Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2018, 13:53   #40
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Kolejny dzień zaczął się od miłej wyprawy do... więzienia. Adwokat nie chciał tam jechać, ale nie miał większego wyboru. Należało utrzymywać dobre relacje z odpowiednimi ludźmi... a naczelnik więzienia, do takich osób się zaliczał.
Dlatego James przekroczył bramy tego przybytku, wjechał na dziedziniec i pewnym krokiem ruszył do pomieszczenia w którym spodziewał się zastać naczelnika. Nikt go tu nie zatrzymywał, wszak wszyscy wiedzieli kim był i domyślali się dokąd idzie. Zresztą kierował się do budynków administracyjnych, a nie więziennych.
Gordon Butler przystawiał do ust szklaneczkę zimnego brązowego płynu, kiedy James Caine wkroczył do jego gabinetu.
- A to ty James. - powiedział gdy przełknął duży łyk alkoholu. - Nie pomyśl że tak codziennie popijam. - naczelnik próbował się wytłumaczyć.
- Mam powody. Jak zwykle mój brat. Zatrudnił się jako ochroniarz Blackwooda i myślałem, że to go odciągnie od mętów z półświatka z którymi imprezował i włóczył się po nocach. Ale ta dobra posada wpędziła go w inne kłopoty. Policja poszukuje go w związku z wypadkiem Blackwooda i śmiercią tego bankiera.
- Słyszałem o tym… bardzo śliska sprawa.- odparł Caine wchodząc do środka. Spojrzał na trunek mówiąc.- Poza tym, nie jestem sędzią tylko adwokatem. Płacą mi za obronę oskarżonych. Nie osądzam innych. Nawet prywatnie.
Usiadł po przeciwnej stronie biurka. I splótł dłonie razem.
- Będę szczery. To że był ochroniarzem Blackwooda nie obciąża twojego brata tak bardzo, jak fakt, że zniknął bez wieści, zamiast zgłosić się na policję i złożyć wyjaśnienia. To rodzi podejrzenia… niestety.
- Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. To zniknięcie… - podrapał się po nosie. - Zdarzały mu się niespodziewane wyjazdy. Ale zawsze dzwoni i omawiamy zakłady sportowe. W weekend są walki w Colisseum. Dziś jest ostatni moment by na spokojnie obstawić. Ja zacznę się martwić jak do wieczora nie zadzwoni. Napijesz się? - wskazał na szklankę.
- Z chęcią.- odparł adwokat sięgając po trunek.
- Wspominałem Ci już o tym że sprawa pani Munro. Utknęła na dobre. Twoje szczęście, że testament Blackwooda odciągnął Cię o tego.
- Szczęściasz ze mnie.- zaśmiał się ironicznie James upijając trunku.
Telefon na biurku naczelnika zadzwonił. Gordon Butler podniósł słuchawkę.
- Tak kochanie. - przez trzy minuty słuchał z uwagą, co mówi kobieta. Próbował zwracać się do niej spokojnie, ale czuć było że jest podenerwowany. - Gdzie on jest? Nic nie powiedział. Zabrali go do szpitala. Jeszcze tego brakowało. Tak ktoś mnie przywiezie za pół godziny.
Butler odłożył słuchawkę. Podparł głowę ręką. Nalał sobie jeszcze alkoholu i szybko opróżnił szklaneczkę.
- Mój teść zemdlał. To najprawdopodobniej zawał. - wyjaśnił pokrótce Jamesowi. - A liczyłem na telefon od brata. Wszystkie nieszczęścia w jednym tygodniu. Będę musiał się zbierać do szpitala.
Naczelnik głośno wypuścił powietrze.
- Dziękuję, że poświęciłeś mi chwilę czasu. Jak tylko ten nicpoń się odezwie to zadzwonię.
- Chwileczkę.- James wyjął z kieszeni marynarki niewielką karteczkę. Imię, nazwisko, numer telefonu.
- Prywatny detektyw, za odpowiednią cenę skuteczny i dyskretny.- rzekł podając ją Butlerowi. - Proszę powołać się na mnie.
- Dziękuje - naczelnik przetarł dłonią twarz. Wyglądał na zafrasowanego. - Zbyt wiele jak na jeden dzień. - mruknął pod nosem.
- To zrozumiałe.- odparł z uśmiechem Caine. Ze współczującym uśmiechem. - W razie czego może pan liczyć na moją pomoc.
Bądź co bądź, warto naczelnika więzienia.


Kolejne godziny poświęcił na spotkania ze znajomymi prawnikami zajmującymi się sprawami gospodarczymi. Interesowała go bowiem sytuacja imperium Blackwooda. Ta.. ja się okazała, była stablilna. Lepsza niż rok wcześniej, gdy uderzyła recesja, która wpłynęła zarówno na na całą gospodarkę USA jak i na samą Blackwood Oil Company. Były zwolnienia pracowników, rozwój firmy został nieco przyhamowany.Niemniej najwięcej o firmie mógł powiedzieć Abraham Anderson, leżący w szpitalu prawnik. I tam James musiał się skierować, jeśli chciał uzyskać więcej. Musiał z nim porozmawiać w cztery oczy.


Po odwiedzinach w więzieniu, rozmowach przy szklaneczce whisky, przyszedł czas na odwiedziny w szpitalu. Ostatnio nie bardzo miał okazję w spokoju porozmawiać z Andersonem o całej tej sprawie. Tym razem nie spodziewał się żadnych odwiedzających i liczył na rozmowę w cztery oczy.

Zajechał pod szpital i udał się do recepcji, by zapytać o możliwość widzenia z Abrahamem.

Personel szpitala krzywo patrzył na odwiedziny adwokata, który przybył do szpitala i zakłócał rozkład rehabilitacji. Ale Anderson słysząc nazwisko Caine’a zgodził się na kilkuminutową rozmowę.

James został poproszony do szpitalnego pokoju starego prawnika. Abraham Anderson leżał w łóżku. Blada twarz i powolne ruchy chorego wskazywały, że jego choroba postępuje. Nie wyglądał już tak dobrze jak podczas poprzedniej wizyty.

- Witam ponownie - Anderson zwrócił się do Caine’a tłumiąc kaszlnięcie. - Jakie sprawy Cię sprowadzają? - mówienie przychodziło mu z trudem. Adwokat odpowiadał na pytania ochrypłym cichym głosem.
- Cóż…- adwokatowi nie spodobało się to co zobaczył. Ale uśmiechnął się robiąc dobrą minę do złej gry. Czy Anderson będzie dysponował wiedzą której oczekiwał, czas pokaże.
- Daj krzesło - Anderson wskazał ręką na własne gardło. James przysunął krzesło do łóżka, usiadł i zaczął zadawać pytania.
- Jaka jest sytuacja w zarządzie firmy? Jaki układ sił?
- Zarząd Blackwood Company liczy pięciu członków. Trzy miejsca w zarządzie obsadzał Howard, a dwa pozostałe jego wspólnicy Robert Reynolds i John Hunt.
- Kto jest numerem dwa po Blackwoodzie?
Reynolds jest ambitny i nie boi się mediów. Hunt to pracoholik. Numerem dwa po Howardzie będzie spadkobierca. Może córka Howarda, Milli, bystra dziewczyna interesuje się sprawami firmy. Może jego bracia... - Anderson zakasłał i zakrył usta dłonią.
Komu w zarządzie mogło zależeć na skandalu ?
Nikomu. Nic o tym nie wiem… -
Możesz coś powiedzieć na temat radców prawnych tej firmy?
Kancelaria braci White, fachowcy… - staruszek zakaszlał ponownie. - Możesz zawołać pielęgniarkę…
Dobrze...- uśmiechnął się lekko James.- Zdrowiej staruszku.
Słowa bardziej kurtuazyjne niż szczere. Obaj wiedzieli, że jeśli Abraham opuści szpitalny budynek to tylko w trumnie. Tak mówili wszak jego lekarze.
Aaa... jeszcze jedno.- staruszek przypomniał sobie o czymś, gdy James był przy drzwiach.- Zarząd firmy zbiera się... w najbliższy poniedziałek.


Wizyta z kancelarii, niewinny flirt z Alice na miejscu, telefoniczne potwierdzenie u Mili swojej obecności na kolacji. Przerwa na obiad w restauracji, wraz z Alice by sekretarka mogła pokazać swoje obycie w towarzystwie. Bądź co bądź, będzie jego towarzyszką, przy wyjątkowo ważnych spotkaniach. Umówienie się na spotkanie z radcami prawnymi z kancelarii braćmi White zakończyło jego „pracę” na dziś. A i miał kolejny adres znajomego detektywa, tym razem dla panny Blackwood. Byłego członka obyczajówki, który wyleciał z niej w dość kłopotliwych okolicznościach. Za to znającego dobrze półświatek sutenerów. Adwokat zakładał bowiem, że nieznana córka denata, nie pochodziła z legalnego związku.
Mając te informacje spacerował uliczkami miasta i rozmyślał nad skomplikowaną sytuacją. Wszak powinien się skupić na własnym awansie i przyszłych spotkaniach z wpływowymi ludźmi. A tak... wszystko zaczęło obracać się wokół Blackwooda. I Mili i naczelnik więzienia i lekarz samobójca.
Z tych rozmyślań wyrwał go widok pobliskiej wystawy.


Uśmiechnął się na jej widok. I po chwili wszedł do sklepu, by wyjść z niego po około trzydziestu minutach z ładnie zapakowanym prezentem. I pomysłem w głowie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline