Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2018, 08:37   #106
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Rathan, nie zważając na zbliżający się zachód słońca, zniknął w lesie, by zapolować. W tym czasie pozostali uwijali się, by jak najsprawniej zamaskować ślady po dzisiejszym starciu. Korzystając z zebranych gałęzi i szykowanego na zimę drewna z domku Kelocha, rozpalili spore ognisko na polanie, w które następnie wrzucili pozostałości nieumarłego. Stare i wyschnięte truchło zajęło się bardzo szybko, a już po kilkunastu minutach płomienie pochłonęły je całkowicie, pozostawiając tylko proch i kawałki kości. Te zostały zakopane wraz z ciałem rysia - zwierzęcego towarzysza Kelocha. Wszelkie ślady zostały zatarte tuż przed zmierzchem, wtedy też wrócił Rathan, niestety z mało imponującą zdobyczą - stary zając, którego ustrzelił, ledwie starczyłby dla jednej osoby, ale polując po zmroku, mógłby co najwyżej sam stać się zdobyczą.

Słońce zdążyło schować się za drzewami, gdy ze ścieżki dały się słyszeć głosy, jeszcze nierozpoznawalne, ale z pewnością należące do phaendarczyków. Zniecierpliwienie i zmęczenie brały górę nad rozsądkiem, sprawiając, że grupie ciężko było zachować ciszę. Pierwsza z lasu wyłoniła się Klara, na początku ostrożnie, ale gdy tylko rozejrzała się i zobaczyła krzątających się mężczyzn, pomachała im radośnie i biegiem zawróciła między drzewa. Po kilku chwilach wróciła z całym podekscytowanym tłumem. Uciekinierzy, zawiedzeni poprzednim miejscem, tym razem nie mieli powodów do narzekań. Polana była dobrze położona, wystarczająco duża dla wszystkich, a do tego miała już jakieś zabudowania, i to w niezłym stanie. Utyskiwania szybko ustąpiły miejsca wyrazom ulgi, a nawet radości - nareszcie można było trochę odpocząć, zamiast maszerować całe dnie!

Witając się z uciekinierami, nie sposób było nie zobaczyć, że kilku mężczyzn wyglądało jak po solidnej bójce: tu podbite oko, tam rozkwaszony nos, gdzie indziej opuchnięta szczęka. Prowadzący Aubrin drwal Torve miał za to porządnie pozdzieraną skórę na kłykciach.
- Już myślałam, że będziemy się wiecznie kręcić po lesie! - powiedziała zadowolona kobieta - Naprawdę mamy szczęście, że tu trafiliśmy, i że najwyraźniej pozbyliście się zagrożeń. Co to w końcu było? I co z Kelochem? Nie ma go tutaj, pewnie nie będzie zadowolony, jak wróci - ale wygonić się nie damy. No, chyba że coś go zeżarło w lesie - dodała z krzywym uśmiechem.

Na polanie w tym czasie sporo się działo, mimo zmęczenia drogą phaendarczycy chcieli uwinąć się z najważniejszymi rzeczami. Rozkładano dobytek, szykowano posłania, ktoś rozstawiał jedyny namiot - w chatka może i mogła pomieścić nawet i dwadzieścia osób, a nie aż trzy tuziny, a przynajmniej nie na długo. Widząc ten pozytywny nastrój, Kharrick pogratulował sobie w duchu, a może ktoś mu pogratulował?, zapobiegliwości i uprzątnięcia okolicy - z pewnością kości zwierząt dookoła polany i plama jego własnej krwi koło chatki psułyby atmosferę. Ognisko, w którym spalili zwłoki Kelocha, wciąż płonęło, a kilka osób grzało się przy nim z przyjemnością, nieświadomych jego pierwotnego przeznaczenia.
 
Sindarin jest offline