25-09-2018, 20:31
|
#26 |
|
Awen zaraz po wizycie u Saxy chciała podzielić się podarunkiem.
- Panie Hassan! - zawołała kapłanka, a w jej zazwyczaj spokojnym głosie pobrzmiewała nutka ekscytacji.
- No i jak tam nasza... reko...wale...sentka... no chora znaczy? - wojownik słyszał to słowo od jakiegoś polowego medyka, ale jak zwykle niespecjalnie wychodziły mu skomplikowane słowa.
- Do wesela się zagoi - zażartowała Awen. - Zresztą pan ją doskonale zna i wie, że sobie poradzi. - Kapłanka wyciągnęła dłoń z woreczkiem w kierunku wojownika. - Proszę spojrzeć co dostaliśmy. Te białe i zakrzywione są specjalnie dla pana - podkreśliła z entuzjazmem.
- Eeee... faktycznie... przepadam - Hassan uśmiechnął się blado ale sięgnął po nielubiane przez siebie orzechy i zaczął je pogryzać, krzywiąc się mimowolnie. - Gorzkawe. Na pewno się nadają? - upewnił się, mając nadzieję, że Awen po prostu wywali gdzieś w krzaki te orzechy, ale dzielnie brnął dalej.
- Gorzkie? - zapytała z niedowierzaniem Awen sięgając po jednego. W momencie przegryzienia jej bladą twarz wykrzywił niepohamowany grymas. ‘’Faktycznie gorzkawe” - pomyślała kapłanka po czym odparła z trudem połykając orzecha. - Całkiem smaczne!
- Najlepiej uprażyć… - wspomniał Hassan, po czym gryząc niezbyt fortunny przysmak zaczął opowiadać kapłance o sposobie przyrządzania orzechów, który poznał w czasie swojej wojskowej służby. Przez dłuższą chwilę wyjaśniał jej, na czym polega różnica pomiędzy solą z Viridistanu, a z Miasta Suwerena, kiedy coś nagle szarpnęło wozem, rzucając nimi do przodu. Hassan złapał Awen w pasie, uniemożliwiając jej upadek i przez chwilę wpatrywał się w kapłankę swoimi szarymi oczami.
- Refleks godny podziwu - skwitowała Awen obdarzając Hassana uśmiechem.
- Uśmiech godny bogini... Pani Awen - Hassan nie mógł oderwać oczu od kapłanki i kiedy szarpnęło drugi raz, nawet na jotę nie spuścił wzroku, uśmiechając się do niej.
Awen spuściła oczy, poczuła się skrępowana, po czym bez namysłu odparła - Może poczęstuje się pan jeszcze jednym orzechem, białe i zakrzywione są moje.
- Ekhm...a..tak...orzechy… - Hassan jakby się obudził ze snu, puścił talię kobiety, wziął nieco orzechów, po czym znów szarpnęło, tym razem lżej.
- Co jest do jasnej… - Hassan zatrzymał wóz, ściągnął lejce, okręcił je w pobliżu kozła
- Pani wybaczy… - powiedział cicho do kapłanki i z marsową miną podreptał za wóz.
Kilka chwil później wrócił, uśmiechając się pod nosem, cmoknął na konia i ruszył dalej, co jakiś czas zerkając na kapłankę. - Ładny ten las… - zagaił aby przerwać niezręczną ciszę.
|
| |