Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2018, 19:22   #631
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
W przeciągu kwadransa, wszyscy rozłożyli się ze śpiworami wokół ogniska, a Venora poświęciła ten czas na krótką modlitwę do swego patrona. W końcu zapadła cisza, którą przerywał jedynie jęk wiatru wdzierającego się do jaskini. Panna Oakenfold wpatrywała się w ciemność korytarza, mając aż nadto czasu na myślenie o tym jak bardzo nie chce wchodzić głębiej. W głowie kotłowały jej się złe wspomnienia. Podziemia były dla niej przytłaczające, ale wiedziała, że musi to przezwyciężyć.
~Skupić się na zadaniu ~ powtarzała sobie w kółko. Wciąż też sama się zapewniała, że uda jej się odnaleźć Balthazaara i go uratować. W końcu była wybrańcem boga i potrafiła dokonywać rzeczy niemożliwych.
Warta minęła jej zaskakująco szybko. Tylko raz wstawała sprawić podejrzane odgłosy, ale okazało się, że to tylko wiatr. Bezczynność mocno ją znużyła i gdy poszła obudzić Grittę, to miała ochotę paść na ziemię bez zdejmowania zbroi.
- Ty chyba sobie żartujesz- szepnęła elfka, kręcąc głową. Venora westchnęła ciężko.
- Pomożesz mi z tym? - końcu poprosiła przyjaciółkę. Rozbrojona paladynka wyciągnęła śpiwór z magicznej torby i ułożyła się tuż obok śpiącego maga, ostrożnie przytulając do jego boku, by go przypadkiem nie obudzić.

17 dzień Gnicia. Zachodni Cormyr, bezimienna jaskinia

Było już długo po świcie. Niektórzy z członków grupy już sami się obudzili. Inni jak Dundein czy Agness jeszcze spali korzystając w pełni z wolnego czasu przed wymarszem.
-Noc była spokojna, nie licząc tego cholernego wiatru…- Segrid miała podkrążone oczy, ale nie narzekała i nie marudziła.
- Podejrzewam, że mieliśmy spokój tylko dzięki temu, że wybiliśmy gobliny w pień. Jakby choć jeden się wydostał to mielibyśmy ciężko - skomentowała Venora, wiążąc nagolenniki swojego pancerza. Mag zajęty był studiowaniem księgi, więc tym razem Anger przyszła z pomocą paladynce przy przywdziewaniu zbroi.
Szczęk metalu obudził w międzyczasie Dundeina, który wartko zjadł i zajął się modlitwą do Moradina z prośbą o psalmy i błogosławieństwo dla powodzenia ich misji. Niedługo po tym jak krasnolud skończył, Arlo odłożył swoją księgę zaklęć i wszyscy powoli zaczęli zbierać się do wymarszu. W jaskini panowała chłodna aura, którą najmniej odczuwała Venora i rodzeństwo z Północy.
Po godzinie marszu jama w końcu zmniejszyła się do takiego stopnia, że najwyższy w grupie Gustav dotykał sklepienia końcem palca, gdy podnosił rękę.
Korytarz wił się i zakręcał, aż w końcu przerodził się w wielką przestrzeń. Kompani musieli ugasić pochodnie i skryć się za skałami, by mieszkańcy tego miejsca ich nie zauważyli.


Grupa orków odprawiała jakiś szkaradny rytuał przy niewielkim ognisku, na drugim końcu jaskini. Kompani czuli smród trupów, grzybów i śmierci. Venora czuła jak negatywna energia miesza się lekko ze wszystkim wokół, nawet z powietrzem. Orkowie tańczyli wokół ogniska, wykrzykując przeklęte frazy w swej ponurej mowie.
-Przeklęte potwory…- warknął cicho Dundein.
-Rozumiesz ich?- Gustav spojrzał na krasnoluda. Dużo niższy kapłan kiwnął głową.
-Przyzywają jakąś prastarą plagę…- oznajmił, jakby nie był do końca pewny czy dobrze tłumaczy poszczególne słowa orków. Venora również rozumiała co mówili i to dokładnie, bo magiczny diadem tłumaczył jej wszystko.
-Co to oznacza?- dopytywała Anger.
-Nie mam pojęcia, ale nic dobrego.- odparł krasnolud.
- Jakbym miała się zakładać to obstawiałabym pomniejszego demona… - mruknęła paladyna, bo tylko tyle zrozumiała z kontekstu rozmowy toczącej się przy ognisku.
-Nie ma co czekać aż się przekonamy. Jest ich tuzin. Zaatakujmy i wykończmy ich!- warknęła Segrid.
Venora pokiwała jej głową, wyrażając aprobatę by działać i zapobiec pojawieniu się tego co chcieli wezwać orkowie.
- Tak, szybko. Segrid, Gritta i Arlo, skupcie się na atakowaniu szamana pozostali za mną - powiedziała paladynka po czym skupiła się na magii swej niebiańskiej krwi i roztoczyła wokół siebie ochronę przed złem. Jak tylko wszyscy wyrazili gotowość, rycerka chwyciła za za miecz i ruszyła przodem by rozpocząć atak.

Kompani dobyli broni, a Arlo sięgnął za pas po jedną z kilku różdżek, które miał w zapasie. Venora nie pytała czemu używa różdżki, po prostu ufała, że wie co robi. Grupa wyłoniła się zza skał i biegła ile sił w nogach. Niestety ciężkie, stalowe pancerze zawczasu ostrzegły bandę zielonoskórych, którzy już nie wyglądali jak gobliny u wejścia do jaskini. W grupie znajdowało się kilku rosłych osobników podpierających się na dwuręcznych toporach. W środku kręgu tworzonego przez siepaczy, obok ogniska siedział stary ork z pomalowaną na biało piersią i mordą. Ork w milczeniu gapił się w ogień. Wokół niego tańczyło troje młodych osobników, a za nim znajdował się niedźwieżuk bijący w bębny.
-Ha ha ha!- zaśmiał się stary szaman, podnosząc się z ziemi. -Jak to się zwało to wasze bóstewko szczęścia?- krzyknął w mowie orków, którą Venora rozumiała dzięki czarodziejskiemu diademowi. Orkowi topornicy od razu wyskoczyli przed niego tworząc mur na biegnących agresorów.
Venora nie zamierzała mu odpowiadać. Bez wahania zaatakowała pierwszego z orków jaki staną jej na drodze, tnąc go pod żebra Szponem Zimy. Wraz z pozostałymi wojownikami musieli rozgonić zielonych na tyle, by pozostali mieli okazję sięgnąć szamana.

-Właśnie was opuściła! Ha ha ha ha ha!- krzyknął i zaczął się szaleńczo śmiać. Jego podwładni od razu odpowiedzieli i dwóch dopadło Dundeina, jeden właśnie sparował cios miecza Venory, a kolejne okrążyły Anger i Gustava. Agness nie wykorzystała tego, że pozostała sama na polu walki i spróbowała się buzdyganem w łeb jednego z siepaczy, ale potknęła się i omal nie padła mu pod nogi.
Nagle w całym tym chaosie i bitewnym gwarze wyróżniła się melodia cichego głosu. Gritta stała z tyłu śpiewając piękną pieśń o odważnych maruderach, które wypędziły hordę demonów z niewielkiego miasteczka.
Gustav bił jak na oślep, ale w tym szaleństwie była metoda, bo jeden z potężnych capów toporem wbił się jednemu z orków w bark aż po pierś.
-Wraaaaa!- krzyknął podniecony wojak.
Segrid nikt nie dostrzegł tak jak i Agness, ale krasnoludka zdecydowanie lepiej wykorzystała tę przewagę. Jej buzdygan zalśnił jaskrawym światłem, a ona uderzyła orka w odsłonięty bok. Trzask żeber prawie powalił stwora na ziemię. Przewodniczka obróciła się wokół i poprawiła wyżej roztrzaskując szczękę zielonoskórego.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline