Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2018, 10:30   #39
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Mili dzwoni co Mr.J.A.Caine’a

Gdy tylko wróciła skierowała się do saloniku z telefonem. W domu panowała grobowa, nienaturalna cisza. Nic sobie jednak z tego nie robiła. Wyciągnęła kajecik i wybrała numer do kancelarii. Po trzech sygnałach telefon odebrała sekretarka i poinformowała ją, że J.A.Caine, jest aktualnie na spotkaniu i z przyjemnością przekaże mu wiadomość Mili poprosiła jedynie o kontakt w stosownej dla Pana Caine chwili.

Gdy odłożyła słuchawkę i skierowała się do swojego skrzydła. Po drodze do sypialni zauważyła Miriam wyciągającą na wierzch z rozmaitych zakamarków garderoby czarne sukienki niezbędne w okresie żałoby. Prawdę mówiąc Mili nawet nie przypuszczała, że ma aż tak dużo czarnych sukienek. Tymczasem do Milli podeszła truchtem jedna ze służących w posiadłości pokojówek szeptem mówiąc, że zadzwonił właśnie do niej jakiś adwokat o nazwisku Caine. I właśnie czeka przy swoim aparacie. Pobiegła żwawo do aparatu, zatrzymała się dopiero metr od niego. Policzyła w myślach od dziesięciu, a potem dla pewności jeszcze raz… po czym podeszła do aparatu spokojnym krokiem. Nie mogła pozwolić, aby Mr. Caine, coś sobie pomyślał… zwłaszcza że z uwagi na to coś w oczach zapewne podobał się niewiastom

- Milli Blackwood, przy telefonie - zaanonsowała się - Mr. Caine jestem wdzięczna za tak rychły kontakt.

- Nie ma za co. To czysta przyjemność, przyciągać zainteresowanie tak pięknej i interesującej kobiety jak ty, panno Blackwood.- odparł uprzejmie adwokat.- Co sprawiło, że zechciała się panna ze mną skontaktować?

- Wstyd mi się przyznać, ale mam mały i niezbyt typowy problem, i potrzebuję pomocy Mr. Caine. - mówiła wysokim niezbyt pewnym siebie głosem, dokładnie takim który sprawiał, że większość mężczyzn z radością wcielała się w rolę rycerza na białym koniu i radością kontynuowała zabawę w damę w opałach zaś mniejszość błyskawicznie szukała drogi ucieczki z przymusowego położenia. Jednak dotychczasowa obserwacja prawnika wskazywała na to że będzie skłonny do tej zabawy, jeśli zaś nie to i tak i tak przed grzeczność powinien jej odpowiedzieć… odliczyła w myślach kilka sekund po czym kontynuowała ściszonym tonem - potrzebuję detektywa...i zupełnie nie wiem jak znaleźć dobrego w swoim fachu i dbającego o dyskrecję, dlatego pomyślałam o Panu …

- Mały i nietypowy problem…- zamyślił się James. Przez chwilę milczał nim rzekł. - Mogę wiedzieć z jakiego powodu pani potrzebuje usług detektywa? Jeśli może mi panna zdradzić powód takiej decyzji oczywiście.
Przez głowę Mili przebiegło milion myśli, postanowiła jednak być szczera, przynajmniej mniej do pewnego stopnia.

- Nie wiem jak to powiedzieć, nie chcę stawiać papy w złym świetle gdy nie ma go już z nami, ale dzisiaj dowiedziałam się, że mam starszą siostrę Alicję… to trudne … wczoraj byłam jeszcze jedynaczką, a dziś mam starszą siostrę… - westchnęła - nie znam jej ale czuję, że powinnam ją powiadomić o pogrzebie. Nie wiem jednak jak to zrobić, nie mam nawet jej adresu… myślałam, żeby poprosić Deanę o pomoc, ale ona nie wróciła dzisiaj na noc i prawdę powiedziawszy zaczynam się o nią martwić…

- I powinnaś zgłosić ten fakt na policję. - odpowiedział po krótkim namyśle adwokat. - Im szybciej zawiadomisz o jej zaginięciu tym lepiej, będzie to wyglądało później. - znów chwila ciszy na przemyślenia. - Miss Blackwood to wielce chwalebne że chcesz bronić dobrego imienia. Ale śmierć osoby takiej jak twój ojciec przyciąga pismaków całymi stadami. A jeszcze zważywszy na okoliczności jego zgonu…- znów przerwa w wypowiedzi.

- Rozejrzę się za detektywem. Proszę brać jednak pod uwagę, że szukając panny siostry, będzie grzebał w owej niezbyt chlubnej części przeszłości pani ojca. I pani rodziny. To nieuniknione.

- Zdaje sobie z tego sprawę - westchnęła - to nieuniknione dlatego szukam takiego detektywa który nie odda tego pismakom na złotej tacy za jakąś gratyfikację. Jeśli chodzi o Deanę to wiem, że powinnam to zrobić, ale zwlekam jeszcze bo nie chcę robić dodatkowego skandalu…. Mr Caine cieszę się, że mogę w tak trudnej sytuacji liczyć na Pana, naprawdę nigdy nie zapomnę tej życzliwości w tych trudnych chwilach. Czy mogę się jakoś Panu odwdzięczyć? Może wpadnie Pan do nas na obiad któregoś dnia?

- Wolałbym, jeśli już, to zaprosić panią na kolację.- usłyszała w odpowiedzi. I spytał po chwili.- Słyszała pani może o Różowej Podwiązce? Albo nazwisko Giordano?
- Niestety nie - odpowiedziała - nazwa miejsca brzmi interesująco i chętnie bym się tam wybrała, obawiam się że odwiedzenie tak frywolnego miejsca, aczkolwiek z całą pewnością poprawi me samopoczucie, tak krótko po śmierci może być źle odebrane przez społeczeństwo i tych którzy będą decydować o uprawnieniach spadkowych…

- Giordano jest osobą z półświatka przestępczego. Osobą którą pani ojciec musiał znać, bo wyznaczył go na jednego z przysięgłych.- wyjaśnił adwokat dodając. - A co do prasy, to o ile nie da się odpędzić pismaków od siebie, to można odwracać ich uwagę skandalami. Jeśli pojawi się pani w nieodpowiednim miejscu dając okazję to pikantnych spekulacji, to uwaga większości czasopism skupi się na tym wydarzeniu niż na śmierci pani ojca. Obyczajowe skandale są najbardziej smakowitym kąskiem dla prasy brukowej.

- Niech Pan wybaczy, ale w tej sytuacji muszę być jak żona cezara, poza wszelkim podejrzeniem, nie mogę ryzykować w tej chwili swą reputacją. Zwłaszcza że w tym niefortunnym wypadku nie ma nic do ukrycia. Chętnie bym się jednak tam wybrała, gdyby udało się to zorganizować…. dyskretnie.

- Pomyślę nad spełnieniem panny kaprysu. Choć czuję się teraz potworem korumpującym niewinną dziewicę. - zażartował James. - Mimo jednak, że zostaję osadzony w tak… straszliwej roli, to pokusa istnieje. -Mężczyzna przerwał rozmowę, na moment tylko.- Niemniej porozmawiajmy o tej drugiej pokusie. Kolacji.

- Będzie mi bardzo miło, jeśli przyjmie pan zaproszenie na jutrzejszy wieczór. - odpowiedziała z uśmiechem w głosie.

- Będzie mi miło spróbować panny gościnności. Przy okazji porozmawiamy o całej niefortunnej sytuacji pani rodziny. Rozmawiała już pani z wujami?- zapytał na koniec.

- Jestem w trakcie rozmów, nie stryj Paul jest chwilowo nieosiągalny, stryj Ernest żyje w swoim świecie ale nie wydaje mi się ażeby chciał mnie ukrzywdzić, a stryja Artura nie miałam szansy jeszcze poznać… Jak Pan sam widzi moja rodzina jest …. skomplikowana. - głos jej się załamał na ułamek sekundy ale już po chwili kontynuowała głosem rześkim i dynamicznym - a jaką kuchnię Pan preferuje?

- Naszą miejscową. Niemniej będę szczery. Największą atrakcją tej kolacji, będzie pani urocze towarzystwo.- odparł uprzejmie mężczyzna.
Roześmiała się w odpowiedzi.

- W takim razie do zobaczenia jutro o dziewiętnastej. - powiedziała tylko i odłożyła słuchawkę.

****
Po zakończonej rozmowie ponownie skierowała się na górę, po drodze mignęła jej Ann, zatrzymała dziewczynę i zapytała
- Starsza Pani już wróciła do domu?

- Jeszcze nie wróciła. Ale Lisa dostała list. Pani wyjechała do Houston.

Lisa wezwana przez Milli pokazała list od Deanny.

“Wyjechałam do Houston. Wracam w sobotę. Zatrzymałam się w Hotelu Grun, pokój nr 21. Telefon na recepcję: 8817. Dzwonić tylko w pilnych sprawach.”
Wyjechała.

- Jest list. - odetchnęła z ulgą garderobiana. - Sama pani widzi nie potrzebnie się martwiliśmy.

Mili wzięła liścik w pierwszym odruchu miała ochotę go zgnieść i wyrzucić coś jej jednak nie pasowało. Deana była kobietą luksusową i nie ruszała się nigdzie bez swoich licznych walizek. Poza tym tak nagły wyjazd w tak niesprzyjającym czasie a tym samym pozostawienie innym pola do działania…. to definitywnie nie było w stylu macochy…

Liso idź do jej garderoby i sprawdź czy zabrała rzeczy na podróż, jeśli nie spakuj starszej pani ciepły zestaw podróżny i wyślemy go do Hudson.


Gdy Lisa wyszła Mili znów podeszła do telefonu, był jeszcze ciepły… spokojnie wykręciła numer 8… 8… 1…. 7... . i przyłożyła słuchawkę do ucha.
Słucham.

- Kto mówi? - Milii usłyszała w słuchawce dziecięcy głos.

- Jestem Mili, szukam mojej mamy - powiedziała używając słów, które w jej opinii przemówiły do dziecka - Deany Blackwood, czy możesz poprosić ją do telefonu?

- Nie znam twojej mamy. Moja babcia zna wszystkich. Babciu! - słychać dźwięk przekazywanej słuchawki. - Ta dziewczyna szuka swojej mamy.
Słucham - Mili usłyszała głos starszej pani.

- Dzień dobry, nazywam się Mili Blackwood, czy mogę rozmawiać z Deaną Blackwood?

- Nie mieszka tutaj nikt o tym nazwisku. To chyba pomyłka.

- Ojej w takim razie bardzo przepraszam, za kłopot. Czy dodzwoniłam się pod numer 8… 8… 1…. 7... ?......... Dostałam informację, że to numer do Hotelu Grun w Houston. Czyżbym źle zapisała numer telefonu?

- Dodzwoniła się pani do prywatnego mieszkania. Ma pani zły numer. Nie słyszałam o takim Hotelu. Przepraszam ale nie mogę dłużej rozmawiać.

- W takim razie bardzo przepraszam, za kłopot. Have a nice day - powiedziała Mili po czym odłożyła słuchawkę.

Westchnęła to jej się nie dodawało. Wyciągnęła książkę telefoniczną. Szukała Houston, a gdy odnalazła właściwą miejscowość zaczęła poszukiwać numeru Hotelu Grun. Szybko udało znaleźć się Hotel Grun. Mili wybrała właściwy numer.

- Recepcja Hotelu Grun. W czym mogę pomóc. - Mili usłyszała głos młodego mężczyzny.

- Nazywam się Milli Blackwood, zgodnie z moją wiedzą zamieszkała u Was wczoraj moja macocha Deana Blackwood. Chciałabym poprosić o Państwa adres oraz o numer jej pokoju, w najbliższym czasie będę wysyłać do niej przesyłkę. Czy macie jakieś procedury o których powinnam wiedzieć?

- Proszę czekać minutę. - po jakimś czasie wrócił do telefonu. - Pani Blackwood złożyła rezerwacje na pokój w naszym hotelu. Ale nie pojawiła się u nas. Mam adnotację że rezerwacja została odwołana.

- oooo macocha nic mi nie mówiła, kiedy rezerwacja została odwołana? Rozumiem, że Deana podała adres pod którym się zatrzymała?

- Nic więcej nie wiem. Poza tym co pani przekazałem. Niestety nie ma przy tym nazwisku adresu.

Milii szybko podziękowała i odłożyła słuchawkę. Nic z tego nie rozumiała.

 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline