Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2018, 23:39   #43
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Redakcja The Times-Picayune, poranek (piątek)
- I tak mamy więcej informacji niż należałoby wrzucać w szpaltę na raz. - Sebastienne wyspany i świeży niczym skowronek zdawał się być odporny na sceptycyzm. - Na razie chcę spotkać się z nim aby ustalić co możemy puścić w popołudniówce, a co na jutrzejszy poranek. Jak rzucimy wszystko to będą wściekli, a jak będę z O’Connorem to konsultował, łatwiej na jakąś nić współpracy. Może dać coś na popołudniówkę, abyśmy publikację innej informacji wstrzymali do jutra? - Lovell zawahał się. - Przy okazji. Ten twój informator, Warren… może być informatorem również Ballarda. Wtedy jeżeli opublikujemy na razie tylko to co chce Warren, możemy nie wypracować przewagi nad Itemem. Może by w temacie Morozowa uderzyć mocniej?
- Konkurencją się nie martwię - odpowiedział John. - Oczywiście zerknijmy, co piszą o tym nieszzęsnym samobójcy. Ale wątpię, by mieli więcej informacji od nas. Na dzisiejsze spotkanie wysłali Southgate’a, natarczywy typ. Może coś wyciśnie z Warren’a. Zobaczymy co opublikują. Na weekendowe wydanie przygotuj większą porcję faktów. Dziś wieczorem tylko zajawka, nic dużego, jakiś chwytliwy lead. - John przechadzał się nerwowo po gabinecie.

Śmiech studentów poniósł się po redakcji. Jenny wparowała do redakcji wymalowana i wystrojona jakby wybierała się na ślub. To jej wejście wywołało falę euforii w grupie studentów.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/736x/a6/87/40/a68740caf51c0bf028f08c448f888826--s-fashion-vintage-fashion.jpg[/MEDIA]


- Działają mi na nerwy. - Woodbridge skwitował odgłosy dochodzące zza drzwi. - Idę za parę minut do drukarnii. Bierz się za artykuł… A jeszcze jedno co ustaliłeś coś nowego w sprawie Blackwooda?
- Na tą chwilę wszystko. - Sebastienne zerkając ku Jenny przez oszklone drzwi gabinetu naczelnego, zreferował posiadanie informacje. Nie bez dumy. Jak na jeden dzień zbierania informacji, było ich dużo. I to jakich. John nie musiał wiedzieć, jak stosunkowo łatwo Sebastienne wszedł w ich posiadanie.
- To hit i mam wrażenie, że ta sprawa to niesamowicie skomplikowane szambo. Wydaje mi się, że sprawa Morozowa wkrótce zostanie połączona ze śledztwem w sprawie Blackwooda. Mogą być też kolejne trupy. Zastanawiałem się nad tym wszystkim. - Lovell zamyślił się. - Są czasem depozyty możliwe do podjęcia tylko wtedy, gdy dwóch, trzech, lub więcej notarialnie upoważnionych stawi się zgodnie i razem. Zastąpić może to akt zgonu jednego z nich. Komuś zależało na uzyskaniu aktu zgonu Blackwooda przed kimś innym, bo jak inaczej wyjaśnić to co stało się w nocy? To nic pewnego, mgliście łączę fakty szukając powodów ich wystąpienia.
- Morozow jest martwy. Pewnie wiedział coś ważnego. Trup i tak nic już nie powie. Trzeba szukać innych świadków. To pewnie robią gliniarze. Podobno wsadzili jakiegoś włocha w związku ze sprawą Blackwooda. O tym moglibyśmy napisać coś osobnego. Pamiętasz pół roku temu pisaliśmy o gangsterach, kojarzę to chyba byli włosi. - John otworzył drzwi od gabinetu zawołał jednego z pracowników. Poprosił o szukanie w archiwum artykułów o włoskich przestępcach.

Jenny zbliżyła się do drzwi gabinetu i o coś zapytała naczelnego.
- Tak. Sebastienne jest u mnie. Proszę czekać. - odpowiedział. Przymknął drzwi.

- Wnuczka Jacksona pytała o ciebie - zwrócił się do Lovella. - Wygląda jak dama.
- Takiej powiem szczerze jej jeszcze nie widziałem. - Szwajcar przytaknął. - Hm… Mam pewien pomysł. - Spojrzał na Woodbridga. - I tak wiemy na tą chwilę więcej niż Warren powie w sprawie Morozowa na meetingu dla dziennikarzy. Wysłanie któregoś z naszych reporterów, byłoby tylko stratą jego czasu. Z Itema ma iść Southgate, natarczywy typ. Może idźmy w przeciwne wrażenie? Ktoś spokojny i jedynie notujący. Reprezentatywny, a nie atakujący o informacje. - Sebastienne skinął głową ku drzwiom za którymi czekała Jenny. - Przy okazji zaznaczylibyśmy naszą postępowość.
- Niech idzie. Wprowadź ją w temat. Ale bez szczegółów. Niech notuje i zadaje oczywiste pytania. Niech napisze szkic artykułu na ten temat. Chcę sprawdzić czy dziewczyna pisze poprawnie.
- Jawohl. - Lovell wstał i sięgnął po marynarkę. - Zacznę pisać o Morozowie, artykuł dotyczący Blackwooda dopiero po spotkaniu z O’Connorem. I… - Choć zmierzał do drzwi to obrócił się jeszcze do naczelnego. - Ten motyw z depozytem, notariuszem, aktem zgonu. Mogę napisać felieton? Bez nazwisk, nawiązań. Jeżeli było coś takiego na rzeczy i jakiś prawnik zauważy związek, może zgłosi się na policję. Będziemy mieli wkład w śledztwo. Jak to ślepy strzał, to nie ryzykujemy niczym.
- Niech będzie felieton. Pomysł nie jest głupi, a ryzyko jak zauważyłeś niewielkie. Masz zgodę. Pisz. Ja muszę iść do drukarni.
- Do zobaczenia. - Szwajcar wyszedł z gabinetu.

- Hej Jen. Mein Gott, nawet dziennikarzowi brakuje słów by opisać jak wyglądasz - odezwał się do Jacksonówny zamykając za sobą drzwi.
- Wyraz twarzy mi wystarczy. - Dziewczyna uśmiechnęła się. - Wydałam na to fortunę. Byłam na zakupach z Emmą Daliet. Ma gust trzeba jej przyznać. Ale widzisz dowiedziałam się o niej nieco więcej. Nie jest tak sfrustrowana jak przed nami udawała przy pierwszym spotkaniu. Umie cieszyć się zakupami i życiem. Wiesz - Jenny zrobiła pauzę jakby wahała się czy zdradzać Lovell’owi swoje przypuszczenia - wiesz podejrzewam, że ona kogoś ma na boku. Tylko po co jej w takim razie dowody na zdradę męża?
- Możliwe. Powiedzmy, że Emily chce się rozwieść aby być z kimś, z kim przyprawia aktualnie rogi mężowi. Jak to ona udowodni zdradę męża, to rozwód nastąpi z jego winy. - Lovell uśmiechnął się krzywo. - Majątek dla niej.
- Dziś mam kilka spotkań po południu. Pogadam z tym mężem Emmy. Zobaczymy może mi zrobić ładne zdjęcia. Umówiłam się z nim. Jestem trochę podekscytowana.
- To przestań być. Ekscytacja przesłania trzeźwe spojrzenie. Coś ci może umknąć.

- Co tam u naczelnego? - Jenny zmieniła temat. - Patrzył na mnie jakby mnie pierwszy raz widział w redakcji. To nie jest dobry omen.
- Nie jest Jen. Es ist nicht… - Sebastienne potwierdził obejmując lekko dziewczynę i kierując do swojego biurka. - Owszem, pracujesz z Peterem po nocach, latasz jako kurier - mówił gdy szli - ale to nic przy tym co jest gdy się robi za reportera. Sama zresztą widziałaś. - Wskazał miejsce koło biurka gdzie ostatnio spał zwinięty, gdy nie opłacało się wracać do domu. Lekkim gestem wymusił jej siad na krześle, samemu siadając na biurku i wyciągając papierosa. - Dziś spotkanie dziennikarzy z detektywem Warrenem, tym od sprawy samobójstwa lekarza w szpitalu. Będziesz na nim reprezentować Picayune. - Odpalił papierosa i zaciągnął się. - Zrobisz materiał z tej konferencji. Dlatego spojrzenie Johna to raczej zły omen. Bo jak się spiszesz, to będzie pierwszy krok by wejść w to gówno. - Lekko zapukał w swoje biurko i mrugnął.
- Niewiele wiem o tej sprawie. - Dziewczyna zakłopotała się. - O co mam pytać?

