-
‘Asqat alsilah! – może nie do końca poprawnie, ale głośno krzyknął Thoer wpadając do stróżówki tuż za Cedmonem. W niewielkiej klitce strażników było tylko dwóch. Nie byli też uzbrojeni. Siedzieli sobie wygodnie na podłodze, naprzeciw siebie, a pomiędzy nimi stał niski stolik, na którym spoczywały dzbanek z maślanką, miska wypełniona daktylami, szisza i plansza do tryktraka.
Wystraszeni krzykiem i nagłym wtargnięciem nieznajomych strażnicy zerwali się od stołu. Szisza wywróciła się, dzbanek runął na podłogę, wylewając swoją zawartość, pionki i daktyle posypały się ze stołu. Na twarzach strażników malowało się zaskoczenie – zupełnie nie rozumieli, dlaczego inni strażnicy naskakują na nich. Nawet nie próbowali sięgać po broń. Posłusznie stanęli pod ścianą.
-
Co się dzieje? Kim jesteście? – zapytał jeden z nich, cały czas zerkając na drzwi.
Brodacz uśmiechnął się, widząc z jaką wprawą złodziejka prowadzi rozmowę. Co prawda on i jego towarzysze opuścili broń, jednak nie schowali jej do inkrustowanych pochew. Młodzieniec wskazał ostrzem na podwórzec i poczekał, aż dwójka gości przejdzie w tamtą stronę. Gdy szli krótkim korytarzem, zobaczyli jak z jednych z drzwi wychyla się kobieca głowa i przygląda się im badawczo. W ciemności nie dało się jednak zobaczyć żadnych szczegółów. Potem obserwatorka zniknęła we wnętrzu i zamknęła drzwi.
Na niewielkim, kwadratowym dziedzińcu panował chłód, bijący od wapnowanych ścian. Ponad głowami zamiast wieczornego nieba widać było rozpiętą na linach płachtę materiału. W rogach podworca ustawiono drzewka w doniczkach, na środku znajdowało się zagłębienie wypełnione wodą. Taflę zdobiły niewielkie pojawiające się i znikające kręgi. Pewnie w sadzawce były ryby.
-
Wielu ludzi wie o tym, że to Osam ograbił szejkowego brata, niech Fahim prowadzi go prostymi drogami. Ale w tej sprawie jest wiele zagadek – powiedział brodaty. –
Na przykład Wy. Dlaczego szukacie Osama? Skąd o nim wiecie?