Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2018, 20:59   #276
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Podróż z ciężkim kufrem nie należałaby do łatwych, gdyby nie Trzewikowe dyski. Wulkaniczna skorupa skrywająca... no właśnie co takiego? Trzewiczek nie mógł zaznać spokoju w tej sprawie... W każdym razie skorupa skrywająca coś schowana była w magicznej torbie, zaś kufer, pusty, lewitował za Trzewikiem.
Był to widok nawet w Neverwinter dość osobliwy. Stimy zauważył spojrzenia, jakie kierowali co mniej światowi mieszkańcy. Ilekroć widział szczególne zainteresowanie, zatrzymywał się.

- To lewitujący dysk projektu Latańskiego. – zagajał Stimy – Teraz jestem bardzo zapracowany, ale jakby pan zapisał się na listę rezerwową, mógłbym taki dla pana stworzyć. Wyśmienity do transportu ciężkich rzeczy! Wspaniały dla karawan! Polecam! Stimy Yol, zwany „Trzewiczkiem”, czyli ja!
Potem kiwał głową z uznaniem i dumą, a jeśli ktoś przejawił zainteresowanie kupnem, starał się zapamiętać adres i nazwiska. Faktycznie jedna czy dwie osoby wydawały się zainteresowane bardziej niż przeciętnie, toteż istniała szansa, że niziołek może tu nieźle zarobić.

W banku Stimy zrobił tak, jak polecił Joris. Wymienił osoby upoważnione do nowej skrzynki i wymyślił hasło, które zamierzał podać Jorisowi, Torice, a nawet Mardukowi i Turmalinie... Turmalinie powiedział na uszko od razu, zaś reszcie później, jak ich spotka. Im więcej osób wiedziało, tym odpowiedzialność niższa. Hihi!

Ależ Stimy był podekscytowany. Decyzję już podjął, teraz tylko musiał ograniczyć potencjalne skutki. Turmalinie powiedział, że idzie kupić nowe narzędzia ślusarskie, bo poprzednie popsuł rozbrajając pułapkę w studni. Rzeczywiście udał się do kowala, lecz to dłuto i młot, był na jego krótkiej liście zakupów, potem wrócił do banku.


Neverwinter było naprawdę ogromne. Nie trudno było tu skręcić w złą uliczkę, choć początek podróży Stimiego był prosty. Wystarczyło iść wzdłuż rzeki. Woda była bardzo ciepła, co z pewnością było zasługą słynnych wulkanicznych wyziewów. To dzięki rzece miasto zawdzięczało swoją nazwę i faktyczny brak niskich temperatur. Stimy szedł jej brzegiem z Jorisową torbą na ramieniu, podziwiając unoszącą się miejscami parę. Zastanawiał się przy tym co sprawia, że te chmury rodzą się nad wodą i unoszą do góry.

Stimy minął trzy mosty i skierował się dalej w kierunku świątyni Oghmy. Minął świątynię i znalazł się przy murze. Było tam kilku znudzonych strażników, ale Stimy bez problemu przekradł się przez mur, nie musząc nawet korzystać ze swoich magicznych trzewików.




Widok jaki rozpościerał się przed nim w niepokojący sposób fascynował. Stimy czuł jak rośnie w nim jakieś zakazane podekscytowanie. Słyszał, że rozpadlina została magicznie zapieczętowana, jednak i tak czuł dreszczyk emocji, a wiedza magiczna podsuwała mu przeróżne powody, dla których nie powinien iść dalej. Toteż Stimy poszedł tylko kawałek dalej, tylko na tyle by schować się przed ewentualnym spojrzeniem strażników na murach.


Niziołek przykucnął przy jednym ze zniszczonych domów i ściągnął torbę z ramienia. Rozejrzał się, mimo że nikt nie miał prawa go widzieć i wyjął z innego tobołka młotek i dłuto. Stimy wypowiadając dziwne dźwięki podrzucał oba narzędzia kilkukrotnie, jakby oczekując, że podobnie, jak para zamiast spaść, uniosą się nagle…

Nagle! Narzędzia zwolniły tuż przed ponownym zderzeniem z ziemią, lecz znów upadły, za to po chwili… Po chwili uniosły się, jakby połączone niewidocznym sznurkiem z dłońmi Trzewiczka! Młot i dłuto lewitowały w powietrzu z jakiegoś powodu budząc niepokój nawet w Trzewiczku. To miejsce pobudzało wyobraźnię, a dzikomagicznie podrasowany wzrok wyłapywał kontur magii niewidzialnego służącego, niewyraźny jak para wodna nad rzeką.

Stimy rozwiązał u szyi swój płaszcz i narzucił go sobie na głowę, tworząc coś w rodzaju kaptura. Upiorna marionetka, czy duch jakiś, dzierżący dłuto i młot zbliżył się do magicznej torby Jorisa i naśladując ruchy animatora wyciągnął zeń wulkaniczny kamień. Ten sam, który powinien teraz być w banku. Ten, który być może nie powinien nigdy zostać znaleziony. Kamień, który sprowadził zagładę na Thundertree, a teraz był w Neverwinter.

Trzewiczek uśmiechnął się krnąbrnie i wycofał na maksymalną odległość. Miał przed sobą obraz, który zapamięta do końca życia, jakkolwiek długie one będzie. Największe odkrycie… tam pod skorupą… wystarczy tylko… Łup! Łup! Tak niewiele dzieli go od skrytej wiedzy… Dłuto oparte o kamień przekazywało energię uderzeń młotka, zaś w tle wulkaniczne pary wzbijały się ku niebu. Uderzenia wznieciły kilka iskier i odłupały cienką warstwę skorupy.

~ Tak! Tak! Haha! Pokaż się! Pokaż młotku, co ma w środku!

Łup! Łup!

Łupanie trwało i trwało; kamol był naprawdę spory i pewnie obrastał w to i owo latami. Albo i nie. W pewnym momencie Stimy zaniepokoił się, że hałas ściągnie uwagę straży, ale najwyraźniej takie hałasy były tu na porządku dziennym… lub też im się zwyczajnie nie chciało. W każdym razie niziołek miał święty spokój, jedynie jego cierpliwość została wystawiona na próbę.

To, oraz magiczny wzrok.

Bariera na rozpadlinie lśniła, przelewała się kolorami, wybrzuszała miejscami jakby coś ze środka próbowało się wydostać. Może były to dzikomagiczne opary? A może jakieś stwory? Od kapłana Oghmy Stimy słyszał, że podczas kataklizmu spowodowanego przez wybuch Hotenow z dziury wyłaziło wiele osobliwych istot, czy to wypaczonych przez magię, czy to przełażących przez losowo tworzące się tam portale. W sumie to nikt nie wiedział na pewno co się tam zadziało, bo i mało kto przeżył bliskie spotkanie z taką ilością wypaczonego Splotu. A teraz Stimy był tu i patrzył co działo się pod powierzchnią bariery, która wydawała się tak krucha, niczym tafla lodu na kałuży. Tyle że ta kałuża miała wielkość nie przymierzając Phandalin, albo i większą, i…

Rozmyślania Yola przerwało głośne PUF!, z którym zniknął magiczny służący. Niziołek zmarszczył brwi; był pewien, że nie minął jeszcze czas trwania zaklęcia. Chwilę później zauważył jednak, że blask dzikomagicznej skały zmienił się, a z boku, gdzie leżało dłuto wylewa się jakaś miedzianozłota maź. Wyglądała jak rozpuszczony metal, trzymając formę i cieknąc w stronę Rozpadliny.

Choć nie! Ruch złotego glutka nie wydawał się przypadkowy. Maź ominęła kupę gruzu, dotarła do bariery, dotknęła jej i zafalowała, jakby z obrzydzeniem. Stimiemu wydało się, że w miejscu, w którym glutek dotknął bariery została dziura. Maź tymczasem powoli ruszyła wzdłuż Rozpadliny, oddalając się od miejsca, w którym czaił się niziołek. *

- Hej! Zaczekaj! Nie zdążyłem nawet cię zbadać! - Stimy przeskoczył przez na wpół zrujnowany murek z płaskich kamieni układanych bez spoiwa. W pierwszej chwili chciał łapać zbiega w magiczną torbę, ale po kilku susach rozsądek zwyciężył. To coś właśnie miejscowo zniszczyło osłonę Rozpadliny.

Stimy stał tam jak kołek, kręcąc nosem to na lewo, to na prawo i drapiąc się po głowie. Nie miał pojęcia co to było, ale to nie wstyd, bo z całą pewnością nikt by nie wiedział! Nikt nigdy wcześniej nie oglądał przecież takich dziwów!

Po jakiejś chwili, trochę go zaniepokoiła ta dziura w barierze, toteż gdy wreszcie wszystkie impulsy w głowie dotarły na miejsce, Stimy galopem pozbierał połamane skorupy. Rzucił okiem, jaki kształt zachowały wewnątrz (były gładkie niczym skorupki jaja) i wszystko wrzucił do torby.

Oddalając się czym prędzej w swoistym szoku, niziołek wrócił do banku i zdeponował tam skorupy. Potem wrócił do drużyny, by zdradzić komu trzeba hasło do bankowej skrytki. Niziołek był bardzo roztrzęsiony tego wieczoru.
 
Rewik jest offline