Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2018, 09:44   #41
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację

Salon “Fashion” należący do Abigail Towns nie był najmodniejszym salonem piękności w dzielnicy. Chyba nawet nigdzie się nie reklamował. Ale klientów mu nie brakowało, w salonie ciągle ktoś był gadał, plotkował i oczywiście robił fryzury. Kiedyś salon należał do sióstr Towns i był dwa razy większy niż obecnie.

Niesnaski rodzinne spowodowały jednak, że salon został podzielony na pół. Abigail pokłóciła się z siostrą Mary, która po mężu nazywała się Wiggins. Obie siostry specjalizowały się w tym samym zawodzie, ale Mary Wiggins postanowiła otworzyć salon fryzjerski dla panów, który nazywał się “Sign”. Oba lokale miały część wspólną, gdzie myto i suszono głowy klientów. Siostry miały w zwyczaju zachowywać porządek, spokój, choć czasem zdarzały się pomniejsze awantury.


- Abigail Towns.
O’Connor stał oparty o futrynę otwartych drzwi bawiąc się odznaką. Spoglądał od czasu do czasu na wnętrze i znajdujących się w nim ludzi. Większą część uwagi skupiał jednak na trzymanym przedmiocie. Cienka strużka dymu unosiła się z zapalonego niedawno papierosa.
- Szefowa zaraz wróci - odezwała się jedna z fryzjerek. - Proszę spocząć. Życzy pan sobie strzyżenie?
- Nie - odparł krótko i przesunął się o jeden krok, by nie blokować przejścia.
Abigail Towns pojawiła się po kilkunastu minutach. Była to modnie ubrana, blondynka z obfitym biustem wyglądała na kobietę przed czterdziestką. Widocznie była zmęczona i zabiegana:
- Agnes - krzyknęła od progu. Dwie pozostałe fryzjerki i sprzątaczka spojrzała na koleżankę. - Nie udało się, wyjechał wczoraj do Miami. - Usiadła zrezygnowana w jednym z foteli.
- A co z Jessicą? - zapytała Agnes.
- Sprzedał ją podobno. Nie uwierzycie - Abigail złapała się pod piersiami. - Sprzedał dziwce w kreolskiej dzielnicy.
- Niemożliwe - krzyknęły wszystkie kobiety i zrobiło się głośno. Każda z kobiet miała inny pomysł jak uratować wspomnianą Jessicę. Kobiety były zaaferowane i O’Connor musiał się przebić przez ten gwar panujący w zakładzie fryzjerskim.


Zaciągnął się głęboko, zaś żar coraz mocniej zbliżał się do filtra. Wypuścił dym w kierunku kobiet i pstryknął niedopałkiem pod ich nogi. Bez słowa, niedbale wyciągnął odznakę.
- Abigail Towns - powtórzył.
Pani Towns przydepnęła niedopałek i wskazała wzrokiem jednej z pracownic, aby sprzątnęła peta.
- Słucham… - zwróciła się do detektywa. - Zapraszam do mojego gabinetu. Tylko proszę wyraźniej pokazać odznakę, bo już tu mieliśmy kiedyś żartownisia, który machał fałszywą odznaką i chciał się ogolić za darmo. Prawda dziewczyny? - koleżanki wydały z siebie potwierdzający pomruk i wrócił do plotkowania.
- Howard Blackwood - odparł krótko i zamiast odznaki wyjął wizytówkę zakładu, którą pokazał z odległości.
- Nasza wizytówka. Ktoś polecił panu nasz zakład?
Skinął głową.
- Dowód z miejsca zbrodni - odparł nieco zbyt głośno świadom obecności klientów w lokalu.
- Kontynuować? - krótkim ruchem głowy wskazał zakład oraz jego gości.
- Chce mi pan zadać kilka pytań? - właścicielka upewniła się czy dobrze rozumie. - Oczywiście słyszałam o śmierci pana Blackwooda. Kto nie słyszał? Całe miasto o tym mówiło. Co pan chce wiedzieć?
- Na miejscu… - przerwał, by niespiesznie zapalić papierosa wydobytego z papierośnicy.
- … znaleziono wizytówkę z takim dopiskiem. Howard Blackwood, Alex Martino, Truman Butler. Była pani związana z którymś lub kimś z ich otoczenia?
- Rozumiem. Pan Martino był naszym częstym klientem. - powiedziała Abigail Towns wskazała korytarzyk. - Wolałabym nie rozmawiać o tym przy moich pracownicach.

Poprowadziła O’Connora do swojego kantorku. Było to niewielkie pomieszczenie wypełnione zdjęciami zwierząt, słodkich piesków, kotków i kanarków.
- Pan Martino przyjeżdżał do bardzo często. Powiem wprost. Był związany z jedną z moich pracownic. Sam pan rozumie żonaty mężczyzna na jego stanowisku. Nie chciałam mieć z tym romansem nic wspólnego. Ale przymykałam na to oczy. - Pani Towns spojrzała jeszcze raz na wizytówkę. - To z pewnością pismo Elizy.

Abigail wyciągnęła z szuflady albumik ze zdjęciami. Wyciągnęła jedno z nich i podała detektywowi.


- Nazywa się Eliza Brown. To ta dziewczyna w kapeluszu. Zdjęcie może pan zatrzymać. - Abigail Towns dłońmi podparła biodra. - Po śmierci pana Martino dałam jej kilka dni wolnego. Chce pan wiedzieć coś jeszcze, panie… - wstrzymała się nie pamiętając nazwiska detektywa.




Time-Picayune Publishing Company - piątek, poranek

W siedzibie Picayune przy North Street 615 panował nadzwyczajny ruch. Poza pracownikami po redakcji krzątała się grupa młodych mężczyzn. Jeden z kolegów wyjaśnił Lovellowi, że mają gości z uniwersytetu. John Randall przyprowadził grupę studentów z uniwersytetu Tulane, aby obejrzeli redakcję i zapoznali się z pracą dziennikarzy.


Redaktorzy próbowali pracować z wiszącymi nad ramionami studentami. W pokoju telegraficznym panował gwar, dzwoniły telefony, a wszystkiego dopełniały stukot kilku maszyn do pisania.




John Woodbridge po wielu usilnych prośbach wydał zgodę na wizytę studentów, ale nie był zadowolony. Przechadzał się po gabinecie i poprawiał zatyczki w uszach. Lovell zjawił się w jego gabinecie szybko zaczęli rozmawiać o samobójstwie Morozowa i powiązaniu tej sprawy z wypadkiem Blackwooda. Woodbridge opowiedział mu, że w końcu udało mu się dogadać z Warrenem. Sprawa Blackwooda wyglądał na coraz bardziej skomplikowaną, przynajmniej tak jawiła się redaktorowi naczelnemu. Na dodatek sprawę prowadził detektyw Raymond O’Connor. Woodbridge uważał go za wyjątkowo trudny charakter i był sceptyczny czy uda się od niego wyciągnąć jakiekolwiek sensowne informacje.





Głowę Milli Blackwood zaprzątała sprawa macochy, która nie wróciła do domu. Czuła się w obowiązku i zgłosiła to zaginięcie na policji. Potem pojawiła się kartka z informacjami, jakoby Deanna miała wyjechać do Houston. Milli próbowała skontaktować się z macochą, ale pozostawiony numer telefonu okazał się niewłaściwy. Telefonując do hotelu dowiedziała się tylko, że rezerwacja na to nazwisko została odwołana. Wszystko to wydawało się enigmatyczne.

Podczas gdy Milli szykowała się na umówioną kolację z Jamesem Caine’em jedna z pokojówek przyniosła jej gazetę. Dziewczyna była wyraźnie zakłopotana, bo brukowiec tym razem pisał właśnie o Milli.

- To straszne, co wymyślają w tych gazetach. Jak można takimi kłamliwymi oszczerstwami szargać panienki imię. W głowie mi się to nie mieści.



Milli Blackwood należy do grona tych bezwstydnych dam, które nie potrafią uszanować żałoby. Jej ojciec nie spoczął jeszcze w poświęconej ziemi, a ona już bawi się jak w karnawale. Zamiast nosić czarną krepdeszynową sukienkę panienka Blackwood afiszuje się w towarzystwie. Widywano ją już nieobyczajnie ubraną w brązowe wzorzyste muśliny dodatkowo w towarzystwie podejrzanego mężczyzny...


Milli przez głowę przeszło czy w ogóle ma w swojej garderobie taką sukienkę. Ale pismaki zawsze coś wymyślą od siebie i tak było w tym przypadku. Spotkało ją to samo, co niedawno ciocię Sarę.

Wujek Jo Rogers wracał jutro z Waszyngtonu, Milli wreszcie będzie mogła się z nim spotkać i liczyć na jego wsparcie. Teraz jednak szykowała się do kolacji z adwokatem Jamesem Caine'm.


James Caine kontaktował się z kancelarią braci White. James próbował umówić spotkanie, ale obaj właściciele Artur i Stanley White byli zajęci przez pilne obowiązki. Zaproponowali spotkanie w nadchodzącym tygodniu, najwcześniej mógł to być wtorek lub środa.

Eric McGee zadzwonił do Jamesa i przekazał mu obiecane informacje dotyczące samobójstwa Morozowa. Udało mu się ustalić, że Morozow przedawkował morfinę. Taka jest przynajmniej oficjalna wersja w papierach. Jednak w raporcie koronera jest wzmianka o ranie napletka. Erikowi McGee wydało się to dziwne i podejrzane i nie omieszkał podzielić się tym spostrzeżeniem. Morozow jako psychiatra pracujący w New Orlean Sanitarium, był rozpatrywany jako świadek w sprawie wypadku Blackwooda i niejakiego Martino. McGee wymawiając nazwisko Blackwooda podniósł nieco głos i zrobił znaczącą pauzę.

Po czym kontynuował:
- Z pewnością to zwyczajny przypadek, że przypadkowy samobójca z gazety był zamieszany w wypadek twojego obecnego klienta. Nie masz do mnie w ogóle zaufania. Gdybyś powiedział o Blackwoodzie to ułatwiłoby mi nieco sprawę. - powiedział tonem udawanej skargi.



 

Ostatnio edytowane przez Adr : 06-09-2018 o 12:17.
Adr jest offline