| Hassan po skończonym przesłuchaniu zainteresował się leżącymi tu i ówdzie oszczepami. Podchodził do orków, brał do ręki każdy oszczep, długo ważąc go w palcach, wybierając najlepsze sztuki i wkładając je do jednego z kołczanów, w których orkowie je nieśli. - Szukasz sobie broni rzucanej czy patyków na ognisko, Hassan? - Saxa zaczepiła słownie osiłka. - Broni. Mój oddział znany był z dobrych oszczepników, Saxa - powiedział niskim głosem i uśmiechnął się do łotrzycy - potrafiliśmy zatrzymać natarcie jazdy za pomocą tej broni. Nie mam pod ręką moich kamratów, ale warto to chyba wykorzystać? - Zamierzasz brać wszystkie, czy tylko połowę? - Saxa traktowała tą rozmowę lekko, wiedziała, że wojownik ma swoje zdolności, i na pewno nie ogranicza się tylko do jednej techniki walki. No i jako Galiel widziała z bliska te umięśnione ręce, więc całkowicie wierzyła Hassanowi w opowieści o oszczepnikach. - Wezmę wszystkie, choć Gorthak chciał kilka, więc je dostanie. On też bardzo dobrze rzuca - podsumował Hassan
- Nie śmiem nawet sugerować, że bujacie z tym w obłokach... ale może jakiś pokaz siły w wolnej chwili, taka drobna rywalizacja między przyjaciółmi, …- zaczęła podpuszczać wojownika - ...Może przyjacielski zakładzik, kto jest lepszy, mhm? - Znaczy, między mną a Gorthakiem? Oboje jesteśmy spłukani - zaśmiał się wojownik.
Dziewczyna podrzuciła dolą pieniędzy, jakie właśnie udało im się poznajdywać w trupach, miała chochlikowy uśmiech i biła pewnością siebie. - Na wasze szczęście właśnie dorobiliśmy się po orkach małej jeszcze bezpańskiej sakiewki z pieniędzmi, jeśli nikt z reszty nie wniesie sprzeciwu można uznać to za dole wygranego. - “Którą i tak od was wygram potem w kości” Pomyślała z samozadowoleniem.
Hassan podniósł się znad truchła orka i podszedł pewnym krokiem do Saxy, patrząc jej prosto w oczy. Przez chwilę się im przyglądał i delikatnie uśmiechnął się do kobiety. - Nie. Nie mamy czasu na takie pierdoły Saxa. Idziemy dalej, a jak chcesz zabaw, zostawmy to na popas - dodał niskim głosem wojownik. - Ale czy ja mówię, że w tej chwili? - Przybrała niewinną, zdziwioną minkę. - Może trzeba będzie się zatrzymać gdzieś na postój, zrobi się nudno. Trochę rozrywki się przyda. - ”A jak trafimy razem na warcie, będziesz miał co przegrać. Dalej, łap przynętę, olbrzymie”, myślała, nadal udając niewiniątko, z nim głównie dla formalności. - Być może. - Wojownik taksował Saxę spojrzeniem. - Póki co zbierajmy się czym prędzej. Tracimy czas - wojownik nachylił się do Saxy - chyba, że wolisz zostać i liczyć na kolejne rozrywki? - zachichotał cicho. - Nie, nie, nie będę z tobą wchodzić w dyskusje, jak robisz coś ważnego. Idę wrzucić pancerze i topory do wozu. Później się je opyli to może się równy podział pieniędzy zrobi. - Powiedziała i zaczęła wolno iść, trochę utykając, starając się uważać na swoją ranną prowizorycznie zabandażowaną nogę.
Hassan kiwnął głową z aprobatą uśmiechając się pod wąsem i też zaczął się pakować, szykując do drogi. - Zostaw ten szmelc, Saxa! Nic nam po nim - rzucił za dziewczyną.
Dziewczyna nie posłuchała wojownika i schowała ‘szmelc’ do tylnego schowka wozu, nadal uznając, że ten cały napad na bandytów był całkowicie nieopłacalny z jej punktu widzenia i wróciła do przodu, zastanawiając się czy Allayn będzie pamiętał, że na swój sposób prosiła go o powożenie żeby ona mogła przez chwile posiedzieć w środku. - Pomóc Ci z tym wozem? - zapytał głośniej wojownik widząc, że Saxa patrzy na kozioł wozu i rozciera improwizowanie zabandażowaną nogę - Chcesz mnie tam wrzucić, czy zabrać szanse Allynowi żeby popowzić tę moją bryczkę? - żartobliwe zapytała Saxa, chwilowo przestając macać poranione udo. - Nie, widzę, że cierpisz i chcę pomóc - wojownik odparł spokojnie i wzruszył ramionami. - Gdyby chciał pomóc, już by tam siedział prawda? - Hassan podszedł do Saxy - podsadzić? - uśmiechnął się podnosząc lekko brwi. - Heh, masz rację. - odparła i wyciągnęła ręce jak małe dziecko które chce na ręce. - To pomagaj i bądź delikatny - rzuciła swoją aluzję, nawet nie przejmując się, czy i jak wojownik ją zrozumie.
Hassan podszedł do kobiety w taki sposób, aby móc złapać ją pod kolanami i podniósł do góry, trzymając mocno w ramionach, ale tak, aby rana na nodze była od zewnętrznej strony, i aby nie raziła jej za mocno. Potem podsadził ją do wozu i sam zajął miejsce na koźle. - Najpierw Karmazyn... teraz Krów - mruknął cicho do siebie “Ciekawe ile jeszcze zwierzaków poznam, zanim ten dzień się nie skończy?” uśmiechnął się zadowolony. - Twój rumak nie ma imienia? - spytała dziewczyna która zamiast wejść od razu do środka wykorzystała chwile zbierania się całej reszty by porozmawiać z Hassanem zanim pojadą a ona na porządnie zajmie się swoją raną.
Hassan pokręcił głową. - Szkoda czasu. Zwierzak to zwierzak. Konie miewają narowy, albo kończą ochwacone. Albo giną w walce i jakbym miał nazywać każdego na którym zdażyło mi się jeździć, zabrakłoby mi imion - parsknął śmiechem. - Tą ranę powinien ktoś opatrzyć - wskazał poważnie na prowizoryczny opatrunek. - Może jednak skorzystasz z pomocy pani Awen? Nie gryzie - uśmiechnął się wojownik. - Słyszałam, że zdążyła się na was i wodza orków wypstrykać z zaklęć leczących, dlatego chciałam żeby ktoś popowoził a ja bym to podczas jazdy oczyściła i opatrzyła w środku, tak porządnie a nie tę chwilowa improwizorkę, zeby pomóc w szabrowaniu. - Przyznała swój sprytny plan ukrywając że jest rozczarowana że nie udało jej załapać na wspólne leczenie “Gdyby mi nie było tak spieszno...ech”- A wracając do zwierzaków. To akurat Krów jest z nami od wieków, w sensie w mojej rodzinie… ojciec go wygrał w karty...a może to były kości..niemniej w jakimś zakładzie kiedy miała z pięć lat..nawet nie pamiętam jak się wtedy nazywał… uczyłam się na nim zachowywania równowagi…- uśmiechnęła się na wspomnienie czasów jak byli jeszcze wszyscy razem, całą rodziną. - Brakuje Ci ich? - zapytał cicho Hassan zerkając na dziewczynę ciekawie - znaczy rodziny
- Wiesz mój ojciec żyje po prostu jest bardzo stary i chory…- złapała się na tym wylewaniu z siebie informacji za późno - … dlatego nadal się szwendam po mieście po prostu on musi mieć dom który stoi w miejscu. I nie tęsknie tyle za rodziną tylko wspominam łatwiejsze czasy, wiesz sentymentalnie tak. - już dokończyła, znowu uważając co mówi. - I szwendasz się, aby mu go zapewnić? Kobieta z celem w życiu...no no… - pokiwał głową Hassan i spojrzał na Saxę nieco inaczej. Z pewnym szacunkiem być może, a może wydawał się być dziś nieco melancholijny. Twardy i nieco surowy ton jego głosu znacznie zelżał - zaskakujesz mnie Saxa - uśmiechnął się i trzasnął lejcami, ruszając - Ta cała ja pełna niespodzianek - złapała się framugi kiedy wóz ruszył żeby jeszcze bardziej się nie uszkodzić - Dobra idę się połatać potem jak zdążę zanim dojedziemy to dotrzymam ci towarzystwa na tym przytulnym koźle. - Miłego wypoczynku, Saxa - powiedział cicho i troskliwie Hassan który też zdał sobie sprawę z dziwnego brzmienia głosu i chrząknął, zaciskając mocniej mocarne dłonie na skórzanych lejcach Krowa. Skierował wóz w stronę kapłanki, obok której na chwilę się zatrzymał - Może zechce mi pani dotrzymać towarzystwa? Tyłek Karmazyna może i jest szeroki, ale kozioł wygodniejszy - zaproponował z uśmiechem wojownik. - Poza tym noga Saxy nie wygląda za dobrze, a ona prędzej dostanie zakażenia, niż przyzna się, że jej coś dolega - powiedział ciszej tak, by Saxa nie usłyszała. - Niewątpliwie Saxa jest upartą i dumna osobą. Bywa wręcz zuchwała, jednak cenię ją za jej odwagę. Proszę jej jednak tego nie mówić, bo jeszcze zacznie traktować mnie jak członka drużyny - dodała kapłanka uśmiechając się do wojownika. - W tym całym zamieszaniu nie zdążyłam nawet zapytać jak się pan czuje, panie Hassan? Walka nie należała do najłatwiejszych. - Nic mi nie jest. Tylko nieco mnie zatkało, kiedy rzucił we mnie tym głazem, ale na szczęście, tylko mnie drasnęło. - Wojownik uśmiechnął się do Awen, następnie podał jej rękę pomagając jej wsiąść na kozioł - A ty, pani? Nic Ci nie jest? Walka była dosyć brutalna? - spytał z troską wojownik. - Nie, na szczęście Karmazyn spisał się na medal - odparła kapłanka po czym jej twarz nagle spoważniała. - Panie Hassan, czy mogę panu zaufać? - W jakiej kwestii? - zapytał zdziwiony wojownik - zrobię co w mojej mocy - wojownik odwrócił głowę słysząc tętent kopyt.
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |