-
O cholera! Drugi!- krzyk Anger ledwie przebijał się przez wrzawę bitwy z ożywieńcami. Venora nic nie widziała, ale pomruki i warczenie dużego zwierzęcia były jasnym dowodem na to, że kapłance Tempusa nie zdawało się to. Dopiero po krótkiej chwili Venora zauważyła wyrwę w szeregach nieumarłych i zrozumiała, że istoty, które przyszły im z pomocą doskonale wiedziały co robią.
Arlo zaczął inkantować jakieś zaklęcia, które po chwili okazało się być czarem przyzwania. Venora znała te istoty. Archon pojawił się w blasku przyzywającej go mocy i bez chwili namysłu od razu rzucił się w wir walki, wspomagając dwa niedźwiedzie.
-
Szybko tędy!- krzyknął Gustav, który sięgał wzrokiem nad mgłę. Mężczyzna pociągnął linę i pokierował grupą za nowymi sojusznikami i wspomagającym ich niebianinem. Biegli ile sił w nogach po drodze roztrzaskując jeszcze wiele orczych szkieletów i gnijących zombi. Dopiero po dobrym kwadransie biegu udało im się oswobodzić z otaczającej ich hordy nieumarłych. Mgła sięgała coraz niżej, a to oznaczało, że grupa biegnie na jakieś wzniesienie. W końcu Venora sięgała wzrokiem ponad mleczną powłokę, a chwilę później nawet krasnoludy widziały wszystko.
Niedźwiedzie przed nimi znacznie się od siebie różniły. Ten pierwszy, który powalił trolla był znacznie większy i masywniejszy, a z pod grubej warstwy brunatnego futra widać było kilka kostnych kolców, które klasyfikowały bestię do rodzaju złowieszczych.
Drugi zwierz miał nieco jaśniejszy kolor futra i był zdecydowanie mniejszy, choć wciąż wystarczająco duży by zabić dorosłego człowieka. Zwierzęta biegły ile sił w nogach ciężko dysząc, ale to drużyna Venory czuła tak na prawdę ogromny wysiłek.
W końcu ujrzeli cel ich podróży. Masywna kolumna łącząca sklepienie jaskini z jej podstawą. Była wysoka na wiele metrów, a szerokością przewyższała obręb niejednego miasteczka. Venora nie wyobrażała sobie jak możnaby taką skałę rozłupać, ale to się teraz nie liczyło. W oddali widać było błękitną aurę, która rozświetlała tamtą część jaskini delikatną łuną. No i na szczęście nie było tam już tak wysokiej mgły, a jedynie momentami tylko jej odrobina przykrywała nierówne dno pieczary.
-
Chyba zostawiliśmy ich z tyłu…- wysapał zmordowany Dundein pochylając się do przodu, by lepiej złapać oddech.
Panna Oakenfold oparła się mieczem o ziemię jak na lasce, żeby złapać oddech. Ciężko łapała powietrze po tym wyczerpującym biegu. Ręce ją paliły żywym ogniem ze zmęczenia i ogólnie miała ochotę paść na ziemię. Po komentarzu krasnoluda Venora odwróciła głowę, spoglądając znad ramienia w tył. Nagle plan powrotu z użyciem magii teleportacji przestał być dla niej taki nieprzyjemny, gdy alternatywą było ponowne przebijanie się przez hordę zmarłych.
-
No to już niedaleko... Ale wpierw chwila odpoczynku... - wydusiła z siebie paladynka, gdy już była w stanie mówić. -
Na bogów, ten półczart musiał chyba zabić wszystkie orki w okolicy by stworzyć taką armię... A nasze wojska miałyby z nimi walczyć... - syknęła. -
Dziękujemy za pomoc… - dodała spoglądając na niedźwiedzie.
Pierwszy, ten większy ze zwierzaków spojrzał na Venorę i zbliżył się do niej obwąchując ją z odległości kroku. Miał ogromny łeb, a z jego paszczy wystawały straszliwe zębiska. Ten niedźwiedź ważył trzy tony, a może więcej. Nie miał złych zamiarów, to już było jasne. Wszak pomógł śmiałkom wydostać się z uścisku hordy nieumarłych.
Nagle zza bestii wyłoniła się smukła sylwetka jasnowłosej kobiety. Elfka bez wątpienia, miała bladą cerę i zielone oczy. Jej twarz była wąska, a broda lekko szpiczasta. Była inna niż Gritta. Włosy w kolorze dojrzałego żyta, zaplecione w warkocz sięgały ud. Tajemnicza kobieta miała na sobie zielone odzienie, zaś w ręku trzymała drewniany kostur jakby była starcem. W jej oczach dało się dostrzec coś niesamowitego, jakby miała w nich zapisane tysiąclecia historii Faerunu. Jej ciało poruszało się płynnie, lecz nienaturalnie jak innych humanoidów. Zupełnie jakby zwierzęce alter ego po latach wpływu na ciało nieco je przemieniło.
-
Niechaj gwiazdy zawsze przyświecają twoim ścieżkom.- odezwała się w końcu. Jej ton był wyniosły i głośny, jakby mówiła zasiadając na tronie. -
Oto przybyłam na wezwanie mego pana, jedynego słusznego władcy wszelakiego życia. Najwspanialszego lorda każdego zwierzęcia oraz ojca wszystek roślin.- powiedziała zerkając na każdego z członków grupy przez krótką chwilę.
-
Kiedyś nazywano mnie Kassa’laris, ale wieki temu porzuciłam to imię. Przyjaciele…- położyła dłoń na wielkim łbie złowieszczego niedźwiedzia -
Nazywają mnie Leśną Zjawą, lub po prostu Duchem.- spojrzała na Gustava -
Czy to ty mężu w żelazie jesteś przywódcą tego stada?- uniosła lekko brew.
~
Silvanus...~ przeszło Venorze przez myśl, gdy nieznajoma przedstawiła się. Główny druid z lasu Hullac również był jego wyznawcą. Może więc to bóstwo lasów i zwierzyny przysłało w podzięce pomoc za to, że uratowali tamte okolice przed śmiercią.
-
Na tak szalone akcje to tylko pod moim dowodzeniem moi kompani się porywają- odezwała się z przyjaznym uśmiechem paladynka do kobiety, która z całą pewnością musiała być druidem i opiekunem tutejszych lasów. -
Jestem Venora Oakenfold, paladyn Helma - przedstawiła się i z szacunkiem pokłoniła przed elfką. -
Moi kompani to Gritta, Agness, Anger, Gustav, Arlo, Dundein oraz Segrid - wymieniła imiona towarzyszy, wskazując kolejno każde z nich. Elfka spojrzała na Venorę krótką chwilę przyglądając jej się badawczo.
-
Co przywiodło w to przeklęte i zapomniane miejsce Venorę Oakenfold i jej gromadę?- spytała spokojnym tonem robiąc krok w kierunku rycerki, jakby chciała jej się jeszcze lepiej przyjrzeć.
-
Przybyliśmy zbadać czy nikt nie będzie szukał sposobu na zniszczenie kolumny - odparła paladynka i wskazała ręką ogromną skalną konstrukcję. -
Nie spodziewaliśmy się, że znajdziemy tu nieumarłych i to w takich ilościach