Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2018, 07:50   #292
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Milczenie ze strony Leiko było spowodowane jej popadnięciem w głębokie zamyślenie nad światem, a przynajmniej.. nad tym jego fragmentem, który rozciągał się przed jej oczami. Tym leżącym za niewidzialną granicą ustaloną przez mnichów oraz ich czujnych bushi.

-Być może i ja powinnam się udać na małe zwiedzanie.. -mruknęła bardziej do siebie niż swego towarzysza. Lekki ruch nogą sprawił, że jej geta zakołysało się wysoko nad ciemną uliczką Shimody. Niewątpliwie ten niepozorny element kobiecej garderoby stałby się przyczyną bolesnego siniaka, gdyby przez przypadek spadł komuś na głowę. Zaś ich postukiwanie z pewnością zdradziłoby skradającą się Leiko, tak jak i białe kimono nie pozwoliłoby się wtopić w znajome cienie. To był strój łowczyni demonów, nie bezszelestnie przemykającej kunoichi.

- Nie powinnaś. - ocenił Yashamaru splatając ramiona razem.- Za duże ryzyko. Zwłaszcza teraz… zbliża się czas rytuału. Pewnie podwoili straże i są czujni. Czas na zwiedzanie zdecydowanie się skończył wraz z przybyciem palankinu.
Przez chwilę milczał spoglądając na Maruiken nim rzekł lekko łamiącym się głosem.- Koneko-chan ja… nie mogę. Nie mógłbym towarzyszyć ci w tym zwiedzaniu. Nie pomogę, jeśli teraz cię złapią. Nie mogę narazić mojej misji dla ratowania ciebie.

Zaskoczył kobietę nie tylko swoimi słowami, co tym niespodziewanym brzmieniem głosu. Podobnej.. wewnętrznej walki mogła się spodziewać po Yasuro, tak honorowym samuraju zginającym się pod jej urokiem niczym młode drzewko. Ale nie po ninja. Być może w tym mężczyźnie zostało jeszcze wspomnienie zakochanego młodzika, który mimo wszystko próbował walczyć z chłodem zdrowego rozsądku.

Maruiken rozchyliła wargi w ciepłym uśmiechu rozgrzewającym serce -Hai, to zrozumiałe. Nie jest Twoim problemem to, że akurat ja wpadłam w oko mnichów. Obowiązek przede wszystkim.
Podniosła powoli rękę, by móc opuszkami palców dotknąć jego policzka. Nieśpiesznie muskała jego skórę, jak gdyby tym sposobem starała się na nowo poznać tę znajomą twarz, lub doszukać w niej dawnych uśmiechów i grymasów -Powiedz mi jednak Yashamaru-kun, co Ty byś zrobił na moim miejscu? Gdyby nagle zwróciło się ku Tobie tak wiele oczu, czyniąc z Ciebie zwierzynę zamiast drapieżnika czającego się w cieniu? Gdyby nie tylko Twa misja była zagrożona, ale również i życie?

- Nie mamy życia Leiko-chan. Mamy misję. Tylko ona się liczy.- przypomniał jej mężczyzna i zamyślił się
. - Ja bym wykorzystał okazję na ucieczkę, założenie kolejnej maski i podjęcia się misji od nowa.
Tyle że mnisi mieli swoje wisiorki, którymi mogli ją wyśledzić gdziekolwiek się ukryje. I każde przebranie przejrzeć.

-Obawiam się, że i na to już jest za późno - odparła Maruiken z westchnieniem i cofnęła dłoń od jego twarzy. Opuściła ją i ułożyła miękko na swej odsłoniętej nodze, tuż nad samym kolanem -Nie tylko taka strata czasu mogłaby się okazać zgubną dla powodzenia mojej misji, ale również ci mnisi są niezwykle.. wytrwali. Posiadają w zanadrzu wiele sztuczek, a najwierniejsi im bushi są niczym psy potrafiące wszędzie wytropić swą zwierzynę - jej wewnętrzny niepokój uzewnętrznił się w niewielkim ruchu, jakim było przetańczenie smukłymi palcami po mlecznobiałej skórze - Nie mogę pozwolić, aby kiedykolwiek za moimi śladami trafili do siostrzyczek i Mateczki.

-Co więc zamierzasz? I czego oczekujesz ode mnie?
- zapytał mężczyzna nachylając twarz ku jej szyi, by delikatnymi muśnięciami warg i języka poprawić jej nastrój i skierować myśli, ku przyjemniejszym tematom.

