Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2018, 13:15   #279
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
10 Marpenoth, popołudnie




Drużyna wjechała do Phandalin przy wtórze szczekania psów i radosnych okrzyków dzieciarni, które otoczyły ich tak samo, jak inne znajome dźwięki i zapachy. Z kuźni dochodziło walenie młotem; gdzieś smętnie muczała krowa, zawczasu domagając się wieczornego dojenia. Ku zaskoczeniu Jorisa na granicy osady powitała ich Nilsa Dendrar w towarzystwie dwóch uzbrojonych knypków. Widać treningi Darana i Slidara przydały im pewności siebie, i młodzież traktowała ochronę Phandalin całkiem poważnie.

Torikha uśmiechnęła się pod nosem gdy zasalutowali jej i Jorisowi, po czym obrzucili Marduka podejrzliwymi spojrzeniami, bo i elf nie prezentował się wcale jak on. Po walce z grickiem nie uprał ani nie naprawił zakrwawionego płaszcza, którym szczelnie się owinął, a brudny bandaż zakrywał mu część twarzy. To ostatnie nie było do końca wiarygodne, bo kto znał selunitkę ten wiedział, że nie pozwoliłaby rannemu nosić takiego opatrunku i uleczyłaby go najszybciej jakby mogła. Młodzież nie miała jednak zastrzeżeń. Ruszyli więc dalej.

ElmarBarthen wytchnął ze swojego składu i pomachał im na powitanie, ciekaw wieści i nowych znalezisk, jakie najemnicy co i rusz zwozili do wsi. Między końskimi bokami kręcili się już Pip i Carp, jak zwykle nie mogąc się doczekać nowych opowieści. Ciekawość była zresztą obopólna, bo wścibscy otrocy stanowili niewyczerpane źródło informacji na temat życia w osadzie. A jak nie oni to ich rodzeństwo, kuzyni, koleżanki i koledzy, których liczby czasem nie ogarniała nawet Melune, mimo że szczyciła się tym iż znał każdego mieszkańca Phandalin.
- Wiecie co… - rzekł naraz Stimy. - Ja to bym tego, no… noclegu sobie poszukał innego niż gospoda. I tak tam ciasno z tymi dziwakami. Na przykład… - wzrok niziołka padł na Carpa i Trzewiczek poczuł naraz braterstwo krwi. - O, matula twoja nie gościła aby podróżnych?
- W stodole miejsce zawsze się znajdzie - mały niziołek podskoczył z radości, że będzie gościł u siebie kogoś powiązanego z Bohaterami Phandalin.
- To ja tylko od kapłanek Małgąskę wezmę…
- Pani Garaele wyjechała, do Osady Górniczej ją wezwano - oświadczył Pip.
Nie przeszkodziło to oczywiście w wyrwaniu Małgąski ze szponów Kurmaliny. Stimy zostawił konia Jorisowi i ruszył za młodym niziołkiem. Reszta zostawiła bagaże oraz konie w obejściu tymorytki i podążyła do gospody Stonehilla, by jak najszybciej załatwić sprawę omarowych precjozów.

We trójkę weszli do jadalni, która o tej porze była dość pełna. Zaskakująco pełna. Najemnicy i tu usłyszeli kilka radosnych powitań, a jedzący obiad Daran wołał, zapraszając ich by się do niego dosiedli. Widać miejscowi przyzwyczaili się już do obecności “szlachty” i Toblen z powrotem miał dobry utarg. Omar i pozostali siedzieli przy “swoim” stole, wraz z niewidomą śpiewaczką, a dwóch ochroniarzy wyznaczało nieprzekraczalną granicę pomiędzy Tressendarami a plebsem.

Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Marduk zakradł się do gospody od tyłu, by nie zwracać na siebie uwagi. Dłuższą chwilę zajęło mu przekonanie kelnerki Elsy, by go wpuściła. Dopiero gdy ujawnił swoją tożsamość przepuściła go, chichocząc, a nawet wskazała najciemniejszy kąt, gdzie sporadycznie usadzano wędrownych żebraków. Marduk podziękował szarmancko i skrył się w cieniu. “Południowcy” faktycznie wyglądali osobliwie, jak barwne ptaki na tle wróbli i wron. Zarówno Pierwszy, drugi jak i trzeci, dostojny Omar yn Druzir yn Abdul el Esperal wprost błyszczeli od magii, co Marduk szybko stwierdził, przywołując odpowiednią łaskę. Wcale nie dziwił się, że tutejsi uważają ich za mieszkańców dalekiego południa. On sam miałby problem z ustaleniem ich prominencji. Miał wrażenie, że taki a nie inny wygląd odzwierciedla raczej przynależność kastową lub magiczną, niż pochodzenie. Nawet niewidoma kobieta, Lorelai, miała na sobie zaklęte nakycie głowy, a ochroniarze umagicznioną broń. Marduk szybko pojął, że jeśli chcą ukatrupić nieproszonych gości to frontalny atak nie wchodzi w grę.

 
Sayane jest offline