Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2018, 18:15   #13
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Dario prowadził, skąpane w słońcu miasto przesuwało się powoli za oknami jego wozu, a Javier siedział na tylnym siedzeniu z laptopem na kolanach, prowadząc kolejne rozmowy przez telefon. Jeden z kilku aparatów na kartę, które posiadał. Tego używał tylko do rozmów z członkami gangu. Na pulpicie miał skrót do programu formatującego sim i kartę pamięci. Dwa zapamiętane ruchy palcem w kieszeni i telefon jest czysty jak łza. To samo swego czasu doradził Psowi i kumplom.
Pies się bał. Bał się bardziej niż Xavi a to było kurewsko dziwne. Gdyby Orozco dostał zielone światło zhakowałby Derrivano tak, że ten nigdy by się nie zorientował. Jeśli to Narwańcy stali za masakrą to ich szef osobiście musiał negocjować z mocodawcą. Urenijos też z pewnością wie więcej niż szeregowy członek gangu, ale czy wszystko? No trudno, z Psem się nie dyskutuje.
Gdy Javier skończył gadać, rozejrzał się przez szyby samochodu aby ustalić w jakiej są części miasta, po czym wyszukał w sieci adres i podał go swojemu ochroniarzo-szoferowi.
- Dario, jedziemy na kręgle - powiedział. - Kurs na Łyse Bile.
To że szef przydzielił mu akurat Daria miało swoje dobre strony. Podobnie jak Xavi, Barrientes nie wyglądał na typowego gangusa. Przystojniaczek, który tak lubił wyzywać Javiera od ciot, sam spędzał co rano pewnie z godzinę przed lustrem, wcierając żel w swój durny łeb. Akurat się przyda, bo na kręgle nie chodziło się przecież samemu. O tej porze, czyli w południe, ruch pewnie będzie tam niewielki a na miejscu raczej nie będzie jeszcze Narwańców. I dobrze. Javier pod pretekstem partyjki kręgli i wczesnego piwka z kumplem planował zająć stolik gdzieś na uboczu i sprawdzić czy w lokalu w ogóle jest wi-fi a jeśli tak to naturalnie się włamać.
Po drodze do Łysych Bili zrobił jeszcze dwie rzeczy:

Na komórkę Urenijosa powędrował esemes o treści:
Cytat:
“3 DARMOWE QUESADILLE LUB TORTILLE Z DOSTAWĄ W MAZATLAN! ZAINSTALUJ DZISIAJ APKĘ RESTAURACJI SAN GERARDO I WYPRÓBUJ NASZĄ KUCHNIĘ ZA DARMO! <POBIERZ>”
Restauracja San Gerardo miała nawet profesjonalnie wyglądającą stronę, na której znajdowało się menu i wszystko poza adresem, bowiem oferowała jedzenie tylko w dostawie. Po drugie dlatego, że nie istniała. Sms wysłany był z bramki poprzez kilka serwerów proxy, zaś apka, przez którą jak najbardziej dało się zamówić żarcie, zawierała sprytnie ukrytego trojana. Xavi sam go napisał i używał sporadycznie, więc sygnatura nie znalazła się jeszcze w bazach wirusów. Zresztą, szansa że koleś, który nawet nie wyłączył geolokacji, ma na komórce dobrego antywira była praktycznie zerowa.
Widząc, że do kręgielni mają jeszcze dobre kilka minut przeciskania się przez zapchane uliczki Mazatlan, Javier wszedł na stronę diecezji, żeby zapoznać się z jej strukturą oraz poczytać o biskupie Morenga. Może z jakąś parafią łączyły go szczególnie bliskie stosunki? Jeśli tak, to tam zapewne należało szukać spowiednika.

O biskupie pisało naprawdę wiele. Można powiedzieć, że był to prawdziwy zalew informacji. Udzielał się chyba wszędzie. W polityce, w kościele, w organizacjach charytatywnych. Bywał na rautach, na przyjęciach, w Arcybiskupa w Mexico City, w Watykanie u Papieża. Święty człowiek. Dobroczyńca ludzkości. Zbawca Mazatlanu, który łożył niemałe pieniądze na szkoły przykościelne, sierocińce w których wychowywały się dzieciaki, których rodzice zginęli podczas wojen narkotykowych. Spowiednik! Jest. A raczej był. Niejaki ojciec Ernesto Tavilla. Zmarły kilka miesięcy temu. Staruszek, który dożył dziewięćdziesięciu czterech lat. O nowym spowiedniku nic nie było.
Zastanawiająco mało konkretów, jak na gust Javiera.

Święty, święty święty! - trąbiły zgodnie o biskupie chóry anielskie, lokalna telewizja i meksykański internet. Jak dla Javiera taka doza świętości była diablo podejrzana, zwłaszcza poprzez pryzmat związków Morengi z polityką. Polityka w Meksyku była cholernie daleka od świętości. Było to intrygujące, podobnie jak nieznany powód, dla którego Oreja interesował się biskupem. Alvaro był chyba wierzący, podobnie jak oni wszyscy na swój pokrętny sposób. Nawet Orozco, chociaż on od roku zanosił modły wyłącznie do Chudej Pani, do Santa Muerte, uważając się za przeklętego. Cóż, może zapyta Oreję przy okazji. Na razie nie mógł i nie zamierzał poświęcać tej sprawie więcej czasu.
- Zmiana planów - rzucił do Daria. - Zajedź na stację benzynową dwie przecznice od kręgielni. Zaczekamy tam na Hermana i chłopaków, mają coś dla mnie mieć. Ostatnie czego teraz potrzebujemy to połowa Węży pałętająca mi się pod miejscówką Narwańców.
Po kresce koki Xaviemu zaskakująco łatwo szło wydawanie poleceń, tym bardziej że miał do tego upoważnienie od szefa.
Gdy zajechali na stację polecił Dariowi zaparkować zatrzymać się na końcu parkingu, pod upstrzonym graffiti murem. Oczekiwanie na Hermana dłużyło się, zatem Orozco postanowił wysłać kolejny sms na numer Urenijosa.

Cytat:
“PROMOCJA WAŻNA TYLKO DZIŚ! 3 DARMOWE QUESADILLE LUB TORTILLE DLA KAŻDEGO NOWEGO KLIENTA Z DOSTAWĄ NA TERENIE MAZATLAN! ZAINSTALUJ NASZĄ APKĘ I SPRÓBUJ A OD JUTRA BĘDZIESZ JADAŁ TYLKO U NAS! MIŁEGO DNIA ŻYCZY RESTAURACJA SAN GERARDO! < POBIERZ APLIKACJĘ >”
Przez ostatni rok Orozco zdążył nieźle poznać podrzędnych gangsterów. Nawet gdy byli przy kasie wciąż tkwiła w nich mentalność biedaków ze slumsów, z których zwykle się wywodzili. Czasem rzucali garście banknotów striptizerkom a z drugiej strony cieszyli się jak dzieci, gdy udało im się przyoszczędzić sto pesos na promocji i nie gardzili darmowym żarciem. Urenijos mógł być jednak z tych, którzy kasują bez czytania wszelki reklamowy spam, albo zwyczajnie nie miał teraz czasu.
Tymczasem czas mijał a Herman nie przyjeżdżał, więc Javier postanowił przejrzeć lokalne wiadomości. Żadnych trupów na mieście, czyli chłopaki jeszcze nikogo nie zabili. A nie, trupy nawet są, ale to tylko jakiś wypadek samochodowy.

I nagle, niczym grom z jasnego nieba na portalach Mazatlanu pojawiły się spekulacyjne informacje o tym, że w zamachu w centrum miasta zginął jeden z poszukiwanych bossów narko-biznesu w mieście, któryś z braci Uccoz. Policja, jak na razie odmawia informacji, czy stało się to w wyniku porachunków przestępczych czy podczas próby zatrzymania bandyty.

O żesz w pysk kojota.
To mógł być fake-news, lecz gliny nie zaprzeczały. W takich USA policja nie omieszkałaby się pochwalić zabiciem ważnego handlarza narkotyków. W Meksyku, jeżeli to lokalna policja kropnęła kogoś z rodziny Uccoz, to zapewne przypadkiem i teraz srała w gacie w obawie przed zemstą, kombinując jak wiarygodnie zwalić to na kogo innego.
Może któryś z chłopaków wiedział coś więcej?
Orozco wysłał do wszystkich kumpli wiadomość, dodając ją do wcześniejszej. Dopiero teraz zobaczył, że w międzyczasie odpisał Angelo.

Cytat:
Javier: Wstrzymajcie się z użyciem przemocy wobec U. Proszę, może uda mi się wydobyć od niego info subtelniejszymi sposobami. Dajcie mi kilka godzin.
Angelo: Co jest? Jakaś rozpierducha się szykuje? A ja taki nieuczesany
Javier: Nie wiem. Prosiłem tak tylko prewencyjnie. PS. Zerknijcie na wiadomości. Jeden z braci Uccoz nie żyje.
Dario sięgnął po komórkę i odwrócił się do Javiera.
- Możesz kurwa do mnie nie pisać, jak siedzę obok?
- Przeczytaj.
- Xavi, ¡chingados!, ty jesteś serio niedojebany...
- Zajebali którego z braci Uccoz - rzucił zniecierpliwiony Orozco. - Włącz policyjną częstotliwość i siedź cicho.
Normalnie za uciszanie Daria dostałby już plaskacza, ale wiadomość i na nim zrobiła wrażenie. Stuningowane radio zabrzęczało i muzyka ucichła ustępując miejsca niewyraźnej paplaninie. Szeregowe psy wiedziały tyle co wszyscy, czyli nic. Sieć i inne media do czasu wystosowania przez policję oficjalnego komunikatu będą śmietnikiem spekulacji. Javier postanowił ograniczyć się na razie do wyławiania z niego najbardziej rzeczowych danych. Kto, gdzie i kiedy? Z segregowaniem na źródła.
W międzyczasie dostrzegł mensaje od Oreji.
"Gdzie mieszka ten pedał Morenga?"
Więc jednak. Uwziął się. A jak Oreja się na kogoś uwziął to nie wróżyło dobrze temu komuś.
Javier bez większego trudu odnalazł adres i przesłał, z dopiskiem:
"To tyle. Ale jak chcesz, żebym grzebał w tym głębiej, muszę wiedzieć o chuj z tym biskupem chodzi."
 
Bounty jest offline