Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2018, 10:20   #92
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

- Misza, Bartek jesteście moi na jakiś czas - mina dziewczyny mówiła o wysokim poziomie knucia - Cieszycie się, prawda?
Żeńka uśmiechnęła się szeroko do dwóch mężczyzn.
Oni zaś z gracją tresowanych psów spojrzeli na Marka Walacha. Ten skinął głową oszczędnie. Jednak nie ulegało wątpliwości, że oznaczało to: “tak, ona jest teraz waszą Panią psy….”
- Podjedziemy do Ciebie, Misza, i pogadamy na spokojnie. Tylko muszę jedną chwilkę tutaj zabajdurzyć.

Wrona miała doświadczenia z duchami tyle co kot napłakał albo i mniej. Smok zazwyczaj pojawiał się na wymowne szturchanie ale może to dlatego, że był jej totemem?
Słoneczko nie musiał chcieć się pojawiać po tej stronie, więc logicznym wyjściem było przeleźć przez Zasłonę i postukać z uprzejmym zapytaniem.

Albo… pomedytować....

Spróbowała jednak tego pierwszego. Było szybsze.
… i mniej skuteczne?
Żenia mimo naprężania wilkołaczych muskułków pozwalających na przejście przez Zasłonę, nic nie osiągnęła. Nawet mniej naprężona przeszkoda nie przepuściła wilkołaczki na drugą stronę.

Zniechęcona dziewczyna machnęła ręka i wróciła do Miszy i Bartka.

- Chodźmy. Jedziemy do Miszy.

Rogaty metys został ulokowany niedaleko mieszkania Czarnego. To znaczy niedaleko strefy zero na osiedlu Rataje. Mała kawalerka była wystarczająca na jego potrzeby. Na miejscu Żenia wyłuszczyła mu swój plan. Kiwał głową, ale nie mówił gdy go nie pytano wprost. Miał maniery kogoś, kto przywykł do bycia ostatnim w hierarchii.

***


Żenia spędziła z krewniakiem i metysem ponad dwie godziny omawiając sprawę i opisując wszystkie zdobyte do tej pory informacje. Męczyła ją ta cholerna formalina. Gdzie można zdobyć ilości potrzebne do namoczenia płótna? Nieodparte wrażenie związku formaliny i balsamowaniem narzucało się samo.
Lista punktów do sprawdzenia dla dwójki mężczyzn szybko się powiększała.
Najważniejsze zadanie miał jednak Misza. Pomówić z podejrzanymi krewniakami i znaleźć trop, lub choćby spróbować go zawęzić. Bartka Żenia oddelegowała do podążania za związkiem chemicznym. Czy ktoś z krewniaków ma dostęp do chemikaliów? A może ktoś się bawi zwłokami by tworzyć odpowiednik Madame Tussaud?
Uzgodniła też kontakt z Miszą i Bartkiem na popołudnie dnia kolejnego.

***


Gdy w końcu dotarła do swojej miejscówki chciała jedynie spać. Zamknęła oczy jedynie na chwilę. No może dwie. Po przebudzeniu, nastukała smsa do Zapalniczki.
“Jadę rano do Wawy a potem do Torunia, postaram się wrócić niedługo.”

Zanim wyszła z mieszkania odłączyła laptopa od netu i podłączyła pendrive z danymi odzyskanymi przez Zaara. W zasadzie nie miała jeszcze do tej pory czasu zapoznać się z nimi.

Natrafiła na kilka plików excela i kilkanaście dokumentów w różnych formatach. Było też kilka prezentacji z rozszerzeniem .ppt. Zaczęła od arkuszy kalkulacyjnych, jednak różne krzywe i zbiorcze tabele danych wiele jej nie mówiły. Były to wyniki badań na jakiejś grupie żołnierzy. Nazywano ich obiektami. Ogólnie wiele słów powodowało, że dla kogoś nie uczestniczącego w projekcie były one niezrozumiałe.

Potem zaczęła przeglądać dokumenty. Obszerne raporty zawierające w sobie od setki do sześciuset stron opisu. Z tego co zdążyła się zorientować było to coś pisanego jak publikacja naukowa, a odnośniki wewnątrz dokumentów prowadziły do arkuszy kalkulacyjnych. Język był bardziej przystępny. Nie miała czasu czytać całości, ale nigdzie nie rzuciły się słowa takie jak “wampir” “Żmij” czy inne sugerujące nadnaturalne pochodzenie terapii.
Najciekawsze były prezentacje. Były formą reklamówki. 40% wzrostu masy mięśniowej w 6 tygodni. Skrócenie czasu pokonania labiryntu przez szczura o 28%. Znaczące przesunięcie progu bólu. Prezentacje przygotowane dla wojska, które chciałoby poddać swoich żołnierzy terapii.

Z zamyślenia wyrwał ją sms od Zapalniczki:

“Ok.”

I kolejny:

“Uważaj na siebie”

Ze swoim nieodłącznym plecakiem na plecach mieszczącym cały jej majątek: zmianę ciuchów, tableta, jednorazowy telefon i wężowy nóż wsiadła na motor. Pięć stów wciśnięte w kieszeń, tuż obok dokumentów, musiało starczyć. Ani teczki z danymi ani broni nie zabierała. Z doświadczenia wiedziała, że broń zawsze się znajdzie. Jakaś…
Długo wahała się nad kamieniem od Czarnego.Ostatecznie wcisnęła go w kieszeń spodni.
Kopnęła gaz, odruchowo poprawiła czarną słuchawkę w uchu i zasłoniła twarz kaskiem i ruszyła na spotkanie z dziennikarzem.

***


Na miejscu była przed południem. W czasie oczekiwania na swój kontakt wyjęła telefon i zobaczyła nieodebrane połączenie przychodzące. Sprzed ponad godziny. Nie poczuła telefonu na motocyklu.
Kierunkowy zagraniczny przyspieszył bicie serca brunetki.
Jak zamawia się morderstwo ośmiu osób?
Wzruszyła ramionami.
Do tej pory planowania większego nie było, czemu miałaby zacząć teraz?
Kliknęła na numer by oddzwonić, unosząc wzrok ku niebu i próbująć sprawdzić czy oprócz polskiego i ukraińskiego zna też włoski?
Zanim ktoś odebrał minęło kilka sygnałów. Po czym zabrzmiał przyjemny niski głos z jakże swojsko brzmiącym:
- Halo?
“To ja halo!” krzyknęło oburzone coś w głowie Żenii. Dziewczyna parsknęła lekkim śmiechem w reakcji nim powiedziała do słuchawki:
- Dzwoniono do mnie z tego numeru jakąś godzinę temu... - zawiesiła strategicznie głos i westchnęła cicho. No jednak zamówienie nie będzie łatwe.
- Ah, signora Bondar, miło panią słyszeć - powiedział po angielsku bardzo miękko kończąc każdy wyraz.
- Posiadamy wspólnych znajomych, prawda? Giovanni Lucci z tej strony. - dodał w końcu przedstawiając się - Gdzież moje maniery.
- Miło poznać bliskiego znajomego moich znajomych - Żenia podjęła ton rozmowy nadawany przez Włocha - Czy otrzymał Pan szczegóły… hm… sprawy? - na usta dziewczyny wciąż i wciąż cisnęło się słówko “zamówienie”.
- Tak signora - na moment spauzował, po czym dodał - jak rozumiem jest to część czegoś większego. Czy zechce się signora ze mną podzielić informacją o tym?
- Hmm… - Żenia na chwilę zwisła opierając się biodrem o siedzenie motoru - … Zakładam, że jest Pan pewien, że chce wiedzieć i ma Pan środki by się bronić przed konsekwencjami tej wiedzy. Inaczej to nie ja byłabym teraz stroną proszącą o pomoc - Żeńkowy wpływ najlepiej działał w kontakcie osobistym, ale nie szkodziło sprawdzić jak działa i na telefon - Zgodzimy się co do tego?

- Signora Bondar, uważam Jarka za mojego serdecznego przyjaciela. Lista - chwilę zastanowił się nad tym słowem, po czym kontynuował - lista dostarczona przez pani asystentkę sugeruje, że Jarek popadł w pewne problemy. I choć współczesna młodzież tego nie rozumie, ale mnie ojciec wpajał konieczność pomagania przyjaciołom, którzy popadli w kłopoty. I jak słusznie signora domniemuje mam ku temu środki. - Wypowiedź aż ociekała dobrym tonem, jednak coś pod skórą Żenii mówiło jej, że rozmawia z kimś, dla kogo odbieranie życia to chleb powszedni. Rozmawiała z prawdziwym Ojcem Chrzestnym przeniesionym żywcem z epoki, gdy kobietom wskazywano ich miejsce.
Żenia westchnęła w duchu w trakcie wykładu Lucci. O ile łatwiej byłoby wszystkim, gdyby ludzie odpowiadali na pytania jak …. ludzie?
- Zazdroszę układów rodzinnych. - złośliwość komentarza złagodziła uśmiechem i radosnym tonem - Nie znamy się, ale Jarek też jest mi bliski. A zadaję pytanie po to by upewnić siebie i pana w tym, że choć sprawa nie jest małego kalibru i konsekwencje mogą być spore to nadal się Pan na to pisze.
“A nie po to by oberwać wykładem niemal podobnym wykładom Czarnego” - Żenia ruszyła na spotkanie z dziennikarzem zostawiając motocykl zaparkowany. - Nie wiem na ile Jarek Pana wtajemniczał w swoje życie jako przyjaciela. Obecnie potrzebuję zapewnić mu czas i odwrócić uwagę kilku ważniaków. To z czym skontaktowała się moja asystentka - Żeńka niemal wybuchnęła śmiechem ponownie na myśl o posiadaniu asystentki - ma z tym związek. Kilku ważniaków związanych jest z międzynarodowymi korporacjami działającym pod parasolem jednej. Utrata... hmm ...listy w połączeniu z działalnością internetową powinna zapewnić Jarkowi dość czasu na ogar. - palnęła Żenia zanim dobrała słowa nie uważane za slang.

- Signora, rodzina jest najważniejsza - powiedział spokojnie, a dziewczyna skojarzyła sobie swoją radosną rodzinę - ja oferuję pomoc. Jeżeli zdaniem signory nie ma takiej potrzeby, to ograniczymy się do minimum. Asystentka dosłała mi adresy. Myślę, że w nocy z piątku na sobotę uda nam się rozwiązać wszystkie palące kwestie. Niestety nieco czasu zajmie przesunięcie moich ludzi do Polski. Z mojej strony to już wszystko. Pozwolę sobie zadzwonić gdy sprawa listy zostanie zakończona.
- Dziękuję. Jeszcze jedno - jest szansa na zgranie czasowe rozwiązania? Chcę połączyć je czasowo wraz z działaniem wjazdu internetowego - Żenia tłumaczyła Giovanniemu jak Ojcu chrzestnemu z minionej epoki. No bo skąd miała wiedzieć czy facet wie co to internety?
- Dobrze. Zaczniemy o dwudziestej pierwszej czterdzieści pięć. Skończymy o dwudziestej drugiej. Czy to wystarczy?
- Powinno, tak!
- Zatem do usłyszenia - powiedział Lucci i się rozłączył.
Tymczasem do Starbucksa wszedł tuż przed Żenią facet, który wyraźnie kogoś szukał. Granatowe spodnie, sportowa marynarka i źle wyprasowana polówka podpowiadały, że może być tym, z kim umówiła się na spotkanie. Facet poszedł zamówić. Kupił dwie kawy, usiadł w kącie wyjął smartfona. Żenia w tym momencie poczuła wibracje w kieszeni, co upewniło ją, że to właśnie jej kontakt.

***


Nim jednak odebrała, wysłała smsa do Zośki
„Piątek 21:45-22:00. Upewnij się, że zsynchronizowali zegarki.” i dopiero wtedy podeszła do stolika zajmowanego przez dziennikarza i dosiadła się:
- Cześć. Która moja?
Wysunął przed siebie prawą dłoń z kubkiem.
- Siadaj i niech to będzie ciekawe - powiedział patrząc z ukosa. Jego uwagę przyciągnął kask motocyklowy.
- To czy ciekawe czy nie to Twoja działka. - Żenia siorbnęła kawy - Potrzebuję przebić bańkę wyciszenia przez Pentex ostatnich wydarzeń w Łodzi. W teorii nic się działo. W praktyce ich placówka została zrównana z ziemią a ich pracownik niejaki Mostowicz wyjechał wozem pożarowym z siedziby. Czemu za wozem wysłano wojskowy helikopter? Czemu wóz został ostrzelany ostrą amunicją w środku dnia i nikt nie reagował? Policja nie pisnęła mimo składanych raportów? Pomożesz mi?
Dziennikarz położył telefon na blacie.
- Nie będzie ci przeszkadzać, że nagrywam? To łatwiejsze niż notowanie. Zacznijmy od tego czym jest Pentex i jakie mamy dowody na powiązanie go ze sprawą w Łodzi. Widzisz przejrzałem pobieżnie sprawę. Nie ma nagrań z monitoringu. Nie zgłoszono startu śmigłowca. Placówka oficjalnie ma tylko dwa poziomy podziemne. Interwencja straży udokumentowana bardzo dokładnie. Jak zwykle ich akcje są czyste, albo wyczyszczone. Ostatni wyciek o superżołnierzach też rozszedł się po kościach. Co masz? - Mówił spokojnie, ale Żenia wyczuła w nim jakąś rezygnację. To nie była pierwsza akcja, nad którą pracował. I póki co nic nie wskazywało, żeby miała zostać doprowadzona do finału.
- I ten GLS. Co to?
- Gen wilkołactwa - Żenia walnęła z grubej rury - Testują swoich pracowników na jego obecność. Szczególnie ochronę. Mają jej kilka poziomów: zwykłych szeregowców, cieciów z Tesco, wyższą półkę, która ma dostęp do lepszego sprzętu, wynagrodzenia na poziomie co najmniej stu tysięcy rocznie, gwarantowane mieszkanie firmowe, przydział broni ostrej a nawet lepszą kantynę. Kolejno jest sama wierchuszka: zmodyfikowani na przykład ludzie naszpikowani zmorami, które zapewniają im różne bonusy np szybkość, większą wytrzymałość. Pentex a właściwie jego dwie firmy DNA i Megadon przeprowadzają takie eksperymenty na ludziach w celu sprzedaży do armii i grup zmilitaryzowanych. Jak żołnierz jest szybszy, wytrzymały i posiada umiejętności niczym IronMan, to łyknie go każda armia w wyścigu zbrojeń bez pytania i popitki. Materiały opublikowane ostatnio zostały wydobyte właśnie z Łodzi. Placówką dowodziła niejaka Sylwia Mróz. Jej pracownikiem był Marek Mazut, były agent ABW.

- Placówka sama w sobie miała ponad 40 poziomów ciągnących się w głąb. Dziwnym trafem znajdowała się w pobliżu placówki wojskowej przy ulicy DeBoisa. Jeśli usunięto ślady z monitoringu, może warto pogadać z mieszkańcami osiedla? Muszę wiedzieć, czy jesteś zainteresowany dzisiaj. I że masz opcję ukrycia się by móc publikować. Jeśli jesteś, dowody powinnam mieć przed weekendem.

Żenia spojrzała na dziennikarza, odruchowo poszukując w nim cech Gutka.
Tomek zastukał nerwowo palcami.
- Mazut. Dobrze. Celebryta. Kilka tygodni minęło od tego jak pojawił się na pierwszych stronach gazet. Przejadę się do Łodzi, niech stracę. Jeżeli do soboty mi czegoś nie podrzucisz konkretnego, to oleję temat. Nie chcę wyskoczyć z teorią, którą zdyskredytują w kilka godzin po publikacji. Tak rozbroili sprawę z helikopterem. Potrzebuję twardych dowodów.

Sięgnął po kubek z kawą. Żenia dojrzała, że dłoń, którą stukał w blat drżała. Tomek Meler denerwował się konfrontacją z Pentexem. Mazut najwyraźniej skutecznie zasiał terror między krewniakami Zaara.

- Nie. Jeszcze nie jedź do Łodzi. Chciałabym zrobić to inaczej. - przyjrzała się dziennikarzowi pochylając nieco bliżej - Widzisz… kojarzysz taką laskę...Bondar?

- Siostrę Mazuta? Terrorystkę odpowiedzialna za wybuch w Poznaniu? Cóż… kojarzy ją cała Polska.
- tym razem Meler szeroko się uśmiechnął do dziewczyny. - Swego czasu jej podobizna była w TV kilka razy dziennie. Dlatego rozumiem po co kask motocyklowy.

Żeńka odpowiedziała uśmiechem i pokiwała głową.
- No to powinno Ci się złożyć o co mi chodzi. Chcę przedstawić własną wersję wydarzeń i tak je przedstawić by publika je łyknęła i tak by dać Zaarowi czas na powrót. To czy ją zdyskredytują czy nie, nie ma znaczenia. Chodzi o wywołanie szumu medialnego. Wojnę na e-dzienniki na temat doświadczeń na ludziach. Tu wchodzisz Ty. Tutaj masz pendrive’a z dokumentacją jaką udało się uzyskać z Łodzi. Część z tego już została opublikowana ale wolę byś miał swoją kopię. Masz ze sobą laptopa? Zgraj dane. Do soboty powinnam mieć więcej informacji i z pewnością je dostaniesz jeśli wyjdzie tak jak liczę by wyszło. Twoje bezpieczeństwo jest priorytetem. - Żenia spoważniała - Ja spróbuję odciągnąć uwagę Marka na czas jakiś.

- Kurwa - powiedział, po czym sięgnął po niewielkiego laptopa. W zasadzie urządzenie było niewiele większe od tableta Żenii. - wiesz, że zajmuję się poważnym dziennikarstwem? Prowadzę sprawy dłużej i wolniej, ale mam większa siłe przebicia. Dlatego nie byłem w grupie tych, którzy publikowali te dokumenty z Łodzi. Oni mieli opinię publikujących wszystko. Ja mogę….

- Ty możesz rozmawiać z naocznym świadkiem i uczestnikiem wydarzeń. Masz bezpośredni dostęp. Kontrowersja, pamiętniki terrorystki, wolność prasy i słowa i tak dalej. Właśnie dlatego nie chcę byś jechał do Łodzi i podkreślam, że jesteś ważny. Ale możesz być ważny cały i zdrowy. Ok?

- Czy ty zdajesz sobie sprawę co oznacza oskarżenie o terroryzm? Jeżeli ktoś dostanie nagranie z monitoringu - wskazał małą kamerkę wiszącą w rogu restauracji - to wyląduję w jakimś Guantanamo, czy jeszcze gdzieś! Co z tego, że przeprowadzę wywiad? Takei wywiady przeprowadza się przez grubą kuloodporną szybę, a ty siedzisz sobie na nim ze skutymi rękami i nogami w pomarańczowym kubraku.- Po tych słowach twarz Tomka stężała. - To nie znaczy, że ci nie pomogę. Ale muszę się jeszcze zastanowić czy włączenie twojej osoby do tematu mi nie zaszkodzi.

- Przemyśl. I najlepiej przenieś się do Poznania. Przynajmniej do powrotu Zaara.
- Nie mogę się przenieść - odpowiedział.
- Rodzina? Zabierz rodzinę ze sobą.- Żenia bawiła się w zgaduj-zgadula.
- Pomyślę. Powęszę. Daj mi konkrety. Może spróbuję zmiękczyć opinię publiczną i pokazać ludzką stronę Żenii Bondar - powiedział jakby łagodniej.
- Ok. - Żenia pokiwała głową - Słuchaj jakbyś coś zauważył, że nie tak, to spierniczaj do Poznania i dzwoń do mnie na ten numer. Nie narażaj się bez sensu. To wszystko się dopiero zaczyna i będziemy potrzebować wszystkich. Ok? - Żenia spojrzała wprost w oczy krewniaka.
Kiwnął głową.
- Spokojnie. Daj mi konkrety, do tego czasu raczej nic mnie nie wyciągnie z Wawy.
- Dałam - Wrona wyciągnęła dłoń po pendrive’a i podniosła się do wyjścia - Ok. Jesteśmy w kontakcie Aha. Czy było coś w kwestii Muzeum Narodowego? Jakieś straty?
Tomek chwilę się zastanawiał. W końcu pokiwał przecząco głową.
- Nie. Przynajmniej ja o niczym nie wiem.
Schował laptopa.
- Jesteśmy w kontakcie.
- Jesteśmy. Uważaj na siebie. - zgarnięty pendrive wylądował w kieszeni dziewczyny.

Żeńka wyszła z kafejki po drodze na parking zakładając kask. Nim ruszyła sprawdziła jeszcze dla świętego spokoju czarną słuchawkę od Zaara.
Jednak nic się nie zmieniło. W słuchawce panowała cisza.
Nic nie zdawało się stać na drodze do wyprawy do Torunia.

***


Toruń wyglądał jak wiele innych miast. I nic nie wskazywało, że są tam jakieś problemy.
Odstawiła motocykl na podziemnym bezpłatnym parkingu jakieś sto metrów od deptaku. Później ruszyła zwiedzać miasto pierników i Kopernika. Deptak kończył się sporym kwadratowym rynkiem. A na ławce leżał jakiś menel w brunatnym płaszczu.

Żenia postanowiła sobie, że będzie musiała popracować nad image’m Brunatnego Kła.
- No i co? - mruknęła przystając - lepiej się sypia? Czy asystentka zabukowała spotkanie w gugiel-kalendarzu? Bo mam sprawę…
- Tak, wiem - odpowiedział nadal zasłaniając oczy ręką - odpoczywam, bo dzisiejsze zamknięcie giełdy było bardzo dynamiczne.
Po chwili powoli się podniósł. Czuć od niego było alkoholem.
- Siadaj. Daleka droga za tobą, co?
- A co? Śmierdzę? - Żeńka usiadła podwijając pod siebie nogę. Spojrzała na Kła spod brwi. - Stęskniłam się, to jadę przez pół Polski…
- Wolę Wrocław. Zdecydowanie. Więc w zasadzie możemy stąd jechać. Twój smrodek to nic przy tym co się tu wyrabia. - Powiedział, a potem rozejrzał się dookoła.
- Wstawaj. Idziemy - Brunatny klepnął ją w ramię i wstał
- Ale dokąd? - mruknęła niechętnie zbierając się z ławki - Zjadłabym coś, a Ty? No i co robisz przez następne kilka dni? - dodała już z większym animuszem drobiąc niewielkie kroczki przy starszym wilkołaku.
- Przez następne kilka dni planowałem zająć się dailytradingiem na rynku papierów wartościowych. I wypić kilka drinków - podrapał się po brodzie.
- A wynieść się? Byle gdzie, byle dalej stąd. Tu nie jest bezpiecznie.
Żenia rozejrzała się dokoła i w stronę nieba:
- No to jedźmy na ten obiad czy coś...Opowiesz mi co u Ciebie przez ten czas co się nie widzieliśmy bo mnie próbowałeś spławiać.
Wzruszył ramionami.
- Co, co… nico. Przyjechałem i pogadałem z miastem. Jest bardziej niż przejebane. Poza tym chodź, zjemy hot dogi na dworcu. Śmierdzisz tak, że nie wpuszczą nas do żadnej knajpy - powiedział, po czym wyszczerzył się spod brody - mam nadzieję, że się nie obrazisz.

- Rany boskie - Żenia wstrzymała kroku i wybałuszyła oczy w komicznym przerażeniu - Ty… Kieł… coś ci się z twarzą dzieje… wszystko w porządku?
- Nie. To tylko broda. Nie spotykasz często dojrzałych mężczyzn, co? - Rozglądał się wyraźnie zaniepokojony.
- Kurwa… - złapał Żenię za ramię. - Idziemy, zdaje się, że nas namierzyli.
Słowo ‘namierzyli’ ucięło ciętą ripostę Wrony.
No bo skoro Kieł był dojrzały i poznawało się to po zapachu, to nie… Żenia nie spotykała za wielu gości jak on.
- Kto? - rzuciła jedynie dając się ciągnąć. - Spałeś na ławce dając się namierzać a teraz zwiewamy?
Sprawdziła czy w okolicy nie ma więcej takich jak ona sama. Żmijopodobnych…

Najpierw ich wyczuła. Pięciu, nie sześciu. Sześcioro właściwie. Dwie kobiety. Czterej mężczyźni. Podzieleni na pary. Wmieszani w tłum korzystający z wakacji. Wszyscy mieli podobne tandetne ciemne okulary w kolorowych oprawkach.

- Tak, wiem. Miałaś być wcześniej, a oni czają się na mnie od kilku godzin. Raczej nie chcą gadać. - podsumował Kiel.
- Tylko sześcioro czy więcej ich tutaj? I co powiedziało miasto? - Żenia tym razem pociągnęła Kła w stronę parkingu - Tak się kończy jak mnie spławiasz i zostawiasz samą. - dobiła gwoździa do trumny.
- Tak. Więcej. Nie wiem ilu. Nie ma tu duchów… żadnych… poza tymi ich. Wskoczysz za zasłonę, to od razu zaczynają cię ścigać. Wiesz co to Inkwizycja? - pytał w czasie marszu Brunatny Kieł co jakiś czas patrząc za plecy. Dwaj mężczyźni w okularach stali na drodze wyjazdowej, odcinając im szansę ucieczki.
- W teorii możemy złapać jednego z tych, to ci opowie więcej. Ja w sumie nie wiem wiele.
- Co ma wspólnego Inkwizycja ze żmijem? - Żenia nieco osłupiała - Bo to ci od kropideł i palenia czarownic tak?
- Tak, to ci sami. Ale nie ci, którzy nas ścigają.
Przyciągnął ją do jednego z betonowych filarów.
- Widzisz nie wiem jeszcze o co tu chodzi, ale ci którzy nas śledzą skorzystali na tym, że inkwizytorzy wytępili resztę. Ale to luźne przypuszczenie.
Kiel zamknął na moment oczy.
Po chwili ze zraszaczy na całym parkingu trysnęła woda wywołując panikę wśród kilku zebranych osób.
- Cholerny padalec - mruknęła Żenia pod nosem starając się nie oddychać głęboko. Zapach Kła intensyfikował się z bliskiej odległości i rosnącej wilgoci. Pasikonik wiedział o inkwizycji i dlatego chciał tu swój caern. Rzeczywiście ironia losu, a Żenia będzie grać rolę pieprzonego antychrysta. - Dobra spadamy stąd, Kieł. Średnio jestem w formie do bitki…

- Dobra. Zdejmę tę dwójkę. Damy radę się zwinąć zanim reszta dojdzie?
- Damy - Wrona wskazała w kierunku zaparkowanego motoru - Pomogę Ci z tą dwójką byle szybko.
Brunatny kieł uśmiechnął się. Wyglądalo to dość groteskowo ze względu na mokre włosy i ociekającą brodę. Wyszedł zza filaru jak gdyby nigdy nic i ruszył wprost na dwójkę facetów.
- Zdychać! - Wrzasnął, po czym przykucnął. Żenia ledwie zauważyła jak jego palce zanurzają się w kałuży. Po chwili coś jakby piorun poszybowało od dłoni Kła, wprost do dwóch śmierdzących Żmijem wrogów. Ich ciala wygięły się w spazmach. Po chwili obydwaj padli, a część wody z parkingu odparowała. Kieł odwrócił się czekając na Żenię.
- Pospiesz się, nie mam tego więcej!

Mina dziewczyny była oryginałem. Nigdy dotąd, przynajmniej odkąd pamiętała, brunetce nie opadła szczęka. Teraz po prostu stała zarywszy piętami wbeton, zaniemówiła i oglądała przedstawienie. W głowie krzyczało “ ja tez tak chcę!!!”
Słowa Kła wyrwały ją z osłupienia:
- Hmmm naładować baterie nabiera nowego znaczenia,co? - rzuciła, mijając Kła biegiem i dopadając motocyklu. - Trzymaj się mocno tylko mnie nie usmaż z łaski swojej!
Wsiadł za nią. Miał powyżej stu kilogramów, co wyraźnie poczuła. Zza pleców poczuła odór alkoholowy gdy mówił:
- Teraz nie mam ochoty na żarty. Jedziemy?
Skinęła i puknęła szybkę kasku. Ruszyła z piskiem opon, zlewając przepisy drogowe i wymuszając pierwszeństwo. Wyjeżdżała poza granice miasta na najbliższą stację benzynową.

***


Na miejscu Bury Kieł zdjął swój płaszcz.
- Kup mi dużego hot-doga. I kawę. Idę się wyszczać - zarzucił płaszcz na motocykl i ruszył w stronę toalety.

- I tictaki - Wrona uśmiechnęła się kącikiem ust. Prócz zamówienia Kła Kupiła sobie kawę, kanapkę i muffinka rezygnując ze 100 punktów na audiobooka. Zamiast tego kupiła jednorazową maszynkę i mydło. Wróciła do motoru i zaczęła od załadowania amunicji w żołądek.

- Masz tu maszynkę - Mruknęła z pełnymi ustami jedzenia - Ta broda mnie całkowicie przeraża. Ma własne życie czy coś. - Żenia spojrzała na Kła w górę. Kucała na piętach na krawężniku.

- Nie mogę - powiedział, choć zabrał maszynkę i wsunął ją do kieszeni spodni.
- Chowam w niej jedzenie na czarną godzinę - powiedział po czym wziął dużego kęsa hot-doga. Sos wypłynął zostając na brodzie.

- Jak Ty nie możesz, to ja to zrobię - zaoferowała wilkołaczka - Coś ci ścieka, o, tu. - wskazała na kącik ust zamiast na upaćkaną brodę. - Spotkałeś się kiedyś z takim czymś? Spirale przejęły miasto o tak i nikt nie kwiknął?

Bezdomny ronin polizał kącik ust. Większość sosu pozostała niewzruszona na brodzie.
- Inkwizycja władował się tam w 96. Siedzieli cicho. Ale w 2014 coś się zmieniło. Inkwizytorzy urośli w siłę. W jedną noc wybili siedem wampirów. Całą populację. Kolejne kilka miesięcy tropili watahę Kruka. Pozbyli się starszych. A potem nastąpiła czystka. Wezwali jakiegoś Niebiańskiego czy cuś. Coś, co wymordowało większość duchów w penumbrze.

Sięgnął po kawę dając Żenii czas na przemyślenia.
- To co widziałaś… oni się ukrywają. Nie ruszają penumbry. Żyją w kanałach. Pod nosem inkwizycji.
- Hm. A ciebie tropili bo co? Konkurencja? Inkwizycja nie zauważyła zmian? Dziwne chyba co?
- Oni byli tam od lat. Tyle tylko, że ukrywali się lepiej niż wszyscy inni. A mnie tropili, bo wlazłem na ich teren. Węszyłem. Wlazlem do umbry i uruchomiłem ten ich alarm… Może wystraszyli się, że ściągnę im Inkwizytorów na łeb? A może… cóż… jestem Roninem. Nikt za mną nie przepada. - Powiedział, po czym upchał resztę hot-doga w ustach i zapił kawą.

Żenia przełknęła końcówkę kanapki i wybuchnęła oburzona:
- Nie pierdol. Ja Cię lubię. - wyznała z fochem na twarzy - Tylko jak się uśmiechasz to się boję. Serio, daj zetnę ten krzak. Poczujesz wiatr na twarzy w końcu.
- Zostaw! - oburzył się machając ręką, żeby odpędzić dziewczynę. Przy okazji do plam na brodzie dołączyła plama z kawy.
- To moja broda i będę ją nosić jak tylko długą zechcę!
- A nie mozesz jej nosić w kieszeni?
- Pamiętasz tych dwóch na parkingu? Oni też chcieli ją zgolić! - po tych słowach Bury pociągnął po brodzie dłonią rozcierająć plamę z sosu i kawy.
- Po co Toruń? Jest stracony. Czego tam chcesz? - Spoważniał.
- Nie uskwarczysz swojej ulubionej Wrony! Nie śmiesz! - Żenia tupnęła po dziecinnemu nogą i oparła się biodrem o motocykl:
- Zdradzę Ci tajemnicę jak obiecasz ją zachować dla siebie. - spojrzała poważnie na Wojtka.
- Masz moje słowo - wzniósł dłoń z kawą i papierkiem po hot dogu, a drugą położył na klatce piersiowej - słowo niegodnego zaufania ronina.
- Lubisz to, co? Takie samobiczowanie - Żeńka oszacowała wygnańca - Niech zgadnę, twoją sprawę rozsądzała Zapalniczka…. - dodała kąśliwe i machnęła ręką - Chcę zbudować armię, zjednoczyć wilkołaki Europy, odbudować miejsca mocy i wywalić stąd Pentex. Pomożesz mi? - wszystko to Żenia mówiła całkowicie poważnie.

- Zapalniczka to imię? Do dupy. Choć ktoś pewnie może pomyśleć, że „gorąca laska”. - Podrapał się po brodzie. - No dobra, a czemu zaczynać od Torunia?
- Zaczęłam od Poznania i Łodzi. Toruń to poboczne zlecenie. - Żenia zamarudziła - i chcę wiedzieć czym to jeść. Widzę, że sprawa jest jak Twoja broda: długa, pokręcona i można się upaćkać. - podrażniła Ronina przyjacielsko - Które z przykazań łamałeś?

- Drugie. Zwalczanie Żmija za wszelką cenę nie ważne od postaci - zgniótł kubek, władował do jego wnętrza papierek po hot dogu, po czym ruszył na spacer do kosza. Całe trzy metry i z powrotem.
- I o to się poprztykałeś ze swoim Alfą? - Żenia obserwowała Kła z otwartą ciekawością.
- Tak. Dokładnie. Powiedzialem mu: „Ej, alfa, przyszla do mnie taka jedna co śmierdzi żmijem na kilometr”. A alfa na to: „Urwałeś jej łeb, jak każe litania?” Na co ja: „Nie. Żal mi bylo”. Więc alfa powiedział tylko: „Aha, no to wypierdalaj!” - po ostatnich słowach ronin wskazał palcem pobliski las.
- Eeej to fajnie. Masz doświadczenie, nie jestem Twoją pierwszą - zachichotała złośliwie.
- Pomyślałby kto, że powinnaś wiedzieć co to ironia. Podrzucisz mnie do Wrocka? Toruń definitywnie mi się nie podoba.
- Wiem, co to ironia. A Ty?! A może masz ochotę się ze mną kopsnąć za granice kraju?

Uniósł brew zaciekawiony.
- Że niby ta budowa armii? Przecież pierwszy lepszy alfa urwie ci łeb jak poczuje twój smród. Ale w sumie… czemu miałbym tego nie obejrzeć z pierwszego rzędu. Ronin po twojej prawicy podniesie twoją wartość w negocjacjach. Może weźmiemy ze sobą jakiegoś wampira? - znów żartował, choć nie wiadomo jak potoczyłaby się sytuacja, gdyby Czerwoną udało się wyrwać ze szponów Pentexu.
- Jesteś garou chyba mimo kiepskiego statusu nie? A co do wampira… hm. Pomyślę. A ty wiesz jak się wyrwać z maelstormu?
- Jedziesz do rodziny i nie wiesz jak wrócić? Nie. Tam się nie wchodzi. A juz na pewno nie wychodzi.
- Hmmm no to czeka Cię zaskoczenie - Żeńka nagle ni stąd ni zowąd była zła. Rzuciła Kłowi zirytowane spojrzenie. Nie miał pojęcia ale się wymądrzał. Chłopaki wrócą i już.
- Serio, zanim ruszymy się ogarnij, tak? - burknęła nieco łagodniej.

Z kieszeni płaszcza wyjął dwie gumki do włosów. Ścisnął brodę i spiął ją gumką. Potem drugą gumką spiął włosy. Rozłożył ręce niczym magik pokazujący królika, który wyskoczył z kapelusza.
- Tadam, proszę.
Żenia się roześmiała.
- Lepiej ale prysznic i przycięcie wąsów uczynią cuda. A brodę spleć w warkocz. Ja wiem to twój uliczny image ale spędzimy długie godziny na motorze czule przytuleni. Dam radę unieść tylko jeden rodzaj smrodku. - dokończyła brunetka szczerząc się bezczelnie. - Pojedziemy do Poznania i jutro ruszymy dalej.
Rozejrzał się i pokręcił nosem.
- A może mógłbym to ogarnąć w Poznaniu? Bo wiesz… tu pod tymi prysznicami na stacji śmierdzi… - uśmiech wydobył się spod brody ufajdanej sosem i spiętej gumką.
Siła argumentu sprawiła, że Żeńka pokiwała jedynie głową z chichotem.

***


Wtorek 21:00

Było już po dwudziestej pierwszej gdy Żenia zaparkowała motocykl pod blokiem i udali się do jej mieszkania.
- Ciasno tu - podsumował śpiący zazwyczaj pod mostami Bury Kieł i nie czekając na oprowadzenie zajrzał do lodówki. Wyjął coś z paczek “wrzuć minie do mikrofali i zjedz” oraz sześciopak z piwem.

Uruchomił mikrofalówkę z serią dziwnych ustawień, których Żenia dotychczas nie analizowała i otworzył piwo.

- Leć pierwsza pod prysznic. Bardziej tego potrzebujesz.
- Robisz się wyjątkowo bezczelny. Będziemy musieli o tym poważnie pogadać. - odcięła się dziewczyna skopując buty i rozbierając się po drodze do łazienki. - Przygotuj coś i dla mnie.

Gorąca woda faktycznie przyniosła ulgę po woni Kła.
Wykąpana i odświeżona, Bondar wróciła do pokoju.
- Twoja kolej. Tylko nie zatkaj odpływu włosami, wilkołaku. - klapnęła na kanapę nie bawiąc się w wyciąganie żarcia z plastikowego pojemnika - Jakby zabrakło mydła to krzycz. Podam Ci płyn do naczyń.
Jednak jej słowa natrafiły na pusty pokój. Bury kieł zniknął.
Żeńka rozejrzała się za żarciem, pakiem piwa. Sprawdziła też swój plecak i stan kasy i komórek.
Brakowało jedynie jednej puszki i paczki żarcia.

Zniknięcie Kła Żenia skwitowała westchnieniem. Nie miała siły i czasu uganiać się za Roninem.
Musiała odpocząć -w końcu - zregenerować się po akcji z Pentexem. Wciąż była sflaczała i wypruta.

“Hej, potrzebuję nieco gotówki, najlepiej w euro. Jest opcja?” - sms pofrunął do Zapalniczki.
Kolejny popłynął ku Zośce: “jak tam z kontaktami? Jutro chcę ruszyć” a ostatni “Co udało się wam znaleźć?” ruszył przez wirtualne meandry ku Bartkowi i Miszy.

Odebrał Bartek. W zasadzie zastanawiała się, czy Misza poza mruknięciami wydawał z siebie jakieś słowa. Był strasznie milczący i mógł nie być najlepszym pomysłem do prowadzenia przesłuchań. Bartek potwierdził jej obawy.
- Na razie nie mamy nic. Misza sądzi, że powinniśmy sprawdzić krewniaków Zaara. Nasi nic nie wiedzą. Albo mówią nam, że nic nie wiedzą. Dziś rozmawialiśmy z siedmioma osobami. To może potrwać dłużej niż sądzimy. - W słuchawce zapadła cisza.

- Słuchajcie, wiadomo, że nikt wam nie powie ‘to ja zdradzam!’. No proszę was. Dobrze, że zaczęliście grzebać. Gdybyście mieli stawiać na kogoś to kto by to był? Możesz wytypować kilka nazwisk? Sprawdziliście co z tą formaliną? Gdzie się jej używa i gdzie można kupić takie ilości?
- Żenia mówiła zmęczonym głosem. - Bartek, muszę wyjechać na kilka dni. Serio liczę na was.
- Ok. Ja jutro poszukam formaliny, a Misza zacznie gadać z ludźmi Zaara. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Daj znać jak wrócisz.
- Ok. Spróbuj też wytypować nazwiska. Zobacz kto miałby największy interes albo jakikolwiek interes w tym by zdradzać te informacje. Ktoś zginął w bitwie ze spiralami? Ktoś miał zatarg z którymś wilkołaków? Nie wiem, ktoś był bardziej niż inni gnojony? - Żenia wspominała urywki wspomnień z własnego życia. - Jeśli się zdradza to z jakiegoś powodu. Rozumiesz?
- Pogadam o tym z Miszą.
- Ok, pogadaj. Zadzwoń jak coś będziesz miał.
- Jasne. Powodzenia w wyprawie.
Po rozmowie z Bartkiem zauważyła w telefonie dwa SMS i wizytówkę od Zośki.

Zośka:
Wizytówka: Mirsad Backowić - numer telefonu - lokalizacja w okolicy miasta Zenica.

Cytat:
Zapowiedziałam Cię na czwartek. On ma ocenić na ile temat jest ważny i zaprowadzić cię do Ryku Gromu
Druga wiadomość była od Zapalniczki.
Cytat:
Wpadnij po kasę do mnie
Po tej wiadomości zauważyła komunikat: “Użytkownik Aniela Mostowiak udostępnia ci swoje położenie - 22 minuty od Ciebie.

Cytat:
Dobra, będę za chwilę
Żenia niechętnie wbiła się z powrotem w ciuchy. Potrzebna była jej kasa. Pewnie poradziłaby sobie i bez niej, ale brak gotówki oznaczał obsuwy czasowe. A tego, miała wrażenie, ma mniej niż funduszy.

Gdy dotarła pod blok Zapalniczki ta czekała na ławce pod klatką. Podeszła do niej i na ręce podała dwie karty.
- Dokąd jedziesz? - padło zamiast zwyczajowego “cześć”.
- Dzięki. Jakieś PINy? Jadę poszukać pomocy dla watahy. - żeńkowa odpowiedź była prawdziwa choć ogólnikowa.
Zapalniczka schowała ręce do kieszeni.
- Nieużywane. Wpadnij do bankomatu i aktywuj. Są doładowane po dwa tysiące euro każda. Na okaziciela, więc niczyje nazwisko się nie pojawi jak wsuniesz je w czytnik. To mówisz, że Czarny poprosił cię o poszukanie pomocy dla watahy…. - stwierdzenie zawisło w powietrzu.
- Jakiś czas temu gadaliśmy o długoterminowych planach - Żenia spojrzała na blondynkę przytakując - A co? Ciebie pewnie też prosił, nie?
- Ja muszę pilnować naszego podwórka. Bądź ostrożna. Jak coś to dzwoń.
- Jasne. Może zaangażuj Szramę do pomocy? Zgodziła się dołączyć do watahy a zajęcie dobrze jej zrobi. - mina Żenii była jakby zrezygnowana. I tak zrobią co będą chciały.
- Tak. Wiem. Załatwiałam jej lokum. I temu jej wilkowi. Spokojnie. Ja jakoś to ogarniam. A hajsem Zaara się nie przejmuj. To fetysz - Zapalniczka uśmiechnęła się. Próbowała rozładować atmosferę, ale ewidentnie odpowiedzialność za Poznań i Caern jej ciążyła.
Żenia mimo konfliktowych uczuć do Filodoks poczuła ukłucie współczucia.
Zdecydowanym ruchem Michała przyciągnęłą Alinę do siebie i poczochrała po jasnych włosach.
- Dajesz radę blondi. Chłopaki za chwilę wrócą. A ja postaram się załatwić wsparcie dla nas. - szorstkie klepnięcie między łopatkami miało dodać kobiecie animuszu. - Jestem pod komórą więc masz mnie na smyczy - wyszczerzyła się odstępując od Sędzi.
- Jedź, jedź. Tylko nie wdepnij tam w nic!
Powiedziała na pożegnanie Aniela.
 
corax jest offline