Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2018, 21:12   #39
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Patrick, Mervi i Waleria

Toyota pomrukiwała, piszczała i skrzypiała… jak rozdrażniony kocur. Samochód Healy’ego mógł się wydawać Mervi czymś co było niepokojącym. Bo miało się wrażenie, że zaraz jakaś drobna część się urwie i pojazd ulegnie wypadkowi. Nic się co prawda takiego nie działo, ale miało się wrażenie, że zaraz stanie, że na następnym zakręcie…
Waleria jadąc za nimi nie musiała tego przeżywać, ale Finka już tak.
W dodatku gdzieś pod koniec podróży, Patrick jakby się rozkojarzył… co znów mogło skutkować wypadkiem. Miał minę zresztą jakby stało się coś nieprzyjemnego… jakiś atak migreny. Wtedy to trzymając prawą dłoń na kierownicy sięgnął do kieszeni i grzebiąc w niej coś wyciągnął. Po czym zagwizdał cicho jakąś melodię.
I rozejrzał się badawczo. Czymkolwiek była ta chwila słabości, to tego Mervi się nie dowiedziała. Irlandczyk nie podzielił się tymi informacjami. Zresztą... dojeżdżali.
Przed oczami Mervi i Walerii objawiło się “królestwo” Irlandczyka.
Halę przemysłową. Dużą z przestronnymi oknami, ale niewątpliwie halę przemysłową.

Zagraconą halę przemysłową jak się okazało po wjechaniu, skrzynie, meble, narzędzia wszelkiego rodzaju tworzyły umowne “pokoje” wraz z garażem. Dla osób postronnych mógł być to cóż… zagracony magazyn ze ścieżkami tworzącymi labirynt, którego punktem orientacyjnym był słup wokół którego owijały się niczym wąż wąskie schody prowadzące na “piętro”.
- Rozgoście się… starczy miejsca dla wszystkich.- stwierdził Patrick parkując swój wozik w dużym metalowym kręgu na ziemi zbudowanym z grubych kabli i wyposażonym w mierniki, pokrętła i diody. Co to było i czemu to służyło? Diabli wiedzieli i pewnie Healy też.
A nie było to jedyne urządzenie tego rodzaju. Pełno ich tu było. Tak samo jak skrzynek z częściami zamiennymi. Ot… siedziba szalonego naukowca.

Przejażdżka samochodem Patricka okazała się taka, jakiej Mervi się spodziewała. Technomantka nic nie mówiła podczas podróży, choć wyraźnie było napięcie malujące się na jej obliczu przy każdym zakręcie czy mocniejszym skrzypie. Co ciekawe - rozkojarzenie kierowcy przyjęła z większym spokojem niż potępieńcze jęki agonii wydawane przez maszynę.
Nie wyglądała na bardzo zdziwioną śmietnikiem, jaki Healy określał mianem domu. Bez emocji przyglądała się temu czym zagracony był magazyn, a Patrick mógł mieć wrażenie, iż adeptka oblicza powierzchnię...
- Wiesz, że większość z tego nie ma żadnej funkcji poza ozdobną? - mruknęła finka do Patricka - Zakładam też, że i ty sam nie masz pojęcia do czego większość mogłaby służyć.
- Wprost przeciwnie… wszystko jest bardzo użyteczne, w odpowiednich rękach i w odpowiedniej chwili. Oczywiście potrzeba do tego odrobiny.. fantazji.- odparł Irlandczyk z szerokim uśmiechem.- Ty masz swoją magyę, a ta… ta jest moja.
- Przykro mi. - odparła Mervi - Są na to leki i terapie.
- Na ciebie jakoś nie działają. - odgryzł się krótko Irlandczyk.
- Nie te biorę. - rzuciła Mervi z delikatnym uśmiechem, a zaraz stwierdziła wprost - Muszę tylko pomierzyć, pomyśleć nad najdogodniejszym ustawieniem i zaprojektować przestrzeń... Tak... Tutaj raczej będzie bezpiecznie, o ile się trochę miejsce odgraci.
- Nie można… to wszystko tworzy mistyczny wzór, sieć mającą odbicie w Umbrze… cóż… będzie tworzyło jak znajdę czas, by przygotować wszystko i dopracować cały… układ mistyczny. To jeden z wielu projektów, który musi poczekać na swoją kolej.- wyjaśnił Healy.
- Świetnie. Więc jeszcze nie tworzy. - Mervi spojrzała krytycznym okiem na przestrzeń - Będzie przydatne.

