Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2018, 20:26   #38
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację

Wysypisko pod Lillehammer, wieczór
Gęsty, tłusty dym wzbijał się wysoko pod ciemne niebo uniemożliwiając Leifowi obserwację wysypiska z pozycji lotu ptaka. Nie dało odróżnić się nic, z wyjątkiem strzelających do góry płomieni w miejscach, gdzie rozszalały żywioł natrafił na wyjątkowo apetyczny dlań posiłek. Przy tak rozszalałym pożarze i panujących tam temperaturach nie miało już znaczenia czy śmieci są łatwopalne, czy też mokre, ciężej zajmujące się ogniem. Upiornie wysokie gorąco wysuszało wszystko w krótką chwilę, aby zaraz ogień pożerał zachłannie to co skrupulatni Norwegowie nie przeznaczyli na recykling.

Jeszcze kilka minut temu przemykanie pomiędzy buchającymi wyspami żywiołu było jedynie lekko niebezpieczne, teraz zaś obecność tam była po prostu wyrokiem. Ucichły już wycia bólu, sabatnik-piroman przestał wściekle ryczeć i powodować nowe eksplozje płomieni. Ktokolwiek tam był i nie uciekł, zmieniał się w popiół.
Brak możliwości wypatrzenia kogoś przez ten dym, oraz fakt iż nie bardzo było kogo już wypatrywać na wysypisku, wymusiły na Leifie podanie się. Lekko przeszybował nad kilkoma załogami straży pożarnej, które właśnie nadjechały swymi wozami i zaczęły szykować się do prób opanowania pożaru. Widać było profesjonalizm, ale i pewne rozluźnienie bo palenie się wysypiska w pewnej odległości od miasta, to nie to samo co pożar budynków i zagrożenie życia, oraz brak szans na smutny przymus odnajdywania zczerniałych zwłok w pogorzelisku.
Strażacy nie byli jeszcze świadomi, że czeka ich w tej kwestii niespodzianka...

Leif krzyknął raz jeszcze i skierował lot ku doskonale widocznemu Lillehammer rozłożonemu nad fiordem.
Czuł spokój jakiego nie czuł już dawno, ale jednocześnie jakąś pustkę i niekompletność jestestwa. Trudność w zmianie kształtu poza promieniem mocy runy Hajmdala, tłumaczył jej bliskością, ale teraz nie ignorował już faktu iż w zwierzęcej formie czuje się… dziwie.


[MEDIA]https://i.imgur.com/AmiPDwp.png[/MEDIA]

Okolice skoczni narciarskiej, wieczór
Gdy wefrunął do namiotu przysiadł na ziemi i rozpostarł skrzydła. Dwie pary ślepi wnet zaczęły obserwować jego ruchy, a ich właściciele porzucili leniwe pozy i spięli swe ciała drapieżników. Ptak dla kota zawsze był jednoznacznym celem, nawet dla nażartego, ot by zamordować dla zabawy. Nim jednak na Leifa spadł festiwal pazurów, wampir zaczął się zmieniać w człowieka co ostudziło zabójcze zapędy. Klommander i jeden z kotów zabranych ze schroniska zaczęli zbliżać się do nieumarłego.
“Gdzie reszta?” - spytał Einherjar już w swej prawdziwej formie spoglądając kocurowi w oczy.
“Głodni. Polowanie” padła mentalna odpowiedź. “Niedaleko”
“Znajdź. Przyprowadź.”
Ciche miauknięcie było jedyną odpowiedzią i zwierzak potruchtał ku wyjściu z namiotu. Szylkretowa kotka podążyła jego śladem, ale wampir wstrzymał ją:
- Zostań - mruknął już na głos i odmontował od sączka pełną torebkę z krwią. Rozdarł ją zębami i rzucił na ziemię, a kotka zaraz dopadła do niej i zaczęła chciwie pić posokę. Wampir tymczasem sięgnął do lodówki turystycznej wyciągając pusty pojemnik.

Światło w kamperze świadczyło, że Hannah jest w środku, toteż Leif zbliżył się do drzwi i zapukał.
- Kto tam? - padło nerwowe pytanie, a czuły słuch nieumarłego wychwycił po chwili szczęk odbezpieczanego glocka.
- To ja.
- O cholera!

Drzwi otworzyły się i dziewczyna stanęła w nich wyraźnie zaaferowana.
- Co się stało?! Gdy nie wróciłeś myślałam, że… Matko, jak ty wyglądasz?!
Wampir skrzywił się tylko i odsunął ją lekko by wejść do środka. Zakrwawione ubranie, gdzieniegdzie przypalone, oraz ślady oparzeń i przypalone włosy faktycznie sprawiały koszmarne wrażenie. Wraz z wonią spalenizny niosło to silną sugestię grilla, na którym nie wszystko poszło właściwie.
- To… to ty? - Hannah spoglądała to na nieumarłego, to na laptopa gdzie hulał właśnie odpalony stream norweskiego kanału informacyjnego ,transmitujący gaszenie wysypiska pod Lillehammer.
- Oczywiście, że nie - Leif skłamał nawet nie siląc się by brzmieć wiarygodnie. - Przypadkiem wleciałem w strefę odpalanych fajerwerków. Daj mi jakieś ubranie - dodał kierując się do kabiny prysznicowej.

- Ostatnie spodnie, ostatnia koszulka. Trzy noce, wracasz dwa razy upaprany jak po świniobiciu. Musze jutro zrobić chyba większe zapasy - usłyszał po kilku chwilach przez szum wody, gdy zmywał z siebie brud i krew.- Choć nie wiem czy mają w tym mieście tyle ciuchów. - Sarkazm krył ulgę.
Leif nie odpowiedział zmywając z siebie brud i krew i dopiero po kilku minutach wyszedł z kabiny, nagi, wycierając się ręcznikiem.

Hannah siedząc na kanapie z podkulonymi nogami i laptopem na kolanach wskazała na składany stolik, na którym leżały czarne skórzane spodnie i czarny t-shirt z logiem Gorgoroth, a wampir bez słowa zaczął się ubierać. Ruchy miał bardziej leniwe niż zwykle, zdawał się być ospały.
- Znalazłeś coś? - dziewczyna spytała zaciekawiona, taksując przy tym nieumarłego wzrokiem.
- Tak. Poszukaj ile się da informacji o wysypisku. Czyj to teren, kiedy zostało założone, co było tam wcześniej, oraz czy są jakieś ciekawe newsy o nim z ostatnich kilkunastu lat.
- Mocny trop?
- Tak. - Wampir przymocował pusty pojemnik na krew pod sączek.
- Zadzwonić po Jontho?
- Nie jest niezbędny. Miał sam się zjawić gdy skończy załatwiać swoje sprawy.
- Okey.

Cytat:
“- Jeszcze nie wiadomo co spowodowało zaprószenie ognia, ale policja nie wyklucza, a wręcz podejrzewa podpalenie(...)”
W ciszy jaka zapadła słychać było głos reportera. Wampir mruknął coś tylko i obciągnął na sobie t-shirt przykrywając aparaturę do zbierania krwi.
- Co tam właściwie się stało? - Hannah oderwała wzrok od laptopa zerkając ciekawie na Leifa.
- Powiedz mi, podejrzewasz, że sugestia pomagania tej Valerii i to czego chce ode mnie tutaj Stanisława, łączy się jakoś? - zagadnięty nie odpowiedział na pytanie sam zmieniając temat.
Hannah zagryzła usta. Chyba do krwi, ale nauczy się krwi nie pokazywać wampirom. Szczególnie wampirom w takim stanie. Chyba coś rozważała. Coś co ją bolało. Odgarnęła włosy z czoła.
- Tak. Korzystają z okazji, jeśli już tu jesteś… Więcej nie jestem pewna. Waleria miała mieć kontakt ze Stasią. Tylko, jak z nią rozmawiałam… - spojrzała w sufit. Westchnęła. - Jest albo najlepszym magiem jakiego znam albo najgorszym.
- W czasie rozmowy sprawiała wrażenie trochę dziwnej. Prosiła o wiele, licząc zapewne, że będę musiał się zgodzić... - Wampir zamyślił się. - Ołtarz, bitwa, to ważne by ustalić czy ci magowie choć po części są tu z tego powodu.

