Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2018, 13:31   #37
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Komisariat policji, Późne popołudnie (czwartek)



Dziennikarz “Picayune’a” Sebastienne Lovell chciał spotkać się z detektywem Raymondem O’Connorem prowadzącym sprawę wypadku Blackwooda i zabójstwa Martino. Niestety nie udało mu się tego popołudnia umówić z mocno zapracowanym detektywem. O’Connor zgodził się na krótkie spotkanie następnego dnia (w piątek).
Szwajcar zdecydował się zatem podążyć na razie śladem samobójstwa doktora Morozowa. Choć informacje dotyczące śledztwa w sprawie Blackwooda, które Mia przekazała mu w stadninie, były bardzo ciekawe i przydatne, to Sebastienne uznał za właściwe podrążyć jeszcze na posterunku przed spotkaniem z detektywem Warrenem zajmującym się samobójstwem Rosjanina.

Czasu było dosyć, bo prowadzący śledztwo w sprawie Morozowa poinformował o możliwości dłuższej niż kilka zdań rozmowy, dopiero wieczorem, toteż Szwajcar rzucił się w wir dyskretnego wypytywania pracowników komisariatu. Nie było to proste, bowiem trudno znaleźć gliniarza, który z ochotą sypałby informacjami na temat śledztwa kolegi, ale na tym możliwości się nie kończyły. Po godzinie ostrożnego drążenia, od sprzątacza komisariatu, Sebastienne dowiedział się w końcu jakoby Warren prawie nie przebywał ostatnio na posterunku bo prowadzi intensywne przesłuchania w szpitalu. Wąsaty, rumiany Vincent z godnością właściwą trzydziestoletniemu stażowi w utrzymywaniu posterunku w czystości, plotkować lubił. “Przełom w śledztwie” z jego ust, w pełnej zaaferowania ekspresji mógłby konkurować z relacją na temat strzelaniny gangów owocującej kilkoma nieboszczykami.
Więcej stary sprzątacz nie wiedział, lub powiedzieć nie chciał. Lovell stawiał na to pierwsze.
Nie było to dużo, ale wraz z informacjami od Mii był to całkiem solidny punkt zaczepienia. Szwajcarowi pozostało tylko czekać, na ‘audiencję’.



Detektyw Frank Warren całe popołudnie przesłuchiwał świadków w szpitalu. Wracając na komisariat natknął się na Lovella i gdy tylko zorientował się, że ma do czynienia z pismakiem powiedział:
- Jutro planowane jest spotkanie dla prasy. - W widoczny sposób chciał się wymówić od rozmowy.
- Naturlich. Z pewnością nasz naczelny kogoś przyśle. - Sebastienne zgodził się uprzejmie. - Dlatego też ja jestem dziś.
- Gdzie pan pracuje?
- Picayune.
- Dobrze dla Woodbridge’a zrobię wyjątek. Proszę za dziesięć minut przyjść do archiwum. Tym korytarzem do końca.

[MEDIA]http://old-new-orleans.com/N_police_rogues_gallery_1939_2_ed.jpg[/MEDIA]


Archiwum, do którego zaprosił Lovella detektyw było niewielkie. Poza dwoma rzędami szaf i obszernym stołem znajdowała się tam tylko kartoteka i galeria podejrzanych. Kilkanaście rzędów zdjęć oprawionych w ramy, setki podejrzanych i przestępców Nowego Orleanu w jednym miejscu. Zwykle pracowało tu kilku funkcjonariuszy, ale teraz archiwum do którego wkraczali było zupełnie puste.

Warren wskazał Lovellowi krzesło i sam usiadł nieopodal. Szwajcar zajmując miejsce wyciągnął z kieszeni notesik z ołówkiem.
- Jestem zmęczony, a i pan ma wiele pracy - rzekł spoglądając na detektywa. - Proszę więc wybaczyć, ale miast bawić się w podchody spytam wprost: co to za przełom w śledztwie o którym mówi się tu i ówdzie?
- Przełom - zaśmiał się Warren. - Prosze nie słuchać plotek. Opowiem panu o samobójstwie Morozowa.
Sebastienne kiwnął głową zaczynając notować. Ostentacyjnie “zamieniał się w słuch”.
- Andrew Morozow jak pan zapewne wie to lekarz psychiatra, pracował w NOS w wydziale The City Hospital for Mental Diseases. W nocy z środy na czwartek popełnił samobójstwo, konkretnie było to przedawkowanie morfiny. Jedna z pielęgniarek podała mu pierwszą dawkę i zostawiła go zmęczonego, aby się przespał. Morozow zamknął się w gabinecie i zażył kilka kolejnych dawek. Mam dowód na to, że Morozow próbował napisać list pożegnalny. W jego portfelu znaleziono początek listu, nie dokończył go. Wynika z niego, że był zastraszony i grożono mu śmiercią. Sekcja wykazała, że został nieznacznie okaleczony, rana napletka. To w zasadzie tyle, ile możemy przekazać w tej chwili.
- Rozumiem… To są informacje jak mniemam, które przekaże pan na spotkaniu z prasą?
- Nie wszystko na raz - odpowiedział Warren. - Jutro powiem im tylko o przedawkowaniu morfiny i kilka frazesów o tym, że szukamy motywów samobójstwa, przesłuchujemy świadków i sprawdzamy hipotezy. Następne spotkanie będzie w poniedziałek. Wtedy powiem im, że Morozow zostawił list pożegnalny. Śledztwo musi postępować.

Lovell zanotował coś w notesie i spojrzał na detektywa, po czym zdjął okulary.
- Panie Warren, interesuje nas bycie przed konkurencją. Chcielibyśmy aby informacje w Picayune dotyczące śledztwa ukazywały się co najmniej pół dnia wcześniej. Maksymalnie w naszej popołudniówce, gdy u innych dopiero w wydaniu porannym dnia następnego. - Szwajcar odłożył notes i przetarł szkła wyciągniętą chusteczką, po czym znów spojrzał na policjanta. - Oczywiście nie będziemy w artykułach powoływać się na źródła policyjne. - Ponownie włożył okulary i sięgnął po notes. - Wiązałoby się to z przekazywaniem nam nowych informacji, abyśmy mogli je publikować we właściwym momencie. W zamian będziemy wstrzymywać się dla dobra śledztwa przed zbyt wczesną publikacją pewnych informacji uzyskanych z innych źródeł. Jak choćby związek samobójstwa Morozowa ze śmiercią pana Blackwooda. Czy znajduje pan taki układ uczciwym?
- Mam układ z waszym naczelnym i z nim będę omawiał, jakie informacje dostaniecie i na jakich warunkach. Dzwonił do mnie i jesteśmy umówieni na kolejną rozmowę. Proszę sobie te informacje, które panu podałem rozłożyć na kilka publikacji. W niedzielę wieczorem może będziemy mieli coś nowego.
Szwajcar kiwnął głową.
- Aha - coś przypomniało się detektywowi - przyślijcie jutro na to spotkanie jakiegoś stażystę. Niech notuje i zjawi się u mnie w gabinecie. To chyba tyle czy ma pan jeszcze jakieś pytania?
- Jeżeli informuje pan Johna na bieżąco, to nie… - Szwajcar zawahał się. - Choć z drugiej strony ciekawi mnie pewna sprawa. Zamieszani w sprawę związaną ze śmiercią Blackwooda ludzie giną, lub znikają. Będę jeszcze rozmawiał z detektywem O’Connorem, ale w kwestii samego Morozowa to… Czy jesteście pewni, że było to samobójstwo?
- Wszystko wskazuje, że to było samobójstwo. Zamknął się od środka, mamy jego odciski na drzwiach. Przyczyną zgonu jest przedawkowanie morfiny. Jako lekarz musiał zdawać sobie sprawę że to śmiertelna dawka. No i list pożegnalny, który zaczął pisać.
- Czy mógłbym zobaczyć ten list?
- Nie. Nie udostępniamy dowodów. - Warren był zdziwiony pytaniem dziennikarza.
- Ten list verwirrt mich.... Gdy ktoś zaczyna pisać list pożegnalny zwykle go kończy. - Szwajcar zapisał coś w notesie. - Gdyby przerwało mu działanie morfiny w trakcie pisania, to znaleziono by go na biurku, nie w portfelu. Stąd moja ciekawość dotycząca dokładnej treści oraz… opinii grafologów, bo takie badanie zostało zlecone, prawda?
- List prawdopodobnie pisał w mieszkaniu, tam znaleziono pióro i atrament, który odpowiada temu z listu. Potem pewnie schował list do portfela. Nie wiem dlaczego go nie skończył. Grafolog analizował prowadzoną przez niego dokumentację medyczną. Nie mamy wątpliwości, to jego pismo.
- A co z jego bratem? Wyjechał do Kalifornii, ale czy staracie się go namierzyć w celu przesłuchania w sprawie Andrewa, czy też upewnienia się, że do tej Kalifornii w ogóle dotarł?
- Jego brat przysłał telegram że przyjedzie w przyszłym tygodniu aby zająć się pogrzebem i wszystkimi formalnościami.

To była ciekawa informacja.
Skoro ginęli, lub rozpływali się w powietrzu ludzie obecni przy wystawianiu aktu zgonu Blackwooda, ten kto faktycznie wystawił dokument, powracający do miasta był bardzo ciekawym kąskiem. Lovell miał wrażenie, że nie tylko dla policji i dziennikarza.
Szwajcar zamknął notes i włożył go do kieszonki marynarki. Sprawa samobójstwa lekarza jeżeli w ogóle była ważna to tylko wtedy, gdy wiązała się ze zgonem milionera. Tu zaś działał O’Connor.
- Nie będę zajmował panu więcej czasu. - Sebastienne wstał wyciągając dłoń na pożegnanie. - Dziękuję za wszystko.
- Proszę - odpowiedział Warren odprowadzając dziennikarza.



Było jeszcze całkiem wcześnie, ale Lovell czuł się strasznie zmęczony. Ostatnie dwie noce spał niewiele, a i kolejne dni zapowiadały się więcej niż intensywnie. Wlókł się powoli wzdłuż Canal Street nie reagując na miasto budzące się do życia. Bo choć Nowy Orlean w dzień nie ustępował innym wielkim miastom w ruchu, zgiełku i ulicznym gwarze, to paradoksalnie dopiero gdy ściemniało się i trochę cichło, ulotne dźwięki saksofonów z knajp, oraz ludzie wylegujący na ulice w poszukiwaniu rozrywki, wskazywały iż “The Big Easy” budziło się jak ze snu.
Snu za który akurat Sebastienne oddałby teraz wiele.

Ciche dźwięki Habanery dobiegły go gdy tylko skręcił w Exchange Street, co oznaczało, że Francoise nie śpi i ma wcale dobry nastrój.

- Jestem - Sebastienne odezwał się od progu, po wejściu po schodach na piętro. - Jak minął dzień ciociu? - spytał wchodząc do salonu.
Francoise półleżała na Sofie czytając książkę. Szwajcar przelotnym spojrzeniem zarejestrował tytuł na okładce: Un Prêtre en 1839, Julesa Verne’a. Obróciła ku bratankowi swe blade, zasuszone, ozdobione starannym, acz dyskretnym makijażem oblicze o rysach i wyrazie wielkiej damy. Siwe włosy jak zawsze miała starannie ufryzowane.
- Znośnie - odpowiedziała odkładając tomik i nalewając sobie brandy. Lovell pochylił się by ucałować ciotkę w policzek.
- Niedawno wróciłam - kontynuowała - byłam u Rabiolów na pokerze, a tobie, Sebienne?
- Intensywnie. Sporo się ostatnio dzieje - odpowiedział prześlizgując się wzrokiem po długiej fajce i paczuszce z opium.

To Howard dał im ten spokój.
Francoises była zbyt uparta i miała zbyt twardy charakter, aby dać sobie pomóc w centrum uzależnień, a Lovell zbyt zdesperowany aby iść na kompromisy. Ich relacje rozsypywały się, roztrzaskiwały w drobny mak, póki to Blackwood nie zasugerował innej drogi. Zrozumienie, przyzwolenie dla Sebastienna, ograniczenie zamiast rzucenia i zachęta do walki z nałogiem na bazie treningu charakteru dla Francoise. Opium nie zniknęło z Maison de Lovell, ale było go mniej i stara kobieta przeszła z nim w stronę rytuału przyjemności i nagrody za dzień opierania się pokusie. Było to jak leczenie alkoholizmu wieczorną szklaneczką whiskey. Normalnie - nie mające żadnego sensu… ale Howard Blackwood zobaczył coś w tej kreolskiej damie, co kazało mu sądzić iż może się to sprawdzić. W Sebastienne zaś ujrzał coś, dzięki czemu wiedział iż dziennikarz jest w stanie sobie z tym poradzić.
Milioner psycholog-amator, akurat w tym przypadku miał rację.

- Przed snem - Francoises zauważyła spojrzenie bratanka i pogładziła długą, smukłą fajkę. Zaraz też przechyliła szklanke z brandy.
- Naturlich…
- Och Sebienne, prosiłam byś nie używał przy mnie tego barbarzyńskiego języka! - Kobieta odstawiła szklankę i sięgnęła po Verne’a.
- Bien sûr, położę się dziś wcześniej, padam z nóg.
Francoises kiwnęła tylko głową poprawiając okulary na nosie.
- Ach, zapomniałabym - odezwała się jeszcze gdy dziennikarz wchodził schodami z salonu na drugie piętro. - Dzwoniło jakieś młode dziewczę, sądząc po głosie. Miłym głosie, ale bardzo żywiołowego młodego dziewczęcia.
- Jenny? - Sebastienne nie natychmiast, ale skojarzył o kogo może chodzić.
- Nie potrafisz się bawić… Tak, panienka Jackson.
- Czego chciała?
- Powiedzieć ci, że jest zmęczona i będzie cię łapać jutro. Aż mnie korci by zapytać…
- Dobranoc ciociu.

Dziennikarz najpierw wszedł do gabinetu i stał chwile przed tablicą zawieszoną na ścianie. Ujął w palce kredę i zaczął pisać po powierzchni oraz kreślić jakieś strzałki.
“Blackwood”
“Wypadek”
“Morozow”
“martwi”
“zniknęli”


Trochę mu to zajęło i gdy wszystko skończył przypominało to istny węzeł gorydyjski. Sam widok odebrał mu resztę sił.
Zgasił światło i powlókł się do sypialni.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline