Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2018, 10:42   #94
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Do małego motelu w okolicy parku narodowego Zenica dotarli późnym wieczorem. Jednak Zośka załatwiła wszystko tak jak trzeba. Czekały na nich dwa pokoje w standardzie uchodzącym za trzy gwiazdki. Na gorącą wodę trzeba było czekać kilka minut. Ale w końcu się pojawiła.

Telefon od Bartka w pierwszej chwili poprawił jej humor. Mieli jakiś ślad. Wreszcie coś się ruszyło. Jednak poprawa była tylko chwilowa. Misza trafił na ślad wśród krewniaków Zaara. To komplikowało całą sytuację.

Markowi napisała jedynie, że śledztwo w trakcie i na razie sprawdzają ślady.

Potem postanowiła pomedytować. Duchy nie były już tak przychylne jak poprzedniego wieczoru. Ale pamiętała, że Czarny mówił coś takiego. Pamiętała, że rytualne polowania są skuteczniejsze… ale takiego nie mogła odprawić, więc zostało cieszyć się tym co jej zostało.

Na śniadanie w pobliskiej restauracji byli umówieni z Misradem Backowiciem. Krewniak miał ich ocenić i przygotować na spotkanie z Rykiem Gromu.

O dziwo zaskoczeniem był Bury, który ubrał się w stylu smart casual i teraz w eleganckiej koszuli spod podwiniętych rękawów wystawały szerokie ramiona. Siedział za kierownicą auta.
- Jakaś strategia na spotkanie z krewniakiem? Przedstawiasz mnie oficjalnie? Ściemniasz? Zostaję w aucie jako kierowca?

Oceniające spojrzenie dziewczyny omiotło Ronina.
-Duży jesteś. Będziesz ochroniarzem.
Żenia też odpichciła się na spotkanie zamiast standardowych wygodnych i sportowych ciuchów wbiła się w luźną, trapezoidalną krótką sukienkę i nałożyła lekki makijaż.
Sukienka była obszerna na tyle by móc ogarnąć ewentualną zmianę formy. Spięte w koński ogon włosy nie zasłaniały twarzy - chciała dodać sobie wyglądu otwartości.

Na miejsce dotarli na kwadrans przed czasem. Niewielki bydynek na rynku małego miasteczka. Z pewnością najbardziej “luksusowa” restauracja w okolicy. Niestety z braku konkurencji nie musiała ona utrzymywać wysokiego poziomu.

***


Misrad czekał. Był sporym mężczyzną z wystającym brzuszkiem. Ubrany był w marynarkę zarzuconą na t-shirta. Niestety podkreślało to jedynie jego piwny brzuch. Żenię powitał ukłonem i pocałunkiem w dłoń, niczym przedwojenny dżentelmen. Wojtka zmierzył jedynie wzrokiem.

Bury Kieł lustrował pomieszczenie. Skromna restauracja była cała do ich dyspozycji. Poza nimi było jeszcze dwóch mężczyzn. Marynarki i ciała przypominające misterów uniwersum 2001 świadczyły o tym, że Krewniak też zabrał obstawę. Mężczyźni siedzieli przy stoliku w rogu. Kieł tylko wskazał dłoną na stolik po przeciwnej stronie sali i powiedział:
- To ja sobie siądę tam.

Backowić przyjął ten gest z zadowoleniem i wskazał stolik przy którym miał porozmawiać z Żenią. Po chwili pojawił się kelner menu. I wtedy też sztywny formalizm rozmowy zniknął:

- Cóż cię sprowadza do nas? - zapytał po polsku, z wyraźnym lokalnym akcentem. Żenia mogła się tylko domyślać, że niezachowanie formy “Pani” wynikało ze słabej znajomości języka.

Po zamówieniu wody, brunetka zwróciła wzrok na krewniaka.
Uśmiechnęła się słysząc polski:
- Świetnie, że mówisz po polsku. - ucieszyła się szczerze. Alternatywą był ukraiński czy rosyjski ale ostatnimi czasy polski stanowił jej główny sposób komunikacji. - Przyjechałam by pomówić o ostatnich zmianach w Polsce i na Słowacji. Pomówić o możliwości połączenia sił i uzyskania pomocy od plemienia w nadchodzącej walce.

Żenia wyłożyła kawę na ławę obserwując Misrada.
- I Cieszę się, że rozmowę zaczynam z Tobą. - lekkim ukłonem głowy podkreśliła swoje słowa.
- Jakiej walce? - Misrad zdawał się być oszczędny w słowach. Jednak musiała go zainteresować, bo odsunął od siebie menu i przyjrzał się dziewczynie z wielką uwagą.
- Z Pentexem. - dziewczyna oparła się na krześle - Śledzicie na pewno to co dzieje się w Europie. Wiecie co stało się na Słowacji, wiecie o wydarzeniach w Polsce, prawda?
- W Polsce udało wam się postawić Caern. Chwalebne. Wiemy też o ataku Pentexu, który zabił pół tysiąca osób. Na Słowacji wykręcili szeroko zakrojoną akcję w ludzi Harada. Teraz on schował się pod kamieniem i liże rany. Czy coś jeszcze? Poza zmianami kadrowymi w Polsce? - Backowić był świetnie poinformowany. Wilkołaki musiały go dobrze przygotować na spotkanie. Czekając na odpowiedź znów powędrował wzrokiem do karty dań.

- Owszem. Ostatni atak i destrukcja jednej z dwóch placówek Pentexu zakończona sukcesem i eliminacją głównodowodzącej. - Żenia dorzuciła wisienkę na tort Misrada - przy okazji ataku Pentex wykazał się niezwykła desperacją decydując się na próbę przejęcia osób odpowiedzialnych. Sprawę zatuszowano oczywiście ale… oznacza to dwie rzeczy - Dłoń Żeni oparła się o blat. Jeden palec wyciągnięty w stronę krewniaka podkreślił słowa dziewczyny - Że Pentex przycichnie szykując odwet. Dwa - kolejny palec dołączył do wyliczanki - odwet z dużym prawdopodobieństwem zatoczy dużo dalsze kręgi. Dlatego przyjeżdżam by pomówić o połączeniu sił i uzyskaniu wsparcia.
Żenia dawała Misradowi opcję unikania patrzenia jej w twarz. Menu na pewno znał na pamięć.

Krewniak był wyraźnie ożywiony po wzmiance o wyeliminowaniu jednej z głónodowodzących Pentexu. W jego oczach pojawiło się coś jakby podziw.
- Wsparcia w czym? Skoro u was Pentex się wycofuje? U nas się nie pojawi tak szybko. Widzisz, nasza okolica nie jest tak zwanym “krajem szybko rozwijającym się”. Nie postawią tu fabryk. Nie zaczna eksploatować naszych złóż. My się nie wychylamy, oni nie wciskają się z butami na nasze podwórko. - Odłożył menu, złożył dłonie przed sobą.
- Polecam pierogi. Są dobre. Jak miałoby wyglądać to wsparcie? Ludzie? Środki? Broń? - dodał w końcu, jakby negując wcześniejszą próbę zbicia jej z pantałyku.

Żenia przekrzywiła nieco głowę i położyła dłoń na złożonych dłoniach krewniaka.
Delikatnie i lekko by nie czuł się atakowany.
- Misrad, wsparcie plemienia. Wilkołaków. - wpiła intensywne spojrzenie w oczy krewniaka.

- Alfa Poznania, Szpon Ciemności, teurg plemienia Władców Cienia postawił caern. Nie byle jaki caern. I pierwszy od ponad stu lat. Myślisz, że Pentex pozostawi was tu w spokoju? Nie. Jeśli nie zjednoczymy się, Pentex was wyłapie, bo Megadon i DNA wilkołaki łapie by zamknąć w swoich laboratoriach i przeprowadzać na nich testy lub rytuały. Mają do dyspozycji Czarne Spirale, fomory, wampiry, genetycznie modyfikowanych ludzi. Więc nie mówmy o pierogach. Skupmy się na Świętej Wojnie.

Żenia pogładziła dłonie Misrada:
- Umówisz spotkanie między Waszym Alfą a Córką Ognistej Wrony, Ragabashem z plemienia Władców Cienia, podopiecznej Szpona Ciemności, Alfy watahy Kojota z Poznania?
- Podopiecznej? - zdawał się ważyć to słowo - wydawało mi się, że Władcy Cienia nie mają podopiecznych. - skwitował to krzywym uśmiechem. żenia rozłożyła ręce z uśmiechem mówiącym wszystko i nic o jej niewinności.
- Na spotkanie chcesz iść sama, czy z oprychem? - wskazał ruchem głowy na Wojtka, który jak gdyby nigdy nic siedział i wgapiał się w ekran telefonu.
- Dużo będzie takich? - Żenia kiwnęła w stronę kolegów krewniaka - Jak dużo to z oprychem. - wyszczerzyła się.
- Więc przyjdź sama. Daj mi numer telefonu - powiedział w końcu.
Żenia skinęła i podała numer telefonu.
- Kiedy odbyłoby się spotkanie?
Żenia otrzymała wiadomość na telefon.
- Bądź tam dziś po zachodzie słońca - odsunął krzesło i ruszył do wyjścia. Dwa “goryle” zerwały się za nim niczym psy na gwizdnięcie.

- Skąd się takich bierze? - mruknęła brunetka podchodząc do Wojtka - Przydaliby się mi tacy. Co myślisz?
- Myślę, że on był krewniakiem, i nie czuł twojego zapachy. A tamta dwójka zwykłymi ludźmi zatrudnionymi w jego ochronie. I jak? Załatwiłaś wsparcie bez rozmowy z wilkołakami? - zapytał wstając z miejsca i chowając telefon w kieszeń.
- Oj tam już nie mędrkuj. Przecież on nie ma tyle do powiedzenia. Chodź, pojedziemy obejrzeć miejsce spotkania. - Żenia była zmartwiona wieściami od Bartka i Miszy. Wolała nie dokładać więcej zmartwień na kupę.
- Jasne - przepuścił ją w drzwiach w drodze do samochodu.

***


- Koniec. Dalej nie da się przejechać - powiedział Wojtek wpatrując się w telefon przyklejony do przedniej szyby. Misrad wysłał Żenii gotową nawigację Googla ustawioną na jakiś punkt. Mapa i zdjecia satelitarne wskazywały, że jest to środek lasu, wokół którego w promieniu kilku kilometrów nie było żadnych zabudowań. Teraz skończyła im się droga, a telefon uporczywie pokazywał jeszcze 4 km do celu.
- W zasadzie nie wiem dlaczego miałem nadzieje, że lupus umówi się z tobą w przytulnej kawiarni. - skomentował, po czym zgasił silnik i wysiadł z samochodu.

- Nie wiem czemu miałeś taką nadzieję. - Żeńka wystawiła głowę przez okno samochodu. - Nie będę się tam ładować, bo zostawię zapaszek. A wolę, żeby stawili się na spotkanie. - zamruczała niezbyt miło.

Bury westchnął i wciągnął głęboko świeże leśne powietrze.
- Tak, to całkiem niezły pomysł. W takim razie po co przyjechaliśmy?

- Chciałam sprawdzić okolicę. Ale można to zrobić i zza zasłony… - dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Ano można. To co? Skaczemy tutaj? Czy podejdziemy bliżej? - zapytał ożywiony.
- Coś taki wesolutki nagle? - Wrona spojrzała podejrzliwie na Ronina, unosząc brwi w lekkim zaskoczeniu - Tutaj chyba lepiej.
Lusterek w samochodzie było pod dostatkiem. Żenia spojrzała w swe odbicie:
- Idziesz?
Pokiwał głową i zaczął rozpinać koszulę. Żenia nie widziała co działo się dalej, gdyż niemal natychmiast poczuła szarpnięcie w żołądku.
Żałowała. W gardle utknął jej pogwizdywany motyw


***



Las wokół nagle zrobił się większy. Drzewa były wyższe. Pnie szersze. Droga i samochód zniknęły. W tym samym momencie pomyślała dlaczego warto byłoby podejść bliżej.

Rozejrzała się wokół wypatrując duchów. Wolała nie być zaskoczona jak wtedy.. Z Fedirem.
Coś się w niej otworzyło. Jakieś postrzeganie pozazmysłowe. Czuła się jakby tysiące oczu patrzyły na nią. Duchy ją otaczały. Były wszędzie. W każdym drzewie, w każdym liściu. Czuła pulsującą wokół świadomość pradawnego lasu. Mimowolnie sparowała swój oddech z tym dziwnym pulsem. Czuła się częścią tego. Czuła jak ta dzicz ją wzywa. Czuła jak jej wewnętrzna wadera chce zawyć do księżyca.

Wtedy pojawił się Bury Kieł. Był jakiś zgarbiony. Jego włosy wydały się gęstsze i dłuższe.

- A ty co? Dziewczyna szamana? Dawno nie widziałem, żeby ktoś tak szybko skakał w bok. - Powiedział.
Wrona roześmiała się w głos odrzucając głowę lekko w tył.
- Dziewczyna może nie. Ale wybrana uczennica prędzej. - wyobraziła sobie minę Czarnego na ten tekst Burego i parsknęła śmiechem po raz kolejny.

- Wybrana uczennico, prowadź - wyciągnął dłoń przed siebie.
- A Ty co? Na darmoszkę? Czy po prostu chcesz zagapić się na mój tyłek? - fuknęła udając złość. Ruszyła w kierunku jaki zdawał się jej właściwy. Tam gdzie pokazywał gugiel telefonu. Nie zamierzała odchodzić za daleko. Chciała głównie rozejrzeć się po tej stronie Zasłony i zapoznać się z nią. Przeprawa z Pieśnią nauczyła ją, że Umbra może stanowić dodatkowy atut lub stanowić pułapkę.
Czuła, że w kierunku, który obrała duchy rosły w siłę. Czy też duch… duch puszczy zdawał się być jedną istotą. Jedną, składającą się z setek.
Potem pojawiły się duchy zwierząt. Najpierw jakieś wiewiórki i drobne ptaki. Szły w pewnej odległości od nich, nie spuszczając ich z oczu.

Żenia westchnęła.
- Niech zgadnę. To jakiś caern? - spytała Kła retorycznie.
Czekając i nie czekając na jego odpowiedź zmieniła formę. Czarna wadera zdawała się bardziej odpowiednia w zaistniałych okolicznościach.
Szczeknęła cienko, po czym zaskomliła cicho, by w końcu zawyć w krótkim powitaniu. Wciągnęła powietrze pełną piersią.

- Nie - odpowiedział. - Caern jest w tym lesie, ale nie tutaj. To pewnie jakieś systemy strażnicze. Wczesne ostrzeganie przed śmierdzącymi Żmijem i Roninami.
Po tych słowach jego ciało zaczęło się zmieniać. Stał się bestią. Wielkim Crinosem o potarganej brunatnej sierści przeplatanej pasmami siwizny. Ze szczęki wystawały wielkie kły, z których lewy dolny był bury, jakby przeżerala go próchnica.

Duchy zwierząt rzuciły się do ucieczki.
A Żenia wyraźnie poczuła, że Las się zaniepokoił.
Kłapnęła raptownie na towarzysza jakby go ochrzaniając. Warknęła, marszcząc nos.

Zaraz potem zawyła raz jeszcze, tym razem tak jak uczył Czarny obwieszczając kim jest i witając Ducha Lasu. Cieńsze tony w jej wilczym śpiewie wyrażały szacunek.

Nie była szamanem.
Nie znała języka duchów.
Ale emocje pozostawały emocjami.
A te zawrzeć mogła w swym powitaniu.

Nie ruszała się z miejsca.

Bury Kieł doczłapał się do niej powoli na czterech łapach. Był blisko cztery razy wyższy niż wilczyca. Niepokój Lasu zdawał się ustępować. I wtedy usłyszeli wycie. Zaproszenie. Z głębi lasu. Kieł tylko wystawił nos w tamtą stronę i czekał. Nasłuchiwał niczym gończy pies.

Młoda wadera zawyła przeciągle w podziękowaniu.
Cienko, niemal jak szczenię, kończąc głębszymi tonami z głębi trzewi.
Nie stanowiła zagrożenia...

Ruszyła powoli, łapa za łapą strzygąc uszami i niuchając powietrze.

Byli coraz bliżej źródła wycia. I wtedy nagle do wycia dołączyło warknięcie. Niskie. Niemal poczuła jak grunt pod jej stopami zadrżał. Warknięcie dobiegało z lewej. Stał tam wielki niedźwiedź.

Niemal natychmiast zrozumiała przesłanie jakie zawierał ów ryk.

„Dalej idziesz sama. Zdrajca zostanie tutaj”

Jakby jako wyjaśnienie dla tego ryku na czole Burego Kła pojawił się płonący glif. Przypominał jakąś dziwną hybrydę litery z chińskiego alfabetu z pismem klinowym. Wielki Crinos najpierw zezował w stronę palącej rany, a potem ułożył się na leśnym runie patrząc wprost w oczy niedźwiedzia.

Wrona odwróciła się na chwilę by trącić nos Kła swym nosem, jakby strofując i jednocześnie pocieszając.
“Nie świruj”.

Odwróciła się do misia i położyła uszy po sobie. Zamerdała ogonem jak szczenię okazując radość i szacunek w jednym. Ruszyła lekkim biegiem w stronę strażnika i w kierunku wycia.

Niedźwiedź był monumentalny. Żenii wszystko wydawało się większe, gdy oglądała świat oczami wilka, ale ten okaz był niemal jak dom. Nie ulegało wątpliwości, że mógłby rozerwać Burego nawet w formie Crino, bez wielkiego wysiłku.

Choć o golemie też można było tak pomyśleć przy ich spotkaniu.

Wycie z zaproszeniem narastało. Strażnik i Ronin szybko zniknęli jej z oczu. Czuła jak szarpie mech pod pazurami w czasie biegu. Czuła zapach lasu. Czuła jak wycie ją przyciąga. I wtedy go ujrzała. Idealnie połyskująca czarna sierść. Oczy o spojrzeniu przeszywającym duszę. Zęby mogące pozbawić życia jednym kłapnięciem. To ten wilk ją wzywał. A teraz stał wpatrując się w nią i szczerząc kły… a może uśmiechając się?

Na wszelki wypadek Ragabash postanowiła być grzeczna.
Zadziałało w przypadku Szramy.
Może zadziała i teraz…

Przyjrzała się wilkowi krótko obrzucając go spojrzeniem.
Czuła się… dziwnie.
Była pod wrażeniem wszystkiego, obawiała się o Ronina, gnał nia niepokój o Czarnego i ekipę. Zmartwienie i zdenerwowanie wypełniały ją niemal po brzegi.
Prawie tak, że na strach nie bylo wiele miejsca.
Takie oderwanie wzmacniało poczucie odrealnienia, bo wadera działała instynktownie.
Wrona pozwoliła na to.
Przypadła brzuchem do ściółki lasu i ułożyła pysk płasko na łapach. Uszy wciśnięte w czaszkę, ogon podkulony pod siebie. Łypała od czasu do czasu spojrzeniem ciemnych oczu na wielkiego basiora. Szczeknęła piskliwie na powitanie jakby prosząc o udzielenie głosu.
Podszedł do niej i ją powąchał. Grymas przebiegł jego twarz.
„Śmierdzisz”
Bardziej była to świadomość jego słów, niż jakikolwiek dźwięk. Czuła się wilkiem. Czuła, że weszła na nie swój teren i zdała się na łaskę lokalnego Alfy.

Trącił ją nosem. Jakby chcąc wymusić, żeby odsłoniła przed nim szyję.

Żenia powoli i ostrożnie odwróciła się, odsłaniając miękki brzuch, mimo, że czarny ogon samowolnie próbował desperacko osłonić wrażliwą część choć trochę.
Pisnęła cicho, przytakując i jednocześnie pokazując Alfie, że wywołał odpowiednie wrażenie.
Wilk cofnął się z satysfakcją. Odwrócił się od niej, a do umysłu leżącej bezbronnej wilczycy dobiegały kolejne słowa.
„Miałaś przybyć do mego domu wieczorem, a myszkujesz w nim w południe.”
Wilk w pewnym momencie zatrzymał się i odwrócił do Żenii.
„Sama śmierdzisz złem”
Po tym nie słyszała nic, czuła jedynie rozpościerająca się aurę przywódcy stada.
W końcu jednak przemówił ponownie:
„Przyprowadzasz do mego domu Ronina. Zdrajcę. Bezplemiennego. Choć rzekłaś, że będziesz sama. Wyjaśnij.”

Dziwne połączenie umysłów nie wydawało się dziewczynie naturalne.
Trąciła je na próbę, niepewnie.
“Które pierwsze wyjaśnić, Alfo?”
Nie rozumiała dokładnie o co chodzi Wilkowi. Wolała się upewnić… podobno, kto pyta nie błądzi.
Pysk Alfy wskazał na słońce. Jego złoty dysk nie był tak oślepiający jak w rzeczywistości. Wyglądało bardziej jak talerz ze starej zastawy niż życiodajna gwiazda.
„Czas przybycia”
Przeszło przez Żenię, gdy jej rozmówca wydał z siebie krótkie szczeknięcie.
“Chciałam przekonać się czy krewniak faktycznie umówił spotkanie czy będę jedynie biegać po okolicy. Chciałam sprawdzić i wrócić wieczorem. Dzięki Ci za przyjęcie teraz.”
Żenia podrapała nos łapą jakby ścierając z niego pasma trawy. Białka oczu błysnęły gdy spoglądała szybko w stronę Basiora.
Alfa zawył. A jego wycie splotło się w słowa Ronin i Zdrajca. A brzmiało to tak naturalnie, iż uznała, że w języku którym się posługują jest równoznaczne.
“Potrzebujemy każdego zdolnego walczyć ze złem. Sprawdzam go, Alfo. Gdyby stanowił zagrożenie, zabiłabym go sama.”
Pysk młodej wadery znowu wylądował płasko na jej łapach.
„Pycha cię zabije podopieczna Szpona Cienia”
Słowa te były w postawie wilka. On był ich pewien tak bardzo, że Żenia niemal czuła, że ma rację. Jeszcze to pociąganie nosem, przy którym wstydziła się jak dziecko, które zawiodło opiekuna.
„Tacy jak Czarny nie powinni być przywódcami. Nie powinni wybierać na podopiecznych takich jak ty”
Wielkie ślepia mierzyły ją. Czuła gniew jaki w niej narastał pod wpływem tego spojrzenia.
A potem wspomniała podziemia Pentexu i przebłyski rzezi jakiej dokonała pod wpływem ślepej wściekłości.
Wspomnienia, straszne wspomnienia, ją otrzeźwiły na tyle, by nałożyć czapę na gniew.

Robił to specjalnie?
Testuje ją?
Próbuje sprowokować ją do złamania litanii i ataku na niego w caernie?

Wiele rzeczy mogło ją zabić.
Wielu przeciwników mogło to zrobić.
Ale z jakiegoś powodu tu była.
Nie wierzyła w teorię Czarnego.
Ale wiedziała, że potrzebuje Panów Cienia.

Usiadła na zadzie i przekrzywiła łeb nadstawiając uszu.

“Zdaję się na twą mądrość i doświadczenie, Alfo, w mej kwestii ’ - zgodziła się powoli. Być może miał rację. Przez chwilę kminiła, czy Smok nie miał na drugie imię Pycha. - “Jednak teraz chodzi o walkę ze złem i o zjednoczenie plemienia do tej walki. O ruszenie z bezpiecznego stanu zawieszenia i udzielenie poparcia dla Szpona Cienia. Tego samego, który udzielał swego poparcia plemieniu. Bo właśnie to robi Czarny. Walczy. Po to postawił święte miejsce, pierwsze od ponad stu lat. To dlatego ledwie kilka dni temu jego ludzie zniszczyli placówkę Żmija zabijając tamtejszego przywódcę. Czy zgodzisz się, Alfo, z tym, że Szpon Ciemności wypełnia swój święty obowiązek?”

Czarny łeb lupusa przytaknął. Po czym w jego spojrzeniu było coś takiego… coś co przeglądało ją na wskroś. Ale nie było w nim wrogości.
“Znam takich jak ty, czy Szpon. Balansujecie na krawędzi. W mojej ocenie zbyt blisko złej strony krawędzi. Stąd ten nieustający smród Żmija” Ostatnie słowo zlało się w jedno ze słowem “Zło”. Znów zdawać się mogło, że język wilków miał za mało słów, ale pewne znaczenia były dla Żenii oczywiste. Czy podobnie byłoby gdyby została w swej ludzkiej formie?

“Wiem, że Szpon Ciemności jest w niebezpieczeństwie. Duchy nam o tym powiedziały. Tak jak o waszym świętym miejscu. Tak jak o twoich problemach ze Smokiem i z pamięcią. Jesteś o krok od wypaczenia. Tylko czekać, aż ślad płomienia Ognistej Wrony zastąpią zielone wyziewy Smoka. Powinnaś zginąć zaraz po spotkaniu z Misradem, ale powiedziałaś, że jesteś “podopieczną” waszego Szamana. Zrozumiałem. Bo Niosący Światło są nieliczni. A Szpon jest w tej chwili najsilniejszym z nich.”

Wilk zamknął oczy na moment jakby analizując pewne kwestie. W końcu podszedł bliżej do Żenii. W zasadzie z tej odległości mógłby ją polizać po pysku bez poruszania głową.

“Ja go znam. Wierzę w to, że jesteście w stanie oprzeć się wypaczeniu. Ale jeżeli trafisz na egzekutora, to on nie będzie pytać o twoje powiązania. Miej to na uwadze.”

Odwrócił się i machając ogonem ruszył przed siebie, zwiększając odległość między nimi.

“Jam jest Ryk Gromu. Ten, który przyszedł na świat w burzy. Głos duchów i najwyższy Galliard watahy Raroga.”

Usiadł na zadzie i zamachał ogonem.
“Teraz możemy przejść do konkretów. Jakiej pomocy oczekujesz dla swojej watahy?”

Żenię przeszył dreszcz, gdy dotarło do niej jak bardzo była sprawdzana przez alfę. Na jak wielu krokach mogła wszystko zaprzepaścić. I chyba właśnie fakt, że dotarła tak daleko przytłaczał ją jeszcze bardziej.

- Wierzę, że Czarny potrafi znaleźć wyjście z … - chciała powiedzieć ciemnej dupy ale uznała, że nie jest szczególnie dobre określenie przed Galiardem - opałów. A w między czasie Sędzia watahy i ja z pomocą Srebrnych Kłów obronimy caern. Ale Harad Alfa Kłów szuka wsparcia dla siebie poza granicami kraju. Z pomocą plemienia pozycja Czarnego pozostanie niezachwiana.

Wadera przestąpiła z łapy na łapę:
- Alfo - podeszła kilka kroków w stronę Ryku Gromu - mogę mówić otwarcie?
Ciemne oczy wilczycy wpiły się gdzieś w okolice nosa czy miejsca przed oczami basiora. Nie była głupia by wyzywać Alfę spojrzeniem ale chciała by wyczuł jej determinację.

Skłonił się jedynie przyzwalająco.

- wataha Kojota jest przekonana, że jestem zagubionym szczenięciem. Szpon Ciemności jest przekonany, że jestem kami. Ja nie wiem, co jest prawdą i ledwo od miesiąca uczę się ścieżek garou. Pewna jestem jednego. Muszę odwiedzić innych przywódców jak Ty. Innych niż garou - głos, myśli Żenii były mocniejsze, niemal napierały na rozmówcę bez udziału woli dziewczyny - Gdy zło rozprzestrzenia się wokół, nacje muszą się zjednoczyć. Tylko w tym drzemie ich siła. Pentex wykorzystuje każdą okazję by rozdzielić dzieci Gai. Buduje siłę na marazmie ludzi. Podsyca poczucie beznadziei i obojętności. Czarny pokazał, zapewne nie jako pierwszy, że zjednoczeni dokonamy nawet otwarcia caernu, czegoś czego nie dane było dokonać od ponad wieku. A walka się zbliża, wiem to ja i wiesz to Ty. Pentex uderzy gdy tylko się przegrupuje. Gdy zniszczy Polskę, Słowację, przyjdzie i tu. Zniszczy to święte miejsce bez mrugnięcia okiem.

Żenia podrobiła kolejne dwa kroki.
- Dlatego potrzebujemy Was. Każdego z watahy Raroga, każdego krewniaka. dlatego potrzebujemy poparcia dla Czarnego. Jednego głosu, mówiącego jedno.

Wadera pochyliła głowę:
- Czy zgodzisz się wesprzeć sprawę, Ryku Gromu? Czy udzielisz poparcia dla Szpona Ciemności?

Wilk przechylił łeb patrząc na nią z uwagą.
Nie szczekał, nie skamlał. Nie wydał żadnego dźwięku, ale jego przekaz Żenia słyszała wewnątrz swojej głowy.
“Wesprzeć sprawę? Udzielić poparcia? Nie lubię rozmawiać z wami ludźmi.”
Znaczenia ostatniego słowa nie była pewna. Sama nie była człowiekiem, lecz Garou… Kami… czy kto wie czym jeszcze?

- Czy staniesz za moim Alfą, najsilniejszym teurgiem Panów Cienia od czasów Konietzki? - w słowach Żenii brzmiało coś na kształt dumy i uczucia, do którego Żeńka nigdy w życiu nie przyznałaby się świadomie. Czegoś na kształt miłości, córki do ojca lub czegoś podobnego. Słowa same spłynęły z ust, gdy wadera przypomniała sobie mamrotanie Michała - I poprowadzisz swoją watahę, swoich do walki ze złem ramię w ramię na jego znak? Czy pomożesz przekonać innych do zjednoczenia?

Żenia szczeknęła cicho i zaskomliła, przekrzywiając łeb w drugą stronę.

I ona na swój sposób testowała Galiarda.
Czy okaże się być jak jej ojciec? Czy jak Czarny? Czy może jak Harad?

“Gdy nadejdzie czas.”
Zadarł nos i odwrócił pysk w bok.
“Fakt, że określasz go mianem najsilniejszego przypomina o twej pysze. Masz me poparcie, jeśli udasz się do Raji i do Carlosa. Przed Pazurem w Mroku cię nie ochronię ani ja, ani Czarny.”

Nie umknęło jej, że Galliard użył potocznego imienia Szpona Cieni.

“Gdy czas nadejdzie wataha Raroga będzie gotowa. Gotowa jak nigdy dotąd”

Znów spojrzał na nią i przechylił łeb. Jego oczy zawisły na niej w niewypowiedzianym: “Coś jeszcze?”

Wrona szczeknęła wesoło i dopadła Alfę. Przednie łapy oparły się lekko o bok Ryku, a wadera Zaczęła oblizywać jego pysk w wyrazie radości i uległości. Jak szczeniak, którym wciąż gdzieś w głębi była.

Przysiadła na zadzie nagle w jakimś olśnieniu.

- Alfo, a… a słyszałeś może o moim ojcu? Bondar na nazwisko. Na Ukrainie mieszkał z trójką dzieci i żoną. Tyle pamiętam.

“Nie ma go już z nami. Duchy to obwieściły kilka miesięcy temu. I nie nazywał się Bondar.”

Wilk był nieporuszony napadem radości wadery.

“Jeśliś Kami, jako rzecze Szpon Cieni, toś powołana do większych celów, niż szukanie zagubionych wspomnień. Przestań żyć przeszłością. Widać tak musiało być.”

W jej myślach zakotłowało się od tego co przekazał jej Ryk Gromu.

- Staram się, Alfo. - warknęła cichutko - a co jeśli to przeszłość szuka mnie?
Tym razem pytała go jak kogoś bardziej doświadczonego.

“Jeżeli jesteś Kami, to nie jest to już twoja przeszłość. Ta, którą byłaś przed posiądzięciem ducha wilka już nie wróci. Nic już nie będzie takie jak było. Dopóki nie spełnisz celu jaki dała ci Gaia. Żmij czuje twoją siłę. Będzie chcieć cię wypaczyć.

- Dlatego raz jeszcze dziękuję za obiecaną pomoc, Ryku Gromu.

Wstała i odsunęła się lekko, koniec jej ogona wciąż merdał lekko.

- A czy w takim razie zgodziłbyś się pomówić z Pazurem? Przekonać go do dołączenia? I czy znasz innych zmiennokształtnych, do których mogłabym się udać?

Wilczyca szczeknęła prosząco.
Uznała to za kolejny test Ryku Gromu.
Mówił, że ma zostawić przeszłość. Gdyby gnana ciekawością dopytywała o ojca, znowu potraktowałby to jako przejaw pychy czy czego tam. Zmieniła zatem temat.

“Nie. Nie pomówię z nim. I tobie też nie radzę. Dla niego świat nie ma wielu zapachów. Jest dobro i Żmij. Tego drugiego trzeba tępić.”

Po chwili zastanowienia Żenia doszła do wniosku, że Ryk chciał przekazać, że dla Pazura Świat jest czarno biały. Cóż, świadomość wilka różniła się od ludzkiej na tak wielu poziomach. Powinna to uwzględnić podróżując do innych watah.

“Poręczę za ciebie przed kimś z innych zmiennokształtnych. Być może spotkają się z tobą. U was. Wszyscy wiedzą czym są Kami. Z pewnością będą chcieli cię zobaczyć.”

Ryk Gromu wszedł na wystający korzeń jednego z wielkich drzew. Zrobił to z niezwykłą gracją, po czym znów spojrzał na Żenię. Alfa uporczywie zwiększał dystans między nim a wilczycą. Zapewne nie chciał nabrać zapaszku samozwańczej wysłanniczki Czarnego. Żenia nie miała mu tego za złe…

“Jeśli to wszystko, to ja mam do ciebie pytanie”

Wrona pokiwała głową i machnęła łapą w powietrzu, niczym źrebak kopiący ziemię i usiadła wyprostowana.

Pokiwał łbem akceptując jej postawę.
“Zdrajca. Odmówił walki ze Żmijem. Dlaczego teraz miałby postąpić inaczej?”
Zamrugał wpatrując się w wilczycę.

‘Odmówił zabicia brata, który przeszedł na stronę Żmija. Nie odmówił walki ze złem w ogóle. Mój brat też jest ze Żmijem. Czy to umniejsza moją wartość w oczach innych? Tak. Czy umniejsza moją wartość w oczach Gai i duchów? Raczej nie. Czy sprawia, że nie chcę wykonać swojego obowiązku? Nie. Brunatny Kieł nie jest spaczony. Pokutuje za błędy wiele lat. Teraz ma szansę odzyskać honor i przysłużyć się garou i Gai. Brata nie zabije, ale to nie znaczy, że sam jest zły.”

Wadera oblizała nos wietrząc zapachy wokół. Czuła gdzieś zza siebie wyraźny zapach Ronina. Niedźwiedź, choć był duchem również pachniał charakterystycznie. Być może dlatego, że przyjął cielesną formę? W okolicy było też kilka wilków. Sześć, albo siedem. Ale były daleko. W zasięgu skowytu, a może dalej. Tylna straż, na wypadek, gdyby Żenia chciała zrobić coś głupiego.

‘To wszystko jest ze sobą połączone” - dorzuciła z przeciągłym skomleniem.

Alfa skinął głową bez żadnego komentarza. Jakby takiej odpowiedzi się spodziewał.
“Żegnaj więc, Kami, Córko Ognistej Wrony, podopieczna Szpona Cieni”
Odwrócił się i ruszył powoli w głąb lasu.

Żenia rozejrzała się i odwróciła by ruszyć z powrotem.

W ostatniej chwili jednak zastopowała kroku.
- Alfo! Czy można jakoś pomóc Czarnemu? Wydostać się z piekła? - podreptała za Rykiem Gromu nadstawiając uszy.

Odchodzący wilk zatrzymał się. Przez chwilę zamarł.
“Nie wiem”
Dotarło po chwili do jej umysłu.
“Czas pokaże ile jest wart”

- Do zobaczenia! - posmutniały szczek i zawodzenie były pożegnaniem Żenii dla Ryku Gromu.
Wadera ruszyła biegiem ku Brunatnemu Kłu. Dopadłszy go, wbiła się w niego niczym czarna kulka radości.

Wielki Crino ledwie zdążył się przygotować na “atak” Żenii. W zasadzie wilkołaczka mogłaby przysiąc, że Niedźwiedź i Ronin nie poruszyli się pod jej nieobecność. Teraz wielka bestia mierzyła małą czarną wilczycę z niedowierzaniem.
- Iść? - spytał warknięciem Bury Kieł.

Wrona z radosnym szczekaniem obskoczyła bestię, nosem popychając go w stronę z której przyszli.
Niedźwiedzia pożegnała pełnym szacunku, skinieniem głowy.
Z ogonem wesoło zadartym do góry truchtała koło starszego wilkołaka.
Wywalony na zewnątrz jęzor podkreślał niemal uśmiechnięty wyraz jej pyska.
Szła za węchem by wrócić do miejsca, w którym po drugiej stronie zasłony czekała na nich wynajęta Skoda.

Udało jej się doprowadzić ich bez błędu. Na miejscu przeszli do rzeczywistości, gdzie Wojtek znów wrócił do ludzkich kształtów. Był o wiele bardziej przystępny bez wystającego burego kła. Z klasą przedwojennego dżentelmena założył na siebie spodnie, koszulę i buty.
- Teraz możesz mi opowiedzieć jak poszło - w końcu powiedział podwijając rękawy.

I Żeńka opowiedziała, wciągając gatki na zadek…

***


- … więc raczej do Pazura nie ma co się pchać. Aaaaaale mogę pogadać z krewniakiem. - rozkmniała na głos dziewczyna przygnębionym tonem, gdy skończyła sprawozdanie. Myślała o ojcu. Zmarł. Czy to była kropla, która przelała kielich? Jakoś odruchowo potrząsnęła głową.

- Aha. Czyli tak poszło. A jakie dalsze plany? Jedziemy do Pazura? - przedrzeźniał ją z zadziornym uśmiechem. Po czym wsiadł za kierownicę przy wtórze fochnięcia się Wrony.

- Dobrze poszło. - dziewczyna pokazała Kłu jęzor - a co to był ten świecący znaczek na czole? Zawsze go masz?

Łypała na mężczyznę spod brwi stukając smsa do Zośki:

„Potrzebuje namiary na kontakt Raji i namiary na Carlosa. Hiszpania?”

- Zadzwonię do tego Stevana. I będziemy wiedzieli. Na razie i tak musimy wyjechać z tego kraju.
Żenia podciągnęła kolana pod brodę i wcisnęła skulona w fotel.

Westchnął, a Żeńka poklepała szerokie ramię domyślając się odpowiedzi, która o dziwo
padła:
- Tak, to piętno Ronina. Żeby duchy wiedziały, że nie można mi ufać. Niektóre wilkołaki też potrafią je wyciągnąć na widok. Taki mój wilczy urok. Jedziemy do hotelu po rzeczy.

Telefon pozostawał bez odpowiedzi blisko pół godziny. W końcu przyszła wiadomość od Zosi.

“Raja kontakt <załączona wizytówka Timea Borysov>”

I po kolejnej minucie:

“Carlos jest cieniem. Potrzebuję czasu, żeby go namierzyć”

„Dzięki o najwspanialsza ze wspaniałych!

Stevanowi zaś Żenia przekazała wiadomość dla Pazura, że jest gotowa się spotkać ale woli wyłożyć karty na ławę. Jest podopieczną Czarnego a to wiąże się ze wszystkimi tego konsekwencjami. Wedle słów szamana jest również Kami. Biorąc pod uwagę te kwestie Chętnie omówi sprawę z Pazurem w Poznańskim caernie tak by nie stawiać nikogo pod ścianą a sprawy na ostrzu noża.

W gpsa wrzuciła adres podany przez Timeę.


***


Mieli bardzo dobry czas. W zasadzie pół dnia do przodu. Choć i tak jechali tak długo jak mogli. Zatrzymali się w niewielkim hotelu, gdzie nieco czasu poświęcili na złapanie sygnału internetu i telefonicznego.

Zadzwonił Bartek.
Podobno wpadł na jakieś info o krewniakach Zaara w środowisku prepersów. Niestety przepytywanie krewniaków Zaara było dużo trudniejsze. Zaar utrzymywał z nimi kontakt mailowy, telefoniczny i ogólnie on-line. Oni tymczasem jeździli po kraju pokonując setki kilometrów.

Pierwsza reakcja dziewczyny było kosmiczne zdziwienie.
Kim u licha byli prepersi?
Słuchając informacji od Bartka grzebała w googlu.

 

Ostatnio edytowane przez corax : 21-09-2018 o 10:47.
corax jest offline