Hannah czuła, iż stąpa po dość cienkim i śliskim lodzie. Odezwała się trochę niepewnie:
- A nie musisz się zgodzić? Wiesz… - zamyśliła się - ...mnie powiedziano, że gdyby mnie skrzywdzono to zemsta będzie do trzech pokoleń. Stasia tak mówiła. Nie chciałam tego powtarzać, nie uważam aby to było nam potrzebne - uśmiechnęła się - ale warto abyś wiedział, do czego mogą być zdolni, do przemocy. A Stasia… nie wydawała się ci straszna?
- Ona nie musi wydawać się straszna. Ona taka po prostu jest. - Leif usiadł obok na kanapie i leniwie wyciągnął bose nogi przed siebie. - Gdybym miał bezdyskusyjnie wesprzeć Walerię, dałaby mi to dobitnie do zrozumienia. Tu jest jedynie sugestia.
- Może warto odwiedzić kogoś innego - dziewczyna delikatnie się wtrąciła. - Stasia wygląda na kogoś co nie poświęca szczególnie dużej uwagi… wszystkiemu. Tak trochę jakby była zmęczona.
- Wiem, dlatego wole tego nie weryfikować. - Wampir uśmiechnął się lekko. - Póki mam to niedopowiedziane, to czyniąc wedle zamiarów Pyłowej z wolnej stopy, mogę ugrać coś dla siebie. - Obrócił twarz ku Norweżce. - Ołtarz może być związany ze źródłem mocy. Waleria i jej towarzysze mogą chcieć go wykorzystać inaczej niż zamierzają Verbeny.
- Chciałabym kiedyś to tak jasno rozumieć jak Ty czy Verbeny - stwierdziła tłumacząc swój brak wiedzy.
- Może kiedyś zrozumiesz. Oni mogą mylić się względem tego kim jesteś.
- Już raz się pomylili - odparła ze skrywaną nutą goryczy. Delikatną, niewyczuwalną. Leif był pewny, że niewielu było śmiertelnych którzy pochwyciliby tą nutę w jej wypowiedzi.
- Pomylili się wyczuwając w tobie maga, lub pomylili się uznając, że go w tobie nie ma - Wampir zmierzwił lekko jej włosy. - Jedno możliwe tak bardzo jak drugie. Zresztą są inne drogi na osiągnięcie mocy i potęgi. Zbierz te informacje o wysypisku - zmienił temat - a jutro odwiedź Martę, spytaj czy przyjmie mnie na widzenie.
Hannah kiwnęła głową potwierdzając.
Spokrewniony wyczuł, iż nie do końca podoba się coś w jego wypowiedzi. Raczej natury personalnych ambicji.



Gdy Leif wyszedł z kampera do namiotu, wszystkie pięć kotów obróciło w jego stronę łby znad wylizanej do cna torebki z krwią. Przestrzeń wypełniło euforyczne mruczenie i zwierzęta zaczęły łasić się do nieumarłego. Z wyjątkiem Klommandera, dla którego więź krwi trwała już długo i potrafił zachowywać się godnie w porównaniu z neofitami.
Wampir wydawał się nie zwracać uwagi na te umizgi i wyjął telefon.
Przez chwilę wpatrywał się w wyświetlacz, aż w końcu wybrał numer opatrzony nazwą “Kuzyk”. W słuchawce panowała cisza. Mimo to połączenie zostało odebrane.
- Halo. - Leif odezwał się krótko.
- Halo nieznajomy - miły, ciepły głos zabrzmiał w słuchawce.
- Jestem kimś, kto został litościwie utrzymany przy życiu, przez piękną mieszkankę Lillehammer, Kuzyku. A znając ją, nie wydaje mi się, bym był ci już całkiem nieznajomym.
- Leif, brzmisz jak w tanim kryminale - głos w słuchawce był bardzo rozbawiony. Być może właściciel też. - Poznaliśmy się już, acz chyba dość jednostronnie.
- Chciałbym przenieść tę znajomość na dwustronną.
- Masz coś przeciwko miłemu spotkaniu w elizjum?
- Oczywiście, że nie. Aczkolwiek gdybym miał wybierać, znalazłbym miejsca, gdzie czułbym się pewniej.
- To obecnie najbezpieczniejsze miejsce w całym mieście do którego mogę cię zaprosić. Pod książęcym protektorem, chronieni potężną magią i bronią. Nie ma czego się obawiać jeśli ma się czyste sumienie.
- A ktoś ma czyste sumienie? - Leif zdziwił się uprzejmie. - Zatem elizjum. Będę tam niedługo.
- Wszyscy w oczach Boga jesteśmy grzesznikami. Lub w oczach księcia. Liczę na miłą rozmowę, do zobaczenia.
Wampir rozłączył się i przez chwilę patrzył na wyświetlacz komórki.
Elizjum…
A zatem możliwość kolejnej, upojnej ‘rozmowy’ z manekinem.
Nie czuł jednak złości, od wydarzeń na wysypisku emocje omijały go z lekka.
“Nie rozchodźcie się specjalnie daleko” polecił spoglądając w ślepia Klommandera, po czym wyszedł na zewnątrz.



Elizjum wampirów, późny wieczór
Po ostatniej wizycie w centrum spotkań lillehammerskich Kainitów, niewiele powinno Leifa dziwić, ale i tak czuł się lekko zaskoczony, gdy został ciepło przyjęty niczym wyczekiwany gość. Gdy powiedział, że ma umówione spotkanie z jednym z tutejszych wampirów, usłużny człowiek (z pewnością jeden z ghuli) bez słowa zaprowadził einherjara w głąb budynku. Nie był jedynym ze śmiertelnych tutaj, ale ochrona starała nie rzucać się w oczy, przez co elizjum wyglądało na opustoszałe, bo Leif podczas krótkiej drogi po schodach i korytarzem, nie zauważył żadnych spokrewnionych.

Pokój, który oddano mu do użytku na czas oczekiwania na ‘Kuzyka’ był gustownie urządzony i sprawiał przytulne wrażenie. Szeroka, brązowa, skórzana sofa i dwa podobne jej głębokie fotele, otaczały niską ławę ze szklanym blatem i prócz niskich dębowych szafek ciągnących się wzdłuż białych ścian, były jedynymi sprzętami w pomieszczeniu. Nie licząc gustownego, przesuwanego barku w formie globusa stojącego pomiędzy fotelami.
Okna nie było, jego miejsce naprzeciw drzwi wypełniał wielki, może nawet stupięćdziesięciocalowy telewizor plazmowy, a pozostałe ściany również wielkie obrazy. Jeden przedstawiał piękny pejzaż norweskich gór, a drugi Lillehammer nocą z perspektywy niskiego lotu ptaka. Ten drugi zresztą z początku przypominał raczej zdjęcie, ale okazało się to ręczną robotą na bazie zdjęcia. Tym bardziej dodawało to niewielkiemu pokojowi gustu.
Leif miał czas dokładnie przyjrzeć się obrazom, bo minął nie mniej niż kwadrans, nim drzwi otworzyły się ponownie.

Do pomieszczenia wkroczył barczysty, wypachniony przedstawiciel klanu nosferatu. Paskudna, wykoślawiona gęba została wzbogacona o jedno, wielgachne oko wyglądające jak zarośnięte jakąś formą pleśni czy grzyba oraz drugie, małe i wyjątkowo rozbiegane. Krzywe, wystające zęby, częsciowo połamane, niekompletne nie blokowały trochę zbyt długiego i nazbyt wijącego się krwistego jęzora przypominającego wystającą z ust pijawkę. Jego barwa kontrastowała z ziemistą cerą. Ogół twarzy i budowy ciała kontrastował też z osobą jak stanęła przed Leifem. Pachnąc modnymi perfumami, przyodziany w drogi, uszyty na miarę garnitur, błyszcząc po oczach złotym zegarkiem oraz srebrnymi spinkami do garnitury na kształt krzyża prezentował się zarazem dostojnie i karykaturalnie.

- Leif. - Einherjar wyciągnął dłoń ku przybyłemu, ignorując fakt, że tamten doskonale wie jak się nazywa.
- Dla przyjaciół Kościtrzask, polska ksywka. Tutaj też Jørgen. - Zastanawiące było jak z takimi zębami i językiem wampir nie seplenił. Uścisk miał silny i pewny.
- Z ciekawości… to ‘jednostronne poznanie’, było podczas audiencji u księcia?
- Nie, na parkingu. I trochę wcześniej. Taka praca szefa wywiadu. - Wzruszył ramionami.
- Niewiele, lub wcale zatem się pomylę, gdy stwierdzę, że zapewne wiesz o wszystkim co dzieje się w tym mieście.
- Wszystko to wie tylko Książę i Bóg - podkreślił dwa słowa z namaszczeniem przesiadając się w fotelu.
- Interesuje mnie jeden ze spokrewnionych z tego miasta. Sabatnik mający… problemy z ogniem. To znaczy potrafiący wiele w aspekcie tego żywiołu.
- Sądzę, że o to powinieneś wypytać naszą wspólną znajomą. Byłoby chamstwem wobec damy robić za pośrednika i pobierać procent. Tfu! Żydowska robota. Ale bez procentu to się nie opłaca.
- Polubiłem naszą wspólną znajomą. - Leif spojrzał baczniej na nosferata. - Wolałbym wypytywać ją o tego wampira w ostateczności. Inaczej po pewnym czasie mogłaby czynić sobie wyrzuty sumienia, że opowiedziała mi o nim.
- Sabat nie ma sumienia. - Nosferat wzruszył ramionami.
- Jakkolwiek to nazwiemy. Ona jest jedną z nich, stąd wolę nie rozpytywać jej o kogoś, kogo zamierzam zabić.
- Powiem jaśniej - wampir zrobił piramidkę z dłoni - to co mówiłem znaczy, iż możesz ją wypytać i masz moje błogosławieństwo. I to co teraz powiedziałeś nie zmienia tego stanu rzeczy. Ha! Uważam wręcz, że uzyskasz to co chcesz wiedzieć.
- Nie lubię zagmatwanych polityk Kainitów, zwykłem ich unikać. Jednak z takim miastem jak to, nie spotkałem się jeszcze nigdy. - Leif rzucił kręcąc głową. - Realna i zrozumiała tu zdaje się tylko wojna.

Rozmówca lekko przekręcił głowę jakby chciał się lepiej przyjrzeć Leifowi. Duże oko zaczęło mocniej pulsować.
- Co takiego jest tutaj nierealne - zapytał zaczepnie - poza oczywiście dotychczasowymi sukcesami naszej społeczności w utrzymaniu ładu - dodał w lekkim tonie. - Skoro się spotkaliśmy, gotów jestem poszerzyć twe zrozumienie. Pijasz?
- Tak, ale odwykłem od ludzkiej krwi - Leif odpowiedział przeciągając się leniwie w fotelu. - Jest wiele spraw, których nie rozumiem. Osoba księcia, albo czemu obie strony tolerują relacje twoje i Moniki, to tylko wierzchołek góry lodowej.
- A tolerują? Spotkałeś się z przejawem takiej tolerancji? Bo ja nieszczególnie... - Zamilkł. - Trudno, nie będę pił sam jak jakiś ciul. Co do naszej znajomości, tutaj mam zezwolenie naszego wspaniałego księcia - iskry pasji pojawiły się w oczach wampira - acz nie jest to fakt powszechnie znany. Wiedzą o tym niektórzy. Nie kryję się z tym ale też nie krzyczę. Tu, pośród swoich nikt nie wypapla. Ale z Moniką jest inaczej. Nie wie o mnie. Znaczy… - wampir szukał słów - ...nasz klan od zawsze ma pewne nieme przyzwolenie na wewnętrzne kontakty. Zbytnio się z tym nie wychylać i dopóki ktoś na własne oczy nie zobaczy to udaje, że tego nie ma licząc na przeciek informacji. Za twoich czasów nie było podobnie?
- Za moich czasów - Leif pochylił się nieco do przodu - kroczyliśmy w nocy między ludźmi nie kryjąc się i często wręcz przewodząc im otwarcie. Nie wychylanie się nie należało do szerzej stosowanych zachowań.
- I co nam po tym przyszło… Ale dobra, nie o tym chcieliśmy rozmawiać, prawda? Rozumiem, że poznałeś naszego księcia. Prawda, że jest wspaniały?
- Poznałem… - Leif miał powoli dosyć. - Przedstawiono mnie samochodowej kukle Jørgen, ubranej w perukę.

Nosferatu przyglądał się Leifowi z powagą jakby starając się dostrzec czy ten mówi poważnie. Gdy nabrał tej pewności wystrzelił z fotela tak gwałtownie, iż gdyby tylko Leif posiadał swoją bestię, najpewniej warknął biorąc to za atak. Teraz nic jednak nie zrobił.
- Niemożliwe! Skandaliczny żart, ale za to z jakim smakiem. - Zaśmiał się lekko z mieszaniną rozbawienia, oburzenia oraz czegoś mniej uchwytnego. - Chodźmy Leif naprawić ten błąd. Książę przebywa tutaj.
Einherjar patrzył chwilę na niego mrużąc oczy, po czym kiwnął głowa i wstał podążając za Nosferatu.



Kościtrzask zapukał w ciężkie, dębowe drzwi jednego z pomieszczeń elizjum. Nie usłyszeli nic, ale brak odpowiedzi nie zraził wampira przed wejściem. Pewnie otworzył drzwi zapraszając Leifa do środka i jednocześnie skłonił się w kierunku pomieszczenia.
- Raczę przedstawić książęcej mości Leifa z Einherjarów. Przybył do miasta niedawno, jak informowałem wcześniej.
W pomieszczeniu panował półmrok za wyjątkiem jego centralnej części oświetlonej mocnym, skupionym światłem biurkowej lampki. Na sporym stole leżały plany, mapy i innego rodzaju schematy (raczej geologiczne), których przeznaczenia Leif nie znał. Za to znany już mu Sigrud Krokrygg nachylał się nad papierami z pasją dyskutując o detalach z księciem.

Księciem w postaci tej samej kukły którą poznał już uprzednio.
Sigrud kiwnął głową.
Wyglądał na trochę zmieszanego.

Znów brak bestii dopomógł, bo gdyby Leif miał ją w sobie to warknąłby tylko i wyszedł. Zamiast tego stanął i wpił znużone spojrzenie w Krokrygga. Trwało to kilka długich, ciągnących się w nieskończoność minut ciszy. Zdziwiony Sigrud wpatrywał się w Leifa, a po chwili do tej samej czynności dołączył nosferatu. Ten jeszcze kiwnął głową w stronę księcia jakby potwierdzając jego słowa. Na koniec usunął się w cień za drzwi.
- Wychodzimy Leif - szepnął, a zagadnięty skinął głową bezczelnie wciąż wpatrując się w Krokrygga. Cofnął się za Kościtrzaskiem.

Na zewnątrz, zamykając drzwi, Kościstrzask zbliżył się do niego dziwnie wrogo.
- Lepiej abyś był synem Malkava. Nie lubię takich żartów - warknął.
- Malkava… - Leif spojrzał na nosferata. - Czy mógłbym wiedzieć którego przodka ma książę?
- Eysteina III, co do to za bzdurne pytanie?
- Na litość Frigg - Leif dziękował za ten spokój wypełniający go całego. - Wybacz Jørgen, staram się po prostu zrozumieć. Wy wszyscy akceptujecie stan rzeczy, w którym książę Lillehammer nie jest wampirem?
- Ród księcia jest ponad to - z takimi samymi ognikami pasji jak uprzednio wypowiedział się Kościtrzask - pokonali klątwę i uzyskali oświecenie.

Einherjar patrzył chwilę na kainitę.
- Odwykłem… nie znaczy, że nie mogę pić ludzkiej krwi. Byłbym zaszczycony, mogąc wysłuchać tej pasjonującej historii przy kielichu płynu życia - starał się wykrzesać z siebie entuzjazm i pasję, choć nie było to łatwe.
- Polecam porozmawiać z księciem. Lub ze mną, gdy zejdzie mi żółć - wampir odwrócił się na pięcie i po prostu odszedł mamrocząc pod nosem w irytacji:
- Kukła, tfu! Żartowniś jeden.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 10-09-2018 o 20:28.
Leoncoeur jest offline