Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2018, 19:57   #20
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Hassan po skończonym przesłuchaniu zainteresował się leżącymi tu i ówdzie oszczepami. Podchodził do orków, brał do ręki każdy oszczep, długo ważąc go w palcach, wybierając najlepsze sztuki i wkładając je do jednego z kołczanów, w których orkowie je nieśli.
- Szukasz sobie broni rzucanej czy patyków na ognisko, Hassan? - Saxa zaczepiła słownie osiłka.
- Broni. Mój oddział znany był z dobrych oszczepników, Saxa - powiedział niskim głosem i uśmiechnął się do łotrzycy - potrafiliśmy zatrzymać natarcie jazdy za pomocą tej broni. Nie mam pod ręką moich kamratów, ale warto to chyba wykorzystać?
- Zamierzasz brać wszystkie, czy tylko połowę? - Saxa traktowała tą rozmowę lekko, wiedziała, że wojownik ma swoje zdolności, i na pewno nie ogranicza się tylko do jednej techniki walki. No i jako Galiel widziała z bliska te umięśnione ręce, więc całkowicie wierzyła Hassanowi w opowieści o oszczepnikach.
- Wezmę wszystkie, choć Gorthak chciał kilka, więc je dostanie. On też bardzo dobrze rzuca - podsumował Hassan
- Nie śmiem nawet sugerować, że bujacie z tym w obłokach... ale może jakiś pokaz siły w wolnej chwili, taka drobna rywalizacja między przyjaciółmi, …- zaczęła podpuszczać wojownika - ...Może przyjacielski zakładzik, kto jest lepszy, mhm?
- Znaczy, między mną a Gorthakiem? Oboje jesteśmy spłukani - zaśmiał się wojownik.
Dziewczyna podrzuciła dolą pieniędzy, jakie właśnie udało im się poznajdywać w trupach, miała chochlikowy uśmiech i biła pewnością siebie.
- Na wasze szczęście właśnie dorobiliśmy się po orkach małej jeszcze bezpańskiej sakiewki z pieniędzmi, jeśli nikt z reszty nie wniesie sprzeciwu można uznać to za dole wygranego. - “Którą i tak od was wygram potem w kości” Pomyślała z samozadowoleniem.
Hassan podniósł się znad truchła orka i podszedł pewnym krokiem do Saxy, patrząc jej prosto w oczy. Przez chwilę się im przyglądał i delikatnie uśmiechnął się do kobiety.
- Nie. Nie mamy czasu na takie pierdoły Saxa. Idziemy dalej, a jak chcesz zabaw, zostawmy to na popas - dodał niskim głosem wojownik.
- Ale czy ja mówię, że w tej chwili? - Przybrała niewinną, zdziwioną minkę. - Może trzeba będzie się zatrzymać gdzieś na postój, zrobi się nudno. Trochę rozrywki się przyda. - ”A jak trafimy razem na warcie, będziesz miał co przegrać. Dalej, łap przynętę, olbrzymie”, myślała, nadal udając niewiniątko, z nim głównie dla formalności.
- Być może. - Wojownik taksował Saxę spojrzeniem. - Póki co zbierajmy się czym prędzej. Tracimy czas - wojownik nachylił się do Saxy - chyba, że wolisz zostać i liczyć na kolejne rozrywki? - zachichotał cicho.
- Nie, nie, nie będę z tobą wchodzić w dyskusje, jak robisz coś ważnego. Idę wrzucić pancerze i topory do wozu. Później się je opyli to może się równy podział pieniędzy zrobi. - Powiedziała i zaczęła wolno iść, trochę utykając, starając się uważać na swoją ranną prowizorycznie zabandażowaną nogę.
Hassan kiwnął głową z aprobatą uśmiechając się pod wąsem i też zaczął się pakować, szykując do drogi.
- Zostaw ten szmelc, Saxa! Nic nam po nim - rzucił za dziewczyną.
Dziewczyna nie posłuchała wojownika i schowała ‘szmelc’ do tylnego schowka wozu, nadal uznając, że ten cały napad na bandytów był całkowicie nieopłacalny z jej punktu widzenia i wróciła do przodu, zastanawiając się czy Allayn będzie pamiętał, że na swój sposób prosiła go o powożenie żeby ona mogła przez chwile posiedzieć w środku.
- Pomóc Ci z tym wozem? - zapytał głośniej wojownik widząc, że Saxa patrzy na kozioł wozu i rozciera improwizowanie zabandażowaną nogę
- Chcesz mnie tam wrzucić, czy zabrać szanse Allynowi żeby popowzić tę moją bryczkę? - żartobliwe zapytała Saxa, chwilowo przestając macać poranione udo.
- Nie, widzę, że cierpisz i chcę pomóc - wojownik odparł spokojnie i wzruszył ramionami. - Gdyby chciał pomóc, już by tam siedział prawda? - Hassan podszedł do Saxy - podsadzić? - uśmiechnął się podnosząc lekko brwi.
- Heh, masz rację. - odparła i wyciągnęła ręce jak małe dziecko które chce na ręce. - To pomagaj i bądź delikatny - rzuciła swoją aluzję, nawet nie przejmując się, czy i jak wojownik ją zrozumie.
Hassan podszedł do kobiety w taki sposób, aby móc złapać ją pod kolanami i podniósł do góry, trzymając mocno w ramionach, ale tak, aby rana na nodze była od zewnętrznej strony, i aby nie raziła jej za mocno. Potem podsadził ją do wozu i sam zajął miejsce na koźle.
- Najpierw Karmazyn... teraz Krów - mruknął cicho do siebie “Ciekawe ile jeszcze zwierzaków poznam, zanim ten dzień się nie skończy?” uśmiechnął się zadowolony.
- Twój rumak nie ma imienia? - spytała dziewczyna która zamiast wejść od razu do środka wykorzystała chwile zbierania się całej reszty by porozmawiać z Hassanem zanim pojadą a ona na porządnie zajmie się swoją raną.
Hassan pokręcił głową.
- Szkoda czasu. Zwierzak to zwierzak. Konie miewają narowy, albo kończą ochwacone. Albo giną w walce i jakbym miał nazywać każdego na którym zdażyło mi się jeździć, zabrakłoby mi imion - parsknął śmiechem. - Tą ranę powinien ktoś opatrzyć - wskazał poważnie na prowizoryczny opatrunek. - Może jednak skorzystasz z pomocy pani Awen? Nie gryzie - uśmiechnął się wojownik.
- Słyszałam, że zdążyła się na was i wodza orków wypstrykać z zaklęć leczących, dlatego chciałam żeby ktoś popowoził a ja bym to podczas jazdy oczyściła i opatrzyła w środku, tak porządnie a nie tę chwilowa improwizorkę, zeby pomóc w szabrowaniu. - Przyznała swój sprytny plan ukrywając że jest rozczarowana że nie udało jej załapać na wspólne leczenie “Gdyby mi nie było tak spieszno...ech”- A wracając do zwierzaków. To akurat Krów jest z nami od wieków, w sensie w mojej rodzinie… ojciec go wygrał w karty...a może to były kości..niemniej w jakimś zakładzie kiedy miała z pięć lat..nawet nie pamiętam jak się wtedy nazywał… uczyłam się na nim zachowywania równowagi…- uśmiechnęła się na wspomnienie czasów jak byli jeszcze wszyscy razem, całą rodziną.
- Brakuje Ci ich? - zapytał cicho Hassan zerkając na dziewczynę ciekawie - znaczy rodziny
- Wiesz mój ojciec żyje po prostu jest bardzo stary i chory…- złapała się na tym wylewaniu z siebie informacji za późno - … dlatego nadal się szwendam po mieście po prostu on musi mieć dom który stoi w miejscu. I nie tęsknie tyle za rodziną tylko wspominam łatwiejsze czasy, wiesz sentymentalnie tak. - już dokończyła, znowu uważając co mówi.
- I szwendasz się, aby mu go zapewnić? Kobieta z celem w życiu...no no… - pokiwał głową Hassan i spojrzał na Saxę nieco inaczej. Z pewnym szacunkiem być może, a może wydawał się być dziś nieco melancholijny. Twardy i nieco surowy ton jego głosu znacznie zelżał - zaskakujesz mnie Saxa - uśmiechnął się i trzasnął lejcami, ruszając
- Ta cała ja pełna niespodzianek - złapała się framugi kiedy wóz ruszył żeby jeszcze bardziej się nie uszkodzić - Dobra idę się połatać potem jak zdążę zanim dojedziemy to dotrzymam ci towarzystwa na tym przytulnym koźle.
- Miłego wypoczynku, Saxa - powiedział cicho i troskliwie Hassan który też zdał sobie sprawę z dziwnego brzmienia głosu i chrząknął, zaciskając mocniej mocarne dłonie na skórzanych lejcach Krowa. Skierował wóz w stronę kapłanki, obok której na chwilę się zatrzymał - Może zechce mi pani dotrzymać towarzystwa? Tyłek Karmazyna może i jest szeroki, ale kozioł wygodniejszy - zaproponował z uśmiechem wojownik. - Poza tym noga Saxy nie wygląda za dobrze, a ona prędzej dostanie zakażenia, niż przyzna się, że jej coś dolega - powiedział ciszej tak, by Saxa nie usłyszała.
- Niewątpliwie Saxa jest upartą i dumna osobą. Bywa wręcz zuchwała, jednak cenię ją za jej odwagę. Proszę jej jednak tego nie mówić, bo jeszcze zacznie traktować mnie jak członka drużyny - dodała kapłanka uśmiechając się do wojownika.
- W tym całym zamieszaniu nie zdążyłam nawet zapytać jak się pan czuje, panie Hassan? Walka nie należała do najłatwiejszych.
- Nic mi nie jest. Tylko nieco mnie zatkało, kiedy rzucił we mnie tym głazem, ale na szczęście, tylko mnie drasnęło. - Wojownik uśmiechnął się do Awen, następnie podał jej rękę pomagając jej wsiąść na kozioł - A ty, pani? Nic Ci nie jest? Walka była dosyć brutalna? - spytał z troską wojownik.
- Nie, na szczęście Karmazyn spisał się na medal - odparła kapłanka po czym jej twarz nagle spoważniała. - Panie Hassan, czy mogę panu zaufać?
- W jakiej kwestii? - zapytał zdziwiony wojownik - zrobię co w mojej mocy - wojownik odwrócił głowę słysząc tętent kopyt.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline