- Dziwne, że zostawił tyle jedzenia… Może wróci za jakiś czas. Ale wtedy będzie musiał się pogodzić z naszą obecnością. A za mięsa jakoś mu się odwdzięczymy - Aubrin była wyraźnie ucieszona słowami Kharricka - A sińcami się nie przejmuj, kilku kretynom puściły nerwy, ale teraz będą spokojni - kobieta ścisnęła mocniej swój kostur, jakby chciała pokazać, że w razie czego sama ich uspokoi.
Pierwsze wrażenie Rathana na temat zachowania uciekinierów okazało się być bardzo nietrafionym - może to osłabienie spowodowane atakiem strzygi zamgliło jego percepcję? Phaendarczycy mimo długiej drogi za sobą pilnie pracowali, by jak najszybciej rozstawić prowizoryczne, na razie, obozowisko. Było już na tyle późno i ciemno, że musiało to ograniczyć się do rozstawienia posłań i rozłożenia przyniesionego dobytku - pozostałe sprawy mogły poczekać do następnego ranka. Łucznik pomógł Candusowi zanieść część mięs do wędzarni - rolnik miał sporą śliwę pod okiem, ale nie wydawał się być w złym nastroju.
Prace zakończyły się szybko i można było przejść do przyjemniejszej części wieczoru - kolacji. Tutaj prym wiodła Jet, która przygotowywała pysznie pachnący gulasz, jednocześnie zabawiając innych swoimi historyjkami, których najwyraźniej miała niewyczerpany zapas. Nie minęła północ, gdy wszyscy dostali już swoje porcję i zabrali się za pałaszowanie - wtedy też okazało się, że pragmatyczni lud Nirmathas nie traci czasu nawet w marszu: większość posiadanych przez nich misek i łyżek została wystrugana po drodze. Może nie były najlepiej wykonane i wymagały jeszcze pracy, ale wciąż było to o wiele lepsze niż jedzenie rękami ze wspólnego naczynia. Sam gulasz nie był bardzo wyszukanym daniem, jednak po kilku dniach wędrówki i żywienia się czym popadnie smakował wręcz niebiańsko.
Noc nad puszczą Fangwood była spokojna, leśną ciszę zakłócał tylko trzask ogniska, pojedyncze przyciszone rozmowy, oraz urywane okrzyki i rzucanie się przez sen tych, którzy wciąż nie mogli zapomnieć o tym, co wydarzyło się zaledwie kilka dni temu.