Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2018, 02:19   #13
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8PIPyPMNnp8[/MEDIA]
Obudziła się gdy było już widno. Poranek. Widocznie przespała całą noc. Cała przespana noc. Pierwszy raz odkąd obudziła się kilka dni temu ze śpiączki. I czuła się świetnie! Jak to po porządnie przespanej nocy i udanym wieczorze człowiek mógł się poczuć. Tym razem obudziła się przytomna, czysta, wypoczęta i w czystej pościeli. Dała radę sama wstać i skorzystać z toalety. Przy okazji stwierdziła, że Amelia jeszcze śpi. A przy własnym stoliku znalazła tabletkę, kubek z wodą i kartkę z paroma słowami napisanymi ołówkiem.
Cytat:

“Spałaś jak zabita. Weź jeśli potrzebujesz. Betty”

Zdążyła nawet odczuć niezły głód gdy usłyszała odgłosy porannego obchodu. Jak zwykle lecieli od strony drzwi czyli w ich sali od Amelii. Nie słyszała wyraźnie a jedynie przyciszone głosy gdy rozmawiali ze sobą i z pacjentką. Ale w końcu zaszli i do środkowego łóżka w tej sali zajętego przez starszą sierżant Mazzi. Była ich znowu czwórka, doktor Brenna, drugi, młodszy chyba lekarz co prawie nie rozmawiał z pacjentami a przynajmniej nie z nią no i dwie pielęgniarki, Betty i Maria.

- Dzień dobry Lamio, widzę, że wyglądasz kwitnąco o wiele lepiej niż wczoraj rano.
- doktor prowadzący przywitał się z pacjentką razem z przyjaznym uśmiechem. Obie pielęgniarki też się do niej przyjemnie uśmiechnęły tylko ten drugi doktor zadowolił się zdawkowym skinieniem głowy na przywitanie.
Zebranie nad łożem boleści, wyjątkowo dziś mało bolesnym, przypominało sąd nad grzeszną duszą… znaczy pewnie tak by wyglądało, gdyby pacjentka obudziła się w stanie jak dnia poprzedniego, bądź jeszcze poprzedniego. Tym razem jednak poranek przyniósł ze sobą dziwny spokój, siłę… tym razem nie wytrącono jej z dna kotła pełnego koszmarów, nie dusiły żadne nienazwane majaki, ani poczucie zaszczucia. Tego niedzielnego poranka Lamia poczuła, że będzie dobrze… tak po prostu. Dzisiejszy dzień zaliczy do udanych, bez żadnych cieni i czarnych ścian powodujących panikę zakończoną omdleniem równającym się powrotem na upiorny Front żyjący majakiem w poszatkowanej jaźni sierżant… zwykle.
Dziś między szarymi komórkami panował spokój, zwykłe swędzenie gojących się tkanek.

- Dzień dobry - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem, posyłając go każdemu z czwórki komisji zdrowotnej. Widok Betty pogłębił ten uśmiech, a widok okularnicy w kitlu przywołał zgoła inna wspomnienia. Chyba… śniła się Lamii dziś, lecz był to dobry sen. Prócz pielęgniarki ciepłą senną marę nawiedził ktoś jeszcze - chowający się za gitarą oraz bezczelnym uśmieszkiem okraszonym tą specyficzną gadką od której chciało się śmiać i brnąć w konwersację coraz głębiej.
- Czuję się o wiele lepiej, doktorze. - dodała, gdy doszło do niej, że Brenn nadal coś gada, podczas gdy ona pogrążyła się tym razem w miłych wspomnieniach - Dziękuję za opiekę… to tylko dzięki wam. - kiwnęła głową obsłudze.

- Umówmy się, że to nasz wspólny wysiłek nas wszystkich. - lekarz z rzedniejąca czupryną wskazał na pacjentkę, siebie i swoją obstawę. No a potem przeszedł do rzeczy.
- Lamio, niestety ale muszę to powiedzieć. Ta twoja ostatnia nocna eskapada… - skrzywił się nieznacznie ale dał odczuć, że mu to nie w smak i nie na rękę. - Rozmawiałem z siostrą Betty… - urwał, odwrócił się i uniósł głowę by spojrzeć na stojącą za nim pielęgniarkę. A ta twierdząco pokiwała kasztanową głową. - Tak, więc siostra Betty mi wyjaśniła powody które tobą wtedy kierowały. - starszy pan w kitlu odwrócił się znowu do rozmówczyni. - Staramy się mieć zrozumienie, ale to jest szpital a nie więzienie. Jak ktoś chce może się w każdej chwili wypisać na własne życzenie. I jeszcze skakać po nocy z okna… przecież mogłaś coś sobie zrobić… - pokręcił głową i westchnął. Lamia ponad jego ramieniem dojrzała delikatny przeczący ruch kasztanowej głowy gdy mówił o wypisaniu na życzenie.
- Zostało ci już tylko kilka dni u nas Lamio. Jeśli się zdecydujesz zostać postaraj się stosować do zasad tego szpitala. - lekarz raczej prosił niż kazał i chyba skończył ten wątek bo potarł palcem nasadę nosa zastanawiając się nad następną.

Wypisywanie na własne żądanie odpadało, jeśli później nie chciało się odbijać od machiny… tym razem biurokracji. Sierżant zacisnęła szczęki i westchnęła.
- Nie będę więcej skakać przez okno, ani robić czegoś równie nieodpowiedniego… aż do końca pobytu, obiecuję - powiedziała mrukliwie, patrząc na okno z którego ostatnio skakała.

Brenn był widocznie zadowolony z takiej obietnicy którą wziął za dobrą monetę.
- Teraz te twoje zatrucie wczoraj rano. - przeszedł do kolejnej sprawy. - Uległaś porządnemu zatruciu alkoholem. Aby mieć pewność wysłaliśmy próbki do laboratorium… - urwał tutaj trochę skonsternowany i znów potarł palcem nasadę nosa zanim zaczął mówić dalej. - W każdym razie promili miałaś dość mało jak na tak silną reakcję. Może to więc wina nie wina tylko czegoś co zjadłaś albo zażyłaś na tej eskapadzie. Raczej nie tego co w szpitalu bo reakcja wystąpiłaby wcześniej. Może być to też reakcja psycho-alergiczna, nieco opóźniona na długotrwałą śpiączkę lub stres. Ale z tego wszystkiego najłatwiej sprawdzić to jedzenie. Wyniki przyjdą dopiero za kilka dni, do tego czasu jesteśmy skazani na domysły i to co nam powiesz. - lekarz popatrzył na nią wyczekująco.

Zatrute żarcie? Środki odurzające? W żarciu od Rude Boy’a? Mazzi zmarszczyła brwi, kręcąc przecząco głową. Dobra, nie znała gościa, pojechała z nim w ciemno i mógł rzeczywiście naćpać ją jak nieboskie stworzenie a potem wykorzystać… tylko że kurwa jej nie wykorzystał.
- Jadłam gulasz… chyba nawet nie z kota. Z kaszą i jakąś surówką. Piłam wino… lokal jakiegoś Garry’ego - skrzywiła się, przypominając coraz więcej szczegółów. - Nie brałam nic, wątpię żeby mi czegoś dosypał… odwiózł mnie, nie przeorał tyłka a mógł - wzruszyła ramionami - Nic poza tym.

- Ach tak…
- medyk mruknął z zastanowieniem i zamyślił się na chwilę. - Wobec tego zostaje nam czekać na wyniki z laboratorium. - wzruszył ramionami. - Niemniej zalecałbym ostrożność w spożywaniu alkoholu. Może sam alkohol, może jakiś dodatek no bez wyników jednak można tylko gdybać. - dorzucił do tego poradę lekarską.

- Mam nie pić? - teraz sierżant zdziwiła się szczerze i gdzieś tam nawet odrobinę zaniepokoiła. Wyprostowała się na łóżku siadając jednym zrywem - Jak długo? Kiedy niby będą te wyniki?

- Za kilka dni. Może we wtorek lub środę.
- lekarz dodał szybko, uspokajającym tonem widząc jak gwałtowną reakcję udało mu się wywołać. - A z tą wstrzemięźliwością to zalecenie lekarskie a nie nakaz. Zrobisz jak uważasz. Zwłaszcza gdy już nie będziesz naszą pacjentką. Niemniej dość mała ilość, dość słabego alkoholu rozłożyła cię na łopatki na pół dnia. Jeśli to na przykład wina zanieczyszczeń w alkoholu wątpliwego pochodzenia no to kto wie, może z porządnym destylatem czy wręcz przedwojennym, matko co ja bym dał za przedwojenny koniak, to wyglądałoby to inaczej. Ale to tylko moje przypuszczenia, mogą być, całkowicie błędne, bez wyników to poruszamy się po omacku. - chyba jednak lubił te dywagacje bo mówił dalej tonem spokojniej opowiastki.

- No i a propos twojego kończącego się pobytu u nas. Siostra Betty zaproponowała, że może wziąć ciebie i Amelię na przepustkę do siebie do domu. Robimy co w naszej mocy byście czuli się jak w domu no ale adomo, szpital to nie dom. - doktor uśmiechnął się i bezradnie rozłożył ręce wiedząc, że miejsce jego pracy nigdy nie zastąpi pacjentom domu.

- Dlatego ten pomysł byście pomieszkały u Betty w normalnym domu przez dzień czy dwa. U ciebie może nawet udało by się to jakoś zgrać z wypisem że szpitala jeżeli twój stan się nie pogorszy. Mogłabyś od razu od Betty przenieść się do Domu Weterana. Co ty na to Lamio? - lekarz złożył ręce ze sobą i mówił jakby ten pomysł był mu na rękę ale też nie wciskał go na siłę pacjentce.

Mazzi zdziwiła się całkiem udanie, przeskakując spojrzeniem od lekarza do młodszej pielęgniarki. Równie udanie zasymulowała zamyślenie aż w końcu pokiwała głową na zgodę.
- Bardzo chętnie. Będzie… będzie mi bardzo miło... jeżeli oczywiście siostra Betty naprawdę nie ma nic przeciwko - tu popatrzyła na pielęgniarkę - Obiecuję że u niej też nie będę skakała z okien.

- Oby Księżniczko, oby! Mieszkam w kamienicy.
- roześmiała się wesoło brunetka w okularach po tym gdy w pierwszej chwili pogroziła jej palcem na takie pomysły. - I naturalnie, że będzie mi bardzo przyjemnie gościć u siebie te dwie, młode damy. Akurat mieszkam sama a mam dwa pokoje gościnne. Każda dostanie swój pokój więc we trzy spokojnie się pomieścimy. Zrobimy sobie babski wieczór, może wyskoczymy gdzieś razem wieczorem, pokazałabym Lamii miasto, Dom Weterana no i w ogóle pokazała jak tutaj sobie radzimy. - Betty mówiła trochę do lekarza a trochę do pacjentki. Brzmiało przekonująco jak przepustka do elitarnego pensjonatu. Lekarz kiwał głową gdy jej słuchał po czym znowu zwrócił się do pacjentki.

- Co ty na to Lamio? Pasuje ci to? Jak tak to później Betty przyniesie ci zgodę na tą przepustkę do podpisania. - Brenn wydawał się znów zadowolony i pytał chyba dla formalności bo wątpliwości coś nie wykazywał.

- Tak sir, oczywiście że pasuje.
- sierżant szybko przybiła układ zanim ktoś wniósł jakiekolwiek wątpliwości. Zachowała poważną minę, chociaż w środku wrzeszczała radośnie. Wreszcie! Wyrwie się i jeszcze dostanie lokum z przewodnikiem i obrożą. Żyć nie umierać!
- Jeszcze raz bardzo dziękuję - uśmiechnęła się do personelu i westchnęła przymykając oczy - Za wszystko. Czy… mogę dostać pozwolenie na samodzielne poruszanie się po terenie szpitala? Dam radę, nie trzeba… szkoda na mnie marnować czas, gdy są inni pacjenci. Poradzę sobie… i nigdzie nie pójdę tym razem.

- Naturalnie. -
lekarz zgodził się tym razem bez zastrzeżeń i pogodnym głosem. - I jeszcze tylko jedna sprawa… - zawahał się wyraźnie, spojrzał w bok na kontuar oddzielający ich od łóżka Amelii i w tym momencie wyratowała go z opresji siostra przełożona.

- Ja się tym zajmę doktorze, proszę się tym nie martwić. Przyniosę Księżniczce zezwolenie do podpisu to wszystko omówimy. - Betty sprawnie ubiegła tłumaczenia lekarza na co ten chętnie przystał. Wizyta u Mazzi szybko się skończyła gdy omówione zostało co miało być omówione. Ciało medyczne przeszło do pacjenta obok, tego w bandażach a potem opuściło salę przechodząc do następnej. Wychodząc na końcu Betty pozwoliła sobie posłać swojej Księżniczce całusa i kciuk w górę.

Ledwo drzwi zamknęły się za personelem, sierżant już wyskakiwała z łóżka, odsuwając też kotarę aż dwoma susami znalazła się na łóżku Amy, stojącym wszak niedaleko. Klapnęła na nim bezczelnie i bez pytania, posyłając blondynce uśmiech od ucha do ucha.
- No wreszcie poleźli, no nie? - klasnęła z radości w dłonie i pokręciła głową - Słyszałaś te pierdu pierdu? Że niby alkohol mi szkodzi? Co za głupota - prychnęła aż się zapowietrzając na dwa oddechy. Sapnęła i mówiła dalej, wybijając dłońmi o uda żwawy rytm - Psychotropy, painkillery, antybiotyki i wóda… normalnie że mnie ścięło i to po takiej utracie krwi jak mówili, ale dupa z tym - machnęła ręką nie zwalniając tempa monologu - Ważniejsze że wyłazimy stąd! Wreszcie! Ile można siedzieć w jednym miejscu?! - znowu prychnęła - U nas na Froncie jak zostawałeś długo w jednej dziurze to wreszcie maszyny wlewały do niej napalm, albo któryś z mutantów wyciągał cię za chabety prosto pod kosy… no to się ruszaliśmy. Nie rozumiem, jak można.. ehhhhh - westchnęła i machnęła łapą, rezygnując z wywlekania brudów i pesymizmu. Była niedziela, ta pozytywna! - To co tam, myślisz że Betty spamięta o cieście? A właśnie! za tydzień jest koncert, chcesz się przejść? Taki punkowy, mój znajomy gra i mam kartę wjazdu. - wreszcie się zamknęła po to aby złapać głębszy oddech.

- Koncert? - blondynka powtórzyła z zastanowieniem słowo jakie wymieniła kumpela z sąsiedniego łóżka. Dłoń sięgnęła jej do grubej łaty opatrunku jaki miała na twarzy.
- Niee… chyba nie… będą się na mnie gapić… - skrzywiła się i spojrzała gdzieś w bok na ścianę. Może tak samo jak przed chwilą do Mazzi dotarła do niej magia tego niedzielnego poranka bo w końcu odwróciła się znowu do swojego gościa i uśmiechnęła się. Słabo i blado ale to był pierwszy uśmiech jaki ciemnowłosa dziewczyna ujrzała u blondynki.
- Nie mogę za bardzo ruszać szczęką i twarzą bo mnie boli wtedy. Dalej trzymają mnie na prochach. - odrzekła tłumacząc swoją skromną mimikę. Ale jednak znowu się uśmiechnęła.
- Fajny pomysł z tą imprezą u Betty. Ciasto też. Lubię ciasto. Dawno nie jadłam. I alkohol. Napiłabym się. Upiła. - blondwłosa głową pokiwała się patrząc gdzieś w zamyśleniu.

- Brzmi jak plan, ostatni punkt zwłaszcza - sierżant pokiwała mądrze głową, rozsiewając optymizm jakby był chorobą weneryczną - Betty na pewno przygotuje co trzeba. Zobaczysz, to będzie zajebisty weekend po weekendzie… no przepustka - wzruszyła beztrosko ramionami - A tam będą się gapić, damy im inny powód do gapienia to się odpierdolą - parsknęła wyobrażając sobie siebie w wojskowych butach i ze szpicrutą. To jakoś dziwnym trafem też pamiętała, nie mogąc co prawda dopasować do linii czasowej ani okoliczności, ale obraz był wyraźny. Uśmiechnęła się do niego, myśląc co prawda o czymś kompletnie innym. A raczej o kimś innym.
- Poza tym to punkowy koncert, dużo wina… i będzie ciemno. W razie czego zarzucisz kaptur na głowę i nikt się nie zorientuje, a dobrze czasem się wyrwać i zaczerpnąć tej całej kultury… nawet jeśli to trzy akordy i darcie mordy. I nie przejmuj się - na koniec głos jej złagodniał, klepnęła też blondynkę przyjaźnie po ramieniu - Twoja mimika jest w lepszym stanie niż moja pamięć. Jesteś stąd? Z Sioux Falls? Kojarzysz bar prowadzony przez starego typka imieniem Garry?

Blondi z bandażem na pół twarzy pokiwała głową do słów prawie czarnowłosej koleżanki gdy ta mówiła o planach na sobotni koncert. Wydawało się, że zawahała się w początkowych oporach przed wyjściem a w końcu zajęła się zmianą tematu.
- Znam paru facetów o imieniu Garry ale chyba żaden nie pracuje w barze. Wiesz, imię barmana czy kelnerki to trochę mało, oni się często zmieniają. A ja tak, mieszkam tutaj i jestem stąd. - powiedziała na głos cichym głosem. Znów gdzieś uciekła spojrzeniem w boczną ścianę. - Lamia… - powiedziała jeszcze ciszej skubiąc palcami kawałek pościeli. - Widziałam wczoraj jak się całowałyście z Betty… słuchaj po co ja wam jestem potrzebna? Będę wam tylko przeszkadzać… będzie wam głupio, mnie też… może tu zostanę a wy sobie jedźcie na tą przepustkę co? - wymruczała jeszcze ciszej i jeszcze niżej spuszczając głowę.

- Tu trafiają w większości ofiary z Frontu, tak mówiła Maria. Przed tobą leżał ze mną facet któremu gaz rozpuścił płuca. Norma… dla psów takich jak ja. Często to widzimy… śmierć, paskudną i brutalną. Przywykliśmy. Do ran, blizn, paskudnych deformacji po ataku blaszaków. Straty, siedzenia… przy trupach przyjaciół. Idzie przywyknąć. Ty jesteś cywilem, wydajesz się być w porządku. Nie musisz na razie gapić się… na nas, na mięso. Nie musisz się przyzwyczajać do koszmaru. - sierżant odpowiedziała po długiej chwili poświęconej na wpatrywanie się we własne zaciśnięte na polanach dłonie - Poza tym swoich się nie zostawia. Szczególnie kiedy są ranni. Jesteś swoja… w porządku. Zresztą… Ten skurwysyn który tak cię załatwił może nagle zmienić zdanie i zechcieć dokończyć robotę, olewając że go chronisz. Albo chronisz rodzinę, nieważne. Ważne żebyś stąd wyszła o własnych siłach - zrobiła krótką przerwę a potem machnęła ręka i dokończyła, patrząc blondynce w oczy - I poza wami nie znam tu nikogo… ani nie pamiętam. Byłam zbyt blisko wybuchu, dostałam w głowę i straciłam pamięć… lekarze też mówią, że to na skutek traumy. By się zgadzało… zarżnęli i spalili chyba… cały mój oddział - teraz ona gapiła się gdzieś w bok.

Blondynka wciąż miała odwróconą w bok głowę gdy słuchała tego co mówi czarnula przez co ta z całej jej twarzy widziała głównie jej wielki i gruby opatrunek jaki zasłaniał zmasakrowaną cześć twarzy. Ale gdy skończyła mówić ta z wahaniem znów spojrzała na nią. I po kolejnej chwili objęła ją w milczeniu. Objęła bardzo mocno jakby chciała ją zatrzymać na stałe.
- Ty też jesteś ładna. - szepnęła cicho, prosto do ucha starszej sierżant siedzącej w piżamie na jej łóżku.

Sierżant przełknęła gorzką gulę z gardła i też objęła Amelię, kładąc jej głowę na ramieniu. Siedziały tak obie w blasku porannego, niedzielnego słońca - para rozbitków gdzieś z boku linii czasowej.
- Ty jesteś ładna, ja jestem ładna… musimy się trzymać razem - mruknęła cicho, przymykając oczy - Nie chcę iść sama na ten koncert, tam będzie dużo ludzi… boję się że mi odbije i wytnę gdzieś pod Vegas zanim się ogarnę. Wypadałoby tam pójść z kimś rozsądnym. Wyglądasz mi na taką… więc tak musi być. Mam oko do ludzi… miałam. Coś.. kojarzę - westchnęła, aż wreszcie ogarnęła się tyle, by zwolnić uścisk, wyprostować plecy i znowu się uśmiechnąć - I faktycznie imię barmana to z deka chujowy punkt zaczepienia. - rozłożyła bezradnie ręce - Myślenie nigdy nie było moją mocną stroną.

- To nie jest dobry świat ani czas dla ładnych dziewczyn.
- mruknęła blondyna gdzieś w kark wtulonej i wtulającej ją koleżanki. Głaskała bark tej drugiej. A gdy ta zwolniła uścisk otwarła włosy z twarzy i opatrunku i pokiwała głową. - No tak, masz rację. Musimy się pilnować i trzymać razem. - zagryzła lekko własne wargi bijąc się z myślami - Dobrze, spróbuję pójść z tobą na ten koncert. Ale trochę się boję tam iść. - dziewczyna miotała się jeszcze ze swoimi rozterkami.

- Ja boje się że mi odwali… a ty? Kogo się boisz? - Lamia spytała poważnie, zagryzła też wargi i na koniec westchnęła - Nie bój się, postaram… zorganizuję broń, nikt cię nie ruszy.

- Nie, nie, to nie to.
- blondynka jak na nią zareagowała całkiem szybko, potrząsając jasnymi włosami. - Po prostu wiesz… jakby się gapili… albo był ktoś znajomy… pewnie już wszyscy wiedzą… - dziewczyna zmarkotniała ponownie. Nastała chwila ciszy gdy drzwi skrzypnęły i do sali wróciła siostra przełożona.

- O, tu jesteście moje gołąbeczki. - uśmiechnęła się podchodząc do łóżka Amelii. - Zaprzyjaźniacie się? To dobrze. Księżniczko mam tę pozwolenie, pozwolisz na sekundę? Amelio puścisz nas na moment? Zaraz do ciebie wrócimy, naszykowałam ci kąpiel. - siostra sprawnie zadyrygowała małą gromadką i pokazała trzymaną w dłoni kopertę. Blondynka skinęła głową na znak zgody.

Przeszły więc z powrotem do łóżka Lamii gdzie pielęgniarka nie tracąc czasu wyjęła z koperty kartkę papieru i podała adresatce. Wyglądał jak druk urzędowy, niektóre z wojska były podobne więc Lamia szybko się odnalazła. Personalia... informacja o przepustce… termin… dwa dni… opiekun… adres domu… adres szpitala… data… no i podpis pacjentki na dobrowolne udanie się na przepustkę.

- Posłuchaj Księżniczko, rozmawiałam z doktorem Brennem. - Betty wyciszyła głos zerkając na parawan oddzielający łóżka obu jej podopiecznych podobnie jak on niedawno. - A Brenn rozmawiał wcześniej z Ramsey'em. Tym detektywem co ci mówiłam. Ramsey podejrzewa, że ktoś ją tak urządził pewnie jej facet czy ktoś taki. Ale powinny zostać jakieś ślady. Znaczny poza twarzą… - okularnica skwasiła się na wzmiankę o pokiereszowanej twarzy sąsiadki Lamii.
- W każdym razie wczoraj i z nią, i z tobą było urwanie głowy a potem jeszcze większe z tym kabaretem. Więc nie zdążyliśmy zrobić jej obdukcji. Więc jak i tak ją trzeba wykąpać można to zrobić. Więc trzeba ją sobie obejrzeć no ale z wyczuciem. Pójdziesz z nami jeśli się zgodzi? We dwie to by nam to łatwiej było. - przedstawiła sprawę dla jakiej naprawdę poprosiła pacjentkę o powrót do łóżka.

Codzienna możliwość kąpieli, w ciepłej i czystej wodzie… Mazzi wciąż ciężko szło to ogarnąć prostym, trepowym rozumkiem, jednak koncepcja bardziej niż do niej przemawiała. Gorzej z ukrytym celem niedzielnej kąpieli… ech, pewnie dziś obejdzie się smakiem, ograniczając do pomocy łaziebnej, trudno. Jutro też był dzień, a w razie czego mogła przecież umyć się pod kranem w czystej… jedynie zimnej wodzie. Ale dla sierżant i tak należało to do luksusu.
- Szkoda jej… jasne że pomogę - odszeptała, zostawiając podpis na papierze… a raczej napis “Lamia Mazzi” bo nie potrafiła przypomnieć sobie jak wyglądał on kiedyś. - To chyba… coś znanego. Bała się że znajomi ją zobaczą i będą już wiedzieć. Próbuję ją wyciągnąć na koncert, zobaczymy - westchnęła, kręcąc głową na boki - Po kąpieli chciałabym odwiedzić tego gościa, który wczoraj łobuzował i poszarpał pielęgniarzy. Tego, którego tamten doktorek pozwolił mi zobaczyć zanim - spięła się i kaszlnęła - Zanim mi odwaliło. Właśnie, nie spytałam. Czy przypadkiem nikomu nic… - popatrzyła na Betty ostrożnie i czujnie - Przepraszam Betty, nie chciałam.

- Oj no już dziewczyno, głowa do góry, przestań przepraszać co chwila. Bo aż nie ma za co dać ci klapsa a co my wtedy będziemy u mnie w domu robić po nocy?
- Betty całkiem udanie udała złość czy irytację chociaż w całkiem zabawny sposób. Na koniec uniosła brodę Lamii i patrzyła na nią łagodnym, ciepłym spojrzeniem. - Nic się nie stało Księżniczko. Po prostu cię ścięło. Nie wpadłaś nago że szpicrutą do kantyny. - dodała łagodniejszym i cieplejszym tonem. - Chociaż akurat ciebie nago i ze szpicrutą bym chętnie zobaczyła. I może jakieś mocne buty do tego. Szpicruta nie pasuje komuś na bosaka. - Betty pogrążyła się w temacie jaki lubiła i mówiła jakby plotkowały o pogodzie.

- No nie przejmuj się tak Księżniczko. - uśmiechnęła się i jeszcze pocałowała Lamie w usta. Jednak zaczęła stopniowo zwiększać siłę pocałunku, napierać swoim ciałem na jej, że w końcu przewróciła ja na poduszkę wciąż nie przerywając pocałunku.

- Och, Księżniczko, mówię ci, dziś i jutro to chyba będą moje najdłuższe zamiany odkąd zaczęłam tu pracować. - westchnęła kasztanowłosa pielęgniarka prawie leżąc na swojej pacjentce. Ogarniała palcami jej twarz jakby uczyła się jej na pamięć a drugą dłonią zaczęła wsuwać się pod kołdrę. Zatrzymała ja dopiero gumka spodni od piżamy bo w jej pozycji było jej niezbyt wygodnie zmagać się, z tą przeszkodą.

- A pacjent o którego pytasz to Keith. Wyszedł wczoraj z izolatki. Jest pod trójka, możesz go odwiedzić jeśli chcesz. Czasem ma takie napady jak widziałaś. Uraz głowy plus PTSD. - siostra mówiła spokojnie ale jej dłoń w końcu pokonała przeszkodę z piżamy i z lubością zaczęła sunąć niżej.

- Dostanę dodatkową karę, jeśli powiem że chcę? - pacjentka rozchyliła nogi, układając się wygodniej. Ramionami objęła pielęgniarkę, przyciskając ją do siebie co utrudniało manewry przy pidżamie, ale z drugiej strony było równie przyjemne - Odwiedzić biednego weterana frontowego, pogadać i wesprzeć na duchu. Podnieść… wiarę… we własne siły - mruczała cicho z ustami tuż przy ustach Betty - Muszę sobie znaleźć zajęcie póki szlachetna pani nie zawinie mnie niegodnej na włości.

Pielęgniarka zareagowała z aprobatą wyrażoną zaskoczonym i podnieconym sapnięciem. Z lubością widoczną na twarzy i w ruchach kontynuowała odwzajemnione manewry pacjentki.
- Ależ Księżniczko… - szepnęła cicho z ładnie odegranym wyrzutem. W tym czasie zdążyła już odzyskać równowagę i mniej karkołomnie ułożyć się trochę na Lamii a trochę obok niej. Wciąż uparcie trzymała nogi poza łóżkiem jakby oficjalnie nadal tylko przysiadła na łóżku pacjentki. Ale oparta na łokciu dłoń przesuwała się czułe po policzku dziewczyny o ciemnych włosach. Drugą zaś zdołała wreszcie pokonać opór gumki od piżamy i wsunąć się pod nią. Zaczęła z wyraźną przyjemnością badać teren pod spodem.

- Sama mówiłaś, że jestem szlachetną panią a nie szlachecką. - zwróciła się do niej z ironia i w głosie i na twarzy. W tym czasie zmrużyła oczy i przygryzła wargi gdy jej dłoń zjechała na sam dół korpusu pacjentki. - Ja nikogo nie karze Księżniczko. Ja tylko dyscyplinuje i ruguje złe nawyki. A w tym co proponujesz nie ma nic zdrożnego. To co proponujesz to wyraz troski i jest bardzo szlachetne. Zasługuje na nagrodę. - to mówiąc wypłaciła tą nagrodę troskliwej i szlachetnej pacjentce. Jednocześnie zbliżyła swoje usta do jej całując ją wreszcie w usta a z drugiej, tej niższej, palce drugiej dłoni też zaczęły swoje harce. Betty szybko zaczęła tracić oddech i wraz z nim panowanie nad sobą coraz mocniej i zdecydowaniej angażując się w tą wypłatę.

Nie mylił się ten kto mówił, że dobre uczynki wracają do człowieka w postaci nagrody, nawet jeśli jeszcze były one w formie planów do zrealizowania. Na przyszłość, bliską co prawda i nieodległą, ale same w sobie nie stały się jeszcze faktem. Mazzi nie zamierzała niczego negować, zresztą okularnica i tak nie dała jej na to szans, zajmując po raz kolejny w sposób odbierający oddech i przyjemnie wyrywający ze szpitalnej rzeczywistości. Wypłata nie trwała długo, a gdy się skończyła, sierżant odkryła, że nie ma siły podnieść z materaca nawet jednego palca. Leżała na plecach, dysząc ciężko, uśmiechnięta od ucha do ucha i ze spokojem wpatrywała się w twarz obok swojej.
- Jakoś chyba zniosę konieczność siedzenia tutaj, bez opcji wyskoczenia oknem na miasto. Jest to poświęcenie, na które jestem gotowa. - powiedziała cicho kiedy odzyskała oddech. Parsknęła krótko, zamykając oczy, leniwa i rozlazła jak grzejący się na słońcu kocur - Pewnie mu nie pomogę, ale co szkodzi spróbować? Był tam gdzie ja, wiem co go gryzie… po części. Koszmary, nie tylko senne. Czasem warto sie wygadać… póki jeszcze jest jasno. Wtedy nie ma… nie jest aż tak źle.

- Miło mi to słyszeć.
- okularnica westchnęła z uczuciem błogiej ulgi i w głosie i na twarzy. Wyprostowała się poprawiając włosy i ubranie. - I to myślę jest dobry pomysł. Na pewno się ucieszy, jeśli jakiś pacjent… - Betty mówiła otrzepując się i włosy i regulując powracający do normy oddech. Ale urwała i spojrzała na rozwaloną leniwie pacjentce w piżamie. - … A nawet tak apetyczna pacjentką… - wzrok pielęgniarki przesunął się nieśpiesznie z ironicznym i łakomym spojrzeniem po tej nieco potarganej sylwetce. - To na pewno bardzo się ucieszy. - wzrok okularnicy stanął na końcu rozwalonej sylwetki leżącej na podobnie rozwalonym łóżku.

- Chociaż szczerze mówiąc Księżniczko… - zaczęła mówić jakąś nową myśl gdy zaczęła od stóp dziewczyny w piżamie wracać nieśpiesznie wzrokiem ku jej twarzy. - W tej chwili wyglądasz bardzo, bardzo wulgarnie. Jak jakaś bardzo, złe wychowana dziewczynka. - wymruczała z jakiś rodzącym się mrocznym odcieniem w głosie gdy doszła wzrokiem do korpusu pacjentki w zmiętolonej i rozchełstanej piżamie. - Jak u mnie w domu będziesz się tak wulgarnie zachowywać obiecuję ci, że to ci nie ujdzie na sucho. - powiedziała surowym już tonem gdy spojrzeniem wróciła do twarzy leżącej na łóżku kobiety.

- Co poradzę? - sierżant wzruszyła ramionami i rozłożyła bezradnie ręce, robiąc do kompletu zbolałą minę - Biedna jestem, słaba jeszcze… gdzie mi się bronić przed siłą perswazji ciała… medycznego - bezczelnie obcięła pielęgniarkę wzrokiem od góry do dołu, oblizując przy tym usta - Wiadomo przecież… że to dla dobra pacjenta. Nawet jeżeli był bardzo… bardzo niegrzeczny - koniec wymruczała niskim głosem i zaśmiała się krótko - Bez obaw, nie zrobię mu nic… czego nie będzie chciał.

- No mam nadzieję dziewczyno. Inaczej niestety musiałabym zapomnieć o naszej zażyłości i mojej słabości do ciebie i znów być tylko pielęgniarką. A szkoda by mi było.
- brunetka w zadumie pokiwała głową ale dla odmiany zdawała się mimo dość lekkiego i przekornego tonu mówić jednak poważnie. Stała tak obok łóżka we władczej pozie, z rękami złożonymi na biodrach, dominując spojrzeniem nad leżącą więc trudno byłą ignorować to co mówi. A poza tym okazywało się, że potrafi bić od niej charyzma i stanowczość.

- A teraz Księżniczko, chodźmy już skoro podpisałaś cyrograf co cię na dwie doby oddaje mi we władanie. I to z całą bezwzględnością legalnego prawa. - powiedziała z wesołym uśmiechem podciągając “słabą”" straszą sierżant najpierw do pionu a potem jeszcze bardziej do pionu gdy postawiła ją na podłodze. - I jesteś strasznie apetyczna. Nie mogę się doczekać kiedy będę miała okazję cię schrupać całą. - powiedziała po cichu schylając nieco głowę w dół by przyjrzeć się jej twarzy z bliska. Wzrok miała rozpalony a nozdrza poruszały jej się nerwowo łapiąc oddech albo zapach. - Chodź Księżniczko, wodą stygnie. - powiedziała i pociągnęła ją za rękę w stronę łóżka Amelii.

- Nie wiedziałam że gustujesz w psim mięsie - Mazzi grzecznie przemieściła się z łózka na podłogę, a potem dalej za pielęgniarką. Stojąc obok wychyliła się, kładąc jej brodę na ramieniu i patrząc w oczy uważnie, oczekująco aż do chwili, gdy przybrała współczującą minę.
- Nikt ci nie powiedział, co? - spytała żeby samej odpowiedzieć - Z własnej, nieprzymuszonej woli sprowadzasz sobie do domu diabła. Zobaczymy kto tu kogo zje - cmoknęła brunetkę w policzek, wracając na odpowiedni dystans i odsuwając przepierzenie.
- Gotowa na kąpiel? - rzuciła wesołym pytaniem w Amy, szczerząc się przy tym jak właśnie wygrała na loterii.

Betty zaśmiała się cicho gdy usłyszała ripostę starszej sierżant. Wydawała się przyjmować to za dobrą monetę. Podobnie wesoło wyjrzała zza parawanu podchodząc do łóżka blondynki. Ta pokiwała głową i też się uśmiechnęła.
- Amy a bardzo by ci przeszkadzało jakby Księżniczka poszła z nami? - zapytała pielęgniarka. Dziewczyna z grubym opatrunkiem na pół twarzy popatrzyła na nie obie i pokręciła głową, że nic nie ma przeciwko obecności drugiej pacjentki.

- Lubię ją. Jest miła. - rzuciła wystając z łóżka blondynka i uśmiechnęła się do prawie czarnowłosej sąsiadki z drugiej strony parawanu.

We trójkę więc ruszyły do łazienki. Betty puściła pacjentki przodem a gdy wychodziły na korytarz Łamią poczuła siarczyste uderzenie w pośladek.
- Jakiś komar. - rzekła uroczo niewinnym tonem idaca za nią pielęgniarka uśmiechając się do niej równie niewinnie. Jeśli nie liczyć szatańskiego błysku w oczach.

W łazience zamknęły się we trzy. Amelia po chwili wahania zaczęła się rozbierać. Tak samo jak Lamia dużo tego nie miała na sobie go gdy zrzuciła górę piżamy i ściągnęła dół była już naga. Okazała się być dość drobną i szczupłą dziewczyną o bardzo naturalnej i dziewczęcej urodzie. Dopóki nie miała tego opatrunku na twarzy i tych świeżych ran pod tym opatrunkiem to pewnie wiele osób uznawało by ją za wartą drugiego spojrzenia i większego zainteresowania. A przez to ten opatrunek i zeszpecenie twarzy wydawało się jeszcze bardziej kontrastować z jej urodą.

Betty dawkowała pytania umiejętnie i gdy blondynka usiadła już w wannie zapytała ją czy druga pacjentka też może skorzystać. To by się obydwie wykąpały za jednym zamachem i obie by miały już z tym spokój. I Amy znów się zgodziła więc pielęgniarka skinęła zapraszająco głową w stronę Lamii.

Zaproszenie zostało błyskawicznie wykorzystane, sierżant ściągnęła ciuchy i weszła do wody zanim ktoś zmienił zdanie. Trochę się przy tym zachwiała i musiała złapać krawędzi metalowej misy, ale plan wykonała bez strat własnych albo ofiar postronnych.
- To co siostro, teraz grzałka i dwa problemy ululane za jednym zamachem? - spytała Betty, moszcząc się na tyle wygodnie na ile pozwalało sąsiedztwo blondynki - Elektrowstrząsy… - zaśmiała się, potem nagle skrzywiła, mrużąc oczy i próbując coś sobie przypomnieć. Kojarzyła to słowo, co lepsze w zestawieniu ze słowem “terapia” - Dla zdrowia - w końcu wybrnęła, nie mając ochoty rozwodzić się nad detalami od których bolała głowa. Zamiast tego zadała drugie pytanie - A jak będziemy grzeczne to dostaniemy podwieczorek?

- Podwieczorek? No patrzcie jak się już rozwydrzyła.
- okularnica po mistrzowsku uniosła brew ponad ramkę okularów w grymasie przyjacielskiej ironii. - Jak będziecie grzecznymi dziewczynkami to dostaniecie buziaka. Na podwieczorek jest jeszcze za wcześnie. Ale może jutro rano coś wam przyniosę. Ale jak będziecie grzeczne w tej kąpieli! - pielęgniarka zaczęła niespieszne rozpinać a potem podciągać mankiety swojego uniformu. Podobnie jak rozpięła dwa najwyższe guziki pod szyją. Teraz gdy Łamią już wiedziała co ona tam ma pod spodem wiedziała, że te czarne kreski jakie jej wystają spod tak odsłoniętego dekoltu to łapki wytatuowanej czarnej wdowy. - A teraz Księżniczko, bądź dobrą dziewczynką i koleżanką i pomóż Amelii w kąpieli. - powiedziała nachylając się stronę Mazzi i podając jej gąbkę. Przez ten ruch mogła jeszcze dokładnie zajrzeć jej w dekolt.

Niestety tatuażu nie dało się dostrzec, ale to co widziała i tak było warte uwagi. Przejęła myjkę, namydliła ją i grzecznie, jak na dobrą pacjentkę przystało, zaczęła wykonywać polecenie, przy okazji uśmiechając się pod nosem. Przyjemna rzecz, balia i towarzystwo, o wiele lepsza niż błoto i ziąb gdzieś w okopach. Czuła się trochę jak dziecko, myte hurtowo z resztą rodzeństwa… czy to znaczy, że kiedyś już trafiała w podobne warunki? Dawno temu, gdy jeszcze nie miała siły podnieść karabinu… kolejne pytanie bez odpowiedzi… na potem.
- Wszystko pięknie, ale kto pomoże mnie? - zrobiła zbolała minę, przekładając gąbkę do drugiej ręki i powoli ścierając pot i zabrudzenia z pleców blondynki - Gdzie ta no… sprawiedliwość?

- No widzisz Amelio jak to z nią jest? Na litość człowieka wziąć próbuje… - pielęgniarka tak udanie udała zasmuconą tym beznadziejnym przypadkiem jaki właśnie mył plecy blondynki, że ta zachichotała jak mała dziewczynka. Betty namydliła w tym czasie drugą gąbkę wyjęła z wody nogę blondyny i zaczęła ją czyścić. Ona sama zaś też zaczęła namydlać się sama zaczynając od ramion i piersi. Więc na trzy pary sprawnych i chętnych rąk szło to całkiem sprawnie.

- Ale Lamia chyba ma rację. Bo wy dwie mnie myjecie a jej nie ma kto. - blondynka powiedziała mimo chodem. Pielęgniarka słysząc to znowu westchnęła a słysząc to Amy znów zachichotała. Odwróciła się do tyłu by sprzedać uśmiech myjącej jej plecy koleżance.

- Dobrą cwaniary, przyznajcie się. Uknułyście ten spisek jak mnie nie było? - kasztanka w rozpiętym uniformie pielęgniarki wskazała gąbka na dwie dziewczyny po drugiej stronie wanny. Blondynka energicznie pokręciła już trochę mokrą głową. - No dobrze, niech wam będzie. Ale to Amy będziesz mi musiała pomóc z tą niedobrota. Pomożesz? - zapytała siostra przełożona dalej ciągnąć ten udawany cyrk. Amelia wydawała się rozbawiona na całego i energicznie pokiwała głową,tym razem twierdząco. Betty więc wręczyła jej swoją gąbkę, wstała i przeszła w t samo miejsce gdzie wczoraj zaczynała prać Lamie zaczynając od umycia włosów. Teraz znowu siadła za nią i wzięła od niej gąbkę. W tym czasie blondynka przekręciła się w wannie i wyjęła z wody nogę starszej sierżant i swojej kumpeli z sali po czym zaczęła szorować jej stopę.
- A masz łaskotki? - zapytała nagle i prawie od razu sama sprawdziła łaskocząc ja po tej stopie.

Sierżant przekręciła głowę, przyglądając się atakowanej nodze, poruszała palcami… ale nic prócz dotyku nie czuła. Żadnej chęci zabrania kończyny, ani ataku śmiechu. Tylko palce drapiące podeszwę stopy i konsternację, którą szybko odepchnęła.
- Nie, ale mogę symulować - zaśmiała się, nabierając zamachu i uderzając o taflę wody żeby ochlapać podstępną towarzyszkę kąpielowej niedoli - Całkiem nieźle wychodzi… zazwyczaj - skończyła tonem czystej niewinności.

Amelia zapiszczała z dzikiej radości przyłączając swoją dole do rozchlapywania wody w i z wanny.
- O, to prawda. Księżniczka ma w tej materii niesamowite uzdolnienia. - Betty pokiwała twierdząco głową nieco pochylając się do przodu a gdy się cofała skorzystała z okazji i przesunęła językiem po karku pacjentki.

- No dobrze, już dobrze dziewczyny czas już chyba kończyć tą zabawę. - zawyrokowała pielęgniarka wzywając do zachowania chociaż pozorów zachowania spokoju i porządnej kąpieli.

- Widzisz Amy? Sam terror, ucisk i nacisk - Mazzi westchnęła teatralnie, wstając i pociągając za sobą blondynkę. Zaraz też znalazł się ręcznik,potem drugi. Wytrzeć włosy, te jasne i te ciemne, potem skórę - tę gładką i tę pokrytą bliznami. Wyjść na gumową matę, przebrać się w czyste ubranie w modnym szpitalnym deseniu i gdzieś po drodze zrewanżować się Betty otarciem o biust, łapaniem muchy co tak perfidnie przysiadła na jej tylnych krągłościach… w końcu trzeba pomagać, no nie?

Czysta i w miarę ogarnięta Lamia nie przestawała się uśmiechać, tak na zapas. Póki spokój, cisza i nikt nie strzela…
- Czy łaskawa pani w swej niezmierzonej wspaniałomyślności użyczyłaby mnie niegodnej kosmetyczki i lusterka? - wróciła do poważnej parodii poważnego tonu, stając przez pielęgniarką twarzą w twarz. Spytała grzecznie, zaraz też posłała oponentce spojrzenie smutnych oczy basseta - Skoro mam odwiedzić w słusznej sprawie pacjenta spód “trójki” chciałabym wyglądać jak człowiek… ten jeden raz. Teraz mogę, nie noszę munduru i nie łamię regulaminu.

Trzepnięta w tyłek pielęgniarka pisnęła jakoś tak całkiem niepoważnie i z takim zaskoczeniem, że aż Amy roześmiała się na całego. Okularnica zaś błyskawicznie się odwróciła do swojej napastniczki i zmrużyła oczy świdrując ją wzrokiem. W końcu jednak uśmiechnęła się i pokiwała głową z uznaniem.
- Ach te komary. Nigdy nie znasz dnia ani godziny kiedy cię dorwą. - rzekła z ironią i jakoś dziwnie można było odnieść wrażenie, że chyba tutejsze komary bardzo lubują się w błękitno krwistych księżniczkach.

Za to otarcia się o własny biust jakoś nie skomentowała. Przynajmniej nie głosem i na e od razu. Przygryzła nieco wargi i zmrużyła nieco oczy gdy Lamia wykonywała ten manewr. Gdy skończyła spojrzała w dół na swój poplamiony wilgocią fartuch.
- No widzisz co narobiłaś? Cała jestem mokra. - pokręciła kasztanowlosa głową i znowu zabrzmiało to dziwnie dwuznacznie.

- I jeszcze kosmetyczki użycz… - westchnęła i pokręciła głową. Ale podeszła gdzieś do szafki i wyjęła z niej małe lusterko i równie małe pudełeczko jak od herbaty. Gdy je otworzyła wewnątrz ukazały się kredki, szminki, pomadki i resztą kosmetyków do podstawowego makijażu.
 
Driada jest offline