Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2018, 11:12   #8
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
- Ja mogę zostać - powiedział Allayn.
- Jeśli resztą koni pójdzie do wozów z kopalni będzie można bagaż i pasażerów rozmieścić w miarę po równo - powiedziała złodziejka. - A jak pojedziecie tam konno szybciej wrócicie, reszta może zostać przypilnować wszystkiego i razem pojedziemy dalej.

- Kłócicie się jak banda przekupek, ja mogę pomóc ciągnąć wóz - warknął zniecierpliwiony Gorthak, próbując przerzucić sobie truchło jednego z tygrysów przez ramię.
- To się nazywa ‘planowanie’ Gorthak, to po to, by jak najwięcej osiągnąć jak najmniejszym wysiłkiem - wyjaśniła uprzejmie, być może z odrobiną szyderstwa niemądremu półorkowi Saxa, ale tylko odrobiną szyderstwa.

- Ja jadę - odezwała się drowka. - W końcu dwa konie należą do mnie, a są potrzebne żeby przytargać tu te wozy.
- Ja również mogę zostać - powiedziała Awen oglądając się z lekkim niepokojem na ciemną puszczę. “Musimy się rozdzielić. Tak to jedyne wyjście”.
- Ulgrimie, przeprowadź bezpiecznie moich towarzyszy przez ten przeklęty las. - A wy lepiej oszczędzajcie siły na walkę. - Z tymi słowami Awen odwróciła się w kierunku Saxy i Shillen. Mimo iż drażniły ją ciągłe przepychanki słowne, szanowała je za odwagę i doskonałe umiejętności walki.
Shillen machnęła ręką na słowa Awen.
- Spokojnie, nie przez takie lasy się przedzierało - rzuciła.
Awen zareagowała jedynie uśmiechem na słowa Shillen wiedząc, że cięty język elfki bywa ostrzejszy niz najlepszy miecz. Ku swojemu zaskoczeniu zaczynała darzyć ją sympatią.

- Faktycznie, trochę ciężkie -burknął pod nosem nieco zawstydzony Gorthak po czym położył truchło tygrysa na ziemi. Jechać z wami?
- Gorthak, jedź, ja zostanę. Więcej niż jednego wozu Krów nie pociągnie - przyznała Saxa i na wszelki wypadek przeładowała kuszę.
- Ja zostanę z koniem i pomogę z tygrysami - zawyrokował wojownik. Wyciągnął z pochwy swój jatagan i poszedł przygotowywać tygrysy do transportu.*
- Zanim je zrobisz oni już zdążą dojechać i wrócić z wozem na tygrysy. - wymądrzyła się złodziejka. *
Hassan wzruszył ramionami i wyszczerzył się do złodziejki bezczelnie - Nie ma to jak ubabrać się juchą i to jeszcze przed obiadem - zachichotał i dalej robił swoje, pogwizdując sobie dla zabicia czasu.


Zmysły Elfki potwierdzały słowa krasnoluda- wioska była niedaleko. Drużyna podzieliła się. Ulgrim wraz z Gorthakiem i Shillen ruszyli w kierunku Bress w poszukiwaniu wozu. Reszta zaś została pilnując aby inne drapieżniki nie dobrały się do martwych tygrysów. Czas dłużył się w oczekiwaniu na powrót towarzyszy. Szybko zaczęliście słyszeć dźwięki na które jeszcze przed chwilą nie zwracaliście uwagi. Trzask łamanych gałęzi czy pomruki z oddali zmuszały was do pełnej czujności. Po ataku wielkich kotów gęsty las wydawał się wam jeszcze bardziej wrogi i każdy dźwięk przywodził na myśl nadchodzące niebezpieczeństwo.
Krótka podróż pół-orka i drowki również nie była łatwa. Ulgrim zdecydował się iść skrótem i o ile niski krasnolud dość łatwo przeciskał się przez knieje, o tyle Gorthak musiał wycinać ścieżkę przez zarośla aby przeprowadzić konia.
Zgodnie z tym co powiedział brodacz, wyprawa nie trwała jednak dłużej niż partia gry w karty. Wreszcie waszym oczom ukazała się chyba najdziwniejsza krasnoludzka osada w całych Dzikich Krainach. Domy postawione na stropie wyrobiska niemal w samym sercu puszczy łączyła sieć pomostów, rusztowań i lin opadających aż do spągu. Krasnoludzka architektura kompletnie nie pasowała do tego miejsca. Już na skraju wioski dało się zauważyć kilka nieużywanych wozów. Brodacz podszedł na skraj skarpy i wskazując na jeden z wozów krzyknął bez ceregieli do kogoś na poniżej:
- Biorę! Zara z nim wrócę! - Z dołu dobiegła krótka odpowiedź w krasnoludzim. Mogliście się jedynie domyślać po zachowaniu Ulgrima, że pozwolono wam na wypożyczenie wozu. Bez zwłoki zaprzęgliście więc konia i ruszyliście ścieżką noszącą ślady po kopytach i kołach podobnych pojazdów. Droga powrotna, chociaż dłuższa, była zdecydowanie łatwiejsza i w stosunkowo niedługim czasie wróciliście do miejsca, w którym otworzył się portal.

