| - Nie ma konia, na którym mogłaby jechać? - prychnęła Lieselotte do Shillen.
- Aaaa, ciebie boli, że Awen jedzie obok Hassana. - zaśmiała się elfka. - Czyżby nasza mała nekromantka czuła miętę do woja z Viridistanu? - spytała odwracając głowę do dziewczyny.
- Co? Wcale, że nie! - oburzyła się Lieselotte, choć kolor, jakiego nabrała jej twarz podważał słowa dziewczyny. - To nie… ja… nieprawda! Po prostu nie powinniśmy przeciążać Krowa. No i ten… musimy się wszyscy mieć na baczności, nie wiadomo czy nie ma tu więcej orków. O tak! - broniła się magini, choć im bardziej się starała, tym gorzej jej to wychodziło.
- Czy ty myślisz, że ja mam tylko pięćdziesiąt lat? Nie jestem głupia, dziewczyno. - odparła Shillen. - Widać, że cię do niego ciągnie i w sumie nie masz się czego wstydzić, facet jest niczego sobie. Zresztą chyba nie tylko ja tak uważam. - Elfka zaśmiała się, chcąc lekko ukłuć swym ostatnim zdaniem maginię.
- Wcale nie! - Lieselotte szła w zaparte. Bardzo podobnie jak jej osiołek tego ranka. - To znaczy tak, prawda, Hassan jest miłym i uprzejmym dżentelmenem, ale na tym się wszystko kończy! Jestem profesjonalistką i nie w głowie mi jakieś dziecinne romanse! - Magini skrzyżowała ręce na piersi, udając oburzoną, jednak po chwili złamała się i zapytała - Ale nie powiesz mu nic?
- Ale czego mam mu nie mówić? Podobno nie patrzysz na niego w ten sposób? - drążyła drowka. - Chociaż wiesz, twoja panika kiedy wyciągnęłaś mi słomę z włosów, mówi coś innego. - odwróciła głowę i spojrzała na czarodziejkę podejrzliwym wzrokiem.
- To… to nie była panika! - jaśniejąca purpurą twarz Lieselotte sprawiała, że było jej coraz goręcej, a spojrzenie drowki tylko spotęgowało to uczucie. Kropelki potu pojawiły się jej na czole - No i nie patrzę tak na niego! Nie mów mu, bo jeszcze uwierzy w te głupoty. Poza tym to w niego dzisiaj coś wstąpiło - nekromantka rozłożyła odruchowo parasolkę, by osłonić się przed słońcem, choć ledwo które promienie docierały przez gęste korony drzew.
- Wiesz, to w niego wstępuje też zawsze kiedy idzie grać w karty i Galiel siada mu na kolanach - zażartowała Shillen. - To jest facet, jakim dżentelmenem by nie był, to zawsze pozostanie facetem. Nie raz mnie skubaniec wtedy ogrywał, ale muszę go kiedyś w Trzy Smoki wyzwać, w tę karciankę choćby skały srały mnie nie ogra.
- C-co? - Magini poczuła się, jakby ją ktoś strzelił w twarz. - Galiel mu na kola… kłamiesz! Teraz chcesz mi już po prostu dokuczyć.
- Wierz mi lub nie, ale powiem ci jedno - odparła Shillen. - Może i jestem wredna, przyznaję, ale kłamać nie kłamię, zawsze mówię co myślę.
- Kłamczuch też by tak powiedział - odparła dziewczyna, jednak już zdecydowanie ciszej niż przed chwilą. Wyraźnie też posmutniała.
- Jak już mówiłam, twoja sprawa czy mi wierzysz, czy nie. A teraz już cicho, lepiej jak my usłyszymy potencjalnego wroga, niż on nas. - stwierdziła elfka.
Zgodnie z prośbą drowki, Lieselotte się już nie odezwała. Zamiast tego, przywołała swojego kruka, którego chwilę przed walką schowała do, jak to uczeni w jej kręgach zwykli mówić, “kieszeni międzywymiarowej”. Zwierzę zmaterializowało się na przedramieniu dziewczyny i spoglądało na nią wielkimi, ciekawskimi oczami.
“Leć nad nami i wypatruj zagrożeń” magini dała chowańcowi telepatyczny rozkaz, kruk wydał z siebie jeszcze przeciągłe krakanie, po czym wzbił się w powietrze i rozpoczął krążenie nad taborem.
Gdy ptak był już wysoko na niebie, Lieselotte objęła Shillen mocniej w pasie, by na pewno nie spaść z konia i swoimi zmysłami złączyła się z chowańcem.
“Eh… następnym razem ja po prostu przywiążę do siodła”, pomyślała drowka.
Allayn, który w końcu zapoznał się bliżej z Karmazynem, w towarzystwie Lua, ruszył na końcu kawalkady. Z dala od problemów, jakie dręczyły niektórych członków tej niezbyt szczęśliwie dobranej grupy. |