- Wolałabym z nimi zostać - wyszeptała Margery po chwili zastanowienia. - Zawsze to okazja na zdobycie sprzymierzeńców - jej szkolenie już musiało brać górę. - Kiedy sprowadzicie pomoc, wtedy możemy się od nich odłączyć. Mezra nam nie zaszkodzi, może być dziwny, lecz to nie morderca - powiedziała z przekonaniem.
Następczyni obecnie nie zajętego tronu wydawała się przestraszona i pewna swojej decyzji jednocześnie, jak osoba gotowa podjąć się swojej roli. Może i dałaby się przekonać, a może lepiej było ją tu zostawić? Grupa wciąż była dość silna, a w bezruchu przyciągali mniej zagrożeń. Zresztą ten ogr tutaj musiał i tak dawno temu wypłoszyć wszystko z okolicy. Mezra nie ruszył się ze swojego miejsca przy wejściu do jaskini, a na widok jego spojrzenia jakby wszyscy się odsuwali. Nic nie zmieniał fakt, że wyglądał jak zabiedzony żebrak.
Akermus i jego grupa wcale nie zamierzali protestować. Przynajmniej nie przed wyruszeniem swojej konkurencji, bowiem kiedy Kesner oznajmił:
- Ja też pójdę - ich przywódca aż poderwał się na nogi i wymienili kilka ostrych, cichych uwag. - Oni ruszą w jedną stronę, ja mogę się odłączyć i skierować w inną.
To nie przekonało Akermusa, który naburmuszony usiadł ponownie, rzucając wściekłe spojrzenia Lunie i pozostałym. Głównie Lunie.
- Dużo was do tego zadania - odezwał się wreszcie Letus, a Gustafo mu przytaknął, od razu łapiąc się znowu za bolącą głowę. - Jeśli macie ruszyć taką grupą, prosiłbym byście jeszcze zostali jakiś czas i spróbowali doprowadzić resztę mojej ochrony do lepszego stanu. Wymieniacie wiele zagrożeń, musimy być na nie gotowi - zaproponował, wskazując na ciągle nieprzytomnych członków grupy Heshery oraz Akermusa. - Widziałem, że dysponujecie do tego pewnymi mocami. Lepiej opóźnić wasz wymarsz o kilka godzin, inaczej możecie nie mieć po kogo wracać.