Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2018, 07:57   #293
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko przyglądała mu się uważnie, prawie jakby kontemplowała urodę jego twarzy zmienionej przez lata. Jednak teraz to snucie planów przeważało nad wygasającym pożądaniem. Własny cel nad chwilą przyjemności -Iye, to nie łowami przypodobasz się panom Hachisuka. A już na pewno nie uczciwymi łowami.

-Być może… ale na razie nie udało mi się wypatrzeć innej okazji dostania się do zamku, jak tylko przez przypodobanie się im. A łowy to póki co jedyna możliwość. Chyba że.. ty masz inną propozycję?
- zapytał Yashamaru przyglądając się badawczo łowczyni.- Bo wydajesz się bardzo dużo wiedzieć na temat tego co się dookoła nas dzieje.

-Zwracanie na siebie uwagi bywa.. przydatne - Leiko opuściła skromnie spojrzenie. W przypadku innej kobiety można byłoby się nawet doszukiwać rumieńców wstydliwe wstępujących na policzki, ale nie u niej. Jej skóra pozostała nienagannie biała, a zakłopotanie było tylko jedną z wielu wyćwiczonych przez nią reakcji.
-Jak na szacownych mędrców Chińczycy mają wielu przeciwników, niektórych nawet wśród samych Hachisuka. I przynajmniej jeden z nich jest równie żarłoczny wobec jedzenia, kobiet, jak i mnisich sekretów -mówiła wspominając swe własne spotkanie z Hataro. I jak niewiele prawdy usłyszał wtedy z jej ust -Gdyby zatem dotarło do jego uszu, że któryś z łowców w swej dzielnej pogoni za demonami miał okazję znaleźć się w samym sercu Shimody, to z pewnością zaprosiłby go do siebie na rozmowę. Jego kunoichi ukryje się z pozostałymi służkami, nie będzie dla niego żadnym źródłem informacji. Jednak Ty stałbyś się cenny.

-To interesujące…
- stwierdził enigmatycznie Yashamaru, choć niewątpliwie ta wieść go podekscytowała.- … ale czy mi zaufa. W końcu nie do mnie zwrócił się z propozycją, ne?

-Oh, niewątpliwie brakuje Ci kobiecych wdzięków, którymi mógłbyś go oślepić
-Maruiken w rozbawieniu ześlizgnęła się spojrzeniem z twarzy Yashamaru na jego klatkę piersiową i niżej, wędrując po brzuchu skrytym pod odzieniem. Spotykała młodzianów o delikatnej urodzie, którzy z łatwością mogli się przeobrażać w kobiety, lecz.. jej dawny partner wyrósł na przystojnego mężczyznę, twardego i umięśnionego we właściwych miejscach. Nie dla niego były dekolty i trzepotanie rzęsami.

-Ale i mnie zaprosił na spotkanie ze względu na to, że na ziemiach Sasaki znalazłam się w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie. Poznałam tamtejsze tajemnice, których on był wyjątkowo ciekaw. A Shimoda jest jeszcze bogatsza w smakowite kąski.. -nagła nowa myśl sprawiła, że uśmiechnęła się w zaintrygowaniu - Jednak jeśli chcesz, by szepty o Kusaru-san dotarły do jego uszu, to powinieneś najpierw zwrócić na siebie uwagę jego kunoichi. Wszak nawet ona nie potrafiłaby się oprzeć Twemu urokowi, ne?

-Nie jestem pewien. To kunoichi…
- stwierdził Yashamaru przypominając Leiko, że ninja są szkoleni nie tylko w uwodzeniu. Ale i w opieraniu się takim sztuczkom. W końcu hazardzista potrafi rozpoznać stosowanie na nim sztuczek, których sam używa. A Yashamaru… przy całym swoim uroku, nie był Sasaki Kojiro.

-Jej strata. Ale bez niej nie zyskasz sobie łaski Hataro..-ciche westchnienie umknęło spomiędzy warg łowczyni, ale bynajmniej nie była to oznaka zrezygnowania. Nadal planowała, choć zadziwiające było jak wiele swego czasu poświęcała pomagając drugiej osobie. Być może powodem było to, że tą osobą był Yashamaru. A może kierowała nią chłodna pragmatyczność i korzyści płynące z takiej współpracy, a jego przystojna twarz była tylko dodatkową zaletą.

-Nie wiem co się wydarzy w trakcie rytuału i jakie będą jego następstwa. Ale jeśli nadarzy się okazja, to mogę podszepnąć jej przekonującą opowiastkę o dzielnym Kusaru-san ścigającym swe obowiązki prosto do serca Shimody -odrobina ironii zabrzmiała w jej słowach. Czy naprawdę mogła go upodobnić do Płomienia z jego własnych opowieści? -Ty zaś będziesz musiał dostarczyć posmak informacji, którym jej Pan nie będzie potrafił się oprzeć.

-Postanowię… pomyślę nad tym jutro. Gdy Hachisuka wyjawię nam swoje zamiary względem nas. Te… oficjalne zamiary.
- rzekł polubownie Yashamaru i uśmiechnął się do Leiko.- I dam ci znać.

-Będę czekała
-zamruczała w odpowiedzi łowczyni. Zapadła pomiędzy nimi kurtyna porozumiewawczego milczenia, tak właściwa dla dwójki knujących partnerów.

Ciszę przerwało tylko stuknięcie geta kobiety, kiedy te przestały kołysać się w powietrzu i dotknęły dachu. Koniec pięknego widoku, biel kimona przesłoniła i te niewielkie fragmenty ud, i kolana. Tylko zgrabne łydki jeszcze kusiły spomiędzy rozcięcia materiału.

Wstała, ale zamiast od razu pożegnać się i odejść, ona wpuściła na swe wargi figlarny uśmiech.
-Nie powinnam tego mówić, ale.. -zalśniły w ciemnościach jej oczy, gdy spoglądała z góry na mężczyznę, Wyciągnęła również ku niemu rękę i palcami czule musnęła kosmyk jego włosów -Uważaj na siebie, Yashamaru-kun. Nie jesteśmy już w mieście, nie zagrażają nam już sami wielcy panowie siedzący w swych wygodnych pałacach. Byłoby wielką stratą, gdyby rozszarpał Cię jakiś Oni.

-Ty też Koneko-chan.
- nie powiedział nic więcej. Nie musiał.
Czasem słowa nie były już potrzebne.





* * *





Ruszyła ku gospodzie powolnym krokiem i nadkładając drogi. Ktoś mógłby pomyśleć, że się tak całkiem po ludzku zgubiła, wszak kończył się dopiero jej drugi dzień przebywania w Shimodzie. I ona owszem, poszukiwała, ale nie właściwej ścieżki mającej doprowadzić ją do pozostałych łowców.
Noc poprzedzająca tak duże wydarzenie nie mogła być pracowita tylko dla niej. Cóż porabiali mnisi przygotowując się do rytuału? Jakim tajemniczym i zakazanym praktykom oddawali się pod osłoną mroku? I gdzie się podziewali ich poplecznicy? Czy ci o białych włosach doglądali bezpieczeństwa w sercu Shimody, czy z podekscytowaniem myśleli o własnych łowach na ludzką zwierzynę? Ile kobiet zostało dzisiaj zaprowadzonych do pokoju jasnowłosego demona?
I gdzież się podziewał Młody Wilczek? Czego mogli od niego chcieć Chińczycy i czy jej obawy były słuszne? Czy omamili go słodkimi słówkami o honorze i ratowaniu świata przed demonami? Kogo upatrzyła sobie Sakusei na swą pierwszą ofiarę w Shimodzie?

Tak wiele pytań, na które odpowiedzi mogły się czaić właśnie wśród ciemnych uliczek. Dzień w świetle słońca spędziła na długich i trudnych rozmowach. Noc zaś była tą idealną porą do odkrywania cudzych sekretów.
A tymczasem..

Natknęła się na kilku pijanych łowców, jednemu nawet musiała dać wachlarzem po łapach. Wziął ją bowiem za gejszę. Poza tym wędrówka nie przynosiła żadnych nowych ciekawostek. Żadnych znajomych twarzy.

Maruiken wyszła już na obrzeża Shimody, a wtedy...Ganriki się odezwało. Słabe i ciche… ale nieprzyjemne jak komar latający przy uchu. Łowczyni użyła więc Naimenteki joukei i rozejrzała się szukając owego “komara”. Znalazła więcej niż się spodziewała.
Niewiedza czasami bywa błogosławieństwem.

Oni. Setki potworów otaczało całe miasto dużym kręgiem. Małe i duże, pokraczne i liczne. Na razie ukryte przed ludzkim wzrokiem. Ale ich liczba przytłaczała. Była to prawdziwa barbarzyńska armia oblegająca to miasto i czekająca na rozkaz do szturmu. Był to cyklon… a Leiko znalazła się w jego oku. Ile z nich mogła pokonać… 20.. 30.. 40… 60? Dzięki oku dłużej zachowałaby siły, ale i ona uległaby przewadze bestii.
Dobrze więc, że nie była sama.
Niemniej czym jest armia bez generała?






I ten też tu był. Oni o czerwonych ślepiach i zębach niczym ostre miecze. Oni o wzroście pięciu rosłych mężczyzn. Prawdziwy gigant. Największy Oni jakiego Leiko widziała w życiu.

Poczuła jak serce zamiera w jej piersi. Jak oddech, zdawałoby się że ostatni w jej życiu, wciska się w rozchylone usta. Nie było już głośnych śmiechów dobiegających z odległej gospody, nie było codziennych odgłosów ludzi przygotowujących się do zaśnięcia. Tylko Ganriki podzwaniało jej w uszach, ale nie był to już ostrzegawczy sygnał. Ten komar zdawał się latać wokół jej głowy i wypełniać ją monotonnym brzmieniem. Ciężko było jej sobie wyobrazić, by kiedykolwiek jeszcze miała zaznać.. ciszy.

Istniała tylko ta horda demonów zacieśniająca się wokół Shimody. Oraz ich przerażający generał. Jego wściekle krwiste oczy pochłonęły cały świat.
Pochłonęły całą Maruiken Leiko.

Czy naprawdę znalazła się pomiędzy mnichami, ich marionetkami w ludzkiej i demonicznej skórze, a.. a tą armią Oni? Wszyscy wiedzieli, że ściągną tutaj w dużej ilości, wśród łowców nawet krążyły mrożące krew w żyłach opowieści o ich przytłaczającej liczebności. Jednak co innego było słyszeć takie niepotwierdzone niczym plotki, a czym innym.. zobaczyć na własne oczy ogrom przywołanych tutaj demonów. Dotąd Leiko trochę lekceważyła sobie ich obecność, bowiem to mnisi z ich planami wydawali jej się ważniejsi i bardziej zagrażający jej życiu. Jednak w tej krótkiej chwili, zdającej się trwać wieczność, Oni w pełni zdominowały jej myśli. Nie była w stanie już ich ignorować i zrzucać na barki prawdziwych łowców.

Jeśli zdoła uciec mnichom, ich własnym demonom i białowłosym bushi, to jeszcze będzie musiała się przebić przez to morze kłów, szponów, tryskającego jadu.
Jeśli zaś okaże się być zwycięska w swoich potyczkach z Oni, to nadal gdzieś tam będzie czekała na nią drewniana skrzynia.
Reszta życia spędzona w klasztorze na łasce Chińczyków, albo zostanie rozszarpaną i pożartą przez demonicznego generała oraz jego armię. Nie potrafiła teraz dostrzec trzeciej ścieżki, która mogłaby doprowadzić ją bezpiecznie do celu. Może taka po prostu.. nie istniała. Wszystko czego dokonała na tych ziemiach stawało się... nieważne w obliczu takiego zagrożenia. Nauki Mateczki nie przygotowały jej na bycie zaszczutą zwierzyną. Jak.. jak..
Jak więc mogła uratować kogoś innego, jeśli nie widziała sposobu na uratowanie samej siebie?

Zacisnęła mocno powieki otaczając się ciemnością, z której nie spoglądały w jej kierunku czerwone ślepia wrogów. Tu było bezpiecznie, tu była sama.
To nie była bezbronnym dziewczątkiem kruchym jak kwiatuszek. Miała swój spryt. Miała Oko!
Nazbierała też sobie sojuszników. Wprawdzie nie miała w zwyczaju polegać na innych ludziach, ale.. ten widok tym bardziej utwierdził ją w przekonaniu, że samotnie nie przetrwa jutrzejszej nocy. Zaś jej siostrzyczka nie miała żadnej zaufanej osoby wśród Chińczyków i Hachisuka noszących fałszywe maski. Nie miała nikogo oprócz Leiko. Tylko ona mogła jej pomóc. Zatem jeśli się teraz podda, jeśli wpadnie do tej otchłani wątpliwości, to Mateczka straci dwie córki zamiast jednej. Przecież taka porażka złamałaby jej serce..


„Nie mamy życia Leiko-chan. Mamy misję. Tylko ona się liczy.”


Hai.. strach nie mógł się okazać silniejszy od jej poczucia obowiązku. On był najważniejszy. Był sensem jej istnienia.

Paznokcie łowczyni prawie wbiły się w skórę jej dłoni, kiedy kurczowo zamknęła je w pięści próbując zapanować nad drżeniem swego ciała. Odetchnęła głęboko.

Kiedy zaś z powrotem otworzyła oczy, po czasie zdającym się trwać wieczność, to nie widziała już żadnych demonów. Zniknęły jak za pstryknięciem palca, niczym koszmar rozpływający się w niepamięć po przebudzeniu.
Otaczało ją jedynie miasto. Pozornie zwyczajne, takie jak wiele innych w Japonii. Spokojne, uśpione. Nieświadome zagrożenia, jakie czaiło się tuż za jego granicami.



* * *



Z jaką łatwością Maruiken odnalazła drogę powrotną do gospody. Szybko, bez zachodzenia w boczne uliczki i bez zaglądania w mrok mogący kryć tak wiele soczystych sekretów. Nie pozwalała się ponownie porwać własnej ciekawości. Ten jeden raz.. zdecydowanie na dzisiaj wystarczył.

Uspokoiła swój oddech. Wymalowała na wargach śliczny uśmiech. Założyła maskę, przez którą nikt nie dostrzegłby jej strachu. Tak przygotowana przekroczyła próg gwarnej sali, gdzie łowcy w najlepsze przelewali kolejne potoki sake. Zazdrościła im teraz tej niewiedzy i beztroski.

Lawirując pomiędzy mężczyznami wymachującymi w powietrzu niewidzialnymi broniami i zabijającymi wyimaginowane potwory, a służkami kręcącymi się z tacami wypełnionymi jedzeniem i sake, Maruiken zdołała powrócić do swych towarzyszy. Nie było niczym zadziwiającym, że akurat przyszła na kolejną nieprawdopodobną opowieść płynącą z ust podpitego Płomyczka. Miał widownię, więc jakże mógłby się oprzeć wprawieniu ich w podziw swymi łowieckimi dokonaniami, ne? A oni, równie blisko zaznajomieni z butelczynami sake, korzystali z okazji do podśmiewania się z młodziana. Wszyscy byli zadowoleni.
Kogucik chyba.. chyba nawet nie zauważył na jak długo zniknęła. Ale to dobrze. Im mniej wiedział o spotkaniach Leiko z innymi mężczyznami, tym lepiej było dla ich relacji.

Usiadła przy nim, by móc nareszcie podjąć jedną z ważniejszych decyzji dotyczących jutrzejszego polowania. Tym jeszcze ważniejszej po widoku, jaki w swej ciekawości podejrzała w ciemnościach nocy. I wprawdzie głośna sala nie do końca pozwalała się skupić na własnych myślach, ale była idealna dla jej potrzeb. Tutaj miała większość łowców w jednym miejscu. Mogła sobie wśród nich wybierać, jakby byli towarami na bazarze.

Kirisu-kun był oczywistym wyborem. Wiele można mu było zarzucić – gorącokrwistość, naiwność, nadmiernie bogatą wyobraźnię, brak skromności, czy myślenie pewną bardzo męską częścią swego ciała. Nie byłby idealnym towarzyszem życia, ale na łowach nieraz już pokazał swą użyteczność. Potrafił całkiem umiejętnie posługiwać się swoimi trójzębami, rzadko kiedy rezygnował z walki i zabłyśnięcia w jej oczach, a jednocześnie wielce troszczył się o dobro jej.. cóż, jej ciała. Wątpiła by pozwolił komukolwiek, czy to demonowi czy człowiekowi, zranić swą partnerkę i kochankę. Nie po tym, jak prawie ją stracił w walce z pajęczymi potworami.

Towarzystwo Niedźwiedzia zawsze było jej miłe. Ten postawny mężczyzna, postrach wszystkich demonów, Nie był wobec niej natarczywy i zamiast próbować dobrać się pod jej kimono, on.. troszczył się o nią. A przynajmniej takie odnosiła wrażenie za każdym razem, kiedy razem podróżowali. Z pewnością jej wdzięki nie były mu całkiem obojętne, ale przede wszystkim widział w niej partnerkę w łowach, nie kochankę mogącą uprzyjemnić mu chłodne noce. Szanował ją i lubił jako łowczynię, ale również swą potężną sylwetką i prawie nieludzkiej wielkości ostrzem sprowadzał cudowne spustoszenie wśród demonicznych szeregów. Leiko wykazałaby się niemałą.. cóż, głupotą, gdyby nie chciała go mieć u swego boku.

Ta dwójka była łatwym wyborem, lecz co z ostatnim łowcą?
Czy powinna zdecydować się na towarzystwo kogoś wtajemniczonego w intrygi klanu, kogoś takiego jak Yashamaru bądź Sakusei?
A może to w jedności była siła, więc powinna trzymać blisko przy sobie Kohena, Wilczka bądź Sogetsu, by wspólnie walczyć przeciwko rogatym demonom?
Bądź mogłaby całkiem zrezygnować z chłodnego kalkulowania i po prostu otoczyć się opieką Czapli lub Jednookiego Wilka. Jeszcze wczoraj do tej kategorii zaliczyłaby również Sakurę, lecz drobny konflikt całkiem pokomplikował ten sojusz. Wprawdzie nie podejrzewała różowowłosej o chęć zostawienia sprawnej manipulantki na pastwę krwiożerczych Oni, ale Maruiken miała już tak wiele na głowie, że ani myślała dodatkowo jej sobie zaprzątać krzywymi spojrzeniami drugiej łowczyni.

Uniesienie czarki do ust i upicie z niej odrobiny sake, sprytnie ukryło drżenie kącika jej warg we frustracji związanej z podjęciem tak trudnej decyzji. Spojrzeniem zaś pobieżnie prześlizgnęła po sali.
Nie dostrzegła nigdzie Akado. Czyżby jeszcze nie wrócił ze swego spotkania z mnichami? Dokąd zabrali go na tak długo i jakimi kłamstwami karmili?
Ten młodzian posiadał wiele cech, które one postrzegała za przydatne w trakcie łowów, a już szczególnie tych jutrzejszych. Odznaczał się talentem w posługiwaniu się kataną, jak i siłami płynącymi z posiadania Oka, a nawet jeśli nadal był odrobinę.. nieopierzony, to nadrabiał ślepym oddaniem swej misji. Nie mogła mu również odmówić odwagi oraz troski wobec swych towarzyszy. Ją samą już dwa razy próbował obronić – raz przed dwugłowym potworem, a drugi raz przed straszliwym duchem ronina o łobuzerskim uśmiechu. Z pewnością w trakcie rytuału tak samo chętnie pilnowałby jej bezpieczeństwa, ne? O ile mnisi jeszcze nie zatruli jego umysłu..

To była niepewność, na którą musiała się odważyć. Wilczek nie był Kasanem, ani żadnym innym z białowłosych bushi służących Chińczykom. Iye, on był miłym i słodkim chłopcem. Tak niewinnym, że nawet nie dostrzegł niestosowności swej propozycji, kiedy zechciał dzielnie spędzić noc w pokoju Leiko i strzec jej snu. A chociaż Setsuko przy każdej okazji wypominała jej porażki w oplataniu młodziana wokół palców, to przecież Maruiken często znajdowała się w jego towarzystwie. Dzięki temu nie była dla niego nieznaną twarzą bez imienia, ale partnerką w łowach. Zastanowiłby się dwa razy nim kierowany kłamstwami mnichów podniósłby na nią ostrze swej katany. Jeśli zaś wierzyć planom klanu, to jutro będzie miała jeszcze cały dzień, aby wytępić robactwo zasiane w jego łatwowiernym umyśle.

A zatem to na Kogucika, Niedźwiedzia i Młodego Wilczka padł jej wybór. Istny zwierzyniec.
Dopiero jutrzejszej nocy okaże się, czy zawierzyła swe bezpieczeństwo we właściwe ręce.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem