Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2018, 23:47   #86
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Erick Flanigan zmrużył powieki, wpatrując się w miejsce, gdzie miał przeczucie coś się znajdowało. Na kilka chwil stracił uwagę swojego otoczenia, nie zareagował nawet na propozycję Henrietty o dosiadaniu smoczej Alex. Zamiast tego uniósł otwartą rękę zgiętą w łokciu.
- Całość, wstrzymać. Dada, Rainbow, patrzeć perymetry. Chyba coś mam - odezwał się kapral, nie odwracając spojrzenia. Następnie uniósł karabin oraz przekręcił selektor ognia na strzelanie serią, by zaraz taktycznym krokiem ruszyć w stronę, gdzie coś wyczuwał.
Legioniści natychmiast zwrócili swoją uwagę. Kapral ruszył pierwszy na zwiad. Ostrożnie stawiając kroki by nie potknąć się o jakiś wystający kamień czy korzeń zaczął zbliżać się do tego co "wyczuwał". W miarę jak zmniejszał od tego czegoś dystans i bardziej się skupiał na tym, tym więcej mógł powiedzieć co tam jest. Cztery sylwetki, śmierdzące psem. Usłyszany zaraz przez niego cichy warkot tylko upewnił go z czym miał do czynienia. Wielkie wilki czaiły się w krzakach, pomiędzy pniami wysokich drzew. Na razie nie ruszały się z miejsca.

Erick ponownie uniósł zgiętą rękę, tym razem pokazując cztery palce a następnie coś, co miało przypominać kły. Legionista musiał być naprawdę blisko zagrożenia, bowiem najwolniej jak tylko mógł, przyklęknął na jedno kolano i wymierzył z broni. Najwidoczniej nie chciał ryzykować odwrotu. Zamiast tego obniżył swoją sylwetkę, by pozostali mogli łatwiej prowadzić ostrzał. Kapral czekał na ruch wilków.
Legionsta wyczuł zdenerwowanie wilków, gdy w jego plecy uderzył podmuch wiatru i usłyszał trzepot błoniastych wielkich złotych skrzydeł. Spojrzał kątem oka i dostrzegł Alex, wznoszącą się w górę, a na jej grzbiecie siedzącą Henriettę. Flanigan nie tracił jednak skupienia na zagrożeniu. Drapieżniki choć niepewnym krokiem, w końcu wylazły z zarośli ukazując się wszystkim. Były takie jak poprzednie, wielkie niczym konie Durandów i o ciemnej maści. Były pochylone, jakby gotowe do zaatakowania, choć jeszcze tego nie zrobiły.


Kapral wypuścił powoli powietrze. Wieloletnie szkolenie w obozie Legionistów i poprzedniej organizacji militarnej sprawiło, że nie spanikował w obliczu nadchodzącego zagrożenia. Chociaż zimny pot zalał mu plecy, a powieka drgnęła, żołnierz nie ruszył się z miejsca. Wiedział, że przerośnięte wilki stanowiły niemałe zagrożenie w pojedynkę, a co dopiero wataha. W bezpośrednim starciu ludzie nie mieli z nimi żadnych szans.
- Na co te kundle czekają? - mruknął pod nosem Erick, obserwując swojego przeciwnika. Spodziewał się natychmiastowego ataku, jak to zazwyczaj przerabiali. Być może stworzenia nauczyły się szacunku do broni przybyszy zza wrót. Flanigan nie mógł być pewien, chociaż obecna sytuacja zaczęła go trapić bardziej, niż gdyby szarża stworzeń nastąpiła od razu.
- Co jest? Łapy wam przymarzły?! - warknął kapral, dodając sobie przy tym otuchy. - No już! Aaarrgh! - krzyknął jeszcze głośniej, jak gdyby mógł je przepłoszyć.
Flanigan, dopiero gdy wszystkie wilki ukazały im się i zaczęły rozpraszać się, zdał sobie sprawę co mogło zachęcić je do pojawienia się. Nie tak dawno ich drużyna składała się z siedmiu osób, z czego jedna była wielkim gadem z łbem uzbrojonym w ostre zęby, które możliwe, że jednym kłapnięciem mogłyby przegryźć na pół psowatego. A teraz zostało ich trzech na posterunku. Mieli karabiny, ale mogły im się trafić wilk,i które jeszcze nie wiedzą co oznacza trzymana przez Legionistów broń. Największy z drapieżników po ukosie zaczął zbliżać się do Erica, pozostałe chyba chciały ich okrążyć.
- Wystrzelać je? - zapytał Rainbow, czujnie podążając lufą za najbliższym mu wilkiem.
- Mieliśmy je tylko straszyć - przypomniał Dada pouczenie Cartiera, by nie sięgać po ostateczne rozwiązania w przypadku tutejszej zwierzyny i tubylców.
- Walić przed łapami! - zakomenderował Erick, celując przed bydlaka skradającego się do niego. Kapral liczył, że pokaz ognia skutecznie przegoni natrętów.
Legioniści rozpoczęli ostrzał zgodnie z zaleceniem Ericka. Wilki były zwinniejsze niż by można było się spodziewać po ich rozmiarze. Nie wystraszyły się ostrzału, ale szybko rozpierzchły się w różne strony. Flanigan jednak "czuł" gdzie one są, jakby jakiś radar mu się włączył w głowie. "Widział" nawet te, które znajdowały się za nim. To dzięki temu zauważył jak jeden z psowatych po zrobieniu szybkiego uniku, skoczył od tyłu wprost na plecy Flanigana.

Erick nie zdążył puścić wiązanki przekleństw, kiedy jego plan z przepędzeniem bestii spalił się na panewce. Tym bardziej nie miał czasu, by zastanowić się nad sobą. Dlaczego od początku misji doświadczał dziwnych odczuć? Jakby “wykrywał” zagrożenia, chociaż te były jeszcze poza normalną percepcją. Jasne, był żołnierzem i to nie byle jakim. Pamięć mięśniowa, odruchy, zmysł taktyczny, to wszystko nabył. Jednak kontrola otoczenia była czymś wcześniej przez niego niespotykanym.
Wiedząc, że ogromny wilk zaraz wskoczy na jego plecy, kapral zadziałał instynktownie. Puścił trzymany karabin i wyuczonym ruchem dobył nóż bojowy o dużej, ząbkowanej z jednej strony klindze. Jednocześnie zrobił zwrot przez ramię i ustawił się do przyjęcia impetu uderzenia.W duchu mógł jedynie liczyć, że futro bestii nie stawi dużego oporu wojskowej stali.
Wilk rozdziawił paszczę tak bardzo, że spokojnie mógłby zmieścić w niej całą głowę Ericka i jednym gryzem mu ją dekapitować. I zrobiłby to gdyby nie wyszkolenie Legionisty. Instynkty zadziałały bezbłędnie i Flanigan robiąc unik, wbił nóż w podgardle wilka, który własnym pędem rozciął sobie je po sam brzuch, aż ostrze z chrzęstem utkwiło na mostku. Nawet nie było pisku, tylko charczące bulgotanie. Krew polała się Legioniście na twarz, a wilk padł w drgawkach na ziemię.

Kolejne nie czekały. Jeden rzucił się na Dadę i go powalił, drugi skoczył ku Rainbowowi, ale ten zabił przeciwnika krótką serią. Trzeci z wilków ruszył na Ericka, co ten zauważył jakby kątem oka.
Flanigan wrzasnął jak w szale bojowym. Potężny kopniak adrenaliny wzmacniał jego reakcje i sprawił, że przeszedł w inny tryb. Tryb zabijania.
Erick wyczuwając kolejnego napastnika, zostawił nóż w ciele wilka i robiąc przewrót przez bark, skoczył w miejsce, gdzie upuścił karabin. Miał zamiar jak najszybciej dostać go w ręce i strzelić.
Flanigan dobył broni w akompaniamencie krótkiej serii z karabinu Rainbowa, który wciąż zmagał się ze swoim przeciwnikiem.. Krew na rękach Ericka sprawiała, że jego chwyt na karabinie nie był tak pewny jakby tego sobie życzył. Nawet wiele nie celował, po prostu skierował lufę w kierunku gdzie "czuł", że jego przeciwnik jest. W momencie kiedy nacisnął spust, rozległ się skowyt, ale ten dobiegał od strony Rainbowa. Wilk atakujacy Erika bezgłośnie, siłą rozpędu wpadł na Legionistę i przewrócił go, padając trupem, z wielką dziurą w łbie. Cielsko wilka ciężko przygniatało Flanigana do ziemi.
Kapral czuł ucisk na klatce piersiowej, który pozbawiał go tchu. Futro drapieżnika nie pachniało najprzyjemniej, a kawałki mózgu razem z cieknącą posoką skapywały na jego twarz oraz mundur.
- Azor, złaź - mruknął Erick, zapierając się, by zrzucić z siebie cielsko. Z tego, co słyszał, Rainbow jakoś sobie radził. Mężczyzna miał nadzieję, że Dada również się trzymał.
- Bello trzymaj się ! - krzyknął Rainbow i rozległa się kolejna seria z jego karabinu.

Erick wciąż wyczuwając dwie wrogie sylwetki w swoim otoczeniu siłował się z cielskiem psowatego kilka nerwowych chwil. W końcu udało się mu oswobodzić i mógł rozejrzeć. Jeden diabelnie zwinny wilk tańczył przy Rainbowie, uniemożliwiając mu podejście do powalonego Dady. Bello leżał przygnieciony przez napastnika i siłował się z nim. Pysk zwierzęcia i Legionista byli we krwi. Strzelenie w wilka groziło trafieniem kompana.

Z każdą sekundą Erick stawał się coraz bardziej wkurzony. Wszystko musiało iść nie tak. Najpierw Alexis zamieniła się w cholernego smoka, później chorążego wciągnęła ściana, a teraz zmutowane wilki próbują rozerwać jego towarzyszy broni na strzępy. Może Flanigan był ostatnio cięty na Bello, ale za nic w świecie nie pozwoliłby mu umrzeć. Bratem wśród Legionistów staje się raz i na zawsze.

Erick był dobrym strzelcem, chociaż w jego oddziale znalazłoby się paru lepszych. Poza odbieraniem życia, specjalizował się jeszcze w jego ratowaniu. W normalnych warunkach trafiłby na pewno, jednak teraz sytuacja nie była sprzyjająca. Nie chcąc ryzykować postrzelenia kompana z broni długiej, puścił karabin i rzucił się pędem, by skrócić dystans. Starał się wyminąć Rainbowa i wilka, z którym tamten się ścierał.

Dobrze zbudowany, umazany krwią bestii i z mordem w oczach Legionista wyglądał jak wiking na polu bitwy z tym swoim zarostem. Biegnąc, dobył pistolet, obowiązkową broń pomocniczą. Miał zamiar wzbić się w powietrze i wylądować na grzbiecie wilka, by wpakować kilka kulek prosto w łeb stworzenia.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=F7O1z-Vw9Vc[/media]
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline