Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2018, 20:25   #32
Draugdin
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Jako drużyna byli młodzi… To znaczy młodzi stażem czyli zbyt krótko byli razem. Nie zdążyli się więc jeszcze zgrać, bo niby gdzie, kiedy i jak. Dlatego też pierwsza tura walki wyglądała tak, a nie inaczej. Nie można powiedzieć, że źle jednak gdy każdy z osobna i wszyscy na raz chcą za dobrze to łatwo przedobrzyć.

Dwa trupy, dwóch wrogów wciąż żyje.

Ferna natchniona powodzeniem w pierwszej walce ruszyła z pasją i z impetem na drugiego goblina. Górowała nad nim zarówno wzrostem jak i posturą. Chciała przeciwnika zasypać gradem ciosów i nie dać szansy na odpowiedź, przygwoździć do ziemi i wdeptać w nią. Pierwszy cios potężnego topora poszedł od prawej na wysokości korpusu zielonoskórego i mknął nieuchronnie w kierunku celu. To co się wydarzyło potem prawdopodobnie zdziwiło goblina bardziej niż samą wojowniczkę. Przypuszczalnie przez całkowity przypadek lub po prostu ze strachu, gdyż na aż takie doświadczenie i wyszkolenie w walce pokraki nie można by liczyć, goblin skulił się w sobie odruchowo na odlew zasłaniając się tarczą. Lecące ostrze topora uderzyło w przekrzywioną tarczę pod takim kątem, że ześlizgnęło się z niej, przeszło na głową przycupniętego goblina i poleciało dalej tnąc jedynie powietrze.
Nawet wyszkolona wojowniczka nie do końca była przygotowana na taki obrót sprawy. Straciła równowagę i została pociągnięta przez własną broń dobre trzy lub cztery kroki dalej za goblina. Potknęła się lekko jednak na szczęście nie upadła. Jednak nie była w dość dogodnej pozycji, a przeciwnik o dziwo wyszedł bez szwanku.

Milena zaklęła jedynie pod nosem na takie marnotrawstwo sił, energii i zaangażowania skomasowanych na jednym i tym samym przeciwniku. Postanowiła tym razem bardziej rozważnie wybierać cel i czas kolejnego ataku, a widząc szarżującą już wojowniczkę w kierunku nowego przeciwnika podbiegła czym prędzej do rannego krasnoluda. Paradoksalnie uzdrowiciel okazał się tym pierwszym, który potrzebował leczenia.
Chwyciwszy kawał szmaty w miarę czystej obwiązała mu nogę, żeby powstrzymać krwawienie. Tyle wiedziała. Resztę powinien już wiedzieć najlepiej Aldrik. W końcu był kapłanem.
On jednak zachowywał się jak w amoku. Czym prędzej przeszukał wóz i dobył swojej broni po czym nie zastanawiając się długo zniknął gdzieś w zaroślach na poboczu.
Poczekaj, przecież nie wyjęliśmy nawet strzały - zdążyła jedynie pomyśleć elfka.

Jedynie Milo konsekwentnie kontynuował swoją taktykę prowadzenia ataku z ukrycia. Jak dotąd przyniosła najlepszy i niezawodny efekt. Powoli i niemalże bezszelestnie przesuwał się tak długo między zaroślami, aż wypatrzył drugiego strzelca samemu pozostając nadal w ukryciu. Skupiony i skoncentrowany na jednym. Naciągnąć, wycelować, wstrzymać oddech, strzelić. Trenował to i powtarzał setki razy.
I strzelił. Celował w serce tuż poniżej lewej ręki goblina. Tej która trzymała naciągnięty łuk.
Cięciwa syknęła cicho i pocisk poleciał prosto do celu.

Worick ogólnie rzecz biorąc był zadowolony. To znaczy był zadowolony ze swoich działań i że jego obie strzały trafiły bezbłędnie w cel. Kolejny martwy cel, który mógł zaliczyć na swoje konto. Niby nie prowadził aż tak dokładnych statystyk, ale zawsze będzie się czym pochwalić przed dziewczynami w karczmie.
Nie był jednak zadowolony z wyniku pierwszego starcia.
Dwa trupy, dwóch wrogów wciąż żyje.
Słabo dość. Przynajmniej jak na początek.
Tym razem wojownik postanowił działać bardziej rozważnie. Szukał uważnie kolejnego celu będąc przygotowanym na wszelki możliwy rozwój wypadków.
Nie był jednak przygotowany na to, że robiąc hałasu tyle co szarżujący na oślep ranny dzik w zarośla wpadnie nie kto inny jak ranny krasnolud. I do tego ze strzałą nadal tkwiącą w jego nodze.

Krasnolud momentalnie dostał otrzeźwienia. Przez krótką chwilę patrzył tępo w tkwiącą w jego nodze strzałę. Bolało jak nie mógł sobie przypomnieć co… W każdym razie bardzo bolało. Jednak adrenalina krążąca w jego żyłach zmniejszała ten ból. Poza tym przed oczami przemknęły mu twarze większości najemników, z którymi w swoim życiu walczył ramię w ramię i którymi dowodził. Dobrze, że go teraz nie widzieli, bo chyba ze wstydu zaszył by się w najgłębszej kopalni i nie wyszedł stamtąd przez pół roku. To spowodowało, że prawie w ogóle nie czuł już bólu.
Zdążył jednak zauważyć pomoc z jaką pospieszyła mu elfka bandażując mu prowizorycznie ranną nogę. Myślami jednak już był gdzie indziej. Już był w boju w chęci odwetu i zmycia hańby. W kilku krokach dopadł wozu. Znalazł swoją broń. Po krótkim zastanowieniu się wybrał jednak topór, bo i poręczniejszy i w razie czego można będzie nim rzucić.
Pchnięty nieznanym impulsem postanowił wzorem Woricka skryć się w lesie i tam namierzyć przeciwnika. Tak też pospieszył zrobić. Udało mu się schować w zaroślach i nie zarobić w między czasie kolejnej strzały, a to już połowa sukcesu.
Rozglądał się przez chwilę po czym z nadzieją na szybkie odnalezienie i ziolonoskórego i skrócenie go o głowę zaczął przedzierać się przez gałęzie. Zapomniał jednak zupełnie, że ani on ani Milena nie wyjęli strzały z rany. Zawył więc z bólu głośniej niż ranny niedźwiedź gdy pogrążona w ranie do połowy swojej długości strzała zahaczyła o pobliski konar. Eksplozja bólu była tak mocna, że aż zobaczył gwiazdy.
Czy ja dobrze widzę, że to Wielka Krasnoludzica - pomyślał Aldrick po czym stracił przytomność szczęśliwym trafem padając na plecy.



Wrzask krasnoluda i zaraz potem hałas spowodowany jego upadkiem był na tyle rozpraszający koncentrację, a zarazem przykuwającym uwagę, że celujący z łuku goblin nie dość, że obejrzał się w tym kierunku to jeszcze poruszył się całym swoim ciałem w tym kierunku, w lewo. Był to również kierunek, z którego z ukrycia namierzał swój cel Milo, a strzała już była w locie. Niestety zamiast trafić dokładnie pod lewym ramieniem prosto w serce trafiła goblina w prawy obojczyk. Trafiony wrzasnął, poderwał łuk do góry, puścił cięciwę, a strzała poleciała niemalże prosto w niebo. Goblin wybity z równowagi spadł na ziemię wrzeszcząc z bolu.
Jedno było pewne. Z łuku już raczej nie da rady strzelić. Jednak uciec i wrócić z posiłkami goblinów o z góry trudnej do przewidzenia ilości było teraz największym zagrożeniem.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline