Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2018, 12:40   #130
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
- Jabłko, berło i korona - zapytana przez Elvina Margery potwierdziła kompletność regaliów rodu Ak'kka, ale nie zagłębiała się w ich historię. Wszystkie znajdowały się właśnie w ich plecakach i mówienie o nich nie było dobrym pomysłem, mogłoby przypomnieć Akermusowi o berle, na którego brak on sam jeszcze nie zwrócił uwagi.
- Wierzchowce to zły pomysł w tym terenie - poinformował rycerza Kesner, który sposobił się właśnie do drogi. - Połamią sobie nogi na tej kamienistej przełęczy. Sprowadzając je w dół będziemy musieli zachować mnóstwo ostrożności i podróż z nimi będzie o wiele wolniejsza niż pieszo.
To samo zresztą czuła Girlaen. W dół to było jeszcze pół biedy, ale w górę nie było szans jechać na grzbiecie takiego podkutego zwierzęcia. Gdyby mieli ciągnąć konia, to na pewno nie wyrobiliby się do wioski niziołków w jeden dzień.

Reszta dnia minęła spokojnie. Większa część grupy odpoczywała, medytowała lub spała jeśli była w stanie zasnąć. Kesner rozmówił się z Girlaen odnośnie kierunku, w którym podążą, posłał dziewczynie nerwowy uśmiech po czym zadeklarował, że pójdzie w drugą stronę na zwiady licząc na dotarcie do jakiegoś uczęszczanego szlaku. W tych górach mógł mieć z tym problem, ale nikt go już nie zatrzymywał. Przed wieczorem wszystkie rany były już opatrzone, a z pomocą tropicielki również inni powoli dochodzili do siebie. Kiedy o świcie zbierali się do drogi, grupa Letusa i tego drugiego kupca wyglądała już o wiele lepiej. Każdy się ocknął i był w stanie poruszać się o własnych siłach. Nie pozostało nic innego, jak wyruszać.

Nie minęło może pięć minut od chwili, gdy grupa opuściła śmierdzącą jaskinię ogra, gdy do uszu Elvina dotarł głośny szept Akermusa rozmawiającego z członkami swojej drużyny.
- Nie widziałeś berła?
- Musiało wypaść…
- Trzeba przeszukać te trawy…
Urwane głosy usłyszała też Margery. Okazało się również, że jest spakowana do drogi.
- Zmieniłam zdanie. Idziemy z nimi! - zadecydowała niespodziewanie i pociągnęła rycerza za ramię, poganiając. Dogonili pozostałych dzięki krzykom i krótkim nóżkom Luny. Wtedy przyszłoprzeszła królowa podzieliła się jeszcze jedną obserwacją.
- Mezra zniknął. Przy tym wszystkim pozostanie z nimi to faktycznie zły pomysł - przychyliła się do wcześniejszych słów Elvina, chociaż wcześniej nie do końca zgadzała się z opinią o kupcach i ich ochronie.

Podróżowali teraz sześcioosobową grupą. Jedno z nich było krótkonogą niziołką, dwójka nosiła ciężkie płytowe pancerze, a przecież Margery także miała swój napierśnik schowany w tobołach. Girlaen dobrze obliczyła odległość, ale trochę przeceniła siły swoich towarzyszy. Próbowała jeszcze narzucać tempo, ale tylko Eivor i Elvin nadążali. Niewiele było czasu na rozmowy i wzajemne poznawanie się, lecz dopiero teraz zauważyli, że nie do końca kojarzą swoje imiona. Krótkie zdawkowe uprzejmości umknęły uszom takiej Luny czy zajętej rannymi tropicielki. Sama Vos także niewiele o swoich nowych towarzyszach wiedziała, ale poza tym pierwszym spotkaniem, grupa ta nie zrobiła niczego podejrzanego, a wręcz zostali dłużej, aby pomóc ludziom z karawany.

Nastał już wieczór, a słońce dawno już zniknęło za ścianą gór, kiedy opuszczali kamienistą przełęcz, wychodząc na płaskowyż. To na nim znajdowała się wioska niziołków - mniej więcej dwie godziny drogi stąd. I las, zaczynający się może pół godziny drogi od ich obecnej pozycji - tyle, że w nieco inną stronę. W pierwszym przypadku byliby zmuszeni do podróżowania w zupełnych ciemnościach, bowiem już teraz prawie nie było dziennego światła. Robiło się też zimno, na szczęście Letus podzielił się chętnie ciepłymi futrami, którymi ci, którym brakowało zimowej odzieży mogli się okryć. Zanim podjęli decyzję, zorientowali się, że wokół nie ma żadnych nocnych czy wieczornych zwierzęcych odgłosów. Jedynie świst wichru. Któryś z podmuchów przyniósł ze sobą odległy jeszcze krzyk.
Bardzo podobny do tego, który wydawała latająca istota, z którą się starli wcześniej.
Za tym pierwszym nadszedł kolejny.
Zbliżały się.

 
Sekal jest offline