***
Manfred ruszył galopem w strugach deszczu, po chwili był juz na trakcie wiodącym do Streissen. Po drodze były jeszcze tylko dwie farmy, do najblizszej z nich zostało około pięć mil, planował zboczyc z głównego traktu w leśną drogę na południe, która niegdyś prowadziła do nieistniejącej juz osady drwali i traperów...tam się przyczaje...konni ruszyli za nim lecz po kilku minutach stracił ich z widoku...gnał przed siebie na spienionym koniu.
***
Alicja i chłopak siedzieli w zaroślach obserwując oddalających się jeżdzców, było zimno. Mokre ubrania lepiły sie do ciała i parowały w nocnym chłodzie. Płomienie wsi przygasały, z rzadka dało się słyszec nawoływanie i pojedyńcze urwane krzyki...ulewa przemieniła się w mrzawke...gdzie sie udac...wiedziała że kilka mil na wschód jest jakaś farma, potem nastepna, a dalej to juz Streissen. Spojrzała na zasępiałego Bruna pytająco... |