Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2018, 00:11   #296
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Eberhard był łagodny na ogół dla ludzi. Interwencja chłopstwa w działania Inkwizycji jednak go rozsierdziła. Gdy się zbliżali zawołał do siebie Bożydara. Sam stanął obok Bogumysła i wyszeptał tak by obaj słyszeli.
- Nie chce skrzywdzić tych głupców, ktoś ich podjudził. Bądźcie groźni mają się bać. Powiedzcie im, że zakłócają śledztwo świętego kościoła. Mają się rozejść albo zostaną ukarani.
Bogumysł miał już w głowie pomysł. Gdy otworzył usta brzmiał niczym grom.
- W imię Boga Wszechmogącego pytam, kim jesteś, ty, który takimi słowy zwracasz się do sług bożych? Ty, który w swoim zadufaniu i pysze stawiasz swój osąd przed osądem Kościoła mimo iż dotyczy spraw, o których nie masz bladego pojęcia? Zapytam po raz trzeci, kim jesteś, jeśli nie robakiem trawiącym umysły ludzi, którzy ci zaufali i przyszli tu za tobą?
Inkwizytor był jednak spokojny i mimo iż jego przemowa otoczyła zebranych niby poranna mgła nie uniósł choćby brwi. Podszedł jednak na wyciągnięcie ręki do Bolemira.
Mężczyzna stał hardo i wyzywajaco patrzył w twarz Czerwonego Brata. Jednak tłumek za nim już nie. Do Eberharda i Bogumysła dochodziły już pierwsze szepty niepokoju.

- W imieniu papieża, namiestnika Boga na ziemi dokonaliśmy osądu. Na waszą wyraźną prośbę i skargę - ogłosił Bogumysł wszem i wobec, zwracając się ku mieszkańcom wsi.
- Pochwyciliśmy winną i zabieramy ją ku jej sprawiedliwości. Dopilnujemy, by jej los dokonał się w pojednaniu z Bogiem. Wam, dzięki zajęciu dóbr tej kobiety planowałem w nagrodę za czujność, wyprawić odpust. Teraz widzę jednak, że być może dla niektórych jest już za późno - zakończył myśl inkwizytor, nie pozwalając sobie jednak przerwać. Uniósł dłoń ponad głowę Bolemira na co zgromadzeni odpowiedzieli niejednoznacznym szmerem.
Jakaś kobieta w grupie chłopstwa padła na kolana i krzyknęła.
- Wybaw nas Panie ode złego!

- Widocznie nie jest to koniec działań Inkwizycji w Broku, moi bracia i siostry -zwrócił się Bogumysł do pozostałych inkwizytorów.
- W tych ludzi wdała się słabość, którą tylko grzesznicy mogli wpuścić do swych serc by rozlała się na ich sąsiadów. Zalała ich usta, by kłamali. Zalała ich uszy, by nie odróżniali co prawda a co blef. Zalała ich członki, by ośmielić ich do ataku na osoby stanu duchownego!
Końcówkę Bogumysł dokończył z wściekłością. Postąpił krok, wyrwał z pochwy Czarnowskiemu jego surowo zdobiony, zachodni kord.

- Zgodnie z prawem tego kraju za podniesienie ręki na kapłana należy się śmierć. Rzućcie broń i módlcie się o przebaczenie. W innym razie wszyscy pod zarzutem herezji zostaniecie powiedzieni do Płocka razem z tą kobietą!
W ślad za kobietą kolejni klękali i zaczynali wznosić modlitwy ku niebiosom. Najdłużej opierał się Bolemir i jego brat, ale i oni po krótkiej wymianie spojrzeń przyklękneli. Pałki i widły znalazły się na wilgotnym podłożu.

Broń Czarnowskiego wróciła do pochwy a Bogumysł wolny od narzędzi wojny zaintonował modlitwę. Która trwała, aż pot nie zrosił czoła najwytrwalszego ze zgromadzonych. Dopiero wtedy inkwizytor uznał, że pora na odpuszczenie wymienionych w groźbie nieprzyjemności zgromadzonemu tłumowi. Dalej jednak rozważał wymierzenie kary Bolemirowi.

- Bracie bóg wskazał mi drogę. - Eberhard otworzył oczy jakby zanurzył się wcześniej w cichej modlitwie - Tych ludzi prowadził tu ból i obłęd. W kościele doszło do masakry. Musimy udać się tam niezwłocznie. Zostaw mocną grupę do pilnowania dobytku, zapasów i Olchy. Dostatecznie mocną by nic się nie stało pod naszą nieobecność. Inkwizytorzy idą z nami, reszta według twojego uznania. - Eberhard dał Bogumysłowi chwilę na wydanie rozkazów i ruszył niezwłocznie do kościoła. Po drodze ostrzegając wszystkich, że widok będzie paskudny. Drugi z braci poprosił krzyżaka Klausa o przypilnowanie spraw a sam zabrał ze sobą tylko pamiątkę z Pomorza Przedniego - zdobioną laskę zakończoną tokami z obu stron.
- Nie spuszczę morderczyni z oczu, bracie. Kto raz złamie przykazanie samego Boga gotów uczynić to ponownie. Panowie, spętajcię ją by mogła iść, ale nie uciekać i nic chwycić w dłonie. Pójdzie z nami. Ty grzeszniku też - zwrócił się bez emocji do Bolemira. Po ujęciu w dłonie powrozu, na którego drugim końcu poruszała się związana trucicielka, był gotów.

Żołnierze z zapałem ruszyli do wiązania Bolemira i Olchy. Ta druga splunęła, spojrzała na Klarę i Eberharda.
- Zaiste miłosierdzie i odpuszczenie grzechów! Idźcie do diabła! Zasłaniacie się Panem, po to! Żeby móc czynić swe podłości. Tak, zwiąż mnie - wyciągnęła przed siebie złożone nadgarstki - zwiąż a potem przeprowadź proces. Udowodnij jak to siedząc z wami cały wieczór i cerując waszego żołdaka jednocześnie zamordowałam ludzi w kościele! Pan jest z Was dumny Mistrzu! - tym razem wzrok Olchy spoczął na Eberhardzie.

Eberhard nie zareagował. Lekcja pokory dla zielarki była niezbędne. Stanowczo zbyt często unosiła się dumą w pogardzie mając innych. Lepszy natomiast był sznur na rękach niż widły w brzuchu. Ocalili ją przed samosądem. Więzy natomiast były środkiem bezpieczeństwa i uspokojenia nastrojów.

- Milcz, dziwko - syknął dosadnie inkwizytor przerywając tyradę Olchy.
- Nikt nie postawił ci jeszcze takiego zarzutu. Śmiesz w swej bezradności rzucać obelgi miast zachować choć odrobinę godności? Jeszcze jedno słowo i dodatkowo zostaniesz zakneblowana, bo tylko to uchroni nas przed dalszym publicznym poniżaniem się kobiety, która nie chce pogodzić się z własną hańbą i grzechem. Żeby zasłużyć na miłosierdzie i odpuszczenie grzechów najpierw trzeba ich żałować - pogroził Olsze Bogumysł wytykając ją końcem laski.

Zielarka opuściła głowę. Bolemir zaś próbował się opierać, lecz podszedł do niego Witold. Położył mu dłoń na ramieniu i wyszeptał coś do ucha. Emocje odpłynęły z twarzy jego kuzyna. Również z pokorą pochylił głowę i czekał na dalsze rozkazy.

Tymczasem Klara nie wierzyła. Nie wierzyła w słowach, które usłyszała. Nie wierzyła w gniew, który mieszkał w Czerwonym Bracie. Nie wierzyła w to co mówili wieśniacy. Nie wierzyła w to, że trzęsie się ze strachu. Miała nadzieję, że to jedna z wizji, jak ta, która pokazała jej targ w starożytnym Rzymie. Miała nadzieję, że żadne z bluźnierczych, wstrętnych, ohydnych i zuchwałych słów nie padło z ust Bogumysła. Miała nadzieję, że milczenie Eberharda jest złudzeniem. Miała nadzieję, że zwyczajnie nie dosłyszała sprzeciwu Mistrza… Coś w niej pękło. Wewnętrzny spokój został zmącony, a brak bliskości Witolda, który zajmował się swoim kuzynem sprawiała, że siostra czuła się zagrożona. Nawet w nocy, kiedy odwiedził ją nieznajomy nie czuła się tak źle. Nie była w stanie wyrzec słowa, suche gardło nie chciało przepuścić żadnego dźwięku. Dzięki Bogu, że ślepa zakonnica nie widziała wzroku Olchy, bo jeszcze gotowa była załamać się zupełnie. Wyczuwając woń jaśminu coraz bardziej intensywnie wiedziała, że Witold idzie ku niej, by poprowadzić ją do kościoła, ale Klara czuła, że nogi odmówią jej posłuszeństwa. To już nawet nie chodziło o ból otwartych ran, ona po prostu była sparaliżowana strachem. Wystarczyło jednak, że złapała znajome przedramię, poczuła materiał ubrania Witolda pod palcami i blada jak twarz postawiła krok jeden, a za nim kolejne. Powoli, na ile pozwalały jej obandażowane nogi, ruszyła w kierunku kościoła za resztą.
- Czas przyjrzeć się kościołowi i temu co tam zastaniemy. - powiedział Eberhard kierując swoje kroki w stronę tego świętego przybytku.
- Mogę wierzyć, że tak jak i ja pragniesz jedynie zwalczyć zło, a nie je czynić? Pójdziesz ze mną społem? - Zapytał Bogumysł oddając swobodę uspokojonemu Bolemirowi nim podążył w ślad za Eberhartem.
Młodszy Zamoyski pokiwał głową.
 
Icarius jest offline