Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2018, 16:08   #7
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Siedział na szczycie wieży, betonowego szkieletu czegoś, co któregoś dnia zostanie kolejnym z rzędu napchanym do granic możliwości hotelem dla amerykańskich turystów. Z namaszczeniem dolał wody z termosu do pozbawionego ozdób matero zrobionego z tykwy przypominającej niewielką kobiecą pierś. Pociągnął spory łyk przez srebrną bombillę w zamyśleniu wpatrując się w Ocean Spokojny rozpościerający się między Isla Venados a Isla Pajaros.

Tito Alvarez siedział na obrotowym krześle, które było obecnie jednym z dwóch mebli w całym jedenastopiętrowym budynku. Drugim było nieco zardzewiałe, tu i ówdzie upaprane krwią szpitalne łóżko piętro niżej. Po raz kolejny odebrał telefon. Stara nokia, natrętnie brzęcząca przedpotopowym polifonicznym dzwonkiem.

- Mów, chłopcze - wysłuchał kolejnej porcji panicznej relacji, gdzieś w tle słychać było głosy rozmówcy, wrzaski jakby kogoś żywcem obdzierano ze skóry, pisk opon i wycie policyjnych syren. - Nie. Nie ma mowy. - odpowiedział spokojnym tonem - Nie jedziecie tutaj póki nie zgubicie policji. Tak, wiem że krwawi, mieliście mu to czymś zatkać. A co mnie to obchodzi. Po prostu weź palec i wsadź mu w tą dziurę. - Czekam. Nie zabijcie się po drodze.

Po jakimś czasie za jego plecami, daleko w dole, furgonetka z piskiem opon wpadła w Aleję Sabalo. Tito z namaszczeniem odstawił zestaw do yerba mate, wziął krzesło i pociągnął je za sobą na salę operacyjną piętro niżej. Kolejne pięć minut później do pomieszczenia wpadło czterech gangsterów.. w zasadzie lokalnych rozrabiaków w wieku jego wnuków. Rekruci Węży? A może jakieś gówniarze robiące dla nich drobną fuchę, Pies tłumaczył Tito nawet nie próbował zapamiętać. Sądząc z zachowania była to ich pierwsza strzelanina.

Jeden leżał na improwizowanych noszach, Dwóch niosło nosze, ostatni biegł obok i według szczegółowych wskazań lekarskich trzymał palec w dodatkowej dziurze w dupie człowieka na noszach.

- Dajcie go tutaj. - mruknął Tito uciszając irytujący rwetes. Na betonowym murku koło łóżka rozłożył skalpel, zestaw zwykłych igieł i nici do szycia oraz butelkę tequili. - Szybciej, hijos de puta, nie mam całej nocy.


***

Życie Tito od jakiegoś czasu było znacznie prostsze. Zaszywanie dziur, wyratowywanie ćpunów z zapaści, wypisywanie lewych recept, okazjonalne uczestnictwo w obijaniu komuś ryja - ot tak, żeby nie wyjść z wprawy. Niewielkie, acz wystarczające na życie pieniądze, niewielkie ryzyko. Po latach w handlu ludzkimi organami czuł że znalazł w końcu bezpieczną przystań, gdzie może spędzić emeryturę.
Aż do dzisiejszego dnia. Tito lubił Psa, to był dobry dzieciak, przyzwoity przywódca, choć trochę narwany i chronicznie nadużywał słowa “pedzio”. Pies nie miał jeszcze bladego pojęcia z czym wiąże się współpraca z kartelem.

- Dobra. - westchnął gdy wszyscy już powybierali swoje przedziały. Odpalił papierosa. - Paru chłopaków z dawnych lat wciąż babrze się w takich fuchach i może coś wiedzieć. Zadzwonię jak się czegoś dowiem.

Wyszedł z budynku i wybrał dawno nieużywany numer stacjonarny:

- Campa? Jest tam Quino? Kiedy możemy się spotkać? Nie, żadnych gitar, musimy pogadać.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 08-09-2018 o 21:07.
Gryf jest offline