich dosyć, bo tylko jak je widziała, to musiała czegoś od nich żądać, co nie sprawiało jej przyjemności. Zamrugała kilkukrotnie, próbując pobudzić się i nie przymknąć oczu przez oślepiający blask ducha.
- Szukamy pomocy, słyszałaś może o białym zającu? - rzuciła trochę pospiesznie, obawiając się, że z jakiegoś powodu może nie zdążyć tego zrobić.
Nic jej nie przeszkodziło. Co nie znaczy… że nic się nie wydarzyło. Usłyszała nad sobą mechaniczny szelest podniebnych maszyn. Podniosła wzrok i ujrzała helikoptery zmierzające - jak się zdawało - w bardzo konkretnym kierunku. Niestety Lotte nie posiadała w głowie topografii wyspy na wystarczającym poziomie, aby oszacować, gdzie mogły zbliżać się śmigłowce. Jednak… czyż mogły należeć do kogoś innego, niż IBPI? Być może Mary wyczekiwała, aż wrócą, natomiast one znajdowały się wciąż w lesie… Ale przynajmniej odnalazły sowę.
- Białym zającu? - powtórzyła Farja. - Czy to jakaś zagadka? O jakiego białego zająca chodzi?
Spojrzała w niebo, po czym przeniosła wzrok na Jennifer.
- Właściwie można by tak to nazwać - odpowiedziała w końcu duchowi. - Chodzi o to, że kogoś szukamy i jedną wskazówką jaką mamy to "znajdź białego królika".
Sowa zatrzepotała skrzydłami i zaśmiała się.
- A skąd wiedziałyście, żeby do mnie udać się z tym pytaniem? - zapytała. - To prawda, że znam wszystkich okolicznych mieszkańców wyspy. Jako że w pobliżu nie ma moich braci i sióstr… zapewne tylko ja mogłabym służyć wam pomocą. Dlatego dobrze trafiłyście.
Następnie rozbrzmiała chwila ciszy.
- Kto polecił mnie wam? - zapytała haltija.
- Jaszczurka? - chciała odpowiedzieć twierdząco, ale pomyślała o borsuku i wkradło się pytanie. - Jesteś w stanie nam pomóc? Ten którego szukamy jest dzieckiem i bardzo się boi. Nie możemy go zostawić samego.
- To mały chłopiec - dodała Jennifer. - Na pewno umiera ze strachu…
Sowa spojrzała na nią, po czym znowu na Lotte i westchnęła.
- Niestety nie znam żadnego białego królika, czy też zająca - odpowiedziała po chwili wahania.
- Och… - Jennifer skrzywiła się. Bez wątpienia spodziewała się innej odpowiedzi. - Czy to znaczy, że szukaliśmy cię i kłopotaliśmy na marne?
- Tego nie wiem - odrzekła Farja. - Jednak jestem przekonana, że nie ma żadnego ducha na wyspie, który byłby białym zającem. Jeżeli szukacie kogoś lub czegoś takiego, to nie jest haltiją.
- Co… prowadzi nas do punktu wyjścia… - blondynka spuściła wzrok.
- Nie do końca... - zastanowiła się Lotte przez chwilę. - A może jest jakieś miejsce, które ma taką nazwę, ale przypomina wyglądem królika?
- Niestety nic mi o takim nie wiadomo. Może ktoś sobie z was zażartował? - zapytała sowa. - Choć to byłoby okrutne z jego strony, biorąc pod uwagę fakt, że szukacie biednego dziecka. Mogę zrobić mały rekonesans, aby was uspokoić i przelecieć się po otoczeniu. Z lotu ptaka można dojrzeć wiele zaskakujących rzeczy. Tyle że… obawiam się, że tym razem jednak mnie nic nie zaskoczy - westchnęła.
- Tak, tak - odparła z zadowoleniem Lotte, wierząc w to, że Ismo mógł wykorzystać swoje zdolności i sowa to dostrzeże. - Będziemy bardzo wdzięczne.
- Jeżeli dowiem się czegokolwiek, to was powiadomię. W przeciwnym razie… zapewne mnie nie zobaczycie.
Sowa poruszyła skrzydłami i zerwała się do lotu. Wyglądała pięknie w świetle innych haltii, które barwiły jej białe pióra na różne barwy. Jennifer powłóczyła za nią wzrokiem, po czym spojrzała na Lotte.
- Wracamy? - zapytała.
- Tak, nie ma co zwlekać, te helikoptery zwiastują, albo coś pozytywnego dla nas, albo wręcz przeciwnie - odparła również śledząc haltiję wzrokiem, po czym ruszyła po śladach z powrotem.

Droga nie zmieniła się od ostatniego czasu, kiedy Lotte i Jennifer szły nią. Te same drzewa, krzaki, kamienie… jedynie duchy przelatujące nad ich głowami zmieniły się. Visser jedynie niektóre z nich rozpoznawała.
