Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2018, 21:41   #42
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Pizzeria "Vito's"
Środa, wieczór

Słońce zachodziło, przed pizzerią "Vito's" zatrzymały się dwa radiowozy. Jeden z policjantów natychmiast po zatrzaśnięciu drzwi ruszył w kierunku O'Connora.
- Ani kroku.

Zaciągnął się papierosem i z odchyloną do tyłu głową wydmuchnął dym pionowo w górę, po czym zdjął nogi ze stolika. Wszyscy czterej funkcjonariusze patrzyli na niego spode łba, ale nic nie powiedzieli. Widział jednak, że jeden z nich poczerwieniał na twarzy. Raymonda nie interesowało co myślał, a pewnie nie była to laurka wystawiona profesjonalizmowi nie pozwalającemu przemaszerować przez środek miejsca zbrodni.
Okrężną drogą podszedł do fotografa ściskającego kurczowo swój sprzęt.

- Chcę dokładnych zdjęć. Bardzo dokładnych - zapowiedział, zaś mężczyzna skinął tylko głową i zabrał się do pracy, która szła mozolnie. Zdjęcie całej scenerii. Zdjęcie frontu pizzerii, szklanych odłamków, śladów opon, miejsca postoju samochodu, łusek, ciał w ujęciu ogólnym oraz poszczególnych cech takich jak twarze czy rany postrzałowe. Zdjęcie wybitego okna i podziurawionej kulami części zewnętrznej oraz wewnętrznej lokalu.

Ciszę przerwało burknięcie pod nosem jednego z policjantów rozpoczynających obchód po miejscu zbrodni.
- To pieprzona wojna gangów...

Jego towarzysze nie zwrócili na to uwagi. Najwyraźniej chcieli szybko odbębnić zadanie i wrócić do domów. Najtęższy ze wszystkich, na oko czterdziestoletni mężczyzna z łysiną opisywał zawzięcie zastany widok. O'Connor tymczasem bez słowa wszedł do lokalu, skąd zabrał jedną nie do końca opróżnioną szklankę z alkoholem. Wcisnął koledze po fachu w dłoń, a ten spojrzał na detektywa podejrzliwie. Nim jednak zdążył się odezwać Raymond wyrwał mu szkło.
- Myślałem, że z whisky też potrafisz wróżyć.

Odrzucone na bok naczynie z hukiem roztrzaskało się o ulicę. Detektyw podjął nim z otwartych ust policjanta zdążył wydobyć się dźwięk, lekceważąco ucinając temat w samym zarodku.
- Nie zapomnieliście o czymś? Najnowsza technika zwana: przesłuchanie świadka? Wyciągaj kapownik i pisz. Samochód...

Auto opisał najdokładniej jak tylko potrafił, co równoznaczne było z zapisaniem gryzmołami trzech stron niewielkiego notatnika. Nie czekał na pytania ze strony funkcjonariusza. Odwrócił się na pięcie i skierował do własnego, służbowego pojazdu. Po drodze, nie spoglądając na cywila, machnął ręką w jego kierunku. Nie miał czasu na pierdoły.
- Przekażcie, żeby znaleźli ten samochód! - zawołał wsiadając. Drzwi z drugiej strony otworzyły się w chwili zatrzaśnięcia tych po stronie kierowcy. Raymond wydobył papierosa i z trzaśnięciem zapalniczki powołującym do życia wysoki płomień, zapalił końcówkę. Kolejne trzaśnięcie, tym razem duszące płomień, poprzedziło uruchomienie silnika.

Zrobiło się już ciemno, gdy w nieprzerwanym milczeniu dotarli na miejsce. Detektywowi to nie przeszkadzało, a nawet było na rękę. Ostatnie, czego było mu trzeba to paplający fotograf na siedzeniu pasażera. Obawiał się, że dziś mógłby zapewnić mu rychłą wizytę u dentysty. Nastrój Raymonda nie poprawił się po wyjściu. Jedyne zdjęcia, jakich mógł sobie zażyczyć to krajobraz miasta z palmami. Wszelkie niezauważone ślady zostały zatarte przez badających zdarzenie policjantów przybyłych zaledwie dzień wcześniej. Można było zamknąć ulicę. Nie obchodziło go, że nikt nie mógłby tędy przejechać. Były jeszcze inne drogi.

Ostatni raz spojrzał na zakręt, na którym doszło do czołowego zderzenia, wystrzelił niedopałek i splunął zanim wsiadł. Tym razem jednak odwrócił się w kierunku pasażera.
- Następny przystanek - kostnica. Mogę cię wysadzić w dowolnym momencie.

Nie zabrzmiało to dobrze. Nie przejmował się jednak ani tym, ani spojrzeniem fotografa, który po dłuższej chwili zrozumiał o co chodziło.
- Może być kostnica - odparł nieco zbyt piskliwym głosem fotograf.



Kostnica
Środa, noc

Pasażer zmył się niemal natychmiast po zatrzymaniu. Nie trzeba było być Sherlockiem Holmesem, aby widzieć, iż jak najszybciej chciał opuścić towarzystwo detektywa. Ten jednak wypuścił go dopiero, gdy przekazał, że chce mieć wywołane zdjęcia facjat następnego dnia rano. Niewyraźna mina fotografa świadczyła, iż zdaje sobie sprawę, że czeka go przynajmniej częściowo nieprzespana noc.

Raymond przez ciężkie drzwi wszedł do środka, gdzie przelotnie machnął odznaką i skierował się do pomieszczeń sekcyjnych jakby doskonale znał drogę. I rzeczywiście tak było. Na miejsce dotarł jeszcze przed koronerem. Detektyw siedział na stole z głową pogrążoną w kłębach gryzącego dymu. Ze zmrużonymi oczami obserwował otwierające się drzwi.
- Jest pan mordercą - przywitał koronera zaciągając się kolejny raz.
- Zabił pan Howarda Blackwooda, ale z jakiegoś powodu chce pan, żeby wyglądało to na zawał serca. Jak pan to zrobił?

- Nie zabiłem go to pewne.
Koroner znał Raymonda, dlatego nie zaskoczył go styl jakim go przywitał. Już razem pracowali i byli uodpornieni na swoje charaktery. Baker w przeciwieństwie do O’Connora był jednak marudą.

- Dawaj go na stół - przetarł twarz O’Connor i przyjrzał się dokładnie papierom podpisanym przez Paula Blackwooda jako rozpoznającego ciało.

Dwaj pomocnicy wyciągnęli ciało z lodówki. Blackwood poza siniakami na nogach, otarciami w okolicach kostek i złamaniami nie miał świeżych obrażeń. Widoczna była duża blizna na brzuchu zapewne po starej operacji. Widać było również nacięcie w klatce piersiowej. Patolog rozcinał klatkę piersiową mężczyzny podczas sekcji, co potwierdziło, że Blackwood zmarł na zawał.

O’Connor zerknął w papiery. W rubryce przyczyna śmierci widniało: niedrożność naczyń wieńcowych z powodu miażdżycowej choroby serca. Tryb śmierci jest przypadkowy.
Cytat:
Cause of death: coronary occlusion due to arteriosclerotic heart disease. The mode of death is accident.
Podszedł bliżej, by pobieżnie obejrzeć ciało. Wyraźnie złamana była kość widełek goleni prawej nogi. Poszła kość boczna i przyśrodkowa. Lewa nie pozostała bez szwanku - złamana piszczel. Otarcia znajdowały się w okolicach kostek. Punktowe. Oba siniaki znajdowały się na lewym udzie. Jeden z nich był duży, lecz Raymond nie potrafił określić ich pochodzenia. Cięcie sekcyjne i drugie...

- Jak dawno i po czym? - mruknął wskazując na bliznę. Nie tracił jednak czasu na oczekiwanie na odpowiedź. Strzelając zakładanymi, gumowymi rękawiczkami odchylił najpierw lewą, a potem prawą rękę, by dojrzeć to, co było do tej pory osłonięte.

- Jakieś dziesięć lat temu wycięli mu wyrostek robaczkowy.

Przy okazji przyjrzał się paznokciom oraz skórze dłoni w poszukiwaniu drobnych uszkodzeń, stopnia szorstkości oraz nienaturalnych odbarwień. Powtórzył to samo dla obu nóg. Obejrzał także pięty i stopy. Howard Blackwood leżał z porozrzucanymi na boki kończynami, lecz O’Connor jeszcze z nim nie skończył. Z rosnącym, zakrzywionym ku dołowi popiołem, resztkami papierosa odmierzającego czas zajrzał najpierw do jednego, potem drugiego ucha. Długi glut popiołu połamał się przy zderzeniu z podłogą. Następne były oczy. Ordynarnym ruchem uniósł obie powieki, by spojrzeć pod nie, na gałki oczne i do wnętrza przez martwe kominy źrenic. Równie gwałtownym ruchem otworzył usta. Przyjrzał się zębom pod mocno odciągniętymi w górę wargami, wyciągnął chwycony w palce język oglądając z każdej strony, po czym bezceremonialnie wsadził rękę do gardła nieboszczyka.
Zużytą rękawiczkę, wywiniętą zewnętrzną częścią do środka, odrzucił za siebie, na podłogę. Założył następną i przyjrzał się skórze głowy oraz szyi. To ostatnie z miejsc zainteresowało go szczególnie. Były tam ślady krwawego podbiegnięcia i wyraźne pęknięcie błony wewnętrznej na wysokości bruzdy wisielczej. Denat był podduszany albo wręcz powieszony.

- Czas zgonu?
Papieros w kąciku ust zatrząsł się podczas mówienia, lecz detektyw nie zwrócił na to uwagi. Zamknął oczy. Ponownie przystąpił do oględzin zwłok. Tym razem z użyciem innego zmysłu niż wzrok.

- Około dziewiątej przed południem.

Powoli i bardzo dokładnie obmacywał zwłoki zaczynając od góry do dołu nie pomijając żadnego fragmentu ciała. Przejeżdżał palcami i uciskał chcąc starając się wyczuć drobne anomalie. Jedynie z klejnotami rodowymi Blackwoodów obszedł się nieco inaczej, choć początkowo nic na to nie wskazywało. Dopiero wtedy, gdy zgodnie ze schematem powinien przesunąć rękę dalej, ścisnął mocno zwiększając szansę na wykrycie ewentualnego ciała obcego. Różne przedmioty w różnych miejscach zostawiali zabójcy. Detektywa nie obchodziło jak cała scena wyglądała.

Przekręcił nieboszczyka na plecy i powtórzył stosowane wcześniej badania. Tym razem jednak wbił dłoń prosto w odbyt, gdzie grzebał przez chwilę. Zmienił rękawiczkę odrzucając zużytą, wywiniętą za plecy.
Gdy skończył raz jeszcze obrócił zwłoki. Ponownie z zamkniętymi oczami skupił się na szyi, by zbadać krtań oraz rdzeń kręgowy na wysokości szyjnej. Na nierozciągliwej linie jedno i drugie trzasnęłoby jak zapałki. W przeciwnym wypadku… śmierć mogła nie być delikatna. Brak dopływu powietrza, spuchnięty ozór. Dałoby się wykryć.

- Sprawdź uduszenie.
Rzucił do lekarza sięgając do papierosa, gdy dwie pozostałe rękawiczki spadły cicho o kafelki podłogi. Nie wyczuł przerwania rdzenia kręgowego, co wykluczało linę statyczną. Jeśli już to dynamiczna, cienka, choć jednocześnie wystarczająco gruba, by nie przeciąć skóry. Jeśli to była lina.

- Rzeczywiście ślady na szyi są znacznie wyraźniejsze niż w czasie sekcji. - Baker przyznał detektywowi rację. - Te cholerne skoki napięcia, zobacz w jakim oświetleniu musimy pracować. - próbował się tłumaczyć.

- Sugerujesz powieszenie czy zadzierzgnięcie?- lekarz kichnął i zakrył twarz dłonią. Po chwili kontynuował. - Zwykle bruzda wisielcza znajduje się pomiędzy wyniosłością krtaniową, a kością gnykową. Dalej biegnie ku tyłowi, wznosi się i ostatecznie albo łączy się na karku albo okolicy podpotylicznej. Tu nie mam tak wyraźnych śladów. Jeśli wisiał to z pewnością przez chwilę. - dedykował Baker.

- Bardzo możliwe, że był podduszany za życia. Ale nie to raczej nie była przyczyna zgonu.

Przynajmniej nie bezpośrednia.

- Niedawno zrobiły się bardziej widoczne, czyli był podduszany mniej więcej wtedy, kiedy się przekręcił?

- Możliwe. Ale może go transportowali z jakimś workiem zaciśniętym na szyi. Kto wie, mogło tak się zdarzyć.

- Zaglądałeś mu w bebechy. Czy pikawa mogła mu stanąć z silnych emocji? - zapytał wskazując na szyję.

- Silne emocje, stres, jakiś nagły szok. Jest tego sporo. Był zawałowcem. Prędzej czy później serce by nie wytrzymało.

O'Connor dowodem tego nazwać nie mógł, ale silną poszlaką jak najbardziej. I stanowiło przesłankę do wstrzymania odczytania testamentu. Policja miała wszelkie podstawy do tego, by wszcząć śledztwo w sprawie morderstwa. Było dokładnie tak, jak powiedział na komisariacie. To nie seria nieszczęśliwych zbiegów okoliczności. Chyba, że Blackwood był skrzywiony i lubił być podduszany przez panienki. To jednak miało wykazać dochodzenie.

- Wyniki badania krwi?

- Czysty. Brak podejrzanych substancji.

- Dawaj Martino.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline