Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2018, 20:49   #100
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
V dzień miesiąca Arodus, Fangwood, 4 dni po ucieczce z Phaendar

Kolejna noc na bagnach nie była nawet odrobinę przyjemniejsza od poprzedniej. Insekty, z jakiegoś powodu odpychane od wnętrza chatki Łowców, mściły się na śpiących, hałasując i kąsając po dwakroć mocniej. Wyglądało to tak, jakby tutejsze komary zwołały znajomków z całej okolicy na ucztę – większości uciekinierów ciężko było w ogóle zasnąć. Rankiem było to dobrze widać w zmęczeniu malującym się na ich twarzach, niezbornych ruchach i zdenerwowaniu. Wyruszenie skoro świt było o tyle dobrym pomysłem, że zostanie w tym miejscu jeszcze przez kilka godzin skończyłoby się pewnie jakąś awanturą, czy nawet rękoczynami. Ponownie uciekinierzy podzielili się na dwie grupy, z Rathanem, Jace’m, Sulimem i Kharrickiem na przodzie i prowadzoną przez czującą się już lepiej Klarę resztą z tyłu.

Wyjście z bagien wszyscy przyjęli z dużą ulgą - marsz po suchym podłożu, bez wszechobecnych owadów był nieporównywalnie przyjemniejszy. Prowadzeni przez idącego z zadziwiającą łatwością i pewnością przed siebie krasnoluda bohaterowie sprawnie przedzierali się przez głusze Fangwood, ciesząc się nawet ze znów dobiegających zewsząd odgłosów zwierząt. Wystarczyło zaledwie kilka mil marszu, by okolica zmieniła się nie do poznania – wrócił mocno pofalowany teren, wzgórza, wąwozy i parowy, a także gęste zarośla i górujące nad wszystkim drzewa. Nie było wątpliwości, że bez doświadczonego tropiciela zagubienie się wśród nich było nieuniknione. Jednak z druidem przypominało to raczej bardzo długi spacer, w czasie którego jego kudłaty towarzysz znikał kilkukrotnie w gęstwinach, by wrócić po krótkim czasie, zwykle utytłany w błocie, czasem z resztkami krwi albo miodu na pysku, a raz targając ze sobą świeże jeszcze truchło borsuka. Najwyraźniej by podzielić się zdobyczą i posiłkiem.

Minęło dobrych kilka godzin, gdy Sulim wskazał na niewielkie, niewyróżniające się niczym wzgórze, stwierdzając że to właśnie cel ich wędrówki. Z początku wyglądało jak dziesiątki innych, które mijali po drodze, dopiero po chwili dało się zobaczyć, co w rzeczywistości się tam znajduje, dobrze ukryte przed wzrokiem przypadkowych wędrowców. Na jego szczycie stała porządnie wykonana chatka z drewnianych bali. Wyglądała na solidną, chociaż odrobinę zapuszczoną. Wokół niej w promieniu kilkunastu kroków skrupulatnie wykarczowano las, robiąc miejsce na budowlę i zdobywając na nią materiały. Koło chatki postawiono małą lepiankę z gałęzi i błota – zapewne wędzarnię. Pozostała tylko porośnięta wysoką trawą polanka, na której poustawiano kilka stelaży, służących normalnie do suszenia zwierzęcych skór lub ryb, teraz jednak pustych. Zaskoczyło to Sulima – o tej porze roku powinno na nich wisieć cokolwiek. Zgodnie ze słowami Klary, z komina nie wydobywał się żaden dym – kolejne potwierdzenie, że gospodarza nie ma w domu. Nie było też słychać niczego poza zwyczajnymi w tej okolicy odgłosami lasu - śpiewem ptaków czy odległym porykiwaniem jeleni.


Między drzewami otaczającymi polanę leżało sporo zwierzęcych kości, a ich pnie były poznaczone dziesiątkami zadrapań, a między nimi. Po wysokości i kształcie cięć Jace i Sulim rozpoznali w nich ślady pazurów rysia leśnego, jednak coś było nie tak – ani znaczenie drzew, ani pozostawianie resztek ofiar na widoku nie były typowym zachowaniem dla tego zwierzęcia.
 
Sindarin jest offline