Sebastienne wprowadził ją pokrótce w śledztwo, choć tak jak chciał Woodbridge nie dawał zbyt wielu szczegółów, ani informacji, które przekazał Warren.
- Nie drąż, nie bądź wścibska, nie naciskaj - kontynuował, gdy już przekazał to o czym Jenny powinna mieć pojęcie. - Jeżeli choć przez myśl ci przejdzie, że pytanie, które chcesz zadać może postawić detektywa w złym położeniu i wymusić aby rzucił coś, czego na razie nie chce dawać prasie, to spasuj. Wir haben już i tak więcej, niż Warren zechce dziś zdradzić, toteż nie ma to sensu. Niech z detektywem szamocze się Southgate z Itema i reporterzy z brukowców. - Szwajcar uśmiechnął się lekko. - Naturlich, jeżeli będziesz tylko siedzieć i notować, to pozostali mogą podejrzewać, że mamy informacje z innego źródła. Dlatego bądź aktywna, ale zadawaj pytania oczywiste. Niech inni myślą, że nie odpuszczamy tematu, ale nie przywiązujemy do niego większej wagi, śląc tylko uroczą, obiecująca stażystkę, a nie jakiegoś starego wyjadacza. Dasz sobie z tym radę?
- Myślałam że to wymagać będzie dużo inicjatywy z mojej strony. W porządku poradze sobie, chyba. - Jenny zawahała się. - A dasz mu jakieś wskazówki, czego konkretnie oczekuje naczelny po tym sprawozdaniu z konferencji?
- Chyba niczego, poza tym, co powiedziałem. Chcę też zobaczyć twój warsztat. Masz zrobić sprawozdanie z tego spotkania. Szkic artykułu. John zobaczy jak piszesz. - Lovell uśmiechnął się.
- Nie zawiodę - Jenny odrzuciła kosmyk włosów trzymany w palcach, jakby odpędzała możliwość niepowodzenia.



Szkielet artykułu o samobójstwie Morozowa był istną mordęgą.
“Nic dużego”.
“Zajawka”.
“Chwytliwy Lead”.
Wobec ogromu posiadanych informacji i wiedzy o spleceniu tej sprawy ze zgonem Blackwooda cholernie ciężko było napisać coś co zainteresuje czytelnika i odruchowo nie zamieścić zbyt wiele informacji. Do tego Lovell wciąż nie wiedział czy sugerować już na tym etapie związek psychiatry z nocną wizytą bogatego nieboszczyka, bo spotkanie z detektywem O’Connorem miał mieć dopiero za półtorej godziny.
Sebastien zgniótł trzecią kartkę i usiadł nad kolejną, pustą, nie wiedząc jak zabrać się do tego artykułu.
W chwilę później zmrużył oczy jakby tknięty nagłą myślą. Chwytliwy leadi na tą chwilę bez powiązań Blackwoodem.
- Nein John, Blackwood będzie w tym artykule… - uśmiechnął się do siebie i zaczął pisać.

(...)
można zatem rzec, że to duża strata dla New Orlean Sanitarium. Andrew Morozow wedle słów współpracowników był osobą mocno wyalienowaną i niezbyt towarzyską. Koncentrował się na swojej pracy i nie odmawiał pomocy lekarskiej nawet gdy ktoś przybył do niego nawet w środku nocy. Przedawkowanie morfiny w przypadku lekarza wyklucza przypadek i wskazuje celowe targnięcie się na życie, ale jego samobójstwo jednak nie jest jednym z tych, które nie rodzą pytań. Motyw samobójstwa Rosjanina jest niejasny, a brak zażyłości w kontaktach z kolegami i koleżankami z pracy utrudnia zrozumienie czemu mógł uczynić ten straszny, ostateczny krok.
Z tym samobójstwem w pewien sposób wiąże się Deanna Blackwood, która mogła stracić życie gdy nie dopilnowani pacjenci denata zrzucili jej fortepian na samochód. Jednak czy można ryzykować stwierdzenie, że umierający za swoim biurkiem lekarz mógł choćby w najśmielszych, gasnących myślach przewidywać, że jego śmierć ma szanse na powiązanie ze zgonem kogoś z tak szanowanej i bogatej rodziny?
Na całe szczęście żonie zmarłego niedawno Howarda Blackwooda nic się nie stało, a szukanie motywów samobójczych Morozowa to praca policji.

Pozostaje mieć nadzieję, że na dzisiejszej konferencji detektyw Warren prowadzący tę sprawę rzuci nieco światła na to samobójstwo
(...)


Szwajcar przeciągnął się i skrzywił. Skoro rzeczonym “światłem” miała być kwestia morfiny i szukanie motywów w aurze niejasności samobójstwa, to redakcja była już i tak o krok przed Itemem. Lovell wiele by dał za minę Southgate’a, który po wyjściu ze spotkania detektywa z dziennikarzami, zmierzając do redakcji sięga po popołudniówkę Picayune, gdzie jest już to co on ma opisać na wydanie poranne konkurencyjnej gazety.
Informacji jednak było przecież więcej… List pożegnalny, zastraszanie Morozowa, rana prącia… Dziennikarz czuł się jak koń wyścigowy na kofeinie, twardo wstrzymywany przez dżokeja przed rwaniem do przodu. Skoro Warren miał o liście powiedzieć w poniedziałek, to na mocy układów Woodbridge’a z detektywem nie było większych szans na puszczenie tego wcześniej niż w poniedziałkowym wydaniu porannym.
Jenny musiała faktycznie dać z siebie wiele by opisać konferencję w sposób, który utrzyma czytelnika przy temacie przez niedzielę.

Westchnąwszy Szwajcar wstał i sięgnął po marynarkę. Czas gonił.






Vivi’s C., przedpołudnie (piątek)
Ciężko było w Stanach o drugie takie miasto jak New Orlean pod względem ilości miejskich legend i skrytej wyrazistości miejsc mijanych na każdym kroku. Wiele z tych miejsc jednak swój charakter i tę soczystą wyrazistość skrywały nie tylko przed przyjezdnymi, ale również przed wieloletnimi mieszkańcami “perły Luizjany”. Ba! Wieloletnimi… Można było spędzić tu całe życie, od urodzenia i wciąż być ślepym na wiele tajemnic, niuansów i smaczków miasta u ujścia Missisippi.

Osławiona w bardzo wąskim kręgu ludzkiej tkanki miasta, “Jajecznica Charlotty”, była właśnie taką miejską tajemnicą znaną nielicznym. Ludzie co dzień obojętnie mijali starą, zapuszczoną nieco bramę pozbawioną szyldów, na pograniczu French Quarter i Fauborg Marigny. Mało kto wiedział, że dziedziniec za bramą kryje niepozorny “Vivi’s Court.”, stary bar prowadzony przez Abrahama Wax’a. Dawniej, była to zwykła kuchnia na użytek mieszkańców kamienicy, otworzona przez babkę Aba, Viviane, a wieczorami przesiadywali tu mężczyźni zamieszkujący budynek nie chcąc po prostu siedzieć w domu, a nie mając czasu ani pieniędzy aby szlajać się po mieście. Wizyty ludzi z zewnątrz traktowane były wrogo, co zmieniało się powoli przez lata. Dziś już nikt nie patrzył na przybyszów dziko i krzywo, nawet bez ciekawości, ale też nie było ich zbyt wielu.

Sebastienne byłby jednym z rzeszy nieświadomych istnienia tego miejsca, gdyby nie zabrała go tu na śniadanie Coco. Szwajcar to tej pory nie wiedział (bo i nie dopytywał), czy “Babcia Charlotte” jest prawdziwą babką piosenkarki, czy też dziewczyna jak wiele innych osób po prostu tak nazywała starą murzynkę. Nie było to zresztą ważne. Ważne było to, co Charlotta potrafiła zrobić w zakresie jajecznicy.... Nawet określenie ‘niebo w gębie’ nie do końca oddawało poziom sztuki, który murzynka osiągała nad zwykłą patelnią. Kto raz spróbował, po prostu musiał tu wrócić.
Poza tym było tu przytulnie, sielankowo i cicho, można było porozmawiać w spokoju, bez chciwych wiedzy postronnych uszu.

“Vivi’s Court.” (właściwie aktualnie to “Vivi’s C.”, bo tylko tyle zostało z wiekowego szyldu) był pustawy o tej porze, gdyż dzień wkraczał w przedpołudnie. Kto miał zjeść śniadanie już tu się stołował, kto celował w lunch, jeszcze nie przybył. Szwajcar uprzedzając Abrahama by dwie porcje ciepłej jajecznicy podał dopiero, gdy przyjdzie O’Connor, siedział przy stoliku nad aromatyczną kawą i kilkoma gazetami. Zdawał się być pochłonięty lekturą.

Policjant przybył wkrótce poprzedzony chmurą nikotynowego dymu, pośród którego powiódł spojrzeniem po sali. Bez słowa podszedł do stolika oczekującego na niego mężczyzny i usiadł. Końcówka papierosa rozjarzyła się czerwienią.
- Dzień dobry panie O’Connor. - Szwajcar uniósł się lekko wyciągając dłoń na przywitanie. - jadł pan już śniadanie?
Raymond uścisnął dłoń mężczyzny krótko i mocno.
- Do rzeczy.
- Chciałbym zaoferować współpracę. Pomoc w śledztwie i konsultowanie się co możemy publikować by temu śledztwu nie zaszkodzić - odpowiedział dziennikarz. - Oczywiście przy tym za dostęp do pewnych informacji, do publikacji.
Przez dłuższą chwilę O’Connor wpatrywał się w dziennikarza.
- Zależy od informacji i pomocy - odparł i ponownie zamilkł, lecz tym razem była to jedynie pauza służąca namysłowi. Ostatecznie skinął głową. - Będziemy w kontakcie - podniósł się i zaciągnął mocno. Żar powędrował leniwym ruchem w kierunku filtra. Zgasił papierosa o blat wypuszczając przy tym dym z płuc.

- Prosiłbym o jeszcze chwilę. - Lovell zdawał się zdziwiony tak zdecydowaną próbą odejścia. Abraham w tym czasie podszedł stawiając na stoliku dwie porcje jajecznicy.
- Coś opublikować musimy. Mogę wprost napisać o wydarzeniach w domu Morozowa i o tym, że Blackwood nie zginął w tym wypadku, a wcześniej, oraz o możliwym powiązaniu sprawy śmierci Howarda z samobójstwem Morozowa. O tym, że tego drugiego pasażera auta nafaszerowano ołowiem. Ale wiem, że to skomplikuje śledztwo. Chciałbym ustalić ile możemy napisać na ten moment, jeżeli mamy współpracować.
Detektyw stał w bezruchu przerwanym wolnym potarciem dłoni o policzek.
- Policja poszukuje ocalałych z wypadku - odparł z rozmysłem.
- Owszem, oraz tego bogu ducha winnego właściciela drugiego auta pod naciskami senatora. - Sebastienne sięgnął po widelec. - Naprawdę, polecam - wskazał talerz. - Pewnie nie żyją, albo są zamieszani. Ale to nie odpowiedź na moje pytanie.
- Przeciwnie. Ilu było pasażerów samochodu Blackwooda?
- Może ma pan lepsze informacje. - Szwajcar spojrzał bystrzej na detektywa. - Zakładam, że tylu ilu było w czasie wystawiania aktu zgonu, minus dwóch Rosjan.
- Trzech. Plus kierowca - odparł krótko Raymond.
Dziennikarz przełknął i zastanowił się.
- Butler, Martino i ktoś nieustalony jak mniemam, jeżeli nie liczymy wcześniej zmarłego?
- Martino, Blackwood, jeden gość i Butler. Na to wskazują ślady - potwierdził O’Connor. - Możecie też coś dorzucić o nagrodzie za sprzedanie tego skurwiela. Zbudujecie sobie tajemnicę i spekulacje. Ludzie to łykną i będą warować po kolejny numer.
- Panie O Connor… - Sebastienne spojrzał na detektywa chłodniej. - Budowanie poczytności to jedno, ale ja znałem Howarda, nie zbyt blisko, ale dość, aby traktować to jako sprawę prywatną. Dlatego nie pieprzmy tu o celowaniu w łykanie nowych numerów. Bardziej zależy mi by to rozwikłać niż na szpalcie.
- Wzruszające. Serce rośnie - warknął detektyw. - Tyle mogę rzucić ludziom teraz. Jeśli nie jest pan zainteresowany, pański wybór - rzekł, po czym odwrócił się do wyjścia.
- Jestem. Co z Morozowem i jego bratem? - Dziennikarz spytał “pleców” detektywa. - Samobójstwo lekarza albo samobójstwem nie było, albo wymuszone. Jego brat przyjeżdża organizować pogrzeb. Jeżeli ktoś sprząta świadków, to opublikowanie związku Rosjan ze sprawą pomoże wam, czy nie?
Policjant odwrócił głowę.
- Nie wierzę w przypadki. Jeśli Rosjanie mieli związek, to może. A jeśli nie? To gówno jest głębokie. Jeszcze jedno. Właściciel drugiego auta ma alibi. Ktoś mu podjebał wóz.
- W tej sprawie - dziennikarz podniósł się - kluczem chyba jest czemu dla kogoś tak ważne było by po cichu uzyskać akt zgonu, a nie sam wypadek, czy zabójstwo Martino. Zgadzam się. Głębokie, rzadkie gówno. - Wyciągnął rękę na pożegnanie. - Będę w kontakcie.
Raymond skinął głową i uścisnął rękę dziennikarzowi na pożegnanie. Wyszedł bez słowa, ze szczękiem otwieranej zapalniczki rzygającej ogniem na końcówkę wetkniętego pomiędzy usta papierosa.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 27-09-2018 o 23:41.
Leoncoeur jest offline