Morryta przeklął szpetnie, podnosząc się zawstydzony z kolan, po czym skłonił się przed magiem.
- Dziękuję.
- Haraldzie, jakoś tu niepokojąco. Może nie idźcie za mną? - Głos Elsy Mars dobiegał z ciemności. Grossheim w pierwszej chwili chciał jej posłuchać, ale przypomniał sobie, że jego zadaniem jest ochrona kapłanki. Popatrzył jak elf jednym skokiem pokonuje rozpadlinę i uśmiechnął się krzywo.
"Poważnie? Zakon czeka na rycerzy w zbrojach, którzy mają zailić ich szeregi, i każe im podskakiwać niczym błaznom na jarmarku?"
Uśmiechnął się krzywo do swych myśli. Lekko obrazoburcza nazwa gospody w Siegfriedhofie nabrała znienacka nowego sensu. "Tak, nawet Morr musi się uśmiechać patrząc na te błazeństwa" - pomyślał rycerz i skoczył.