Zerknął na nowo przybyłą do stołu kobietę i po prostu oniemiał. Piegi na całej twarzy, rude, długie, połyskliwe włosy i to delikatne spojrzenie. Gdyby to, że nie wierzył w cuda, to pomyślałby, że jego ukochana Mery wyrwała się wreszcie z Vegas i stanęła przed nim w całej swojej pięknej okazałości. Machinalnie pozdrowił ją dotykając ronda kapelusza. Przez resztę wieczoru dyskretnie obserwował ją przy okazji kolacji. Dostrzegał coraz więcej szczegółów różniących ją od Mery. Szczuplejsza budowa ciała, proste a nie kręcone włosy, styl ubioru. Nie zmieniało to jednak wrażenia jakie na nim wywarła.
__________________ you will never walk alone |