30-09-2018, 02:10
|
#86 |
| – Och, hulanki! Ale by było! – Galina aż klasnęła, gdy Dymitr wyraził swe zainteresowanie wydarzeniami w okolicy. Ta wizja mocno pobudziła jej wyobraźnię. Ileż to już czasu nie miała okazji poczuć silnej męskiej dłoni na swej kibici? Bezwiednie poprawiła uczesanie i przygryzła dolną wargę, fantazjując o upojnej nocy z jakimś rosłym, pełnym wigoru, włościaninem. Dopiero brzdęk miski, która wysunęła się z ręki i roztrzaskała o podłogę, wyrwał ją z zamyślenia. Skwitowała to wiązanką wymyślnych kislevickich przekleństw, po czym wymamrotała pod nosem: – Zły znak, lepiej na żopie siedzieć w chacie… zły znak… – Na wszelki wypadek splunęła jeszcze przez lewe ramię, bo nagle na myśl przyszedł jej mąż nieboszczyk z marsową miną.
Pewnego dnia ośmieliła się zaczepić gospodarza: – Navarro, szto Ty tak całymi dniami robisz? Może jaka pomoc się przyda? Ja to na rzemiośle się nie znam – rzuciła sugestywne spojrzenie na jego torbę z narzędziami – ale Dima się tolka plącze pod nogami albo podgląda mnie podczas kąpieli. – Szturchnęła młodszego Kislevitę z rozbawieniem w bok, gdy ten nagle opuścił wzrok. – Może byś go przyuczył do czegoś? |
| |