Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2018, 10:00   #277
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Neverwinter-Phandalin
8-10 Marpenoth, popołudnie



Drużyna wyruszyła z Neverwinter ledwie otwarto bramy, pędząc… no, nie pędząc co koń wyskoczy, bo z umiejętnościami Turmi, Riki i Stimiego nie było to możliwe; ale całkiem żwawo.

Jeszcze wieczorem pożegnali się z Zenobią, która uroniła łezkę i wyściskała wszystkich równie energicznie, co czule, co mocno zszokowało Marduka. Obiecała, że podczas pracy będzie wypatrywać i wypytywać o Rihara, Cedryka i Sharytów, łącząc przyjemne z pożytecznym. Joris nie był do końca pewien które w tym wypadku było którym i wolał nie wnikać. Przekazał jej kontakt do “uliczników Shavriego” i życzył powodzenia. Przepisał również ogłoszenie o poszukiwaniu Orlina, kierując chętnych do Zenobii. Było mało prawdopodobne by ktoś chciał się fatygować do Phandalin. Było mało prawdopodobne, by ktoś widział półelfa. Ale ogłoszenie mogło powisieć.

Na markotnego Stimiego nikt z drużyny nie zwrócił specjalnej uwagi. Uznali zapewne, że boczy się wizytą w Przymierzu i spięciami z Mardukiem, którego najemnicy wydawali się poważać bardziej niż kłopotliwego niziołka.

Torikha dała znać również w świątyni Selune o ostatnich wydarzeniach (i otrzymała błogosławieństwo na drogę), oraz - dla porządku - w Przymierzu, gdzie zostawili kamień i że wyjeżdżają z miasta. Alehandra zapewniła, że będą mieć bank na oku. Po raz pierwszy kapłanka poczuła dezaprobatę ze strony łysej kobiety. Najwyraźniej recepcjonistka i ochroniarka w jednym nie pochwalała zostawiania tak niebezpiecznego przedmiotu w “zwykłym” banku.

Z miasta wyjechali przy wtórze siąpiącego deszczu. Joris cieszył się, że fałszerka dała im wraz z papierami porządny skórzany tubus. Nie chciał, by ich prawo własności do zamku goblinów zniknęło równie szybko jak się pojawiło. Turmalina marudziła na deszcz, konia i zniszczoną suknię (co nie było prawdą, bo nawet tropiciel zdążył już zauważyć, że kiecka była magiczna), ale wszyscy przyjęli jej utyskiwania z ulgą. Były męczące, lecz mniej niepokojące niż płaczliwość i melancholia, którą prezentowała ostatnimi czasy. Stara Turmi może nie wróciła zupełnie, ale wyglądała już gdzieś spod kaptura mokrego płaszcza. Jedynie Marduk nie był zachwycony; rekompensował sobie to jechaniem na szpicy.

Toteż drugiego dnia elf pierwszy dostrzegł wlekącą się środkiem traktu karawanę. Trzy… nie, co najmniej cztery wozy (jak nie więcej) i kupa ludzi ciągnęły na południe. Kapłan szybko wypatrzył znajomą barczystą sylwetkę i zorientował się, że to transport, o którym wspominał wcześniej Slidar. Zawrócił do kompanów i zeskoczył z konia, podając wodze Jorisowi.
- Przejdę się - rzucił, znacząco wskazując przed siebie. Chwilę wahał się czy ruszyć lasem czy prawą stroną, bliżej wybrzeża; w końcu zniknął między przydrożnymi krzakami po prawej. Musiał nadłożyć sporo drogi by ominąć zarośla. W końcu wszedł na bardziej kamienisty teren; co prawda musiał stąpać ostrożnie po śliskich od deszczu kamieniach, ale szło mu całkiem sprawnie. W końcu wychował się na wyspie. Nagle bardziej poczuł niż zobaczył ruch po swojej lewej i poczuł, że jego ciało owijają śliskie macki z ostrymi jak sztylety wypustkami, a haczykowaty dziób wbija mu się w ramię. Z trudem obrócił się by zobaczyć na wpół ukryte pomiędzy kamieniami robakowate stworzenie, które mgliście pamiętał z walki w zamku.



Tak! Takie samo stworzenie zabiło Annę! Adrenalina zagrała w żyłach elfa; z jego ust wydarł się znajomy warkot. Zemsta czy nie zemsta, ale walka była tym, czego potrzebował od dawna. Wyszarpnął z pochwy miecz i nie zważając na dość poważne rany, jakie zadał mu robal ciął z rozmachu, wbijając się w oślizgłe cielsko. Robal zaskrzeczał i ponowił atak; wyraźnie głodny nie miał zamiaru odpuścić zdobyczy, której krwi już posmakował. Tym razem jednak chybił, zaś Talon dokończył dzieła.

Marduk stał przez chwilę dysząc ciężko. Krótkie starcie nie ugasiło żądzy mordu, jaka w nim płonęła, ale było miłą przygrywką. Wróć - żądzy zabijania w imię Ojca Elfów. Delimbiyra zmówił dziękczynną modlitwę do swego patrona, po czym kilkoma łaskami zasklepił rany zdane mu przez gricka. Wyczyścił miecz, przyjrzał się swojej ofierze i ruszył na południe.




Tymczasem reszta najemników minęła omarową karawanę, uprzejmie witając Slidara, Dawda i dwóch milczących jak zwykle ochroniarzy. Znudzony Hallwinter przywitał ich entuzjastycznie i długo namawiał do wspólnej podróży, lecz wymówili się pośpiechem. Turmalina stwierdziła, że Slidar podróżowac będzie jeszcze nudniej, bo oni oczyszczą trakt z wszelkich bandytów i innych takich. W końcu nie minął nawet dekadzień gdy napadły ich tu gobliny… znów. Na wspomnienie goblinów stary wojownik speszył się wyraźnie, przypominając sobie jak zawiódł Gundrena kilka dekadni wcześniej i pożyczył im dobrej drogi.
- Chyba pałac będą budować… - mruknęła Rika gdy odjechali poza zasięg słuchu Dawda. Faktycznie, budulca na wozach było więcej niż dość by wyremontować dworzyszcze z przyległościami, zwłaszcza że większość budynków była murowana. Luda też ciągnęło sporo, a jeden wóz z pewnością był wypełniony spyżą i innymi dobrami niezbędnymi by utrzymać robotników na miejscu.
- Ano… Barthen nie będzie szczęśliwy, że sami graty sprowadzają zamiast od niego kupować - zauważyła Turmalina, kołysząc się na mardukowym koniu, na którego przesiadła się by luzak nie wzbudzał podejrzeń. Krasnoludka z ulgą przyjęła pojawienie się elfa kilkanaście minut później, choć jego opłakany wygląd budził co najmniej zaniepokojenie. Marduk zbył jednak troskliwe okrzyki Tori mówiąc, że sam się potrafi sobą zająć. Widać było jednak, że wrócił mu dobry humor i resztę dnia spędził na zmianę to wyjeżdżając na przód, to wadząc się z krasnoludką o pierdoły.

Dalsza podróż minęła spokojnie, nie licząc kilku nocnych strzyg, które - ku rozczarowaniu Marduka - z łatwością przepędzili pochodniami. W końcu, dziesiątego dnia miesiąca po południu zobaczyli w oddali Phandalin.


[media]https://pre00.deviantart.net/e611/th/pre/f/2013/266/f/b/gondorian_hamlet_by_sabin_boykinov-d6nildy.jpg[/media]


 
Sayane jest offline