Czekając na powrót Gorthaka i Shillen Awen usiadła na fragmencie głazu pokrytym mchem. Rozejrzała się wokoło. „Ten las ma w sobie coś mrocznego”, pomyślała. Nawet najmniejszy szum liści napawał ją dziwnym przerażeniem. I właśnie wtedy poczuła jak ogarnia ją ciemność, jakby ktoś włączył przycisk i uruchomił jej wspomnienia. Teraz sobie przypomina. Już kiedyś była w podobnym miejscu. Dawno temu, sama, w wyniku głupiego żartu jej rodzeństwa. Poczuła się przez chwile jak szamoczące się w pułapce przerażone zwierzę. Z natłoku myśli i wspomnień wyrwały ją dobiegające strzępki rozmowy pozostałych. Awen udało się wychwycić słowa „mieszaniec” i „krecik”. Te ostatnie spowodowały że wróciła do równowagi. „Natury ludzkiej nie zmienisz”- westchnęła czując ulgę, że nie jest sama w tym ciemnym i tajemniczym miejscu. A gdy spojrzała ponownie na las ujrzała wyłaniające się z gęstwiny postać Gorthaka i Shillen, wstała energicznie z uśmiechem na twarzy jakby witała najlepszych przyjaciół.
- Pojawiliście się w odpowiednim momencie – rzuciła Awen w kierunku przybyłych.
- Pora wydostać się z tego przeklętego miejsca i doprowadzić nasze sprawy do końca – dodała.
Mimo tych słów Awen czuła, że las a zwłaszcza to co się w nim kryje jeszcze się z nimi nie żegna. Jednak póki co wolała nie dzielić się z pozostałymi swoimi obawami.
Shillen podjechała do towarzyszy, a zaraz za nią Gorthak i Ulgrim prowadzący wóz ciągnięty przez Karmazyna. Drowka ściągnęła wodze zatrzymując swoją klacz i powiedziała:
- Poszło dość gładko, to może teraz nasza silniejsza część drużyny załaduje kotki na wóz? -
spojrzała po mężczyznach, celowo jakby omijając wzrokiem pół-elfa.
- Z życiem panowie! - zażartowała kapłanka - chyba że czekacie na kolejne atrakcje?
Łowczyni zaśmiała się na słowa kapłanki.
- Chyba jestem w stanie cię polubić. - powiedziała przez śmiech.
Wojownikowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Uśmiechnął się pogodnie do kapłanki, kiwnął głową i wziął się do roboty. Zwierzęta przygotował sobie wcześniej, więc pozostało tylko dopasować ładunek do wozu, który przyjechał z nimi. Hassan spokojnie zdjął pancerz, aby lżej mu było przenosić ciężkie ładunki i zakasując rękawy zaczął przeciągać truchła w pobliże wozu. Operując zwinnie linami, i podwiązując gdzie trzeba, nucił sobie pod nosem jakąś viridistańską melodię, w której słychać było spokojne, nostalgicznego nuty.
Allayn zwykle pozostawiał fizyczną robotę tym, którzy się do tego bardziej nadawali. Osiłków zazwyczaj było co niemiara. Jako że jednak tygrysów było sporo, a i on walnie przyczynił się do ich pokonania, uznał, że może pomóc Hassanowi w jego dziele. Szczególnie że panie zechciały odgrywać księżniczki, zdolne tylko do wymądrzania się.
Gorthak, wydając się być w całkiem dobrej formie po ciągnięciu wozu, napił się tylko łyka wody i powoli ruszył pomóc pozostałym w ładowaniu. Całe życie właściwie spędził w Mieście Suwerena, więc odgłosy puszczy budziły jego ciekawość.
- Myślicie że w takim lesie można spotkać coś ciekawszego niż te koty? - zapytał się hardo Shillen i rozglądającej się wokół Awen.
-Trudno mi powiedzieć- odparła Awen.- ale tak stara puszcza z pewnością jest domem dla wielu bestii, które ja osobiście niekoniecznie chcę poznać.
- Myślisz że są tu jakieś bestie z którymi taka grupa jak nasza by sobie nie dała rady? - Pół-ork odparł z powątpiewaniem.
- Nie kwestionuję naszych umiejętności, nie bez powodu akurat nam zlecono zadanie, którego nie dokończył Hadrian. Poza tym po walce z tygrysami zasłużyliśmy na kufel piwa - zaśmiała się kapłanka.
- No, nie ma to jak kufel po bitce, widzę, że wiesz co jest ważne w życiu! - Gorthak wyszczerzył się szeroko do kapłanki i klepnął ją lekko w ramię.
- Taaa… Też bym się z chęcią napiła. - rzuciła elfka. - I zgadzam się z Awen. - dodała. - W takich puszczach jest wiele, różnych stworzeń, których spotkanie raczej byłoby nam nie na rękę.
- Ano knieja rozciąga się ze sto kilometrów na północ i ze trzydzieści na południe. Dalej na północy są góry, na południu zresztą też - wtrącił Ulgrim. - Jak panienka po walce wspomniała, te tutaj smilo… smilodony, tygrysy znaczy, to pewnie z gór zlazły, z północy. Poza nimi to sporo tu gigantów leśnych, jaskiniowców, dzikich elfiaków i mastodontów, ale one gęściej na zachodzie chyba żyją, bliżej Elphanów. Czasem podobno nawet jakiś smok się trafi.

Hassan uśmiechnął się, pochylony nad robotą.
- Szablozęby widziałem w Viridistanie. Czasem na targowisku kupcy przywożą na areny dzikie koty. Widziałem też wielkie lwy pustynne, pręgowane konie i inne cuda. O ile krwawią, wszystko da się zabić - wzruszył ramionami Hassan. - Knieja czy nie, niech żaden kudłacz nie przetnie mi drogi, bo stanie się skrawkiem kebaba.

Dzięki zabiegom wojownika załadowaliście tygrysy na wóz z niezwykłą sprawnością i już po chwili wozy ruszyły skrzypiąc i odciskając na trakcie kolejne ślady. Od czasu do czasu jednemu z was udało się wykryć kątem oka jakiś ruch w zaroślach, jednak nawet jeżeli nie były to zwierzęta, to z pewnością widok w pełni uzbrojonej grupy i powalonych smilodonów mógł działać odstraszająco na potencjalnych rabusiów. Tym razem grupa prowadzona przez Ulgrima obeszła wioskę wkraczając do niej od strony zachodniej. Mijając wielki głaz z wyrytą nazwą miasta zrozumieliście, że okrężna ścieżka doprowadziła was na częściej uczęszczany trakt. Najwidoczniej wasz przewodnik chciał oszczędzić wam zbędnych pytań ze strony tutejszych.

Ulgrim zatrzymał się kiedy minęliście jeden z podniszczonych domów. Zapach dochodzący z jego wnętrza mógł sugerować tylko jedno.
- Garbarz. - uśmiechnął się szeroko brodacz, po czym zadudnił dwukrotnie w porośnięte pleśnią drzwi. Odpowiedziała głucha cisza. - Mord! Otwieraj! Robota jest! - krzyknął krasnolud bijąc pięścią w wilgotne drewno tak mocno, że zastanawialiście się kiedy drzwi rozpadną się na kawałki.
- Czego tam?! - Dobiegł z wnętrza czyjś poirytowany głos, po czym drzwi uchyliły się lekko, a zza nich wychyliła się twarz bezbrodego krasnoluda w szlafmycy. - A niech to cholera! - Mord na widok wozu przetarł oczy i otworzył je szeroko z miną, która zdradzała kompletne osłupienie.
- Będzie z tego żarcia dla wszystkich - skomentował z zadowoleniem Ulgrim. - Ale musisz je najpierw oprawić. Kły i skóry będą dla naszych dobroczyńców - dodał kiwając głową w waszą stronę, po czym klepnął garbarza w ramię. - No to zbieraj chłopców i do roboty. Trza się nam szybko z tym uwinąć.

Wóz wraz z pokonanymi tygrysami został u garbarza, a wy ruszyliście dalej przez najwyraźniej budzącą się dopiero wioskę. Odwracając się do tyłu, kilkoro z was zdążyło jeszcze zauważyć jak wokół wozu zbiera się parę innych krasnoludów próbując przenieść szablozęby przez zbutwiałe drzwi. Znikli wam z oczu po tym, jak zakręciliście za jednopiętrowym wąskim budynkiem.

- Jesteśmy! Dwaflin pewnie już na nas czeka - oznajmił Ulgrim, kiedy zatrzymaliście się przed dużą drewnianą chatą, której wierzeje były otwarte na oścież zapraszając was do środka. Wewnątrz znajdowało się kilkanaście stolików, choć było tam zaledwie kilkoro gości. “Stali bywalcy” pomyśleliście. Przy jednym z ostatnich stołów dostrzegliście siedzącego sędziwego krasnoluda.

- Podejdźcie proszę i usiądźcie - zawołał nestor wskazując na stół zastawiony kuflami. - Wybaczcie brak strawy, ale pewnie znacie już trochę naszą sytuację. Napitku za to nie zabraknie. - Dodał wstając, po czym ukłonił się w waszą stronę. - Na imię mi Dwaflin. Miło mi was gościć w Bress.

Gdy tylko weszli do chaty Awen poczuła że oczy wszystkich spoczywają na nich. Niscy, krępi brodacze – tak mogłaby ich w skrócie opisać. Jednak doskonale wiedziała z kim ma do czynienia. ”Daj krasnoludowi kawałek metalu i palenisko a wyczaruje broń której nie powstydziłaby się sama bogini Demeter”, pomyślała kapłanka. Z zadumy wytrącił ją dźwięk stawianego kufla. ”Dosyć myślenia” - stwierdziła Awen po czym podniosła kufel z białą pianą i wzięła solidny haust trunku.
- Wyśmieni… - Awen nie zdążyła dokończyć zdania gdyż bąbelki wydobyły z niej inny, typowy dla tego trunku dźwięk.
- Twoje zdrowie, Dwaflinie! - rzuciła pośpiesznie zmieszana kapłanka. - Dziękujemy za ciepłe przyjęcie – dodała nadal się czerwieniąc.


Drowka zaśmiała się widząc zmieszanie dziewczyny.
- No, no, ryczysz co najmniej jak te szablozębne kocury - zażartowała i sama pociągnęła łyk piwa. W środku pomieszczenia było ciepło, przez co kaptur, który elfka miała naciągnięty na głowę sprawiał jej lekki dyskomfort.
Nie mogąc wytrzymać, ściągnęła kaptur z głowy, ryzykując wystawienie się na nieprzychylne spojrzenia krasnoludów.
Kilkoro gości z odległych stolików odwróciło się w jej kierunku, po czym wymieniło spojrzenia szepcząc coś między sobą.

Słowa Shillen spowodowały, że całe skrępowanie odeszło w mgnieniu oka pozostawiając jedynie rumieniec na bladej twarzy Awen.
- Wyrazy uznania dla gospodarza za tak szlachetny trunek - wydusiła w końcu kapłanka.

- Allayn - przedstawił się półelf, siadając przy stole i sięgając po kufel. Co prawda piwo nie było jego ulubionym trunkiem, ale na bezrybiu... - Świetny trunek.

Hassan był nieco styrany harówką. Nic tak nie wzmagało pragnienia jak zabijanie kocurów i fizyczna praca przy ich transporcie. Kiwnął głową krasnoludowi, wziął kufel ze stołu i zaczął pić. Pił i pił, aż grdyka podskakiwała w rytmie siarczystych haustów, które wlewał do gardła. Pienisty trunek kroplami próbował jeszcze uciekać bokami, ale wojownik w końcu odjął kufel od ust i obrócił do góry dnem. Odbiło mu się, więc cicho czknął, ocierając wilgotne usta i brodę. Zmarszczył brew patrząc na swój kufel.
- Zabrakło… - zachichotał patrząc na krasnoluda.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline