Struga, którą Torstig szumnie nazywał rzeką, przepływała w odległości niecałej mili od wzniesienia, na którym stał Yarakan. Swoje źródła miała gdzieś na północy, wśród wzgórz zalegających u podnóży Res Horab, potem wiła się przez stepy, ogólnie w kierunku wschodnim i znikała pośród traw, pozostawiając przed sobą szeroką, płytką dolinę. Gdy nad stepami nastawała pora deszczowa, dolina wypełniała się wodą i można było drogą wodną dotrzeć daleko na wschód, ku górnemu odcinkowi Ananu. Obecnie jednak wody było jak na lekarstwo i rzeczka była żeglowna zaledwie na odcinku kilkunastu mil, a końcowym punktem w jaki można było dotrzeć w drodze na północ, był Yarakan.
Przystań zlokalizowana była w cieniu niedużej ostrogi skalnej. Było to zaledwie kilka drewnianych baraków, w których składowano towary i gdzie, przy odrobinie szczęścia można było zasięgnąć informacji bądź kupić coś taniej, niż w samym mieście. Torstig i Livia udali się do „portu” kamienną, brukowaną drogą, której jednak daleko było do thoertiańskich, budowanych jak od liniału alei, przecinających całe Imperium. Livia miała swojego wielbłąda, który obecnie przebywał w jednej ze stajni na podgrodziu Yarakanu, a Torstig zdołał nabyć niedożywionego muła, który raczej nie rokował na przyszłość, ale za pieniądze jakie miał Relhad nic innego się nie znalazło.
Livia i Torstig, znając tylko przybliżony kierunek, w którym pojechał Osam, zaczerpnęli nieco informacji, na temat gór Res Horab i drogi w ich kierunku. Właściwie nie była to droga, tylko wydeptany przez step szlak karawan wiodący ku górom i zlokalizowanym tam kopalniom, które znajdowały się w sferze wpływów szejka Rasula. Od czasu do czasu przechodziły tamtędy transporty kopalin, częściej przemierzały tą trasę grupki łowców i myśliwych. Przy takiej częstotliwości ruchu, natrafienie na kogoś, kto mógł widzieć zbiegłego złodzieja, wydawało się niemożliwe. Same góry były terenem spornym między Imperium Thoertianum a Sułtanatem Anabazyjskim, o które te dwa olbrzymie mocarstwa od wieków toczyły spory i wojny. Gęsto zalesione, pełne zwierząt i bogate w kopaliny - drogocenne kruszce i doskonały budulec, stanowiły łakomy kąsek, ale ich dzikość i niedostępność skutecznie hamowały zapędy zdobywców. Na obrzeżach znajdowały się gęsto rozsiane forty, faktorie i osady, czasami atakowane przez dzikich mieszkańców Hortorum, jak w języku Thoertian nazywano ów rozległy masyw górski. Najbliższymi miastami w pobliżu gór, po stronie Sułtanatu były Yarakan i położony na wschodzie Sabol, a po stronie thoertiańskiej Nestodrium i Thyspia.
Obie kobiety były w opłakanym stanie. Z trudem mogły się poruszać i ledwo reagowały na to, co działo się wokoło nich. Twarz Enki przypominała roztłuczony kawałek mięsa, brakowało jej kilku zębów, a na całym ciele widniały krwawe pręgi od batoga. Z Zahiją było znacznie gorzej. Twarz, ramiona i piersi pokrywały krwawe strupy, a tam gdzie nie było ran, skóra była zmatowiona, popękana i twarda w dotyku. Ciało czarownicy łuszczyło się i kruszyło niczym łupek.
-
Miał błyskotkę… - wycharczała, gdy Ianus podnosił ją z podłogi. –
Umieram… Nie ma… we mnie… magii… - więcej nie zdołała powiedzieć. Straciła przytomność.
-
Oni widzieć u nas spisek – nieco więcej mogła wyseplenić Enki. Zrozumienie jej przychodziło z trudem, bo nawet z wszystkimi zębami i nieopuchniętym językiem, jej sposób wysławiania się pozostawiał sporo do życzenia. –
Chcieć wiedzieć, czemu zabić Khalil… Kto kazał? Czy brat chcieć walki z… - przez chwilę nie mówiła, zbierając ślinę. Splunęła krwawo. –
Z sułtan…?
Wyciągnięty z celi obdartus, cuchnący szczynami i gównem, co wskazywało na jego długi pobyt w lochu szejka, był na tyle rozgarnięty i o zdrowych zmysłach, że w łamanym torillo wytłumaczył Ianusowi za obietnicę pomocy w wydostaniu się z objęć szejkowego oprawcy, drogę na zewnątrz. Był kiedyś sługą i dobrze znał pałac. Nie widząc powodów, żeby mu nie ufać, poszli za nim. W pewnym momencie, z zewnątrz dał się słyszeć przeciągły, wydobywający się z setek gardeł jęk – to ceremonia pogrzebowa osiągnęła apogeum – ciało Khalila stanęło w płomieniach, a jego duch wraz z dymem uleciał ku niebu, w objęcia Fahima.