-Mmm... -Leiko opuściła powieki pod wpływem tych pieszczot wędrujących po wrażliwej skórze swej szyi. Jednocześnie nagle sobie uświadomiła jak bardzo była spięta odkąd przybyła do Shimody. Było to uczucie tak mocno zakorzenione w jej życiu, że z przyzwyczajenia nie zdawała sobie sprawy z jego istnienia, do czasu aż miała okazję poczuć odprężenie rozpływającego się po ciele. Nawet jeśli trwało to tylko krótką chwilę. Nie mogła sobie pozwolić na dłuższe rozleniwienie.

-Nie tylko ja wpadłam w oko mnichów -mówiła cicho, mimo wszystko nadal w myślach wybierając informacje bezpieczne dla uszu ninja z innego klanu. Wszak dawno już przestał być jej uroczym partnerem -Zatem gdybyś jutro polował u boku Młodego Wilczka, Kohena bądź Sogetsu, to zwróć na nich szczególną uwagę. Przypilnuj ich. Bądź czujny i pośród wszystkich Oni najbardziej strzeż się dużych bestii o ogromnych rogach, przerażająco szybkich i plujących jadem. Otaczamy się łowcami, jednak i dla nich te kreatury mogą się okazać zbyt dużym wyzwaniem..

-Dobrze, aczkolwiek nie oczekuj wiele. Choć jako tako radzę sobie ze słabszymi Oni, to nie jestem prawdziwym łowcą jak tamci. Za bardzo im nie pomogę.
- wyjaśnił z uśmiechem Yashamaru.

-Hai, masz rację. Ale jesteś także bardziej przenikliwy niż każdy z nich. Pierwszy zauważysz podejrzane zachowania wśród łowców, bushi i mnichów - stwierdziła łowczyni z przekonaniem w umiejętności swego towarzysza. Była tylko jedna, nie mogła być wszędzie w tym samym czasie, więc dodatkowa para oczu mogła się okazać użyteczna.
Zza kurtyny czarnych włosów zerknęła na Yashamaru z zainteresowaniem wyraźnie błyszczącym w oczach -Czy nie wykazałabym się niezwykłą naiwnością, gdybym akurat Tobie zdradziła wszystkie moje plany?

Powoli, niczym wąż czający się na swą zwierzynę, przesunęła dłonią po własnej nodze, a potem przeniosła ją na udo siedzącego obok mężczyzny. Nic przesadnie lubieżnego, może tylko odrobinę bardziej niż jego delikatne pocałunki na jej szyi. A mimo to ten ruch zagęścił atmosferę pomiędzy nimi. Tym bardziej, kiedy palcami zmysłowo powędrowała po materiale jego ubioru i z wprawą obdarzyła dotykiem wnętrze jego uda. Jednocześnie sączyła mu do uszu swój szept -Wiem dobrze, że za tym urokiem, słodkimi słówkami i rozkosznym dotykiem kryje się spryt oraz oddanie swym obowiązkom. Gdyby cele naszych misji okazały się być sobie przeciwne, to ja byłabym na gorszej pozycji.

-Hai. Ale póki co nie są, ne? Na razie to dwa szlaki, które zmierzają w różne miejsca. Ale póki co… podążają obok siebie.
- mruczał Yashamaru, wędrując ustami po jej szyi, policzku i delikatnie kąsając jej płatek uszny. Palce jego dłoni nadal muskały skórę jej uda, a sama Leiko przypadkowymi dotknięciami przekonywała się jak duże wrażenie na mężczyźnie robi ta intymna bliskość między nimi.

Tym ukąszeniem wyrwał z kobiety syknięcie, ale bynajmniej nie niezadowolenia. Tak drapieżna pieszczota przeszyła jej ciało intensywnym dreszczem.
-Byłoby olbrzymią stratą, gdyby się okazało, że pod tym wszystkim... -nie tylko dla podkreślenia swych słów, ale również w zemście za te jego zęby na swym uchu, Maruiken włożyła więcej siły w swe palce dotąd zaledwie niepozornie tańcujące po wewnętrznej stronie uda mężczyzny. W tym jednym momencie zacisnęły się prowokująco. Uśmiechnęła się przy tym, ale nie łagodnie, nie ciepło, nawet nie kocio. Był to uśmiech bardzo lisi, który mieszał w sobie figlarność ze złośliwością i rozbawieniem -..Twe serce najszybciej bije do mnichów, a ciało lgnie ku nim w poszukiwaniu pochwały.

-Mam wrażenie… iż wiesz… że jest inaczej… Koneko-chan.
- mruknął Yashamaru sięgając językiem do szyi łowczyni i drugą dłonią bezczelnie ściskając jej pierś przez materiał kimona. Drapieżnie i zachłannie, zupełnie nie dbając, że mogą zostać przez kogoś podpatrzeni w dość niedwuznacznej sytuacji. -... Czy też mam dalej... udowadniać, do kogo lgnie moje ciało?

Siedząc tuż przy nim, wręcz będąc mocno przyciśniętą do jego ciała, Leiko wyraźnie czuła jego ciepło przenikające pod jej własne kimono. Jego mięśnie napinające się pod ubraniem, kiedy żarliwie chwytał za jej krągłości i jeszcze powstrzymywał się przed rzuceniem na nią.
Nie było łatwo w nim dostrzec tego dawnego młodzika, który niezdarnie wpadał do wody, drażnił swoją beztroską i przynosił jej kwiatki. W takich chwilach stawał się kolejnym mężczyzną podatnym na jej wdzięki. A ona kobietą potrafiącą docenić utalentowanego kochanka. Nie było przeszłości, nie było błędów młodości, nakazów ani zakazów. Jedynie pierwotne żądze wypełniające rozedrgane ciała.

-Mmm.. może i nie jesteś tutaj dla mnichów, ale.. z całą pewnością próbujesz zburzyć moje sojusze, ne? -pomimo gorącego oddechu mężczyzny wędrującego po jej szyi i przyprawiającego o gęsią skórkę, Maruiken zdołała przejrzeć jego plan. I malowało się to zadowoleniem na jej twarzy i w głosie -Cóż by powiedział mój słodki Płomień, gdyby nas teraz zobaczył? Musiałabym mu opowiedzieć jakim nieobliczalnym zwierzęciem jest Kusaru-san -zniżyła tembr do pomruku przeznaczonego tylko dla uszu Yashamaru -Całkiem oddanym swej żądzy.. bezwzględnym i.. niebezpiecznym. Kirisu-kun bez wątpienia wyzwałby Cię na pojedynek w moim honorze..

-Raczej od razu zaatakowałby mnie, ne? Kirisu-kun nie jest wszak samurajem.
- odparł nadal poddając ciało Leiko dotykowi swojej dłoni na piersi jak i czułym pocałunkom na szyi. Po czym musnął czubkiem płatek uszny łowczyni.- Jeśli nie chcesz więc burzyć swoich sojuszy Koneko-chan, to czemu kusisz me myśli ku zanurzeniu się pod twoje kimono i posmakowania słodyczy tam schowanej?

-To niebezpieczne ziemie, Yashamaru-kun, warto mieć wielu sojuszników
-szeptała, ale było wątpliwym, by mężczyzna skupiał się akurat na słowach płynących z ust malowanych soczystym fioletem. Bowiem w tym samym momencie także i dłoń kobiet ruszyła na.. wędrówkę.
-Może więc i Ciebie próbuję.. opleść sobie wokół paluszka.. - zachęcająco przesunęła nią wyżej po jego udzie, jednak nie pochwyciła niczego ciekawskimi paluszkami. Chytra lisica minęła najwrażliwszy fragment jego ciała. Powoli, bo przecież nigdzie jej się nie śpieszyło, musnęła brzuch, a potem tors ninja, gdzie spędziła krótką chwilę wyczuwając bicie jego serca.
Stamtąd prześlizgnęła się po szyi, aż zatonęła palcami pośród krótkich kosmyków włosów. A zamiast przyciągnąć go bardziej stanowczo do swej szyi, ona z drapieżnością odchyliła jego głowę, by móc przymrużonymi oczami spojrzeć mu w twarz. Jej gorący oddech mógł prawie sparzyć jego wargi -.. jak mi idzie?

-Niewątpliwie masz ku temu talent, ale chyba nie sądzisz… że będzie to takie łatwe, ne?
- zapytał w odpowiedzi Yashamaru sam nurkując dłonią pod jej kimono i delikatnie ugniatając ukrytą pod materiałem pierś kobiety. Uśmiechał się przy tym bezczelnie, jak za dobrych dawnych lat, spoglądając wprost w oczy swej Koneko-chan.

Wyzywająco podtrzymała jego spojrzenie, szczególnie kiedy ciche jęknięcie uciekło z jej ust -Nadal taki.. ah.. nierozważny..
Wbrew pragnieniom lśniących żywym ogniem w jej oczach. Wbrew ciału złaknionego jego dotyku wprawiającego ją w drżenie, jego siły skraplającej pot na jej nagiej skórze. Wbrew.. wbrew kuszącej chęci zamknięcia się w ich własnym świecie drapieżnych pieszczot, splatających się ciał i pocałunków tłumiących niepotrzebne słowa.
Wbrew temu wszystkiemu Leiko wolną dłonią pochwyciła za nadgarstek Yashamaru, by powstrzymać jego dłoń biorącą sobie jej pierś na własność. Balansowali na granicy, za którą były tylko dzikie płomienie pożerające zdrowy rozsądek. Jeszcze mogli zawrócić.

-Nie jesteśmy już w opuszczonej wiosce, a naszymi towarzyszami nie jest już grupka zmęczonych łowców. Otacza nas wiele ciekawskich oczu i.. uszu. Zbyt wiele, bym mogła Cię dzisiaj spętać moimi palcami.. -słowa zdradzały fantazje, jednak uścisk jej dłoni pozostawał stanowczy - Ale czy to nie dodatkowa zachęta, byś miał na względzie moje bezpieczeństwo? Zza murów klasztoru ciężko mi będzie udowodnić mój talent..

-Dobrze wiesz, że obowiązek jest na pierwszym miejscu, misja jest najważniejsza.-
westchnął smutno Yashamaru spoglądając przed siebie. Potem spojrzał na łowczynię z łobuzerskim uśmiechem. - Wiesz również, że w mieście jest wystarczająco dużo opuszczonych budynków, byśmy mogli ukryć niezauważeni aż do rana.

-Hai. Wiem też, że jeśli zapomnę się na tak długo w Twoich ramionach, to z pewnością ktoś zauważy moją nieobecność. Nie wspominając o tym, że całkiem pozbawisz mnie sił na jutrzejsze polowanie
-przymrużyła oczy, spod wachlarzy gęstych rzęs koncentrując swój wzrok na toniach jego tęczówek. Wargi rozchyliła w enigmatycznym uśmiechu, co tym bardziej upodobniało ją do zadowolonej kotki - A może to Twój chytry plan, Yashamaru-kun? Uczynić ze mnie łatwą zwierzynę?

-Iye… oznaczałoby to, że jestem całkowicie odporny na twój urok. A to przecież niemożliwe.
- odparł z uśmiechem na obliczu mężczyzna i cmoknął delikatnie policzek Maruiken. Westchnął głośno dodając.- Jeśli jednak się obawiasz takiego losu, to winnaś uciec z mych objęć, póki jeszcze przejmujemy się tymi faktami… aczkolwiek...- spojrzał z chytrym uśmieszkiem na kobietę. - Rytuał ma się odbyć dopiero wieczorem. Masz cały dzień odpoczęcie po dzisiejszej nocy, ne Koneko-chan?

-Jesteś okrutny..
-zamruczała Leiko rozbawiona jego zawziętością. Ale czy mogła mu się dziwić? Gdyby i dla niej jutrzejszy rytuał był tylko łowami, zaledwie kolejnym krokiem do Miyaushiro i swego celu, to bez wahania spędziłaby noc w męskich ramionach. Wątpiła jednak, by w obecnie niesprzyjających jej okolicznościach potrafiła się skupić na czerpaniu i dawaniu przyjemności. Bądź na udawaniu.

Już dawno przekroczyli granicę wszelkiej przyzwoitości, lecz teraz Maruiken jeszcze bardziej przechyliła się ku niemu, by wargami musnąć jego usta w pocałunku. Delikatnym, łagodnym. Podobnym do tego, jaki mieli w zwyczaju sobie wykradać w przelotnych beztroski, kiedy byli młodzi, przeuroczy i nigdy nie posuwali się dalej w tych nastoletnich okazach zakazanego uczucia. Wszak ciało Koneko-chan było narzędziem przeznaczonym dla innych mężczyzn.
Potem wyprostowała się i głową lekko pokręciła, a ruchowi temu towarzyszyło ciche zadźwięczenie kolczyków -Obowiązek przede wszystkim, sam tak powiedziałeś. Dlatego nie mogę sobie pozwolić na tak słodkie rozkojarzenie. Nie dzisiaj. Nie kiedy od rytuału może zależeć tak wiele.

- Więc co zamierzasz uczynić? I co zamierzasz mi jeszcze zdradzić, nim znikniesz w mroku?- zapytał Yashamaru bez cienia urazy w głosie. Wszak rozumiał jej sytuację i szanował decyzję. Oboje rozumieli znaczenie słowa… obowiązek.

Leiko nie odpowiedziała od razu. Przez długi czas skupiała swe spojrzenie tylko na przystojnej twarzy Yashamaru, więc w końcu przeniosła je na Shimodę pogrążoną w ciemnościach. Nieśpiesznie lustrowała jej budynki, plączące się uliczki, a w tej ciszy posłyszała również głośne śmiechy i rozmowy dobiegające z oddali.

- Hachisuka postarali się, by ściągnąć do Shimody jak najwięcej łowców, bushi, samurajów i mnichów, ne? - skwitowała te odgłosy pytaniem, aczkolwiek nie czekała na odpowiedź mężczyzny - Jednak zbierając tak wiele osób w jednym miejscu, można się spodziewać pewnego.. zamieszania. Tym bardziej, jeśli jeszcze dołączą do nich Oni.
Uniosła wysoko jedną brew, a jej wargi uformowały się w uśmiech o nieodgadnionej naturze. Figlarny, ale zdradzający istnienie drugiego dna - Lubię zamieszanie, a Ty? Pozwala się tak wygodnie.. zgubić. I prześlizgnąć w miejsca dotąd niedostępne.

-Lubię… ale moim tu zadaniem jest zwrócenie na siebie uwagi i prześlizgnięcie się do siedziby ich daymio, by wykonać moją misję. Nie zamierzam wykorzystywać zamieszania.
- wyjaśnił Yashamaru i wzruszył ramionami dodając. - Bądź ostrożna i nie daj się złapać. I pamiętaj, że jeśli mnichom nie uda się rytuał, możliwe że wszyscy zginiemy pogrzebani hordami Oni. Ponoć setki ich zbierają się dookoła nas.

-Zatem czyż to nie będzie dla Ciebie idealna sytuacja? Wyobraź sobie, jak bardzo zyskałbyś w oczach potężnych osób w klanie, gdybyś uratował jednego z mnichów przed tą hordą
-mówiła Maruiken po trochu żartem, a po trochu całkiem poważnie. Z pewnością Yashamaru rozmyślał nad wieloma planami, a ten nie mógł być z nich najbardziej absurdalny. Może tylko troszkę szalony. Ale cóż nie było ostatnimi dniami?
Westchnienie uciekło z jej ust - Rytuał oznacza nie tylko pozbycie się demonów z tych ziem i schwytanie mnie wraz z kilkoma innymi łowcami. Klan również urośnie w siłę. Jeśli więc dotąd nie mogłeś zbliżyć się do daymio i jego otoczenia, to później może to się stać jeszcze trudniejsze.

- Teraz i tak jest trudne.- ocenił mężczyzna zamyślony.- Jednak twój plan… również mi nie ułatwia zadania.
Yashamaru nie wydawał się przekonany w pełni do jej sugestii. - Zresztą tkwiąc w wyznaczonym przez mnichów też mogę uratować któregoś z nich. Sam nie wiem… jak wszystko się sypnie, mogę ledwo mieć dość sił by siebie uratować. Nie jestem wszak łowcą. I nie mam za wiele doświadczenia w walce z Oni.

-Hai. Oboje znaleźliśmy się daleko od znanego nam terytorium
-przyznała Maruiken bardzo dobrze rozumiejąc obawy swego towarzysza. Żadne z nich nie było tutaj w swoim żywiole -Dlatego musimy szukać okazji, bądź sami je sobie sprawiać. Ciebie będą otaczali głośni oraz doświadczeni łowcy gotowi ruszyć do walki z każdą ilością demonów. Zaś Kurasu-san niezbyt się rzuca w oczy i już raz pozwolił zginąć mnichowi..

Nic w głosie kobiety, ani nawet w drobnej mimice jej twarzy, nie zdradziło prawdy kryjącej się za tamtą.. klęską jego grupy. To była delikatna kwestia, o której nie musiał wiedzieć. Jedna z wielu mogących zburzyć ich niepewny sojusz.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem