Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2018, 07:35   #298
Avitto
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Gdy weszli do wnętrza kościoła Klarze zebrało się na wymioty. Czuła metaliczny zapach krwi mieszany z fekaliami. Umarłym puszczały zwieracze, a zawartość ich jelit zalała drewnianą podłogę małego kościoła. Tego było zbyt dużo jak dla dziewczyny i jej wyczulonego nosa. Zwymiotowała w progu świątyni, na co natychmiast zareagował Witold. Odciągnął ją nieco i podał chusteczkę do otarcia ust. Choć to duszący zapach jaśminu jaki przywiódł wraz z sobą zdawał się w największym stopniu pomagać.

Hugin zręcznie przeszedł między rzędami ławek szukając innych śladów, tych niewidocznych na pierwszy rzut oka. Zaś dwaj czerwoni bracia mogli przyjrzeć się miejscu kaźni. Na ołtarzu pół leżał, a pół zwisał Sisto. Miał poderżnięte gardło. Ołtarz zalewałą jego krew. Po jego prawej zwisała bezwładnie dłoń, a pod nią leżał szeroki nóż bliźniaczo podobny do takich, jakimi niespełna godzinę temu oprawiali owce. Pozostałe ciała należały do czterech mężczyzn i dwóch kobiet. Wszystkie nosiły liczne rany. Trzech mężczyzn miało wyłupane oczy. Same oczy zaś leżały między ławkami. U jednego z nich nadal znajdowały się w dłoniach. Wszyscy mieli ślady po biczowaniu na plecach. Hugin znalazł dwie wiązki biczów z drobnymi kawałkami metalu i haczykami wplątanymi między nie. Miały dodatkowo ranić pokutników. Wokół leżały też sztywne konopne sznury. Każde z tych ciał było poddane mniejszym, bądź większym torturom. I nie stało się to nagle. Ten proces musiał trwać. Najbardziej przerażające było to, że miał miejsce w kościele, w czasie gdy inkwizytorzy i oddział ich przybocznych szykowali się do walki ze złem.

Z progu na wszystko patrzyli Olcha i Bolemir.
- I wy myśleliście, że jam to uczyniła? Siedem osób? Ja sama?
- Milcz, wiedźmo. Nie chcę słuchać twych podszeptów. Przeklętą bądź! - rzekł Bolemir Zamoyski po czym splunął pod nogi spętanej Olchy.
Eberhard wziął Olchę na bok i przemówił w łacinie szeptem. Tak by słyszeli to tylko oni dwoje.
- Zamilcz wreszcie. Pozwoliłem cię związać dla twojego bezpieczeństwa. Żeby jakiś wściekły wieśniak nie dźgnął cię nożem. Żeby zrozpaczony myśliwy co stracił żonę nie strzelił ci między oczy. Myślą, że Inkwizycja się tobą zajmie. Zajmie choć nie w taki sposób jaki oczekują. Kłap jednak ozorem dalej a moja cierpliwość się wyczerpie. Gadaj czy licho z lasu jest ci znane i mogło to zrobić?
Olcha uciekła wzrokiem uważnie lustrując podłogę.
- Nie Mistrzu. Nie słyszałam o żadnym lichu z lasu. Najpewniej nie ma czegoś takiego - jej głos był cichy i pełen pokory. Fakt, że mówiła kiepsko po łacinie jeszcze dodawał pokory tej scenie.
- Być może zatem owo licho wcale nie siedziało w lesie. Siedź cicho a pomogę ci zachować życie przed tłumem wieśniaków. Żądnych jak zdążyłaś pewnie zauważyć kozła ofiarnego. Kogoś na kim wyładują swoją złość, ból i cierpienie.
Skinął na jednego z żołnierzy i powiedział.
- Pilnuj ale i strzeż przed tłumem - upewnił się, że strażnik zrozumiał, wszedł do kościoła. Tam podszedł do Klary.
- Niech siostra zaczerpnie świeżego powietrza. Jeśli starczy siostrze sił, przydałaby się nam wskazówki z nieba - nawiązał do wizji jakie Klara miewała i o jakie miał nadzieje może prosić w potrzebie.
Klara dokładnie wiedziała gdzie stoi Eberhard nietylko dlatego, że mówił do niej i słyszała jego głos, ale również ze względu na jego ostry, nieprzyjemny zapach. Dlatego kiedy wyrzekł swoją prośbę dziewczyna spojrzała prosto na niego oczami, w których mimo ich ślepoty kryło się wiele. Było to o tyle bardziej niepokojące, że wydawało się iż patrzy na wskroś duchownego. Jej wzrok wyrażał mieszaninę zdenerwowania, zażenowania, poirytowania i zupełnie nieukrywanej pogardy.
- Być może niektórzy słudzy Pana - choć głos miała jak zwykle spokojny dało się wyczuć w nim chłód - szastają darami od niego i używają ich lekką ręką ku własnej uciesze i zadowoleniu. Bądź jednak poinformwany Mistrzu, że moje wizje są darem i nie śmiałabym nawet prosić Stwórcy by mnie, swojej pokornej służce, pokazywał to co chce ujrzeć by pomóc w sprawach doczesnych.
Klara wyraźnie powiedziała co sądzi o wykorzystywaniu darów pańskich dla własnych korzyści. Po tej przemowie zasłoniła dłonie wcześniej wyciągniętą chusteczką by oddzielić swój wrażliwy nos od zapachów unoszących się wokół. Potem odwróciła się w kierunku Witolda, prosząc go by opisał jej to co widzi. Ze szczegółami.

Eberhard miał Klarę za użyteczną służkę pana ale krnąbrną i nieskorą do wykonywania poleceń. Nie inaczej było i tym razem.
- Poradzę sobie sam w takim razie. Jak zawsze - nie czekając na jej odpowiedź ruszył na oględziny. Dokładnie obszedł miejsce zbrodni. Obejrzał ułożenie ciał, ich rany i narzędzia jakie nimi zadano. Czasami przymykał oczy i pogrążał się w zadumie by za chwilę znów bacznie się rozglądać. Najdłużej stał przy Sisto i jego nożu. Skinął do Bogumysła przywołując swego brata do siebie.
- Znasz się bracie na uważnym sprawdzaniu takich miejsc? Zdaje mi się, że to robota Sisto. Więcej opinii jest jednak mile widzianych - powiedział Eberhard do swojego towarzysza.
- Poproś tu proszę bracie pana Gratkowskiego - było jedyną odpowiedzią Bogumysła. Potem długą chwilę milczał. Dużo czasu spędził na szczegółowych oględzinach wyłupionych oczu, wyrwanego języka i śladów po otarciach. Każdemu zabitemu zajrzał między nogi bez cienia zażenowania.
Eberhard skinął głową bratu bez słowa. Z drzwi kościoła wykrzyczał godność żołnierza by nie tracić czasu. Niby było go wiele, jednak nigdy nic nie wiadomo.
- Gratkowski do mnie - rozległo się na zewnątrz polecenie.

- Kiedy wybiły ostatnie dzwony? Czy kapłan lub ci ludzie byli od tego czasu widziani we wsi? - Zapytał w końcu Bogumysł Bolemira. W głębi duszy wiedział, że Eberhart ma rację i dlatego wolał sprawę póki co przemilczeć niż z marszu podkopać autorytet Kościoła wśród wiernych. Choć do czasu, aż znajdzie argument, którego mógłby się uczepić.
Dlatego też, gdy Zamoyski się wyrażał Bogumysł uparcie poszukiwał listu od samobójcy.
Bolemir miał problem z spokojnym mówieniem w kościele wśród zmasakrowanych zwłok. Mówił krótkimi, urywanymi zdaniami. Jednak przyznał, że po porannych dzwonach nie było widać nikogo z rodziny Bronkowskich i Teżyńskich w wiosce. Dzwony zaś rozbrzmiewały kilka modlitw jeno, nie dłużej niż przy zaproszeniu do mszy. Okazało się, że wszyscy zabici pochodzili z jednego domu, w którym dwie rodziny skoligaciły się przez małżeństwo. Sytuacja zgoła podobna jak u Zamoyskich. Powiedział też, że dobre pół roku Bronkowscy byli zapatrzeni w Sisto i jego płomienne mowy o porzuceniu doczesności.

Tymczasem Witold opowiadał ze szczegółami to co znajdowało się w kościele siostrze Klarze. Musiał mieć niesamowitą pamięć i niezwykłą wręcz spostrzegawczość, gdyż nie wracał do kościoła, żeby sprawdzić „nowe” szczegóły. Również on podpowiedział Klarze, że Sisto najprawdopodobniej podciął sobie gardło i upadł na ołtarz. Siostry zakonnej nie zaskoczyły zdolności Witolda. Wszak już od pewnego czasu dane im było służyć Panu razem. Eberhard zaś skojarzył to z faktem tropienia wilków poprzedniego wieczoru. Dzięki temu miał już pewien ogląd na to, jak Pan zsyłał swą łaskę na Witolda.
- Za ołtarzem jest wąskie przejście do zakrystii, a stamtąd do domu parafialnego. Może warto tam poszukać? - Mówił nieprzerwanie Witold. - Bo jedyne co możemy ofiarować tym ludziom, to godny pochówek.
- Tym tak. Żywym zaś trzeba dać wyjaśnienia. Chcę się upewnić, że Sisto działał sam. Bez pomocy czy wpływów z zewnątrz.

Eberhard skierował się do zakrystii. Zadbał jednak by Hugin trzymał się blisko jego osoby. Nigdy nie wiadomo co czeka w miejscach bluźnierstwa i mordu.
- Sisto był fanatykiem, a Ci nieszczęśliwcy podążali za nim. Podejrzewam, że większość z nich zadawała sobie rany w imię pokuty, biczowali się. Ale dlaczego Sisto postanowił z tym wszystkim skończyć? - Zwróciła się bardziej do Witolda niż do kogolowiek innego. W przeszłości razem rozwiązywali sprawy, które przed nimi na ich drodze postawił Pan.
- Może jego prywatne pokoje dadzą nam odpowiedź?
- Chodźmy zatem -
Bogumysł przyznał rację zakonnicy.
- Panie Gratkowski, proszę zostać w kościele z tym mężczyzną. Dalej pójdziemy sami - dodał wskazując rycerzowi dłonią Bolemira.
 
Avitto jest offline