- Tak czy siak.. chcecie się czegoś napić? Bo telewizji tutaj nie mam, ani żarcia. - po zwróceniu się do obu kobiet zaczął podchodzić do pudeł i wyjmować z niej zwinięte metalowe szpule ogrodowej siatki.
- Woda... Woda wystarczy. - technomantka wolała nie eksperymentować, skoro dziś wzięła pewną dawkę narkotyku. Skrzywiła się jednak w pewnym momencie z irytacją i parsknęła, gdy jej Avatar okazał zafascynowanie tym śmietniskiem jakie urządził tu Healy - Jak ci się tak podoba to zostań jego Avatarem. - mruknęła pod nosem.
Waleria przyglądała się garażowi zafascynowana, przypominał jej gniazdo altaników które widziała swego czasu w Australii. Otaczający ją chaos był w pewnym sensie nawet uroczy.
- A ja bym się napiła herbaty albo kefiru ale jak nie masz woda w sumie też będzie ok. - krzyknęła w jego stronę przyglądając się czemuś czego nawet nie potrafiła nazwać
- Herbatę mam! Natomiast kefiru jeszcze nie.- załadował siatkę do wozu i ruszył w kierunku odnogi labiryntu prowadzącego do kuchni. Po drodze spojrzał na konstrukcję której przyglądała się Waleria.- Eteroskop. Nie działa, choć wedle mego awatara, powinien.
Mervi rozglądała się po otoczeniu, najwyraźniej szukając czegoś co mogłoby ją zainteresować. Oczywiście, była tu masa niedziałającego sprzętu, części czy innej elektrotechniki... ale żadnej elektroniki. Zniechęcona przerwała poszukiwania, stojąc oparta o jeden ze słupów podtrzymujących dach magazynu.

- Eteroskop…? To coś od wykrywania eee eteru? - zapytała niepewnie. W sumie nie do końca pojmowała czym po prawdzie jest ten eter.
- Do jego wykrywania, zbierania, kontroli, manipulowania… i innych cudów. Co tam Mechanicles sobie wymyśli.- Healy znikł w labiryncie, ale wciąż słychać było jego głos.- To jest projekt mojego awatara. Ponoć twór kolejnych moich wcieleń powstały pod jego nadzorem.
Waleria słuchając usiadła na wolnym kawałku podłogi, oparła plecy o bok regału i zamknęła oczy starając się w jak najpełniejszy sposób wyczuć to miejsce, ot tak na wszelki wypadek. *Wyostrzyła zmysły, szukając charakterystycznych wibracji, punktów odniesienia i już po chwili naniosła je na swoją mentalną mapę. Uśmiechnęła się pod nosem. Tak wydawało jej się, że znalazła wystarczająco dużo fragmentów tej układanki aby ułatwić sobie korzystanie w tej przestrzeni ze sfery korespondencji. Była zadowolona z efektu.
Minęło trochę czasu nim Patrick nim wrócił z wodą dla Mervi i herbatą dla Walerii. Podał dziewczynom ich zamówienia i dodał żartobliwie.
- Na parapetówce będzie coś lepszego. Gwarantuję.
- Na pewno będzie miło. - stwierdziła Mervi bez emocji w głosie, patrząc na otrzymaną wodę - Nie miejcie jednak za złe, jeżeli się nie pojawię. Nic osobistego.
- Przymusu nie ma.- odparł spolegliwie Patrick i zabrał się za pakowanie okablowania, czujników i oporników różnego rodzaju do swojej toyoty.

Mervi wypiła szybko otrzymaną wodę, po czym podeszła do Patricka ładującego swoje rzeczy do samochodu.
- Ale na pewno zostaniesz u mnie? - zapytała ściskając opróżnioną szklankę - Nie zostawisz mnie?
- Przecież obiecałem… jak wywołam ducha i skończę z nim paktować, to wpakuję się do jakieś śpiwora i pójdę spać.- stwierdził z uśmiechem Healy. - Zwykle trzeba mnie miotłą wypędzać z kobiecej sypialni więc… się nie martw. Nie ucieknę.
- Czyli... nie porozmawiasz ze mną. - stwierdziła bez zaskoczenia choć ze ściszonym smutkiem.
- Porozmawiam… porozmawiam… kiedy chcesz.- machnął ręką Irlandczyk zupełnie nie rozumiejąc toku myślowego wirtualnej adeptki.- W końcu rozmowa to tylko kilka minut przed snem, żaden problem.
Technomantka przybliżyła się do Patricka, aby móc wyszeptać mu do ucha:
- Robię coś, czego nie powinnam... - po tych słowach złożyła delikatny pocałunek na policzku Healy'ego - Dzięki.
- Nie ma za co… naprawdę.- zaskoczony jej słowami i czynami Irlandczyk odruchowo chwycił za policzek.

Adeptka podała pustą szklankę Patrickowi, tak naprawdę nie zastanawiając się nad jego reakcją.
- Nie mam w domu żadnego jedzenia... prócz tego kamiennego, co zostało jeszcze z prowiantu jakim uraczyła nas żona Jacka. Ach... I mikrofalówka jest zepsuta. Tak na dobre.
- Ja też nie… trzeba będzie zamówić rano chińczyszyznę.- wzruszył ramionami Patrick.
Waleria ucieszyła, się że zdążyła wczoraj zrobić zakupy. Generalnie lubiła pracę z duchami, ale teraz czuła się nieswojo, trochę tak jakby trafiła między wódkę a zakąskę. Nie była zbyt dobra w odczytywaniu relacji między ludźmi, ale coś jej się wydawało, że ta dwójka ma się ku sobie. Początkowo planowała im nie przeszkadzać, ale potem uznała, że jest to w sumie głupie, przecież kociaki będą miały całą noc na amory. Zapytała więc:
- No to co bierzemy się za tego ducha?
- U Mervi mieliśmy… ja tylko skoczę na górę po parę rzeczy i możemy ruszać.- wyjaśnił Patrick i rzeczywiście ruszył, by zabrać parę przedmiotów z sypialni (w tym rękawicę i rewolwer).

Wal w międzyczasie wyszła przed magazyn i zaczęła zbierać jakieś dziwne rośliny mrucząc coś pod nosem.
- Po co ci te chwasty? - doszedł ją głos Mervi, która po chwili również wyszła na zewnątrz poprzyglądać się co robi Verbena.
- Potrzebuję kilku, jak to będzie po twojemu substancji czynnych - odpowiedziała Waleria jednocześnie odpalając aplikację w telefonie, zastanawiając się jakiego rodzaju duchy przebywają w tej okolicy.
Mervi spojrzała na Walerię lekko zdezorientowana.
- Ale wiesz, że to zielsko jest już tak skażone zanieczyszczeniami, iż pewnie się pochorujesz jeżeli zaczniesz się nim kroić?
Waleria spojrzała na nią jak krowa na malowane wrota, zupełnie nie zrozumiała o co chodzi Norweżce. Postanowiła jednak o spróbować odpowiedzieć, mówiła próbując z relacji Mervi odczytać czy dobrze zrozumiała jej intencje.
- Nie, nie zamierzam tego jeść..., to ofiara dla duchów…, nawet to skażenie ma znaczenie gdyż przynajmniej teoretycznie ma mi to pomóc skomunikować się z miejscowymi duchami, albo przynajmniej takimi którym nie będzie przeszkadzała przeprowadzka w te okolice.
- Nie mówiłam o jedzeniu tego. - zaczęła precyzować technomantka - Ale o zgubnym działaniu tych roślinek na otwarte rany. Krew w końcu jakoś wycisnąć musisz.
- Muszę i nie muszę - odpowiedziała Verberna - to wszystko zależy od sytuacji. Nie jestem masochistką i nie lubię się ciąć bez potrzeby. Myślę że w tym przypadku ofiara z krwi nie będzie konieczna. A gdyby była.. - podeszła do samochodu i wyciągnęła ze schowka rzeźbioną skrzyneczkę z wiśniowego drzewa - mam to..
Gdy ją otworzyła oczom Mervi ukazało się jej uporządkowane wnętrze. Do wieka przymocowane były narzędzia: malutki uroczy moździerz, sierp, sztylet, mała waga szalkowa, menzurki, miarki a nawet palnik. W dolnej zaś części w licznych przegródkach znajdowały się małe płócienne woreczki i kilka fiolek z podejrzanie wyglądającą zawartością. Waleria wyglądała tak jak facet z kryzysem wieku średniego który prezentuje swoje nowe ferrari wraz z nową żoną młodszą od swoich dzieci….

Mervi przyjrzała się temu co pokazywała Waleria z taką radością.
- Dużo sobie za to na którymś z konwentów fantasy policzyli?
Cofnęła się o krok, poczuła się jakby ktoś dał jej w twarz, ale nie dała nic po sobie poznać.
- Ten zestaw jest nie do kupienia - odpowiedziała cicho, obiecując sobie w duchu, że przy najbliższej okazji uzupełni go o próbkę krwi lub innych płynów ustrojowych pyskatej norweżki. W sumie ostatecznie wystarczy włos z cebulką. Uśmiechnęła się grzecznie.
- Możliwe, nie znam się na medycynie naturalnej. - uśmiechnęła się Mervi - Ale z takim wyposażeniem to chyba na LARPach biegają. Zdjęcia w Internecie były z kostiumami druidów, którzy mieli podobny asortyment... choć twoja skrzyneczka jest ładniejsza.
Waleria nie rozumiała o co chodzi z tymi larpami, ale najważniejsze było że chyba tamta nie chciała jej urazić. Oddychała, powoli uświadamiając sobie, że w sumie ma do czynienia z wirtualną, a wirtualni z reguły mała kiepskie pojęcie o cyklach życia. Spojrzała jeszcze raz na apkę, po czym zapytała
- A ty czym zwykle się bawisz?
- Ja? - zapytana zastanowiła się z powagą - Nie mam czasu na zabawę ani chęci, jeżeli o to chodzi.
- Jaki jest twój warsztat pracy - zapytała mając nadzieję, że tym razem Technomantka zaskoczy.
- Zależy od potrzeb. - odparła - Ale w głównej mierze będzie to powiązane z matematyką. Oczywiście, trinarne komputery są najlepsze, ale czasem ma się dość noszenia tego laptopa. Programy są o tyle lepsze, że można je wgrać w inne urządzenia, o niebo mniejsze, choć mniej skomplikowane od komputerów. Od biedy nawet kalkulator da radę, a i proste liczydło także może tyłek uratować. O programowaniu jako takim nie wspomnę. Niemniej wszystko co przesyła dane jest miłym sercu przyjacielem, choć ponoć niektórzy z mojej Tradycji wykorzystują i bardziej zwariowane sposoby... - zastanowiła się - W sumie powinnam spróbować kiedyś z użytecznością telegrafu…
- Z mojej perspektywy telegraf to pieśń przeszłości - odpowiedziała Verbena - ale kim ja jestem, aby osądzać fana klimatów retro..
Mervi spojrzała na Walerię z nieoczekiwanym rozbawieniem jej słowami.
- Wiesz... Nie chcę nic sugerować, ale... - odchrząknęła, chcąc powstrzymać wzbierającą radosność - ...ale komunikowanie się poprzez rozpalanie ognia na wzniesieniach, było retro wcześniej niż telegraf zaczął się do tego stwierdzenia zbliżać.

W końcu Patrick zlazł po schodach na dół, z dużym pakunkiem na plecach i czymś wypychającym jego lewy bok.
- No to możemy ruszać.- rzekł do obu dziewczyn, po tym jak je znalazł.
- Poczekaj chwilę - odpowiedziała Wal - kontaktowałeś się już z jakimiś lokalnymi duchami? (
- Kontaktowanie się z duchami to nie moja działka. Nie zawracam im astralnego tyłka, no chyba że same przychodzą pogadać. - wyjaśnił Irlandczyk.
- Czyli jeśli dobrze rozumiem, żaden z tutejszych duchów nie próbował się załapać na tą posadę?
- Żadnemu nie proponowałem.- odparł Healy wzruszając ramionami.
- I w sumie słusznie. - odpowiedziała - Nie ma tu nic wartego uwagi...

Ruszyli po kilku minutach. Toyota Patricka na przedzie, a autko Wal z nią samą za nimi. Było już ciemno. Reflektory rozpraszały mroki nocy, wraz z ulicznymi lampami. Tam gdzieś czaiły się wampiry z wrogich sobie gangów, ale Patrick nie czuł jakoś żadnej nadnaturalnej obecności w mijanych uliczkach.
Mervi, która zajmowała miejsce obok kierowcy, wskazywała Patrickowi kierunek, gdzie znajdzie jej dom... a jako że znajdował się on pośród bliźniaczych mu domków jednorodzinnych, połączonych z nim w jednej linii, mogło się zakręcić w głowie od takiego schematu ulicy.
Technomantka wyglądała jakby nie mogła się już doczekać powrotu do domu. Przeszła przez kilka schodków prowadzących do drzwi, które nie wydawały się typem szczególnie ciężkim do sforsowania. Nie musiał być.
Bo drugie z drzwi za nimi nie wyglądały już tak niewinnie.
Patrick od razu dostrzegł, iż w miejscu typowego wizjera, został skryty obiektyw, który miał tylko imitować zwykłego "judasza". Mimo że Mervi otwierała zamki z klucza, fakt że jeden z nich najwyraźniej odblokował się bez tej pomocy, dawał do zrozumienia, iż technomantka musiała uruchomić jakieś elektroniczne zabezpieczenie.
Ale to w środku było zabawnie.

Nie ma co się dziwić, że ludzie zabezpieczają wejścia do swoich domów. Nawet fakt posiadania monitoringu w większych rezydencjach nikogo nie dziwi. Jednakże dom Mervi do gigantów nie należał, a już na wejściu nawet Walerii rzuciła się w oczy kamera, umiejscowiona pod sufitem. Prawdę mówiąc, zdołali zobaczyć jeszcze dwie przed dotarciem do kuchni, choć te były już mniej widoczne... ale wciąż do zauważenia.
- Na parterze macie kuchnię i łazienkę. To akurat dobrze się składa, jako że na wasze miejsce pracy jest przeznaczony dolny z pokojów... dzienny, jak sądzę. - wskazała na nieoświetloną jeszcze przestrzeń, jaka znajdowała się kawałek od schodów prowadzących na górę.
- Patrzcie tylko pod nogi... - na podłodze wiły się zwoje różnych kabli - Jeszcze nie wszystko podpięłam. Tamten pokój na razie nie jest zbytnio używany, więc... - zerknęła na schody - I oczywiście... Nie wchodźcie na górę. Nie dotykajcie też niczego z elektroniki... może prócz czajnika. Nie rozłączcie już podpiętych kabli. Nie naciskajcie żadnych przycisków. Aby zapalić światło połóżcie dłoń na powierzchni nim sterującej. W razie czego... Mówcie, że potrzebujecie czegoś, to do was zejdę lub wam powiem gdzie szukać. - spojrzała po obydwoje - Pytania?
- Gdzie szukać tam gniazdka?- zapytał się Irlandczyk rozglądając się ciekawsko po mieszkaniu.
- Zakładam, że mogło zostać przysłonięte przez kartony... czy może jest na widoku... Wiecie, tam w pokoju nic ciekawego nie ma, więc i szczególnie zastawiony nie jest. Nie przebywam w nim tak naprawdę, więc na dzień dzisiejszy jest bardziej miejscówką tymczasową dla niezainstalowanego jeszcze sprzętu. Gości nie przewiduję... to i nie ma pośpiechu w jego aranżacji. - spojrzała podejrzliwie na Patricka - A co chcesz podłączyć?
- Moją odwróconą klatkę Faradaya… z kryształowym wabikiem. - wyjaśnił dumnie irlandzki mag.
- Rozumiem... - Mervi zamyśliła się przez chwilę - A ile to będzie pobierało?
- No… nie więcej niż taki jeden porządny serwer…- Irlandczyk próbował przeliczyć na jej miary. - Ale krótko mam nadzieję.
- Hmm... Moc bierna, czynna czy chwilowa? - kontynuowała przesłuchanie.
- Chwilowa potem bierna… taki mam plan, ale wiesz jak to bywa z planami.- wzruszył ramionami Patrick.
- Na wszelki wypadek dostanie ten pokój większy dostęp do rezerwy... - spojrzała poważnie na Patricka - Mam nadzieję, że nie sfajczysz mi tu elektryki.
- Ja też mam taką nadzieję.- stwierdził ze szczerością w głosie Healy.

Mervi spojrzała na mężczyznę z zimną powagą.
- Nie chcesz za nic tu płacić. - pokręciła po chwili głową - Przekierowałabym ten obwód... gdybym wcześniej wiedziała, że będzie tu się miała dziać taka akcja. - westchnęła ciężko - Dobra. Główne systemy odetnę na ten moment, inne zasilę awaryjnie. - dziewczyna wyglądała jakby mógł na nią spaść koniec świata w każdej chwili. A Healy tylko pokiwał głową nie wtrącając się w jej rozważania. Waleria w międzyczasie usiadła przy stoliku i zaczęła w skupieniu wyjmować poszczególne woreczki że skrzyneczki. Po chwili poszła do kuchni, wstawiła wodę na herbatę i nalała odrobinę zimnej wody do szklanki. Po czym wróciła do swego nowego stanowiska pracy i zaczęła ucierać błękitny proszek. Nie przestając swojej roboty zapytała Patricka.
- Dla wzmocnienia efektu, dasz mi trochę swojej krwi, czy wolisz napluć i liczyć się ze słabszym efektem?
- Eeee… wolałbym… ślinę. Nie szukam potężnego ducha do obrony, a jedynie czujnego strażnika. Wolę nie przyciągać uwagi bytu, którego nie byłbym w stanie się pozbyć w razie kłopotów.- wyjaśnił Healy.
- Celem tej mikstury jest przede wszystkim upewnienie się, że ściągnięty duch będzie wiedział kto jest gospodarzem i kogo powinien chronić. Będzie miała ona zastosowanie już po tym gdy uda nam się znaleźć ochotnika do tej fuchy. Niestety to akurat najlepiej działa gdy trochę się przegryzie. - podstawiła mu moździerz pod nos, najwyraźniej oczekując na splunięcie.

Mervi pokręciła głową.
- Bawcie się dobrze w spluwanie do naczynia i cały ten mistyczny BS. Ja idę na górę. - odwróciła się od magów i skierowała się do schodów, aby móc powrócić do swojego pokoju, gdzie ustawi odpowiedni poziom energii.
Wal wzruszyła ramionami i powiedziała
- BS czy nie BS, najważniejsze że działa a do tego potrzebne jest mi DNA tego człowieka, krew będzie lepsza, ale ślina też się nada...
- No dobra… niech będzie krew.- zamarudził Patrick. - Jak ją pobieramy ?
Wal zajrzała do skrzyneczki i wyciągnęła z niej zapakowaną szczelnie igłę do pobierania krwi, podała mu ją mówiąc
- Odpakuj - a sama zdjęła z głowy opaskę w celu obwiązania nią ręki irlandczyka, po czy tym zapytała - na której ręce masz lepsze żyły?
- Nie wiem… żaden wampir który mnie chciał ukąsić nie miał okazji.- stwierdził Healy nieufnie wypakowując igłę. - Nie lepiej nóż? Igły nie mają w sobie… romantyzmu.
- Ooo myślałam, że jesteś z tych wrażliwców, ale jak chcesz zrobimy to według starej szkoły - powiedziała sięgając po sztylet. Jednym sprawnym ruchem złapała go za rękę i już chwilę później z jego kciuka popłynęły trzy krople krwi wprost do moździerza.
- Wolę rany cięte niż igły. Do kul i noży miałem okazję się przywyknąć.- mruknął Patrick i wzruszył ramionami.- Poza tym jestem ze starej szkoły… nie tak jak Mervi czy Klaus. Stary Szalony Szkot, mój nauczyciel, pamięta jeszcze pierwszą Wielką Wojnę.
Wal pokiwała głową,
- Wielu mężczyzn nie lubi igieł - powiedziała szybkim ruchem przekuwając również swój kciuk. Do moździerza spłynęła tylko jedna kropla. Wal włożyła palec do ust i kontynuowała - to po to aby nie zaatakował mnie w trakcie rytuału…. Jaki masz plan? - zapytała.
- Użyję kryształu jako wabika, klatki faradaya jako naszej tarczy przed duchem. Przywabię jakiegoś do niej i ponegocjujemy. Jak się nie uda, to wypuszczę by sobie poszedł i spróbuję następnego.- wyjaśnił Patrick budując ową klatkę, na odwrót… tak by wyładowania elektryczne przepływały w środku. W centrum niej na zwojnicy ustawił dość spory kryształ kwarcu. I zaczął to wszystko łączyć ze sobą… montując przy okazji różne elektryczne instrumenty. Przez chwilę zupełnie nie zwracał uwagi na Walerię, gwiżdżąc pod nosem jakąś starą irlandzką lub szkocką melodę. Waleria gdy usłyszała odpowiedź, skinęła tylko w milczeniu głową i zajęłą się swą pracą.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline