| Mili dzwoni co Mr.J.A.Caine’a
Gdy tylko wróciła skierowała się do saloniku z telefonem. W domu panowała grobowa, nienaturalna cisza. Nic sobie jednak z tego nie robiła. Wyciągnęła kajecik i wybrała numer do kancelarii. Po trzech sygnałach telefon odebrała sekretarka i poinformowała ją, że J.A.Caine, jest aktualnie na spotkaniu i z przyjemnością przekaże mu wiadomość Mili poprosiła jedynie o kontakt w stosownej dla Pana Caine chwili.
Gdy odłożyła słuchawkę i skierowała się do swojego skrzydła. Po drodze do sypialni zauważyła Miriam wyciągającą na wierzch z rozmaitych zakamarków garderoby czarne sukienki niezbędne w okresie żałoby. Prawdę mówiąc Mili nawet nie przypuszczała, że ma aż tak dużo czarnych sukienek. Tymczasem do Milli podeszła truchtem jedna ze służących w posiadłości pokojówek szeptem mówiąc, że zadzwonił właśnie do niej jakiś adwokat o nazwisku Caine. I właśnie czeka przy swoim aparacie. Pobiegła żwawo do aparatu, zatrzymała się dopiero metr od niego. Policzyła w myślach od dziesięciu, a potem dla pewności jeszcze raz… po czym podeszła do aparatu spokojnym krokiem. Nie mogła pozwolić, aby Mr. Caine, coś sobie pomyślał… zwłaszcza że z uwagi na to coś w oczach zapewne podobał się niewiastom
- Milli Blackwood, przy telefonie - zaanonsowała się - Mr. Caine jestem wdzięczna za tak rychły kontakt.
- Nie ma za co. To czysta przyjemność, przyciągać zainteresowanie tak pięknej i interesującej kobiety jak ty, panno Blackwood.- odparł uprzejmie adwokat.- Co sprawiło, że zechciała się panna ze mną skontaktować?
- Wstyd mi się przyznać, ale mam mały i niezbyt typowy problem, i potrzebuję pomocy Mr. Caine. - mówiła wysokim niezbyt pewnym siebie głosem, dokładnie takim który sprawiał, że większość mężczyzn z radością wcielała się w rolę rycerza na białym koniu i radością kontynuowała zabawę w damę w opałach zaś mniejszość błyskawicznie szukała drogi ucieczki z przymusowego położenia. Jednak dotychczasowa obserwacja prawnika wskazywała na to że będzie skłonny do tej zabawy, jeśli zaś nie to i tak i tak przed grzeczność powinien jej odpowiedzieć… odliczyła w myślach kilka sekund po czym kontynuowała ściszonym tonem - potrzebuję detektywa...i zupełnie nie wiem jak znaleźć dobrego w swoim fachu i dbającego o dyskrecję, dlatego pomyślałam o Panu …
- Mały i nietypowy problem…- zamyślił się James. Przez chwilę milczał nim rzekł. - Mogę wiedzieć z jakiego powodu pani potrzebuje usług detektywa? Jeśli może mi panna zdradzić powód takiej decyzji oczywiście.
Przez głowę Mili przebiegło milion myśli, postanowiła jednak być szczera, przynajmniej mniej do pewnego stopnia.
- Nie wiem jak to powiedzieć, nie chcę stawiać papy w złym świetle gdy nie ma go już z nami, ale dzisiaj dowiedziałam się, że mam starszą siostrę Alicję… to trudne … wczoraj byłam jeszcze jedynaczką, a dziś mam starszą siostrę… - westchnęła - nie znam jej ale czuję, że powinnam ją powiadomić o pogrzebie. Nie wiem jednak jak to zrobić, nie mam nawet jej adresu… myślałam, żeby poprosić Deanę o pomoc, ale ona nie wróciła dzisiaj na noc i prawdę powiedziawszy zaczynam się o nią martwić…
- I powinnaś zgłosić ten fakt na policję. - odpowiedział po krótkim namyśle adwokat. - Im szybciej zawiadomisz o jej zaginięciu tym lepiej, będzie to wyglądało później. - znów chwila ciszy na przemyślenia. - Miss Blackwood to wielce chwalebne że chcesz bronić dobrego imienia. Ale śmierć osoby takiej jak twój ojciec przyciąga pismaków całymi stadami. A jeszcze zważywszy na okoliczności jego zgonu…- znów przerwa w wypowiedzi.
- Rozejrzę się za detektywem. Proszę brać jednak pod uwagę, że szukając panny siostry, będzie grzebał w owej niezbyt chlubnej części przeszłości pani ojca. I pani rodziny. To nieuniknione.
- Zdaje sobie z tego sprawę - westchnęła - to nieuniknione dlatego szukam takiego detektywa który nie odda tego pismakom na złotej tacy za jakąś gratyfikację. Jeśli chodzi o Deanę to wiem, że powinnam to zrobić, ale zwlekam jeszcze bo nie chcę robić dodatkowego skandalu…. Mr Caine cieszę się, że mogę w tak trudnej sytuacji liczyć na Pana, naprawdę nigdy nie zapomnę tej życzliwości w tych trudnych chwilach. Czy mogę się jakoś Panu odwdzięczyć? Może wpadnie Pan do nas na obiad któregoś dnia?
- Wolałbym, jeśli już, to zaprosić panią na kolację.- usłyszała w odpowiedzi. I spytał po chwili.- Słyszała pani może o Różowej Podwiązce? Albo nazwisko Giordano?
- Niestety nie - odpowiedziała - nazwa miejsca brzmi interesująco i chętnie bym się tam wybrała, obawiam się że odwiedzenie tak frywolnego miejsca, aczkolwiek z całą pewnością poprawi me samopoczucie, tak krótko po śmierci może być źle odebrane przez społeczeństwo i tych którzy będą decydować o uprawnieniach spadkowych…
- Giordano jest osobą z półświatka przestępczego. Osobą którą pani ojciec musiał znać, bo wyznaczył go na jednego z przysięgłych.- wyjaśnił adwokat dodając. - A co do prasy, to o ile nie da się odpędzić pismaków od siebie, to można odwracać ich uwagę skandalami. Jeśli pojawi się pani w nieodpowiednim miejscu dając okazję to pikantnych spekulacji, to uwaga większości czasopism skupi się na tym wydarzeniu niż na śmierci pani ojca. Obyczajowe skandale są najbardziej smakowitym kąskiem dla prasy brukowej.
- Niech Pan wybaczy, ale w tej sytuacji muszę być jak żona cezara, poza wszelkim podejrzeniem, nie mogę ryzykować w tej chwili swą reputacją. Zwłaszcza że w tym niefortunnym wypadku nie ma nic do ukrycia. Chętnie bym się jednak tam wybrała, gdyby udało się to zorganizować…. dyskretnie.
- Pomyślę nad spełnieniem panny kaprysu. Choć czuję się teraz potworem korumpującym niewinną dziewicę. - zażartował James. - Mimo jednak, że zostaję osadzony w tak… straszliwej roli, to pokusa istnieje. -Mężczyzna przerwał rozmowę, na moment tylko.- Niemniej porozmawiajmy o tej drugiej pokusie. Kolacji.
- Będzie mi bardzo miło, jeśli przyjmie pan zaproszenie na jutrzejszy wieczór. - odpowiedziała z uśmiechem w głosie.
- Będzie mi miło spróbować panny gościnności. Przy okazji porozmawiamy o całej niefortunnej sytuacji pani rodziny. Rozmawiała już pani z wujami?- zapytał na koniec.
- Jestem w trakcie rozmów, nie stryj Paul jest chwilowo nieosiągalny, stryj Ernest żyje w swoim świecie ale nie wydaje mi się ażeby chciał mnie ukrzywdzić, a stryja Artura nie miałam szansy jeszcze poznać… Jak Pan sam widzi moja rodzina jest …. skomplikowana. - głos jej się załamał na ułamek sekundy ale już po chwili kontynuowała głosem rześkim i dynamicznym - a jaką kuchnię Pan preferuje?
- Naszą miejscową. Niemniej będę szczery. Największą atrakcją tej kolacji, będzie pani urocze towarzystwo.- odparł uprzejmie mężczyzna.
Roześmiała się w odpowiedzi.
- W takim razie do zobaczenia jutro o dziewiętnastej. - powiedziała tylko i odłożyła słuchawkę. **** Po zakończonej rozmowie ponownie skierowała się na górę, po drodze mignęła jej Ann, zatrzymała dziewczynę i zapytała
- Starsza Pani już wróciła do domu?
- Jeszcze nie wróciła. Ale Lisa dostała list. Pani wyjechała do Houston.
Lisa wezwana przez Milli pokazała list od Deanny.
“Wyjechałam do Houston. Wracam w sobotę. Zatrzymałam się w Hotelu Grun, pokój nr 21. Telefon na recepcję: 8817. Dzwonić tylko w pilnych sprawach.”
Wyjechała.
- Jest list. - odetchnęła z ulgą garderobiana. - Sama pani widzi nie potrzebnie się martwiliśmy.
Mili wzięła liścik w pierwszym odruchu miała ochotę go zgnieść i wyrzucić coś jej jednak nie pasowało. Deana była kobietą luksusową i nie ruszała się nigdzie bez swoich licznych walizek. Poza tym tak nagły wyjazd w tak niesprzyjającym czasie a tym samym pozostawienie innym pola do działania…. to definitywnie nie było w stylu macochy…
Liso idź do jej garderoby i sprawdź czy zabrała rzeczy na podróż, jeśli nie spakuj starszej pani ciepły zestaw podróżny i wyślemy go do Hudson.
Gdy Lisa wyszła Mili znów podeszła do telefonu, był jeszcze ciepły… spokojnie wykręciła numer 8… 8… 1…. 7... . i przyłożyła słuchawkę do ucha.
Słucham.
- Kto mówi? - Milii usłyszała w słuchawce dziecięcy głos.
- Jestem Mili, szukam mojej mamy - powiedziała używając słów, które w jej opinii przemówiły do dziecka - Deany Blackwood, czy możesz poprosić ją do telefonu?
- Nie znam twojej mamy. Moja babcia zna wszystkich. Babciu! - słychać dźwięk przekazywanej słuchawki. - Ta dziewczyna szuka swojej mamy.
Słucham - Mili usłyszała głos starszej pani.
- Dzień dobry, nazywam się Mili Blackwood, czy mogę rozmawiać z Deaną Blackwood?
- Nie mieszka tutaj nikt o tym nazwisku. To chyba pomyłka.
- Ojej w takim razie bardzo przepraszam, za kłopot. Czy dodzwoniłam się pod numer 8… 8… 1…. 7... ?......... Dostałam informację, że to numer do Hotelu Grun w Houston. Czyżbym źle zapisała numer telefonu?
- Dodzwoniła się pani do prywatnego mieszkania. Ma pani zły numer. Nie słyszałam o takim Hotelu. Przepraszam ale nie mogę dłużej rozmawiać.
- W takim razie bardzo przepraszam, za kłopot. Have a nice day - powiedziała Mili po czym odłożyła słuchawkę.
Westchnęła to jej się nie dodawało. Wyciągnęła książkę telefoniczną. Szukała Houston, a gdy odnalazła właściwą miejscowość zaczęła poszukiwać numeru Hotelu Grun. Szybko udało znaleźć się Hotel Grun. Mili wybrała właściwy numer.
- Recepcja Hotelu Grun. W czym mogę pomóc. - Mili usłyszała głos młodego mężczyzny.
- Nazywam się Milli Blackwood, zgodnie z moją wiedzą zamieszkała u Was wczoraj moja macocha Deana Blackwood. Chciałabym poprosić o Państwa adres oraz o numer jej pokoju, w najbliższym czasie będę wysyłać do niej przesyłkę. Czy macie jakieś procedury o których powinnam wiedzieć?
- Proszę czekać minutę. - po jakimś czasie wrócił do telefonu. - Pani Blackwood złożyła rezerwacje na pokój w naszym hotelu. Ale nie pojawiła się u nas. Mam adnotację że rezerwacja została odwołana.
- oooo macocha nic mi nie mówiła, kiedy rezerwacja została odwołana? Rozumiem, że Deana podała adres pod którym się zatrzymała?
- Nic więcej nie wiem. Poza tym co pani przekazałem. Niestety nie ma przy tym nazwisku adresu.
Milii szybko podziękowała i odłożyła słuchawkę. Nic z tego nie rozumiała.
__________________ Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett |