Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2018, 20:48   #274
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Mistrz dzikiej magii przybył do nich jakby wystraszony. Podekscytowany, ale także przerażony batalią jaką miał stoczyć z kolejnym nieobliczalnym obiektem. Miał na twarzy wymalowane coś obłędnego, ale ogółem wyglądał na poczciwego, starego człowieka.
- Cco... co my tu mamy, dro… droga Elisabeth? - zapytał trzęsącym się głosem, przystanowszy przy jednym z popiersi, najwyraźniej myśląc, że to koniec podróży.
Oczy miał przymknięte, jakby próbując w ten sposób zaradzić jakoś sytuacji, że niemal nic nie widzi.


Eleonora nie zareagowała na pomyłkę starca i skierowała go w stronę drużyny z kufrem.
- Cco... co my tu mamy, dro… droga Beatris? - powtórzył staruszek.
- To mistrz Rincewild, zajmie się waszą sprawą. - Eleonora zwróciła się do Torikhi ignorując mistrza Rincewilda, uśmiechnęła się i odeszła, wypełniać swoje obowiązki gdzieś indziej.
- Cco... co my tu mamy, dro… droga… jak ci właściwie na imię? - staruszek tym razem zaadresował to pytanie do Jorisa.

Myśliwy nachylił się lekko próbując w pomarszczonej twarzy starca wypatrzyć gałki oczne, których nijak jednak nie było widać. Za to wyczuć można było wokół niego intensywną mieszankę woni dziegciu, starych onucy i… czegoś jeszcze. Czegoś co przywodziło na myśl powietrze tuż po potężnej burzy.
- Joris - odparł - Jestem myśliwym w Phandalin.
Starzec pomemłał przez chwilę żuchwą wydając z siebie jakieś odgłosy, które miały chyba być czymś w rodzaju zgody.
- Zatem drogi Yarisie - ozwał się ponownie używając słów zrozumiałych - Masz coś dzikiego jak rozumiem do pokazania, taaak?
W twarzach obecnych nie było żadnego sprzeciwu, bo i po to wszak tu przybyli, zatem myśliwy przekręcił kufer przodem do starca, zwolnił z trzaskiem zaczepy i otworzył wieko.
- Kamień taki znaleźliśmy w Thundertree - odrzekł gdy starzec sięgał do kolejnych kieszeni wyciągając co i rusz jakieś dziwne ustrojstwa aż w końcu wydostał parę szkiełek na drutach, które zaraz założył sobie na uszy.
- Uhuhuhuhuhu! - Mistrz Rincewild aż zacmokał ustami i zatarł dłonie oblizując się w nieco obrzydliwy sposób - Zaiste dzikusek!
Zachichotał i ponownie spojrzał na zebranych.
- Mam na takie gagatki specjalną komnatkę przygotowaną. W piwnicy. Moją tylko. Zanieść mi go tam pomóżcie.
Spojrzeli po sobie niepewnie po czym ostatecznie wzruszywszy ramionami, ruszyli do loszku mistrza Rincewilda.


Pracownia była taką gmatwaniną i rozgardiaszem wszelkiego rodzaju przedmiotów, że strach był gdziekolwiek nogę postawić. Meble były tu powykrzywiane w jakiś dziwaczny sposób, a każdy z nich dosłownie uginął się pod stertami papierów, słoików po miodowych ciastkach, w których jednak miast miodowych ciastek zdecydowanie nie było, czy butelek po winie, pokrytych kurzem i pajęczynami. Wszystko tu budziło wątpliwości, czy dotarło się aby napewno do miejsca do którego się chciało.
Komnata przedzielona była na dwie części solidnym murem i otworem w nim, który wypełniony był jakby szkłem. Można było przez to szkło obserwować co dzieje się po drugiej stronie.
- Lepiej - zaczął mistrz - Żebyście tam wszyscy ze mną nie wchodzili. Ale przyda mi się pomoc jakiegoś osiłka. Może ty?
Rincewild spojrzał na Torikhę Melune, po czym nie czekając na zgodę wręczył jej parę rękawic, hełm i coś co wyglądało na kowalski fartuch, ale lśniło się srebrzyście.
- W tym będziesz bezpieczny - Mistrz Rincewild uśmiechnął się bezzębnie by zapewnić kapłankę o swoich mistrzowskich kompetencjach.

Kapłanka bez słowa sprzeciwu przyjęła rekwizyty, które zaczęła na siebie nakładać. Wprawdzie nie wiedziała na huk był jej hełm, ale skoro mag chciał hełm… to będzie miała hełm.
Rękawice były tak duże, że spokojnie zmieściła tam ręce… w swoich własnych rękawicach na wierzchu. Przy fartuchu, jak nic zrobionego z jakiegoś metalopodobnego tworzywa, poczuła jak jej obleczone płytową zbroją ciało, zaczyna się buntować i skarżyć.

- Mistrzu czy mam zanieść ci sam kamień, czy całą skrzynię? - spytała grzecznie, stojąc w szerokim rozkroku i faktycznie wyglądając na nie lada osiłka, co to jednym ciosem nokautuje przeciwnika. Z jakiegoś powodu nie czuła potrzeby, by się przedstawić, a może anonimowość dodawała jej w tej chwili odwagi.
Joris widział dziwną zmianę w ukochanej, wprawdzie dla wszystkich innych wyglądała ona na tą samą spolegliwą półelfkę, to jednak myśliwy szczycący się mianem jej kochanka, miał niemiłe wrażenie, że patrzył właśnie na Melune niewolnicę, a nie na wierną służkę Świetlistej Pani.
Jak widać, choć dziewczyna starała się zmienić, pewnych przyzwyczajeń nie dało się tak łatwo wyplenić i czując autorytet u sędziwego mężczyzny, uciekła się do znanej sobie dawnej roli.

- Ccoo? - spytał staruszek, garbiąc się w miejscu, wyraźnie zmęczony staniem. - Obojętne… - odpowiedział, machając ręką, co oznaczało, że wcale taki głuchy nie był. Ruszył do siebie, sunąc po podłodze jak zjawa, choć wszyscy doskonale słyszeli, jak szura butami po podłodze.
Selunitka schyliła się do kufra i wyciągnęła dziki kamień, chrobocząc przy tym ocierającym się o siebie metalem, po czym poszła za czarodziejem i… przygrzmociła czołem we framugę, aż wszyscy zebrani poczuli ból i gwiazdy przed oczami.
Rincewild zaskrzeczał coś z pomieszczenia, co brzmiało jakby: „Uważaj na wejście, cholerstwo lubi się zmniejszać przed nieznajomymi”, ale oszołomiona Tori tego nie słyszała, jęcząc cicho z cierpienia.
A więc nie na kamień był jej hełm…
Schyliwszy się, by zmieścić się w drzwiach, weszła do środka i sądząc po kolejnych skrzekach i potężnych huknięciu skały o coś twardego, oznaczało, że mag w końcu mógł zacząć przeprowadzać badania.

Marduk odruchowo odstąpił o krok, słysząc huk, po czym zreflektował się i na powrót zbliżył do szyby. Dzika magia niespecjalnie znajdowała się w obszarze jego zainteresowań, jednak dla szlachetnego elfa wiedza była niemal taką samą religią jak służba Ojcu. Wpatrzył się w poczynania starca. ‘Starca’ raczej, biorąc pod uwagę że człowiek najpewniej nie przeżył połowy jego lat. Oczywiście, coś za coś, wiedza maga pewnie wielokrotnie przenosiła jego własną pod niektórymi względami. Ale Tel’Quessir się dopiero rozpędzał!

Młody kapłan oparł się o kryształową taflę i obserwował rozwój wypadków z cierpliwością skorpiona.

A te wypadki z początku obrały wypadkową, zmierzającą nieubłaganie do wypadku.
- Wwiesz chłopcze, że nie znam się na dzikiej magii? Ktoś musiał objąć to stanowisko, a ja nie nadaję się już do żadnego... hehe! - Na szczęście Rincewild żartował, co objawiło się dzikim rechotem przemienionym gdzieś po drodzę w agonalny kaszel, który tylko cudem nie był zapowiedzią ostatecznego zgonu.
- Spokojnie, khekhe… podaj no mi ten wihajster. Nie ten! O! Zobaczmy co my tu mamy.

Mistrz sięgnął do kufra po wulkaniczną skałę i z pomocą osiłka położył na stole, który miał z przodu ołowianą osłonę, potem wyjął te same okulary co wcześniej, lecz zmienił szkiełka i doczepił okular podany przez Tori.

Czas jakiś mielił coś w ustach, jak się później okazało, było to zaklęcie, choć efektów nie było dane im zobaczyć.
- Mhh… - mhruknął - dzikuska, ale z charakterem. Trransmuterzy mieliby używane, zmiana natury… tak, tak… wy...wwywołanie CZEGOŚ z niczego i... ooooo! mmmm! Nekrofilia… hmm... Manipuluje energiami, manipuluje.

Rincewild zogniskował spojrzenie uzbrojone w okulary na ramieniu Toriki.
- Na spacerze… - staruszek rozmarzył się wyraźnie na wspomnienie minionej, wyrafinowanej rozrywki - Eliza powiedziała mi, że łączycie ją ze zmianami w... Jestem praktycznie przekonany, że słusznie uważacie. - koszmarny kaszel powrócił na moment, by przypomnieć o nieuniknionym - Wy-wyczuwalne zabarwienie magii wywołania raczej służy zwiększeniu mocy, jej charakter to transmutacja nekromancyjna. Natura ma tedecję do podążania swoją ścieżką, jakby odciąć siłę zmieniającą, powróci na swoje pierwotne tory, jak… - Rincewild zatrzymał się, wyraźnie nie mogąc znaleźć odpowiedniego porównania, wreszcie bezzębny uśmiech odsłonił pozostałe po uzębieniu czeluści w całej okazałości. - … jak, hehe! mały chłopiec do cycuszka po tym jak podrośnie.
Rincewild odłożył okular i sięgnął po dziwne urządzenie pomiarowe.
- Pytanie tylko kiedy. Za rok? Za dwa? Pięćdziesiąt.

Kapłanka była pod ogromnym wrażeniem wiedzy starego czarodzieja. Z początku wydawał się mało kompetentnym, zrzędliwym staruszkiem o ekscentrycznym poczuciu humoru, lecz gdy tylko zabrał się do badań, półelfka dostrzegła mądrość bijącą z małych, półślepych oczu, które z bystrością młodzieńca, badały magiczne sploty skały.
Chwilę zastanawiała się o co spytać, zanim nie wróci do towarzyszy i powtórzy to co usłyszała, jeśli oni nie dosłyszeli.

- Mistrzu a czy jakaś magia mogłaby zmienić działanie kamienia na otoczenie?
- Nie… na kamień nic nie zadziała - odparł pośpiesznie mag.
- A… na ludzi, którzy cierpią z powodu…
- Jak cierpią?
- Przerwał jej ni to zaciekawiony, ni zniecierpliwiony dziadek, drapiąc się po skłębionej brodzie.
Czyżby już zapomniał o czym rozmawiali?
Selunitka zaczerpnęła tchu, wcale nie zniecierpliwiona, czy zdenerwowana zachowaniem swojego rozmówcy. Jej dawna pani, gdy miała słabsze dni, zachowywała się podobnie - jeśli nie gorzej.
- Kamień znaleźliśmy w... z pozoru opuszczonej wiosce. Z pozoru… bo tamtejsza roślinność ożyła. Wiele krzaków i drzew nas atakowało, zupełnie jakby były rozumnymi istotami…
- Według druidów te wszystkie kfiatki są rozumne
- burknął Rincewild, znowu przerywając kobiecie, która na to upomnienie wyraźnie się speszyła.
Starzec jednak machnął na nią ręką, dając znak by mówiła dalej.
- Na żywe istoty także magia zadziałała, zsyłając na zwierzęta straszną chorobę i obłęd oraz… pozbawiając magię tych, którą nią władali. Czy da się to cofnąć? Kapłani posiadają łaski usuwania choroby, czy ona zadziała w tym wypadku?

W laboratorium zapanowała cisza. Rika czekała cierpliwie w nadziei uzyskania odpowiedzi, ale mocno się przeliczyła. Brodacz podrapał się po skroni i zmienił w okularach szkiełka, na takie z niebieskiego kryształu, po czym wziął dłutko i zaczął skrobać zastygłą magmę.
- Ciekawe co jest w środku… czy to kielich? Diadem? A może pierścień? Lawa sama w sobie nie mutuje… ciekawe co tam jest - ozwał się wyraźnie rozkojarzony.
- Mistrzu… - zaczęła kapłanka.
- Czego? Laski? Nie znam się na kapłańskich laskach… ale zdjęcie choroby może nie zadziałać. To nie jest zwykła choroba, to magicznie zmutowana i żyjąca własnym życiem… nazwijmy to… hm… bakteryja. Już lepiej prosić bogów o cud, tak… cud może zadziałać.

”Cud… albo życzenie.” Pomyślała Melune, szybko obliczając cenę zwoju za taki czar. Sama była jeszcze zbyt młoda i niedouczona, by prosić Selune o tak potężną moc.
- I to zadziała? - spytała na głos, wciąż coś rachując.
- Skąd mam wiedzieć? Na pewno nie zaszkodzi… cud może uleczyć i istoty… i skalaną ziemię, dzięki czemu zwierzęta i humanoidy nie będą się zarażać, przebywając na tym terenie… - odparł dziadek, ostatecznie porzucając dłubanie skały.
Tori gorączkowo zastanawiała się o co jeszcze spytać, zanim jej czas tutaj się skończy.
- Mówiłeś mistrzu, że jest w tej skale… moc nekromantyczna… niedawnośmy ubili smoka, który krążył w skażonym rejonie, czy…
- Smoki? Smoki są odporne na większość magii… ale na smokach też się nie znam… wątpię jednak, by coś podłapał, a skoro jest martwy to pewnie już nie wstanie… chyba.
- Rincewild zaśmiał się skrzekliwie i widząc pobladłą twarz swojego “osiłka” dodał.
- Nic więcej ci już mój drogi nie powiem… musiałbym się zająć dokładniejszym badaniem, a na to potrzeba czasu… dużo czasu. Dziesięć dni, może więcej… kto wie co jest w środku. Możecie ten kamień tu zostawić… albo wyrzucić.
- Wyrzucić? Nie ma mowy… - odparła przerażona dziewczyna.
- To znaczy zniszczyć… lub zamknąc w cholerę, cokolwiek. Macie dużo możliwości… Ale ja bym se go pooglądał jeszcze… - mruknął czarodziej, nakazując dłonią, by kapłanka zostawiła go samego.

Nim jednak półelfka opuściła Komnatę Zero, dobiegł ją i mistrza Rincewilda odgłos pukania w okienko. Pukającym był Joris.
- A nie da się??! - krzyczał chcąc być pewnym, że mistrz zrozumie go zza kryształowej zasłony - Po prostu!!!?? Otworzyć i zobaczyć co w środku???!!
Specjalista od dzikiej magii uśmiechnął się dobrotliwie.
- Ależ da się. Da. Tylko jeśli tam w środku jest mythal… a to możliwe… to pół Neverwinter… puffff!
Mistrz Rincewild złożył dłonie i gwałtownie je rozłączył prezentując co by stało się z miastem.
- I ja się za to tłumaczyć przez Elizą nie będę! - zakończył odpowiedź stuknięciem kija o podłogę.

Torikha wróciła do towarzyszy, tym razem uważając, by nie walnąć we framugę.
- Słyszeliście? - spytała niepewnie, zdejmując na chwile hełm. Na środku czoła miała potężnego krwiaka, który wyglądał jak szafirowy diadem.

Stimy pokiwał twierdząco głową.
- Zabierzemy go ze sobą? Nie wiadomo kiedy znów będziemy w Neverwinter.
- Nie lepiej to cholerstwo zniszczyć? Dość istot ucierpiało z jego powodu… - odpowiedziała zmartwiona selunitka, która nie za bardzo pojmowała, dlaczego Trzewiczka tak fascynowało to znalezisko.
- Zniszczyć? - oczy niziołka rozszerzyły się w niedowierzaniu, zaraz jednak się opamiętał. - Nie tak łatwo jest zniszczyć magiczne przedmioty. Trzeba by jakiegoś gromu albo lawy… chyba. Nigdy nie niszczyłem cudownych rzeczy… ale mogę spróbować - zaproponował z nadzieją w głosie.
- To nie jest cudowne… to jest przeklęte… ludzie i zwierzęta… wszystko co żyje od tego cierpi. - Półelfka przypomniała tę drobną oczywistość, swojemu towarzyszowi. Po czym dodała łagodniej - W okolicach Thundertree jest wulkan… tam mamy lawę…

- Skała jest zabezpieczona ołowiem, co powinno stłumić jej emanację - Marduk odezwał się po krótkim namyśle. - Jeśli możemy ją tu pozostawić, i nie macie lepszego pomysłu, zabiorę ją za jakiś czas; w moich rodzinnych stronach uczeni mogą być zainteresowani taką ciekawostką. Zajmijmy się teraz bardziej pilnymi sprawami.

Stimy bardzo chciał coś powiedzieć, ale najwyraźniej nie wiedział jak, więc słuchał tylko drepcząc nerwowo w miejscu. Wreszcie osiągnął kres swej wytrzymałości.
- [i]Ten przedmiot nie powinien trafić w ręce człowieka, ani elfa, czy krasnoluda. Kto wie co z nim zrobią? Zabierzmy to i… wrzućmy tam skąd przyszło?[\i] - Stimy w zasadzie powtórzył to co mówiła Tori, zresztą wypowiadając się patrzył właśnie na nią.

- Do wulkanu? - Joris zadumał się. Niewiele o wulkanach wiedział może poza tym, że zwykle są to góry. A taka wędrówka na szczyt jakiejś góry, to jak na jego gust tydzień najmarniej - No mooożeeee…. Ale to musi poczekać. I chyba najlepiej w tym banku. Nie możemy tego ze sobą targać. Najpierw druid i Phandalin. Potem Shavri i kultyści. Wtedy będzie czas na… dzikuska.

Selunitka podrapała się po policzku, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć na starania Trzewiczka. W końcu założyła hełm na głowę i popatrzyła na ukochanego myśliwego.
- Masz rację, kamień może poczekać, tym bardziej, że jest częściowo zabezpieczony. Przyniosę go od mistrza Rincewilda. - Odwróciwszy się uszła parę kroków, zanim sobie o czymś nie przypomniała. - Turmi… wiem jak uzdrowić druida, niestety będzie to sporo więcej kosztować niż wcześniej zakładałam, ale nie martw się. Poradzimy sobie jakoś.
Półelfka uśmiechnęła się pokrzepiająco iii… o mało co nie przydzwoniła we framugę po raz drugi. Wściekła na drzwi, zaczęła się im odgrażać w obcym drużynie języku, zanim nie wróciła z dzikim gruzem i nie wrzuciła go z impetem do skrzyni.
”Siedź tam i gnij…” przeklęła w duchu, rozdziewając się z ochronnego ubioru.

- Stimi… z nas wszystkich ty najlepiej znasz się na magii… teoretycznej. - Tori odezwała się, spoglądając nerwowo na krasnoludkę, by nie oberwać latającą cegłą przez łeb. - Czy mógłbyś się tym zająć, by… nikomu się krzywda nie stała? Joris mówił coś o banku… nie jestem pewna, czy to aby bezpieczne miejsce dla potężnego przedmiotu magicznego, ale… ty chyba wiesz najlepiej co i jak. Możemy na ciebie liczyć?

Marduk patrzył ponuro na cwanego nizioła.
- Nie wiemy skąd “to” przyszło, smok mógł to przytaszczyć… skądkolwiek - odezwał się wreszcie. - Na razie przechowajmy to nawet w banku. I jedźmy do tego Phandalin, jeśli nie macie… jeśli nie chcecie szukać morderców imć Shavriego.

- Oczywiście, że chcemy… za kogo ty nas masz? - Obruszyła się kapłanka. - Zemsta musi jednak poczekać, niewinni ludzie potrzebują naszej pomocy - burknęła gniewnie, rozdziewając się odzieży “ochronnej”, którą z braku laku zostawiła “złożoną” w kącie korytarza.
- Chodźmy na zewnątrz… - dodała już całkiem spokojna, zbierając się do wyjścia po długich schodach.

- To… ja się tym zajmę. Na razie zaniosę do banku, a potem poszukam sposobu, by go lepiej zabezpieczyć. Przydałaby mi się twoja torba Jorisie… - Trzewiczek udał, że próbuje podnieść skrzynię z kamieniem - Uuuf! Bo to ciężkie! Gdzie się później spotkamy?

Joris wahał się przez chwilę. Nasłuchując się trochę o tej dzikiej magii, nie był pewien, czy dobrze ona zrobi tak praktycznemu przyrządowi jakim była torba przechowywania.
- Dobrze - odparł w końcu choć niezbyt chętnie - Ale w banku zostaw kamień w samym kufrze. Jakoś... - chciał coś chyba powiedzieć, ale ostatecznie machnął ręką - Spotkajmy się w tej gospodzie z duchami.


 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline