Gretta czekała na odpowiedź Ericha i podjęte przez niego działanie. Chciała, żeby w końcu zadecydował, czy naprawdę mu na niej zależy. Kadat udowodnił to wiele razy, Erich zaś ostatnio sprawił jej jedynie wiele bólu. Kobieta była wyraźnie przygnębiona. W jej oczach malował się smutek, ale i nadzieja. Tylko ona wiedziała, jak mocno bije jej serce, uderzając w klatkę z żeber tak silnie, że aż sprawiało to ból. Niepokój narastał z każdą sekundą, aż nagle kobieta została oślepiona przez jaskrawe światło. Odruchowo uniosła rękę i zasłoniła oczy przedramieniem. Przeraziła się jeszcze bardziej i dała nieświadomy krok w tył. Okrąg z kultystów przesunął się razem z nią, gotów nawet złapać w razie upadku.
Po krótkiej chwili jednak doszła do siebie. Mrugała oczami intensywnie, aby przegonić pojawiające się na linii wzroku plamy i natarczywe kropki. Była pewna, że spowodowane było to nagłym oślepieniem, dlatego nie podjęła żadnego działania. Stała oczekując. Przełknęła głośno ślinę.
Wtedy znowu drgnęła i cofnęła się w tył. Przelatujący kamień uderzył jednego z fanatyków w głowę.
- O rany, wszystko w porządku?! - przejęła się Gretta, jednak kultysta pozostał niewzruszony. Potrząsnął głową i zacieśnił koło wraz z innymi mężczyznami. Szlachcianka zaczęła dopuszczać do siebie myśli, że będą musieli uciekać. Że brat ulegnie głupim namowom swoich towarzyszy i wybierze ich. Do tej pory wierzyła, że pójdzie z nią, uwierzy. Razem coś zdziałają. Teraz jednak wizja ta zaczęła być zasłaniana przez mgłę.
- Bracie, wierzysz mi? Odejdziemy stąd sami, przysięgam. - rzuciła powtórnie w kierunku Ericha, który do tej pory jej nie odpowiedział. Zacisnęła szczupłe dłonie przy sercu.