Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2018, 11:15   #166
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Kardynał Giuliano Medici mieszkał w dobrze zorganizowanym oraz chronionym klasztorze. Miał tam swoją część wydzieloną, oczywiście bardzo elegancką, gdzie mógł pracować, jednocześnie zaś miał bardzo blisko do kurii, gdzie mógł toczyć odpowiednie narady. Zresztą ogólnie kardynałowie mieli albo swoje własne siedziby doskonale chronione, albo przenosili się właśnie do klasztorów opłacając dodatkową ochronę. Właśnie tak wybrał kardynał Medici. Przyjął on signorę Contarini w towarzystwie młodego, nieznanego jej człowieka w oznakach szambelana papieskiego. Był to mężczyzna mający spory nos, ciemne włosy, wklęsłe oczy, które jednak wyjątkowo bystro spoglądały.


Giuliano wstał na widok Agnese oraz podszedł do niej pozwalając ucałować swój pierścień oraz oddał jej pocałunek w piękne czoło. Wampirzyca ucałowała pierścień i przez chwilę przemknęło jej przez głowę, że przed chwilą tymi ustami całowała słodki kwiat Gilli. Powstrzymała uśmiechem, skłaniając się Eminencji z szacunkiem.
- Witaj, moja droga, cieszę się, że udało ci się u mnie pojawić. Właściwie to nawet przybywasz idealnie, chciałbym bowiem przedstawić ci Giovanniego Pietro Carafę, siostrzeńca kardynała Oliviero Carafy – młody człowiek podszedł do Agnese kłaniając się. Był duchownym, ale jak wielu duchownych łączył swoim zachowaniem elementy świeckie oraz religijne. Wampirzyca przypomniała sobie, kto ów. Proponowano jej wszak, by przekazała opactwo San Olivietto Maggiore właśnie temu młodemu człowiekowi. Obiecała wtedy, że przemyśli sprawę.
- Bardzo miło mi poznać. - Agnese uśmiechnęła się do młodego duchownego i spojrzała na kardynała. - Dzięki Waszej Eminencji, dane jest mi poznać wiele zacnych osób.
- Ach, dziękuję, ale wzajemnie oni mają szansę poznać twoją szlachetną osobę
.

Tymczasem młody człowiek elegancko się zbliżył, skłonił całując dłoń Agnese świeckim obyczajem. Jednakże nie wpatrywał się w nią lubieżnie, czy coś podobnego. Ot, nabyty odruch pocałunku dłoni damy. Tymczasem kardynał mówił.
- Widzisz Giulio, to zaś signora Contarini. Szlachetna dama florencka, która przybyła do Rzymu. Jest osobą, którą warto poznać.
- Rozumiem, Wasza Eminencjo. Signora
– powiedział poważnie – cieszę się więc tym bardziej, iż mogłem dostąpić zaszczytu spotkania pani.
- Cóż sprowadza ojca do tego opętanego zamieszkami miasta
? - Zwróciła się do młodego Carafy. - Jeśli wolno mi spytać.
- Och, Jego Eminencja wuj wezwał mnie do siebie. Właśnie ze względu na niepewny okres stwierdził, że chciałby mieć krewnego przy sobie. Jakby nie było, teraz decyduje się oblicze chrześcijaństwa po szaleńczych Borgiach
- widać nie lubił poprzedniej rodziny papieskiej, nawet jeśli ofiarowała mu honorowe szambelaństwo.
- Przy okazji, signora - wtrącił kardynał - muszę cię ostrzec. Książę Romanii wrócił do Rzymu, albo raczej pod Rzym, zgodnie z umową, ale oczywiście mamy go na oku, tak jak on nas. Szpiedzy donieśli, że wystosował jakieś listy do hiszpańskich kardynałów, gdzie pojawia się twoje nazwisko. Zainteresowanie Cesare Borgii nie wróży nic dobrego.
- Ponownie Borgia
- młody człowiek ścisnął pięści.
- Pewnie unieważnił moje listy polecające. - Agnese nie wydała się być szczególnie przejęta. Nie ufała Borgii od samego początku. - Czy mogłaby mi Wasza Eminencja zdradzić kto jest “głową” stronnictwa hiszpańskiego?
- Prawdopodobnie kardynał Bernardino López de Carvajal, jedna trudno orzec. Właściwie trzymają się razem. Wiesz, signora, jak Rzymianie zareagowali na to wszystko, co się działo. Podpalali głównie sklepy kupców hiszpańskich, zaś sami Hiszpanie byli bardzo niepewni sytuacji. Właśnie dlatego hiszpańscy kardynałowie postanowili się trzymać wspólnie. Jednak stanowczo przy okazji odradzam lekceważenie księcia Romanii. Wprawdzie niektórzy powiadają, że to nie jest już tamten rzutki młodzieniec, jak kiedyś, jednak warto być ostrożnym.
- Nigdy nikogo nie lekceważę
. - Agnese uśmiechnęła się do kardynała. - Dlatego jeszcze żyję. Choć przyznam, że ostatni atak na pałac markiza przyniósł spore straty.
- Współczuję. Nie wiem, czy orientujesz się, co mówią w tej sprawie na mieście. Stop, raczej nie tyle na mieście, co wśród osób, które coś mają do powiedzenia więcej, niźli tylko zwyczajne plotki. Wspominają, że właśnie książę Romanii wpływa na tłum, niekiedy przez zaprzyjaźnione rodziny, wybierając swoich wrogów. Chyba obiecał ci coś, czego nie ma ochoty dotrzymać
- stwierdził kardynał.
- Nie lubię jak nie dotrzymuję się danych mi obietnic, choć przestrzegano mnie że właśnie tak będzie. - Agnese spoważniała. - Pozostaje mi mieć nadzieję, że nie dotyka to także Waszej Eminencji.
- Co pani chce przez to powiedzieć
? - zapytał spokojnie kardynał. Cóż, pytanie, czy Agnese chciała go obrazić sugerując, iż Medici sobie pogrywa. Może była to jednak zwykła niezręczność, lub planowała błyskotliwie wyjaśnić, że miała na myśli coś kompletnie innego.
- Czy nie atakowano pańskich dóbr. - Agnese była zaskoczona, Medici musiał nie być dziś w formie. - Pisałam, że zabito sługę, którego wasza eminencja mi użyczył. Obawiałam się, że mogło się wydarzyć coś jeszcze.
- Ach proszę wybaczyć, widocznie coś mi umknęło. Moje dobra zaś tak, były atakowane kilka razy, ale staram się utrzymywać oddział wojska na teranie pałacu. Jednak tak czy siak mieszkam tutaj. Signora Contarini, poprosiłem panią, by pani mnie odwiedziła, ze względu na istotne powody. Signor
- zwrócił się do młodzieńca - czy pozostawisz nas samych?
- Oczywiście Wasza Eminencjo. Dziękuję za spotkanie. Signora
- skłonił się oraz wyszedł. Agnese odkłoniła się.

Kiedy zostali sami, kardynał uśmiechnął się:
- Proszę wybaczyć, signora, kiepski ze mnie gospodarz, proszę siadać. Może dobrego wina?
- Z przyjemnością bym się napiła ale pora już dosyć późna
. - Agnese zajęła wskazane miejsce. - Jaki jest wobec tego powód mojej wizyty?
- Właściwie dwa. Pierwszy, trochę przypadkowy, to kwestia owego opactwa dla Carafy młodszego. Chciałbym wiedzieć, cóż pani zdecydowała. Druga oczywiście dotyczy konklawe. Jak pani wie, wybierzemy odpowiedniego człowieka, jednak później właściwym przywódcą powinien zostać Della Rovere. Obawiamy się jednak, iż planowany jest na niego atak. Jeszcze nie teraz, ale po wyborach. Stąd właśnie pytanie, czy po konklawe kardynał mógłby zamieszkać jakiś czas u pani narzeczonego? Wiadomo, że potrzebna jest jego decyzja, skoro to jego dom. Trochę przypuszczałem, że wspólnie przyjedziecie, ale widać jestem nieco zmęczony tymi wszystkimi dysputami. Dlatego prosta prośba, czy mogłabyś, signora, porozmawiać ze swoim narzeczonym. Oczywiście Della Rovere byłby bardzo wdzięczny, jako zaś przyszły pan Stolicy Piotrowej, potrafiłby się bardzo zrewanżować. Przy czym o taką przysługę zostało poproszone jeszcze paręnaście zaufanych rodzin. Nie wiemy, gdzie Della Rovere się znajdzie. Może w ogóle nie zamieszka tam. Chcielibyśmy jednak wiedzieć, czy gdyby taka sytuacja wystąpiła, nie odmówicie mu gościny.
- Jak słusznie Wasza Eminencja zauważył muszę spytać narzeczonego. Po ataku i w związku z naszą krótką nieobecnością na terenie pałacu, mamy tam sporo spraw do załatwienia, przede wszystkim mam nadzieję, że uda nam się naprawić wszystkie szkody, by kardynał mógł przebywać w godnych warunkach
. - Agnese mówiąc rozważała przede wszystkim czy uda się jej ukryć swój wampiryzm w tym czasie. Na pewno obecność kardynała mogłaby dodać prestiżu i pałacowi i jego gospodarzom. - Na pewno omówię tę sprawę i dam jak najszybciej znać.
Wampirzyca spojrzała na drzwi, którymi wyszedł młody duchowny.
- Jeśli natomiast chodzi o Carafę. Omawiałam ten temat z markizem i wydaje mi się on słusznym kandydatem.
- Czy wobec tego mogę przekazać padre Carafie, iż może już się uważać za opata owego miejsca oraz że jest to tylko kwestia odpowiedniej dokumentacji
? - kardynał lubił sprawę stawiać jasno, oczywiście kiedy mu na tym specjalnie zależało. Wielu uważało go za nieco gnuśnego, acz kulturalnego, obytego oraz nieszkodliwego, lecz nikt nie uznawał go za jakiegoś głupca.
- Tak, będę wdzięczna, za przekazanie mu tej informacji. - Agnese uśmiechnęła się, jednak nie była do końca zadowolona z takiego obrotu sprawy. Po prostu nic nie miała z daru, który otrzymała, poza ewentualną wdzięcznością starego Carafy. - Jest tylko jedna rzecz na, której zależy mi w związku z tym opactwem.
- Proszę
? - Medici uprzejmie spojrzał pytająco na urodziwą Florentynkę. Właściwie nie tyle urodziwą, co bardzo piękną oraz emanującą niezwykłym czarem. Akurat Giuliano pod tym względem nie folgował sobie, jego namiętnością natomiast było nicnierobienie oraz jedzenie, ale gdyby nie to, niewątpliwie nie mógłby oderwać od niej swojego spojrzenia.
- Nic wielkiego. - Agnese uśmiechnęła się, unosząc dłonie w geście, wskazującym na to, że jest bezbronna. - Po prostu po ostatnim ataku, szukam miejsc by moi bliscy mogli się w razie czego skryć. Czy sądzi Wasza Eminencja, że mogłabym prosić Caraf o tego typu przysługę?
- Na terenie opactwa?
- Albo w budynkach gospodarczych należących do opactwa. Rozumiem, że osoby świeckie raczej nie mają wstępu do opactwa. Choć przyznam, że mnie osobiście zdarzyło się raz w jednym kryć.
- Wiesz signora, pomieszczenia gospodarcze jak najbardziej, ale to opactwo męskie, więc sama infirmeria byłaby dla ciebie oficjalnie zabroniona oraz dla towarzyszących ci ewentualnie pań. Natomiast wszelkie pomieszczenia nie będące wyłączone ze swobodnego ruchu, jak najbardziej. Oczywiście opactwo to jest w Toskanii, więc stąd parę ładnych dni drogi poprzez góry.
- Tak ale mój dom, znajduje się we Florencji, a rodzina także w Wenecji, a niestety czuję zagrożenie
. - Agnese spoważniała. - Już kilkukrotnie atakowano mnie w Rzymie, grożono memu pałacowi we Florencji. Może to kobiece przewrażliwienie, ale... wolę mieć takie furtki.
- Wobec tego sprawa załatwiona. Umowa stoi. Pozwól wobec tego, że przy jakiejś okazji spotkamy się oraz poproszę wspomniany dokument
- odparł kardynał.
- Oczywiście. Muszę Waszej Eminencji przekazać jeszcze decyzję mego narzeczonego. - Agnese uśmiechnęła się powtórnie, teraz już tym swoim ciepłym, odrobinę zalotnym uśmiechem.
- Prawda. Postaram się odwiedzić ciebie przy okazji konklawe lub po wyborze, tak, żebyście mieli swobodę naradzenia się. Ewentualnie poproszę, żebyś córko odwiedziła moje medycejskie progi - uśmiechnął się do niej.
- A kiedy możemy spodziewać się wyboru nowego papieża? - Dla wampirzycy było to dosyć ważne bo wiązał się z tym zarówno jej ślub, jak i pojawienie się u nich kardynała.
- Nawet nie tyle spodziewać się, co możemy być niemalże pewni, że wybór dokona się 22-iego miesiąca września 1503e-iego roku - wyjaśnił. - Sprawy właściwie zostały dograne. Francesco Todeschini-Piccolomini za łaskawą aprobatą księcia Romanii przywdzieje tiarę, zaś samemu księciu będzie się wydawało, że mamy problem, dopóki nie zorientuje się, co jest naprawdę grane.

Rozmawiali jeszcze chwilkę niezwykle grzecznościowo, później zaś kardynał został, zaś wampirzyca ruszyła do karety, gdzie zastała śpiącą Gillę. Agnese wsiadła do środka i dała sygnał by karoca ruszyła. Dopiero gdy koła zastukały o kocie łby nachyliła się i ucałowała Gillę.
- Mhr … - wymruczała Gilla unosząc powieki. Ghulica jakimś cudem zdołała się ubrać przed drzemką. - Signora? - wyszeptała pytająco przytulając Agnese.
- Już wracamy moja piękna. - Agnese wpiła się ustami w ghulicę rozgryzając swój język. Jedna dłoń objęła mocno kobietę, podczas gdy druga pochwyciła przez materiał pierś Gilli.

Kobiety nienasycone! Kiedy kareta ruszyła ponownie zostały same oraz ponownie jakiś wojownik należący do obstawy spytał, cóż się dzieje. Ponownie otrzymał też wymijającą wiadomość. Kiedy wreszcie powóz dotarł do Palazzo di Venezia obydwie czuły się znacznie lepiej, zaś ghulica jakoś zdołała uchronić przed drzemką. Wysiadły wspaniale, elegancko zadowolone naprawdę bardzo. Przy bramie zaś czekał na Agnese markiz, która wpadła prosto ku obręczy jego kochających objęć.
- A jednak czekałeś, najdroższy. - Agnese ucałowała Alessandra. - Posłałabym kogoś po ciebie, kochany.
- Czekałem tęskniąc
- przyznał. - Sprawdziłem pałac. Wszystko naprawione po poprzednich wydarzeniach oraz wiesz, muszę pochwalić Borso. Natychmiast zaczął wprowadzać pewne zmiany do wart oraz innych rzeczy, które zdecydowanie poprawią ewentualna obronę. Wspomniał mi wcześniej pytając, czy może. Pozwoliłem, zaś dzisiaj widzę, że twój spec od obrony to prawdziwy fachowiec - zaczął całować narzeczoną.
- Moja świta to sami specjaliści, tak jak mój narzeczony jest pełen samych cnót. - Agnese wtuliła się w niego. - Porozmawiałabym z Pazzim i chciałabym zająć ci chwilę, dobrze najdroższy?
- Wobec tego najpierw do Pazziego, żeby później nic nam nie przeszkadzało
- powiedział markiz. Jednak zanim ruszyli do bramy pałacowej rozległo się walenie do bramy. Któryś spośród strażników przyskoczył do lufcika pozwalającego spojrzeć na zewnątrz.
- Kareta zaprzężona w dwójkę koni, ktoś siedzący na koźle oraz staruszka, która właśnie wyszła - zdziwił się.
- Wpuście. - Powiedziała z niepokojem Agnese. Wampirzyca przywarła mocniej do swojego narzeczonego.

Staruszka okazała się siostrą Fredegondą, czyli starszą wersją księżnej Matalesty, zaś na koźle siedział nie kto inny, tylko Leoncio mający doklejone fantazyjne wąsy oraz pypeć na sztucznie powiększonym nochalu. Rzeczywiście cokolwiek dziwne, chociaż biorąc pod uwagę rewelacje Oka … Fredegonda przytuptała do środka, zaś Leoncio wprowadził karetę. Wampirzyca dostrzegła, że kopyta karych koników są skropione krwią. Ponadto były lekko same okaleczone, lecz poranienia goiły się szybko. Niewątpliwie konie były ghulami Leoncia, bowiem kiedy mężczyzna zeskoczył z kozła podszedł do nich, popieścił po pyskach, koniki zaś polizały jasne dłonie przybocznego księżnej. Oprócz nich nie było nikogo.
- Drogaaa Agnese – wypowiedziała nieco skrzypiącym tonem – szanowny markizie, czy moglibyśmy chwilkę porozmawiać na osobności?
- Zawsze z przyjemnością gościmy strudzonych podróżnych, prawda kochanie
? - Agnese uśmiechnęła się prosząco do narzeczonego.

Agnese poprowadziła gości do jadalni, w której często mieli obrady. Była wygodna, bo była tam duży stół i zgromadzone mapy Rzymu. Poprosiła Gillę by przyniosła gościom po kielichu krwi i wszyscy zajęli miejsca wokół stołu. Wampirzyca czekała, aż księżna wyjaśni powód swego przyjazdu.
- Agnese, panie markizie. Sprawa jest prosta. Potrzebuję miejsca, gdzie byłabym chroniona przez dwie noce oraz dwa dni. Uprzedzam, że może być to bardzo niebezpieczne, ale też będę o tym pamiętać bardziej, niżeli o innych. Ponadto zapłacę tak, jak nikt nie mógłby zapłacić.
Agnese kusiło by powiedzieć, że Palazzo di Venecia jest jak wskazuje nazwa pałacem, a nie skarbcem, ale ugryzła się w język. Wszyscy z jakiegoś dziwnego powodu uznali, że to doskonałe miejsce by się skryć.
- Pani, z wielką przyjemnością, udzielę Ci wszelkiej możliwej pomocy, ale chciałabym uczulić, że pałac nigdy nie był fortyfikacją. - Agnese spojrzała na markiza pytająco. - Ostatnio nie udało nam się utrzymać atakującego poza budynkami, jednak na tyle na ile starczy sił mi i moim ludziom będę cię strzegła.
- Podobnie - potwierdził markiz - przyjaciołom, osobom życzliwym trzeba pomagać.
- Ach markizie
- księżna była chyba lekko zaskoczona - takie słowa rzadko się słyszy wśród ludzi, jeszcze mniej często wśród wampirów. Dlatego dziękuję wam, ale jak wspomniałam, przynoszę nie tylko podziękowania oraz nie tylko obietnice.
 
Kelly jest offline