Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2018, 03:30   #15
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację

Starsza sierżant wróciła do budynku szpitala w dość potarganym stanie. Z liści i trawy jeszcze jakoś udało im się otrzepać ale plamy od ziemi i trawy zostały. Znów wracała do szpitala jakby ktoś przegonił ją po krzakach. Keith zresztą wyglądał podobnie. Oboje zdawali działać na siebie terapeutycznie. Przynajmniej w ten pogodny, niedzielny poranek który przerodził się w przedpołudnie, potem południe aż do teraz gdy zbliżała się pora obiadowa.
Daniel wygadał się trochę. Nie chciał pamiętać, chciał zapomnieć o tym co się stało na Froncie. Ale nie mógł. Nie bez wspomagacze. Ale w szpitalu uznawano, że wraca do zdrowia więc stopniowo mu zmniejszali dawki. Więc wspomnienia wracały. Ale był tu taki koleś. Sprzątacz. Miał towar jakiego kapral potrzebował. Ale nie za darmo. Na szczęście był żołd. Ale robiło się go za mało, Keith potrzebował więcej i kasy i prochów dla Fusha. Wszystko byle nie pamiętać. Wtedy przed izolatka szlag go trafił. Fush nie miał pod ręką towaru albo zaczął coś kręcić. Że dopiero po weekendzie i nie chciał dać na krechę. Po weekendzie wypłacali żołd. Więc Keith wpadł w panikę, że zostanie na lodzie i go poniosło.

Gdy wracała korytarzem w pewnym momencie usłyszała już teraz znany sobie głos “Rambo”. Rozmawiał dość intensywnie z jakimiś innymi męskimi głosami. I tak trafiła, że rozpoznała, że mówią o niej i jej porannej wizycie.

- No tak! Tak było! No mówię wam! - zapewniał gorąco właściciel zabandażowanego kikuta na nadgarstku.

- Weź idź ściemniaj komu innemu Dave. - odburknął mu jakiś facet z wyraźnie wyczuwalną irytacją.

- Nie ściemniam! Tak było! Dzisiaj rano, sama tutaj przyszła! - właściciel kikuta nadal zapewniał równie gorąco chcąc pewnie przebić się przez sceptycyzm kolegów.

- Człowieku czy ty sam siebie słyszysz? Mamy uwierzyć, że rano wparowała tu jakaś napalona cizia, której o dziwo nikt z nas wcześniej nie widział chociaż nie leżymy tu od wczoraj i zaczęła się z tobą lizać. Aha i jeszcze woli laski i ma jakąś ale dla ciebie straciła głowę i zrobiła wyjątek? - zirytowany podsumował chyba to co dotąd usłyszał od Halsey'a i po chwili ciszy chyba padło jakieś potwierdzenie bo facet znów zaczął mówić tym samym cierpkim tonem. - No to cudnie, gratulacje stary. To mam tylko jedno, jedyne pytanie. Czemu my zalegamy na twoim wyrze a nie ta zaświrowana w tobie laska i jej laska co? Zacząłeś woleć męskie towarzystwo? - rozmówca Halsey'a przeszedł w otwartą szyderę.

- Taa… Tak samo tu była jakaś laska jak on ma tą dziewczynę. Dobra, Dave, bo karta stygnie, rozdawaj i nie przetrzymuj. - odezwał się nowy głos pośredni między znużeniem tym tematem i niecierpliwością by wrócić do przerwanej gry.

Słysząc tą wymianę zdań Lamia zaśmiała się bezdźwięcznie, spoglądając rozbawiona na Daniela.
- Szukałam cię, wiedziałam gdzie leżysz, ale nie gdzie polazłeś. To się dowiedziałam. Widzę David nadal przeżywa - parsknęła, kręcąc głową. Potem nagle zbystrzała, a na twarzy pojawił się jej wyjątkowo niewinny uśmieszek - To co, odprowadzić cię do samego łóżka i pożegnać jak na… napaloną laskę przystało? - zabujała brwiami, pokazując mniej więcej kierunek gdzie znajdowało się rozkopane wyro.

Daniel uśmiechnął się łagodnie gdy też usłyszał końcówkę rozmowy karcianego towarzystwa za uchylonymi drzwiami. Razem weszli do sali i momentalnie wszystkie rozmowy umilkły a spojrzenia skierowały się na nich. Na łóżku przy drzwiach siedziało trzech facetów w piżamach, z czego jeden z pustą, podwinięta nogawką amputowanej nogi i kulą w zasięgu ręki. No i Dave. No i karty. No i cała ta sceneria zamarła na chwilę gdy para pacjentów przeszła przez salę póki nie rozdzieliła ich kotara. Dopiero wtedy czar chyba prysł.

- No! To właśnie ona! Ta laska co wam mówiłem! - Dave pewnie w założeniu chciał powiedzieć to szeptem by tylko jego towarzysze go słyszeli ale słabo mu to wyszło więc nawet Lamia i Daniel usłyszeli go gdy dochodzili już do łóżka przy oknie.

- No widzimy Dave. A czemu nie przyszła się z tobą lizać i jej focza wygląda jak Keith? - odezwał się ten ironiczny co znowu wywołało uśmieszek Daniela i pewnie na e tylko jego. Z łóżka przy drzwiach dochodziły jeszcze jakieś ściszone rozmowy ale już nie słyszeli jakie.

- Hej… dzięki za wszystko… tam w parku i w ogóle… przyjdziesz jeszcze kiedyś? Wiesz, jakbyś chciała zajarać czy co… - Keith czując że muszą się rozstać znowu zrobił się jakiś nerwowy i niespokojny.

- To ja dziękuję - sierżant posłała mu szybki uśmiech znad ramienia. Grzebała w pościeli poprawiając ją i wyrównując. Zapięła rozgogolone guziki, strzepała poduszkę i dopiero wtedy wyprostowała się zadowolona z efektu, chociaż słowa już zapadły jej na duszy.
- Hej, jasne że wpadnę - zrobiła ten krok do przodu,stając przed kapralem i objęła go mocno, kładąc głowę na jego ramieniu. Głaskała go powoli po plecach, przedłużając moment gdy będzie trzeba zebrać dupę w troki i iść w diabły - W poniedziałek i wtorek mam przepustkę i nie będę w szpitalu… ale środę się pojawię. Potem przenoszą mnie do domu weterana, ale to i tak… ej słuchaj. - podniosła głowę, uśmiechając się ciepło - Ogarnij się, zbierz do kupy. Ciebie też tam wyślą, będę czekać. co najmniej miesiąc-dwa muszę tu zostać zanim… pewnie dadzą mi nowy przydział. Do tego czasu… trochę jeszcze zostało - dla podkreślenia słów pocałowała go w usta, a potem ściszyła głos - Chcesz to wpadnę po ostatnim obchodzie. Ciężko spać samemu - westchnęła, na chwile tracąc rezon, ale to była krótka chwila. Wrócił jej zwykły ton, zahaczający nawet o służbowy czemu przeczyły wesołe iskierki w oczach - Poza tym nie wiem co wy sobie wyobrażacie kapralu. Widzieliście się w lustrze? Jak można tak zaniedbać uniform? Macie się doprowadzić do porządku, sprawdzę wieczorem jak sobie poradziliście z tym zadaniem. - skończyła z ręką na jego pośladku.

Kobieta wyczuwała, że do mężczyzny w niebieskiej piżamie w czerwone prążki znowu wracają jego strachy, obawy i nieufność. Teraz to bardziej on się przytulał do niej niż ona do niego. Zupełnie jak dziecko do matki przed zapakowaniem na wyjazd na kolonie na jakie niekoniecznie wcale chce jechać. Jego męskość i pewność siebie jaką na chwilę odzyskał w szpitalnym parku gdy z lubością zajmowali się sobą nawzajem znów zdawała się chwiać i walić w posadach. Zwłaszcza jak mówiła o swojej przepustce i rychłym wypisie ze szpitala.

Ale jednak lekko stróżujący ton sierżant i kobiety, śmiały i ciepły dotyk jej dłoni oraz wieczorna obietnica jakoś pomogły mu się zmobilizować. Pokiwał głową, puścił ją wreszcie i nawet dał radę się uśmiechnąć. Zapytał jeszcze gdzie ona leży.

Odpowiedziała, że pod parszywą trzynastką i zaprasza jak czegoś będzie potrzebował, zrobiła krok do tyłu ale znów wyrwała do przodu, obejmując go w pasie. Stali tak objęci jeszcze przez minutę albo trzy, ale w końcu Lamia wycofała się, znikając za parawanem. W połowie drogi znowu minęła wyrwę z widokiem na łóżko jednorękiego i jego kumpli od kart.

- Dzięki Rambo - odezwała się, pakując głowę za odpowiedni parawan. Przybrała szeroki, wesoły uśmiech i zarzuciła rzęsami - Za pomoc rano. Pamiętam o czym gadaliśmy. Pomyślę… jak nie zapomnę - puściła mu oko.

Wychodzącą z sali pacjentka, tym razem już sama, swoimi słowami do karciarzy wywołała podobnie piorunującą reakcję jak przed chwilą gdy weszła z kapralem pod pachą. Znów cała trójka znieruchomiała, że właściwie żaden nie zareagował w sensowny sposób i dopiero jak wyszła czar znów prysł.
- Widzicie!? Mówiłem wam! Ona teraz idzie pogadać że swoją laska o trójkąciku że mną! - Hasley prawie krzyczał triumfalnie jakby wbrew wszystkiemu to jednak jego wersja była na wierzchu. Pozostali dwaj koledzy tym razem jeśli coś odpowiedzieli to nie od razu albo tak, że odchodząca Mazzi już tego nie dosłyszała.
 
Driada jest offline