- Powinniśmy się spieszyć… - mruknęła Jennifer, po czym zmieniła temat. - Co myślisz o tej całej sprawie z zającem? Chłopiec jest stracony?
- Nie - odpowiedziała bez zastanowienia, przyspieszając tempo marszu. - Ismo jest bardzo mądrym chłopcem jak na swój wiek, więc nie bez powodu powiedział o króliku. Ta wyspa jest nasycona duchową energią, a to jego dziedzina, więc jest wysoce prawdopodobne, że wykorzystał swoje moce, tylko nie mam pojęcia jak. - Na chwilę zamilkła, jakby chciała nabrać oddechu, ale tak naprawdę zastanawiała się nad czymś. - Tak myślę, że ta wyspa może od zawsze istniała, tylko nikt jej nie widział wcześniej... Nie ważne, jedyne co mnie martwi, to że nie znajdziemy chłopca wystarczająco szybko. Niestety ostatnio moja intuicja wyłączyła się i nie pomaga mi, a zawsze mogłam na nią liczyć.
- Może wariuje w tym miejscu. Tak jak kompas przy biegunie polarnym - zasugerowała Jennifer. - Ja sama nigdy nie wiem, co za chwilę wydarzy się i czuję się nieco zagubiona. Ale w sumie normalnie też tak mam. Wszyscy myślą, że jestem bardzo pewna siebie i silna, ale ja jedynie wykonuję to, co do mnie należy. Natomiast to, co do mnie należy… tego zazwyczaj nie wiem i zdaje się na opinie innych w tym względzie. Najczęściej… mojego przybranego ojca, choć na pozór jestem raczej buntowniczką - uśmiechnęła się nieznacznie. - Ale dość mówienia o mnie. Wracając do wyspy… też sądzę, że zawsze istniała, ale w innym wymiarze. Myślę, że przywołało ją tutaj spalenie czterech pieczęci, jakie znajdowały się w miejscach kościółów świętojańskich. Natomiast co do chłopca… ja go nie znam, ale myślę, że to nie tyle on wykorzystuje swoje moce… co bardziej ktoś go zmusza do tego. Na przykład… jego porywacz - mruknęła, zasępiając się.
- Hm... Brzmi sensownie, to co mówisz - odparła po krótkiej chwili. - Nie lubię, tej niewiedzy, niepewności... jest stresująca. Może te helikoptery będą zwiastunem czegoś dobrego. Przydałoby się, bo tylko Mary wydaje się nie czuć zagubiona, choć chyba lepiej to ukrywa i nie chętnie przyznałaby się do tego. - Lotte uśmiechnęła się nieznacznie.
- Myślę, że ona wbrew pozorom wcale nie zastanawia się za bardzo na temat tego wszystkiego. Nie roztrząsa charakteru tej wyspy i nie myśli o tym, jak powstała, skoro niczego to tak właściwie nie zmienia. Interesuje ją to, co może zrobić. I robi to. Ale to tak, jak my. Ona przywołała wsparcie, natomiast my w tym czasie dowiedziałyśmy się, że biały królik nie jest duchem. To zawęża nieco obszar poszukiwań. Nie będziemy musiały koncentrować wzroku na koronach drzew, starając się wypatrzyć kicającej zjawy. A dzięki temu będziemy bardziej skoncentrowane, przemierzając wyspę i być może nikt nas nie zaskoczy. Czyżby… to było pozytywne myślenie z mojej strony? Co się ze mną dzieje? - Jennifer zaśmiała się.
Lotte zwróciła uwagę, że znajdowały się już całkiem blisko obozu żołnierzy. Za niedługo znajdą się na jego terenie.
- Muszę uważać, bo to bywa zaraźliwe - uśmiechnęła się, jednak szybko spoważniała. - Wchodzimy jak do siebie czy jednak spojrzymy z daleka czy te helikoptery są dla nas zbawieniem czy może Valkoinen postanowiło ściągnąć więcej znajomych na imprezę stulecia?
- Nie jestem znana z ostrożności, ale może druga opcja byłaby lepsza? - blondynka zawiesiła głos, zastanawiając się przez chwilę. - Szczerze mówiąc… planowałam tam po prostu wejść z uśmiechem na twarzy. Nawet nie przyszło mi do głowy, że mogliby mnie powitać ołowiem - spojrzała na Visser z lekkim wstydem na twarzy. - A ty co sądzisz?
- Wiesz co, wydaje mi się, że nadmiar ostrożności nie zaszkodzi - odparła bez zastanowienia. - Szczególnie patrząc na okoliczności. Wolałabym podkraść się, co nie zajmie dużo czasu, niż wejść pewnym krokiem na minę.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline