Trafiony w okolice obojczyka przemytnik upadł silnie krwawiąc z rany.
Robin opuściła łuk i otworzyła usta.
- Ale ja nie chciałam... - wyszeptała zmartwiałymi nagle wargami. Dopadła do rannego i na klęczkach próbowała zatamować krwotok. A właściwie chciała to zrobić, ale nie miała pojęcia jak. I tylko wodziła oczami za innymi z niemym komunikatem
"pomóżcie mu proszę", gdy nagle odezwał się elf.
Robin odskoczyła a jej ręce poszukały łuku. Opanowała się jednak. Pomogło w tym to, że częściowo schowała się za krasnoluda. Był miły, a poza tym też nie lubił elfów.
I słusznie, że ich nie lubił. Nawet teraz było widać, co z nich za jedni. Typowy elf. Pojawił się jak było już po wszystkim, zaatakował przemytników podstępnie, od tyłu i dopiero gdy w walce z nimi wykrwawili się inni. Miała niby uwierzyć, że elf, szybszy w lesie od wiatru, nie był w stanie dogonić czwórki obciążonych łupami złodziei wcześniej? Ale nie powiedziała nic. Zbytnio się bała i zbyt mocno przeżywała to co sama zrobiła.
- Ja... ja pomogę ich zanieść - zaproponowała.